Kasyno w środku laotańskiej dżungli, zamienionej na eksterytorialną częśc Chin.

Lubić Laos

Kraj w którym nikomu się nie spieszy. Kraj w którym podobno jest nudno, ale odwiedza go coraz więcej turystów. Ma w sobie jakąś magię, która przyciąga i powoduje, że roztapiam się w tym laotańskim sosie. Ostatnio wpadłam na to, dlaczego tak jest!

Chodzi o nazwę. Laos – brzmi to jakoś leniwie i wywołuje skojarzenia typu:  olej, wylać, flaki z olejem, kluchy, olać, wolno, a nawet z angielskim slow. Nie da się tego wypowiedzieć  szybko i z energią. Zawsze pozostaje w nim jakaś rozlewista oleistość.

Taki właśnie jest Laos. Czas tu wolno się przelewa jak gęsty olej przez lejek. Ludzie cię tu lekko olewają, ale nie ze złośliwości tylko z lenistwa. Pewnie dlatego, że z nieba leje się żar, który sprawia, że stajesz się lepki od potu i leniwy z gorąca i nic się nie chce.

No bo w którym kraju właścicielka hostelu zapomni ile nocy tu przespałeś i nie wiadomo ile masz zapłacić. Albo w którym kraju ekspedientka sprzeda paczkę ciastek i wyda resztę leżąc, bo jest za gorąco na jakikolwiek ruch?

Nawet najmocniejszy alkohol nazywa się tu lao-lao, czyli podwójna rozlazła oleistość.

Co innego Chiny! Kojarzą się zupełnie odwrotnie. Chiny pachną ostro jak chinina. Wrzeszczą swoim głośnym, histerycznym chi chi chi. Są bez bez-fantazyjnie zwięzłe jak ciasno zapięty mundur wojskowy. Brzmią jak charczenie w gardłach Chińczyków, gdy spluwają gdzie popadnie.

Chiny wdzierają się do Laosu jak podstępna hiena i zachowują się impertynencko jak cham. Chińskie maszyny golą laotańską dżunglę. Czemu nie chińską? A chińscy robotnicy chłoszczą laotański letarg.
A ja lubię Laos i jego oleistość. Chiny lubię też, choć trochę mniej. Nie lubię Chin w Laosie, bo są jak ostry gwóźdź w waniliowym budyniu.

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Pułapka na Jedwabnym Szlaku

Magia nazwy „Szlak Jedwabny” przyciąga do Uzbekistanu  różne typy turystów. Przybywają tu rowerzyści, motocykliści, miłośnicy samochodów terenowych, …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *