Mało śniegu i bardzo suchu - tak wygląda zima w Pamirze.

Kontrola antynarkotykowa

Granica kirgisko-tadżycka to zdecydowanie jedna z barwniejszych granic w naszej podróży. Przekraczaliśmy ją łącznie trzy dni, a tadżycka „jednostka antynarkotykowa” zatrzymała nas na całą noc.

Kyzyl-Art (4280m npm), granica tadżycko-kirgiska - brama wjazdowa do Pamiru.
Kyzyl-Art (4280m npm), granica tadżycko-kirgiska – brama wjazdowa do Pamiru.
Nie, nie. Nie przewoziliśmy niczego podejrzanego poza kilkoma kiełbasami baranimi, dwoma kilogramami suszonych owoców i kilkunastu torebek białego proszku, którym był japoński isotonik trzymany przez nas na specjalną okazję. Chłopaki na granicy po prostu chyba są trochę znudzeni i chcieli sobie z nami ciut ciut pogawędzić.
Co prawda nasz plan nie zakładał dłuższego postoju na granicy, po wszelkich kontrolach i rejestracjach, chcieliśmy szybko zjechać na jakieś 3500m, żeby nie było w nocy zbyt zimno. Plany swoje a życie swoje. 
– A Wy adkuda? – padło standardowe pytanie.
– My z Polszy – standardowo odpowiadamy.
– Dzieci macie? – drożą dalej standardowo.
– Nie, ale mamy dwa rowery – rzucamy żartem, żeby złamać ten ciąg standardowych pytań.
Tyle mniej więcej wystarczyło, aby zjeść pyszną, ciepłą zupę z kawałem mięsa, wypić czarkę dobrej wódki i zagryźć ją ogórkami kiszonymi. Biurko, na którym jeszcze chwilę wcześniej leżał stos papierów, w minutę stał się stołem. Wylądowały na nim konfitury z jeżyn, suszone morwy, słodkie winogrona, aromatyczne pomidory i sałatka warzywna, a do tego pyszny świeży chleb, czyli czym chata bogata, a właściwie służbówka, a właściwie kontener co robił za służbówkę. Najmłodszy rangą strażnik wciąż dokładał do pieca. Temperatura rosła w szybkim tempie więc stopniowo, rozdziewaliśmy się z kolejnych warstw odzieży, aż szef radośnie wykrzyknął „O! Wy kak kapusta!”. Było tak gorąco, że siedzieliśmy w t-shirtach.
Rozmowa, choć żywa, szła nam trochę chropowato, bo my pa ruski tolko ciut ciut. Bardzo dzielnie przekształcaliśmy polskie słowa na rosyjskie i usiłowaliśmy przypomnieć sobie coś, z dawnych lekcji rosyjskiego.
Alicja zna głównie jakieś piosenki, najlepiej chyba o krokodylu Gieni i wierszyk, o tym, że umie już alfabet, że „my uże piszem i czytajem”-  no wiecie sami, jak to było. Mimo wszystko i tak dawaliśmy sobie radę.
Gadaliśmy o rodzinach, o tym, jak im się w Tadżykistanie żyje. Strażnicy z wypiekami na twarzy żywo opowiadali jak znoszą te „trudy” pracy na granicy, aby ich rodziny były bezpieczne i aby w stronę Ewropy nie szmuglowano narkotyków z sąsiedniego Afganistanu. Nie narzekali, bynajmniej, raczej opowiadali o sobie jak o bohaterach.
Oczywiście podniesiony został też temat Sowieckiego Sojuza i tego, jak to było dobrze kiedyś – jeden paszport wystarczył, a teraz wizy jakieś wszędzie dookoła. Ech… biurokracja!
I tak toczyły się rozmowy o życiu, gdy zorientowaliśmy się, że wybiła już 22. Z dalszej jazdy nici. Szybko przydzielono nas do namiotu wojskowego, gdzie w przeciwieństwie do służbówki, w której było ze 30 stopni ciepła, wylądowaliśmy na pryczach zmrożonych na amen. W nocy ponoć było -25. Nosy nam tylko wystawały z naszych ciepłych śpiworów. Rozgrzani dobrą wódką w ogóle tego przeraźliwego zimna nie czuliśmy. Rano tylko trzeba było się wygramolić o 7, bo naczelnik miał lada chwila przyjechać, a tu taka kontrabanda przez cały wieczór była uskuteczniana.
Wzięliśmy rowery, którym nota bene pozamarzały amortyzatory i olej w  hamulcach, i zamierzaliśmy przekroczyć w końcu tę granicę do końca. Przed nami ciągle była kontrola celna, ale wszystko pozamykane było na cztery spusty. Znaleźliśmy kanciapę celników, z której dochodziło intensywne chrapanie. Bezczelnie obudziłem śpiących stukaniem w okno, a w odpowiedzi usłyszałem: „Paszli!” Tym samym 26 października rano, trzeciego dnia od oficjalnego wyjazdu z Kirgistanu, wjechaliśmy formalnie do Tadżykistanu. Czy coś takiego samochodem byłoby możliwe?

A to dopiero początek…

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Gdyby nie było pieniędzy, czyli zakupy w Afganistanie

Scenariusz jest prosty: idziesz do sklepu, wkładasz do koszyka wybrane produkty, idziesz do kasy, wyjmujesz pieniądze lub kartę …

15 komentarzy

  1. Ożesz ! W Pamirze byłem na motorku na przełomie czerwca i lipca . Atakowałem te rejony od strony Iranu . Przejeżdżając przez te rejony spotkałem rowerzystów ze Skandynawii. Zawsze chciałem poznać relacje ludzi którzy jechali przez góry w zimowej aurze . No i masz … Jesteście  WIELCY !!!

    • Podpisuję się ręcami i nogami – WIELCY ;-)

      Trzymam kciuki.

    • Zazdroszczę Ci motorka w Pamirze. Kilka razy myślałem o takiej opcji jadać ledwo zipiąc pod jedną z przełęczy, ale z drugiej strony, na motorku to trchę może być chłodno… jak na chwilę przystawaliśmy, żeby odpocząć to często trzeba było ruszać, bo się zimno zaraz robiło…

  2. No to faktycznie takiego przechodzenia przez granice, a raczej przejezdzania sobie nie wyobrazalam. Opowiedzcie co tam u was przez ten czas sie dzialo jak was nie bylo:)

  3. No to życzę, żeby inne kontrole przebiegały też w takiej przyjacielskiej atmosferze.

  4. Brawo :) Milo Was znowu „widziec” po dluzszej chwili Waszej nieobecnosci :) Pzdr!

  5. no nareszcie, bo myślałam, ze juz w domu przed telewizorem siedzicie w ciepłych kapciach..:)

  6. a gdzież Was nosiło? Chyba tych poczęstunków z siwuchą musiało być więcej:))) A ta granica to przeżycie jedyne w swoim rodzaju! Jestem pod wrażeniem!

  7. dodane zdjęcia do artykułu budzą respekt.. nie dość, że jest bardzo zimno, do tego pięknie ośnieżone górki to wy na rowerach.. dzielnie jest :) przesyłam trochę ciepła…

  8. Daniel Trzebiatowski

     Posunął bym się do najdalszego aby przeżyć to co wy :) Podróż na rowerach plus integracja z ludnością jest czymś co kocham w podróżach najbardziej czekam na więcej :)

    • Niestety przez większośc Pamiru ludzie pochowani w domach, więc tej integracji tak dużo nie było. Zmieniło się to dopiero w Wakhanie… tam ledwo 15km dziennie nam się udało robić, bo ciągle ktoś zapraszał, częstował, zagadywał… ach pięknie!

  9. Co do stwierdzenia „najlepiej było nam przy CCCP” uważam to za prawdę. To Rosjanie zawlekli do środkowej Azji cywilizację, budowali infrastrukture etc… Po rozpadzie wszystkie ważne inwestycje zostawili i odeszli. Widać to np. w wielu budynkach które zaczęto budować i zwyczajnie po 91 roku porzucono – takich inwestycji było bardzo dużo. Teraz zwłaszcza Kirgistan i Tadżykistan znacznie gorzej sobie radzą jako niepodległe stany. Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan mają złoża gazu i ropy  a górzyste piękne stany (KG, TDJ) potencjał turystyczny który w minimalnym stopniu potrafią wykorzystać. Korupcja psuje prawie wszystkie małe i średnie oddolne oraz zagraniczne inicjatywy gospodarcze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *