W stronę Cape York.

Szok kulturowy, czyli pierwsze dni w Australii

Minęło już kilka dni od naszego przyjazdu do Australii, a my jak byliśmy w Darwin, tak w Darwin jesteśmy. Nigdzie nam się jak zwykle nie spieszy. Testujemy każdego dnia, jak tanio można w tym kraju żyć i co zrobić, aby to życie było jeszcze tańsze i powiem Wam po pierwszym szoku nie jest tak źle. Jednak dziś nie o pieniądzach i kosztach, a o szoku… KULTUROWYM.

Minęło już kilka dni od naszego przyjazdu do Australii, a my jak byliśmy w Darwin, tak w Darwin jesteśmy. Nigdzie nam się jak zwykle nie spieszy. Testujemy każdego dnia, jak tanio można w tym kraju żyć i co zrobić, aby to życie było jeszcze tańsze i powiem Wam po pierwszym szoku nie jest tak źle. Jednak dziś nie o pieniądzach i kosztach, a o szoku… KULTUROWYM.

Gdy czytam blogi ludzi podróżujących (często pierwszy raz) do Azji, to z łezką w oku wspominam, jak to podczas swoich pierwszych podróży po tym barwnym kontynencie, wszystko mnie dziwiło i przerastało. Z czasem człowiek się przyzwyczaja, zadziwia go coraz mniej i coraz rzadziej (co niestety smuci), choć dalej zdarzają się wpadki i wyjątki od reguły. Najbardziej lubię czytać jak ktoś opisuje swoje refleksje z pierwszego zetknięcia z Azją. Kilka godzin w samolocie z „cywilizowanej” Europy do „niecywilizowanych” Indii. Opisywane jest lepkie powietrze, wszechobecny chaos, brud, żebracy, tysiące rikszy, wszędzie głośno, kolorowo i wyraziście. No i zapomnijcie o tym, aby być gdzieś samotnym lub mieć chwilę spokoju. Nie w Indiach. Poza tym zwykle stajemy się atrakcją turystyczną, gdyż mamy biała skórę i dziwne włosy na górnych i czasem też na dolnych kończynach. Fajnie więc z nami zrobić sobie zdjęcie, czyż nie? Jesteśmy w centrum uwagi setek ludzi, którzy są dla nas obcy i inni.

Australijska klasyka - kangurze znaki drogowe ;)
Australijska klasyka – kangurze znaki drogowe ;)

Tak to bywa w skrócie, jak gdzieś leci się samolotem, a różnice kulturowe między punktem początkowym podróży, a miejscem docelowym są ogromne. Przyznam szczerze, że tego uczucia w naszej podróży czasem mi brakowało. Podróżowanie bez samolotu ma to do siebie, że przemieszczasz się powoli wsiąkając coraz bardziej w odwiedzany region, co lubię i bardzo sobie cenię. Zmiana kultur, religii, zwyczajów, nawyków kulinarnych czy też flory bakteryjnej odbywa się łagodnie i prawie bezboleśnie. Nie ma bum, trzask – jestem w innym świecie. Namiastką może być przekraczanie pewnych barier geograficznych, jak np. granica Pakistanu z Chinami na wysokości ponad 5 tys. m npm. To granica pomiędzy Bliskim i Dalekim Wschodem, ale dalej zauważyć można jakieś stadium przejściowe. Zachodnia część Chin to prowincja Xinjiang zamieszkiwana przez Ujgurów, ci zaś są muzułmanami i bliżej im do ludów Azji Centralnej niż do Dalekiego Wschodu, ale jakaś zmiana jest. Nieduża, ale też cieszy.

Długie proste odcinki drogi w Australii.
Długie proste odcinki drogi w Australii.

Sytuacja zupełnie inaczej wygląda z Australią. Kraj ten mimo, iż leży geograficznie blisko Azji, to kulturowo jest od niej bardzo daleko o co zadbali biali osadnicy kilkaset lat temu. My wsiadając na jacht w Timorze Wschodnim (po półtora roku w Azji), przypłynęliśmy właśnie na ten najmniejszy kontynent i szok kulturowy dopadł nas na całej linii. Szok ten był dziwny, bo w drugą stronę niż zwykle: nikt nie trąbi, ruch na ulicy przebiega bardzo sprawnie i płynnie, samochody zatrzymują się na przejściach dla pieszych, nikt na nas się nie gapi, nie wytyka nas palcami, nie woła na nas malaj, bule, farang, czy laowaj, co czasami doprowadzało mnie do szewskiej pasji. No i wszędzie dookoła otaczają nas tabliczki: uwaga na to, uwaga na tamto. Tu i tam nie bezpiecznie, a tam wolno Ci iść. Puuch…jakże to inne od Azji,wolnej od zakazów, nakazów. Hah, wyjątkiem może tu być dziwaczny Singapur, ale ten właśnie potwierdza azjatycką regułę :)

Dziwne było też dla nas uczucie, że ludzie, którzy zaczęli nas otaczać byli od nas więksi i nie mam na myśli tego, że są grubsi (mowa o białych Australijczykach). Mam na myśli to, że są wysocy, tak zwykle po naszemu, w końcu ktoś jest od nas wyższy. Wiem, że to może Wam się wydać dziwne, że nas to dziwi, ale tak właśnie jest.

Inną sprawą jest samo zachowanie Australijczyków. Po pierwsze są bardzo zrelaksowani, znaczy się „easy going”, a poza tym są cholernie pomocni i uprzejmi. Tak przynajmniej jest w Darwin od momentu kiedy tu jesteśmy ;) Trzy przykłady:

  1. Po raz pierwszy w życiu kierowca autobusu publicznego widząc mnie wchodzącego do autobusu z dużym plecakiem nie powiedział: „Hej, musisz mieć na ten plecak specjalny bilet!” Nic z tych rzeczy. Zapytał po prostu dokąd jadę, czy wiem gdzie wysiąść i czy może mi jeszcze jakoś pomóc. Szczęka mi opadała. Zrobił to sam od siebie bez słowa z mojej strony.
  2. Pani w sklepie (dwóch różnych) już dwa razy w mnie przeprosiła, że wydaje mi  10$ nie w banknocie, a drobne w monetach, bo nie ma inaczej!!
  3. Aktywując numer telefoniczny stresuję się na tyle moją ułomnością w rozumieniu australijskiego akcentu, że operator mówi, żebym się wyluzował, a na koniec dodał australijskie sakramentalne: „no worries mate” (bez zmartwień kumplu) i tekst typu: „pierwsze dni w nowym kraju zwykle są trudne”. Nie ma to jak sobie szczerze pogadać z operatorem infolinii, no nie? Wyobraźcie sobie to w polskim wydaniu?

Powyższe można by mnożyć. Wszystko to dla nas jest jakieś inne, dziwne, zapomniane? Co Azja z nami zrobiła? Wydaje nam się, że po prostu trochę tam zdziczeliśmy, choć to nie do końca dobre określenie. Nic innego jednak nie przychodzi mi do głowy.

Zdecydowanie to wszystko nas cieszy. Cieszą nas te zmiany tym bardziej, że rozumiemy, co wokół nas się dzieje. Rozumiemy ten świat. Cieszy nas też to, że jesteśmy na innym kontynencie, że pewien etap mamy za sobą i że w końcu zabieramy się za coś zupełnie nowego, czego żadne z nas nie zna. Ogromne pustynie, piękne parki narodowe, natura pełną gębą i w końcu brak ludzi dookoła. Tego chyba najbardziej nam brakowało od jakiegoś czasu. Wszystko to najlepiej byłoby poznać poruszając się własnymi kółkami w wersji 4WD, ale musimy na to jeszcze trochę poczekać.

Jutro bierzemy jednak jakiś relocation deal i jedziemy do Perth albo do Alice Springs, a może do Cairns. Jeszcze nie wiemy gdzie, za duży mamy wybór, a my lubimy nie wiedzieć prawie do końca. Aha, no i to auto to zupełnie za darmo i to z wypożyczalni i płacą za paliwo jeszcze :) To zacząłem od pieniędzy i na nich też skończę…

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Jachtostop od podstaw (cz.1)

Już dawno mieliśmy temat jachtostopa opisać, ale ciągle brakowało czasu. Gdy w niedzielę, podczas festiwalu autostopowego na krakowskim AWFie, …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *