Polska gościnność w Chinach

Po nocy spędzonej w pociągu, lekko zmęczeni dotarliśmy do Szanghaju. Tam czekała na nas pewna przyjazna dusza, która udowodniła nam, że polska gościnność jest jak najbardziej obecna w Chinach.

Magda, to przyjaciel mojej rodziny, mieszka z mężem – Robertem – od ponad roku w Nantongu, który oddalony jest o około 100 km od Szanghaju. Nie było nawet takiej opcji, żebyśmy nie zahaczyli o Nantong w trakcie naszej podróży. Miło jest zobaczyć znane twarze, porozmawiać w języku ojczystym i zjeść prawdziwy, polski rosół w Chinach:)

Magda rozpieszczała nas ciągle różnymi frykasami, a Andrzej, który był akurat podziębiony, grzecznie łykał wszystkie leki i mikstury. Oprócz domowych doznań kulinarnych mieliśmy okazję skosztowania potraw kuchni chińskiej, np żaba na ostro. Muszę przyznać, że początkowo miałam pewne opory przed skonsumowaniem tego stworzenia, ale kiedy wniesiono michę pełną warzyw, w której znajdowały się też kawałki mięsa w złotej panierce, opór pokonałam i ze smakiem zajadałam tę żabę na ostro. Wspólnie z Andrzejem spałaszowaliśmy jedną michę tej niezwykłej potrawy. Smakowała nam żabka.

Magda, Alicja i żabki ... Nantongu. Było pysznie Magda - dziękujemy! :)
Magda, Alicja i żabki … Nantongu. Było pysznie Magda – dziękujemy! :)

Nie lada atrakcją była też wizyta w japońskiej restauracji – jedzenie było po prostu wyśmienite i miałam też okazję poznać znajomych Magdy i Roberta. Andrzej nie miał tej szansy, bo został w domu, żeby się wykurować (a tak naprawdę pewnie chciał zostać sam na sam ze swoim komputerkiem ;))

Niestety pogoda cały czas nie dopisywała, każdego dnia padał deszcz i było przenikliwie zimno. Nie mieliśmy więc okazji zwiedzić Nantongu i jego okolic, ale za to skorzystaliśmy z chińskiego masażu stóp, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Małe chińskie rączki bardzo skutecznie masowały, miesiły, wyginały i łaskotały nasze stopy przez ok godzinę, a do tego cały czas serwowano nam jakiś bliżej nieokreślony napar, który nawet nam zasmakował.

Co można robić, gdy cały czas pada deszcz? Czytać? Polski dom to i są polskie książki! Magda podsunęła mi jedną z części „Domu nad rozlewiskiem”. Słyszałam wcześniej o tej książce, ale z różnych przyczyn nigdy nie miałam okazji jej przeczytać. Szansa nadarzyła się w Chinach, więc czemu nie… Książka bardzo mnie wciągnęła i przez cały dzień, który przeznaczyłam na jej przeczytanie, czułam się jak bym była w Polsce:)

Nadszedł jednak dzień, kiedy trzeba było opuścić polską enklawę, w której tak dobrze się czuliśmy. Wszyscy razem pojechaliśmy do Szanghaju i jeszcze wieczorem pochodziliśmy po starym mieście, które ma niesamowity urok o tej porze (mniej turystów niż za dnia i ciekawie podświetlone budynki). Później pożegnaliśmy się z naszymi gospodarzami, którzy oczywiście nie mogli nas wypuścić z pustymi rękami i zaopatrzyli nas w zapas polskiej szynki, rosołków i lekarstw. Dzięki raz jeszcze za gościnę!

Nanjing Road w Szanghaju zawsze kolorowo oświetlona.
Nanjing Road w Szanghaju zawsze kolorowo oświetlona.

To jeszcze nie koniec polskiego wątku  w naszej podróży. Po pożegnaniu, udaliśmy się do hostelu, gdzie czekał na nas kolejny krajan, nasz krakowski kumpel Jasiek, który akurat odbywał staż w Konsulacie RP w Szanghaju. Plan był taki, że zostajemy jeszcze jeden dzień w Szanghaju, a potem w towarzystwie Jaśka wyruszymy na dalszy podbój Chin. Tak też się stało. Niestety pogoda cały czas była po prostu paskudna, więc trudno było mi docenić atrakcje tego miasta, w dodatku zewsząd nacierali na nas nachalni sprzedawcy „lolexów”. Lolex, czyli Rolex, ale chińczycy mają lekki problem z prawidłową wymową tego słowa, więc jest „lolex” i już. Z resztą trudno uwierzyć, że sprzedawane przez nich zegarki to prawdziwe Rolexy, więc w sumie niech będzie, że to Lolex.

Najnowszy i najwyższy szanghajski drapacz chmur, czyli budynek SWFC zwany potocznie „otwieraczem”, to było to, co wzbudziło nasz podziw dla najnowszej chińskiej myśli architektonicznej i technicznej. Na ostatnich piętrach tego budynku, urządzone zostało „obserwatorium”, czyli po prostu punkt widokowy, a widok ten zapiera dech w piersiach. A jeśli poczeka się do zmroku, można popatrzeć sobie z góry na rozświetlony tysiącem kolorowych świateł Szanghaj. Pięęęknie.

Jing Mao Tower Oriental Pearl Tower i panorama Szanghaju
Jing Mao Tower Oriental Pearl Tower i panorama Szanghaju

Na górę wjeżdża się windą, która po prostu śmiga w oka mgnieniu na ostatnie piętro wieżowca. Byliśmy naprawdę pod wrażeniem, ale to jeszcze nie koniec atrakcji.

Wycieczka do WSFC okazałaby się niepełna gdyby nie wizyta w toalecie. Tutaj deska klozetowa posiada niezliczone opcje ustawień i można ją dopasować do rozmiaru i kształtu własnych czterech liter, naciskając odpowiedni guzik. Wszystko po to, aby uzyskać maksymalny komfort przy załatwianiu potrzeb. No po prostu full wypas zupełnie inny niż ten kiedyś przez nas opisywany ;) Znamy takich, co spędzili długi czas na ustawianiu optymalnej pozycji deski w tej toalecie… prawda Jasiek? ;)

Futurystyczny kibelek w SWFC w Szanghaju
Futurystyczny kibelek w SWFC w Szanghaju

Nasza szanghajska przygoda kończy się i następnego dnia wyruszamy w stronę Nanjing. Jak się potem okazało, miasto to miało dla nas pewną zaskakującą niespodziankę…

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Pułapka na Jedwabnym Szlaku

Magia nazwy „Szlak Jedwabny” przyciąga do Uzbekistanu  różne typy turystów. Przybywają tu rowerzyści, motocykliści, miłośnicy samochodów terenowych, …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *