Przełęcz Akbaital, najwyżej położony punkt na naszej trasie przejazdu przez Pamir Highway.

Kiełbasa niezgody

Czasem bywa tak, że rozumiemy się w pół słowa czy nawet bez słów. Wystarczy wymiana spojrzeń, gestów i wiemy o co chodzi. Dziwnym trafem zmęczenie fizyczne i psychiczne wywołuje jakiś rodzaj stresu, który powoduje, że zaczynamy nadawać na kompletnie innych falach. Tym razem chodzi o kiełbasę i przełęcz Akbaital.

Już o poranku wkrada się nam do namiotu jakaś nerwowa atmosfera. To ja się za dużo ruszam i szron, który osiadł w środku namiotu spada Andrzejowi na jego ukochany śpiworek.  To Andrzej głośno siorbie herbatę. To ja niby źle rozpalam kuchenkę, która się przez to zapycha. To Andrzej ślamazarnie się pakuje i opóźnia wyjazd. Nic, tylko fochy i pretensje. Co się dzieje?

No tak, mamy przecież do przejechania najwyższą na naszej rowerowej trasie przełęcz Akbaital. Całe 4655m npm. Ma być mroźnie, ma być zasypane śniegiem, ma wiać silny wiatr, ma być brak tlenu, mają być wilki, ma być ból głowy i w ogóle ma być strasznie. Taki obraz przełęczy przedstawili nam miejscowi. Co prawda zwykle takim opowieściom wierzymy w połowie, ale to pozostałe 50% jakoś nie daje spokoju i wierci w głowie dziurę.

Po śniadaniu pakujemy się i chcemy ruszyć na podbój tej przełęczy, ale wybucha sprzeczka.
– Ty zabrałaś kiełbasę?
– Tak, już ją spakowałam.
– Daj mi ją. To waży z pół kilo, będzie ci ciężko z tą kiełbasą.
– Zwariowałeś! Pół kilo nie robi mi różnicy. Poza tym nie chce mi się teraz grzebać w sakwach.  Jedźmy już.

Jedziemy więc po wertepach. Pedałujemy zawzięcie, ale milczymy. W dali widać już pierwszy podjazd pod przełęcz. Napięcie rośnie. Gdy docieramy do stromego jak dla nas podjazdu:
– Dasz mi tę kiełbasę?
– Nie. Nie będę się zatrzymywać, żeby wyciągać tę głupią kiełbasę, skoro już jedziemy pod górę.

W pewnym momencie już nie daję rady naciskać na pedały. Zsiadam z roweru i pcham go pod górę. Andrzej, który jest jakieś  50 metrów przede mną dziarsko pedałuje. Widzi, że nie daję sobie rady i czeka na mnie na zakręcie. Krzyczy do mnie już z daleka.
– Dawaj tę kiełbasę! Będzie ci się lżej jechało.
– O co ci chodz? Przecież mogę sobie spokojnie pchać ten rower. W czym ci to przeszkadza?
– Ale wolno idziesz i nie zdążymy przejechać tej cholernej przełęczy przed śniegiem! – wskazuje na wielką szarą chmurę.
– Czy ty naprawdę myślisz, że pół kilo mniej spowoduje, że nagle wsiądę na rower i przejadę przełęcz nucąc sobie pod nosem?
– No, na pewno będziesz szybciej szła.

Przełęcz Akbaital, najwyżej położony punkt na naszej trasie przejazdu przez Pamir Highway.
Przełęcz Akbaital, najwyżej położony punkt na naszej trasie przejazdu przez Pamir Highway.

Urywam tę fascynującą wymianę myśli wsiadając na rower i jadąc dalej, bo przecież muszę pokazać, że mogę. Po 100 metrach dostaję takiej zadyszki, że muszę chwilę odpocząć.
– Mówiłem, żebyś mi dała tę kiełbasę! Czemu jesteś taka uparta?
– Sam jesteś uparty i upierdliwy z tą kiełbasą.
– To sobie jedź z tą kiełbasa i się męcz! Gdybyś mi ją dała rano, już dawno bylibyśmy na przełęczy.
– Jasne. Nie mam siły, bo wiozę pół kilo kiełbasy… – burczę pod nosem.

No i tak się powoli toczymy do przodu. Spór o kiełbasę rośnie i wygląda na to, że za chwilę osiągnie apogeum. Już mam wyjąć te głupią kiełbasę z sakwy i walnąć nią Andrzeja w głowę, ale oto przed nami pojawia się ona. Przełęcz.

Całe napięcie mija. Po prostu spływa z nas w jednej sekundzie. Dostajemy jakiejś nowej energii i ostatnie metry pokonujemy bardzo szybko. Cieszymy się jak dzieciaki. Obrzucamy śniegiem. Robimy szybką serię zdjęć i ruszamy dalej w drogę, bo śnieg zaczyna poważnie sypać.

Jadąc w dół śmiejemy się z naszego idiotycznego sporu. Kiełbasa, która stała się kością niezgody, zupełnie zajęła nasze umysły. Przynajmniej nie myśleliśmy o mrozie, sypiącym śniegu, wiejącym wietrze, braku tlenu, wilkach i nie bolały nas głowy. Czasem takie sprzeczki widocznie są potrzebne.

 

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Pociągiem i rowerem przez Pogórze Przemyskie i Dynowskie

Ostatnio robiłam to dawno temu. Zwykle wsiadało się do ostatniego lub pierwszego wagonu. Walczyło się z przestrzenią i materią, …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *