W Limie jak to w wielkiej stolicy. Trzeba Wam wiedziec, ze Lima jest drugim co do wielkosci miastem na swiecie, ktore jest wybudowane na pustyni… to chyba wszystko tlumaczy.
Do Limy przelecielismy poznym wieczorem. Na lotnisku w Iquitos spotkalismy trojke Polakow, z ktorymi zabralismy sie do ich hostelu i przez to taniej mielismy taksowke. Na szczescie okazalo sie, ze byly dwa wolne miejsca.
W nastepny dzien bylo zwiedzanie Limy. Plac San Martina, Plac Bolivara, Placa de Armas i piekne uliczki w stylu kolonialnym. Na ichniejszym Rynku akurat odbywala sie zmiana warty. Calkiem fajnie to wygladalo – orkiestra grala m.in El Condor Pasa. Tu zjedlismy prowizoryczny obiad i poszlismy w strone China Town. Hmm… drugi raz zawiodlem sie na China Town. Pierwszy raz w Liverpoolu. Tutaj do tego stopnia, ze jak kupowalem moje ukochane pierozki z miesem, przywitalem sie z „Chinka” po chinsku i zapytalem ile kosztuja, ta do mnie „No entiendo”, czyli ze „nie rozumiem”. Ze smiechem na twarzy wyksztusilem z siebie to samo po hiszpansku i w koncu udalo sie. Eliza miala w koncu okazje poznac te pyszne pierozki i namiastke kuchnii chińskiej.
Z China Town poszlismy jeszcze raz na Placa de Armas skad udalismy sie do dzielnicy Miraflorres i nad Ocean Spokojny. Zrobilismy piekne zdjecia, ktorych juz nie ma, ale do Limy jeszcze wrocimy. Tak samo jak do Trujillo, wiec spoko.
Stamtad udalismy sie wybrzezem w strone hostelu, zjedlismy kolacje i pojechalismy miejskim na dworzec autobusowy. Tak to juz tu jest, ze kazda firma ma swoj dworzec i trzeba czasem sie ich naszukac. O 22:00 wyruszylismy w strone Trujillo.
Dotarlismy do niego na rano. Zaraz kupilismy bilety na pechowy, jak sie potem okazalo, autobus do Tumbes i poszlismy zwiedzac okolice. Najpierw padlo na Chan chan, czyli starozytne miasto, ktore jakos nie wywarlo na nas wrazenia. Dalej byly Huacan Esmeralda oraz dwie Piramidy – Slonca i Ksiezyca, ktore nam sie bardzo podobaly. Niestety nie podzielimy sie widokami z Wami. Dalej zaczelismy zwiedzac miasto – przesliczne, zachowane w stylu kolonialnym, zreszta jak i cale stare miasto. Tutaj jeszcze wrocimy, bo nie odpuszcze tego miasteczka. Musimy miec z niego zdjecia. Znamy je juz, wiec szybko uda sie to zrobic, podobnie jak w Limie.
W Trujillo, drugi raz w swoim zyciu popazylem sobie przewod pokarmowy. Przysiedlismy w jednej z „resteuracyjek” dla lokalnych na jakis obiad. Wydawalo nam sie, ze to cos co zamawiamy to salatka z ryba. Pani zapytala, pikantne czy nie? Tez mnie podkusilo powiedziec: „Si, claro – picante por favore!” Noo… i tu sie zaczelo. Eliza wziela nie pikantne. Zaczalem sie zastanawiac nad wyborem, jak inni mezczyzni zaczeli przychodzi i brali srednio pikantne. Ale spoko, mysle sobie. Po chinskiej przyprawie juz nie moze byc gorzej. Dostalismy jedzenie. Zaczynamy jesc. Jest spoko, troche pali, ale ok. W pewnym momencie chyba dotarlem do sedna tej potrawy. Poczulem niesamowity zar od gardla do zoladka! Pije i pije. Nic nie daje. Chyba zaczalem sie zachowywac nienaturalnie, bo dziwnie sie ludzie zaczeli na mnie patrzyc. Po okolo 5 minutach w koncu przeszlo. Co robic. Gorzej byc nie moze. Kontynuuje jedzienie. Faktycznie gorzej nie bylo, ale wargi mam spalone do tej pory. Coz, trudno. Dalej mysle, ze gorzej byc nie moze ;)
Dobra, dosc o jedzeniu. Idziemy jeszcze raz na Placa de Armas (tak, tak – w Limie tez byl Placa de Armas, jak i w wiekszosci miast w Ameryce Lacinskiej. A jesli nie to to Plac Bolivara.) i udajemy sie na dworzec, skad mamy jechac do Tumbes, czyli w strone granicy z Ekwadorem, ale do Peru jeszcze wrocimy i to na dlugo. Ten fragment trasy od Limy do Quito to dubel. Tzn. robimy go w prawie takim samym ksztalcie dwa razy, zatrzymujac sie jednak w innych miejscach. Wynika to z tego, ze nie udalo nam sie przebic z Iquitos w Peru do Quito w Ekwadorze. W sumie byla szansa na statek towarowy, ale ten plynalby 7 dni, a na to nie moglismy sobie pozwolic, stad taka zmiana trasy. Do niedawna plulem sobie bardzo w twarz, ze tak nam wyszlo, bo nie znosze dubli, ale po kradziezy aparatu to nawet lepiej. Mamy druga szanse na zobaczenie Limy i Trujillo. Widocznie tak mialo byc…
Jedziemy wiec do Tumbes naszym pechpwym autobusem, ale o tym w nastepnym odcinku…