Do tej pory z wiatrem, z wiatrem w plecy, ale jak to w zyciu bywa i pod wiatr, a dzis w nocy zawialo szczególnie mocno…
Jeszcze nie moge w to uwierzyc, bo jade wlasnie autobusem z granicy peruwiansko-ekwadorskiej do miejscowosci Cuenca, a wszystko wydarzylo sie w poprzednim autobusie w Peru z Trujillo do Tumbes. Jeszcze nie wiem, czy te slowa ujrza swiatlo dzienne, ale musze to z siebie wyrzucic, bo zwariuje. Okradli nas, a dokladniej mnie.
Popelnilem blad, bo nie przywiazalem swojego worka ze sprzetem jak zwykle do nogi. Zmoglo mnie zmeczenie. Przysnalem. I stalo sie. Wszyscy, ktorzy mnie znaja wiedza, co znaczy dla mnie aparat. Juz go nie ma. Najgorsze jednak jest to, ze byly w nim nasze wszystkie zdjecia. Wiecie, plakac mi sie chce, ale wiem, ze to moj blad i tylko moj. Sam musze sie z tym zmierzyc. Nie wiem, co bedzie dalej. Idziemy na policje, zeby dostac jakies potwierdzenie calego zdarzenia. To tyle na dzis, moze i na zawsze. Na prawde chcialem polubic Peru…
Aha, w razie jakiejkolwiek checi kontaktu piszcie tylko na komorke Elizy, bo ja swojej tez nie mam. Palmtop sie w tym wszystkim tylko ostal, bo byl na fotelu a nie w worku.
PS: Eliza nie ma zasiegu w Ekwadorze, wiec dopiero za ok 7-10 jak bedziemy w Peru pewnie sie odezwiemy. Moze juz bedzie z wiatrem.
PS2; Mamy potwierdzenie z policji. Na prawde nam wspolczuli. W ambasadzie tez i na tym sie skonczylo, bo i czego mozna bylo wiecej oczekiwac…