Komunikacja miejska w Limie

Nie bede ukrywac – jestem zachwycona komunikacja miejska w Peru. A szczegolenie w Limie. Tutaj jest najbardziej wyrazne to, jak bardzo rozni sie ona od europejskiej. Ma swoj indywidualny charakter i unika wielu problemow, ktore pojawiaja sie u nas.*

Po Pierwsze: Nie ma przystankow. To sie moze wydac zaskakujace, ale do autobusu mozna wejsc w kazdym miejscu i tak samo z niego wysiac. Wystarczy, ze stojac na chodniku machnie sie reka, a on zatrzymuje sie. I wystarczy, ze bedac juz w autobusie krzyknie sie „baja” (czyt. bacha), czyli w wolnym tlumaczeniu „wysiadam”, a kierowca zatrzymuje pojazd. Co ciekawsze wszystko to dzieje sie bardzo szybko, dzieki czemu autobusy nie korkuja ruchu.

Po Drugie: Nie ma rozkladow jazdy. No bo skoro nie ma przystankow, to na czym mialyby byc powieszone? Na szczescie autobusow jezdzi na tyle duzo, ze nie trzeba dlugo czekac na odpowiedni. Trasy kursow oczywiscie sa ustalone. Mieszkancy Limy nie maja z nimi problemow i je znaja. My profilaktycznie jezdzilismy tylko golownymi ulicami, zeby sie nie okazalo, ze gdzies zbladzimy…

Po Trzecie: Numerow autobusow sie nie uzywa. Niby kazdy miejski ma jakis numer, ktory mniej wiecej okresla jego trase. Ale skoro nigdzie nie ma rozpisanych tras autobusow, to skad wiadomo gdzie dany autobus jedzie? Otoz stojac na ulicy i zatrzymujac miejski wykrzykuje sie swoj punkt docelowy. Jesli trasa przez niego prowadzi, to pomocnik kierowcy potwierdza to i pasazer wsiada. A jesli autobus nie jedzie tamtedy pomocnik kierowcy informuje o tym niedoszlego pasazera. A no wlasnie…

Po Czwarte: Pomocnik kierowcy. W sumie to nie wiedzialam jak nazwac te funkcje. Ale ten czlowiek jest kims wiecej niz pomocnikiem kierowcy. Dzieki niemu wogole komunikacja moze funkcjonowac. A co on takiego robi? Otwiera i zamyka drzwi na przystankach, wykrzykuje trase autobusu, dzieki czemu wiadomo, gdzie on jedzie, informuje pasazerow czy dojada danym autobusem tam gdzie chca, zbiera pieniadze za przejazd. Dzieki niemu nie ma obaw, ze pomyli sie autobus, nikt za darmo nie pojedzie, nie wsiadzie do niego nikt, kto by sie nie spodobal pomocnikowi kierowcy. Robi on jeszcze jedna rzecz. Poniewaz, jak przyuwazylismy, nie uzywa sie tutaj kierunkowskazow, gdy autobus ma skrecic w lewo, pomocnik kierowcy wystawia reke przez okno i w ten sposob sygnalizuje zamiar skretu.

Plaza de Armas w Limie.
Plaza de Armas w Limie.

Po Piate: Brak pasazerow na gape. Juz o tym wspomnialam, ale mysle, ze malezy podkreslic ten fakt. W autobusie jest osoba, ktora od kazdego indywidualnie pobiera pieniadze za przejazd. Nie ma tutaj biletow do kasowania, czy okresowych przejazdowek. Kazdy kto wsiada do autobusu musie zaplacic gotowka za przejazd. Fakt, ze ceny sa tak niskie, ze nikt nie probuje sie od tego wymigiwac. Nie mam pojecia co by sie stalo, gdyby ktos nie chcial zaplacic…

Po Szoste: Handlarze. To bylo duzym zaskoczeniem dla nas. Nagle do autobusu wchodzi ktos i oferuje napoje czy ciastka do kupienia. Faktycznie, bywaja chwile, ze nagle czlowiekowi zachciewa sie pic (zwlaszcza jesli jest w miescie wybudowanym na pustyni) czy jesc, wiec tacy handlarze to calkiem przydatna sprawa. Ale oni sprzedaja nie tylko rzeczy spozywcze. Pojawiaja sie ludzie z gazetami, plytami, okularami. Doslownie wszystko, co jest niezaduze i lekkie mozna kupic u takich sprzedawcow… Chwilami bardzo dzialaja na nerwy, zwlaszcza, gdy sa zbyt nachalni.

Po Siodme: Rozrywka. Chyba rozrywka, bo ludzie sie smieli… A bylo to tak, ze nagle wszedl do autobusu jakis koles, zaczal cos wykrzykiwac (po hiszpansku, wiec jeszcze nie donca go rozumielismy). Pasazerowi czasem nawet smieli sie z tego, co mowil. A na koniec koles puscil po autobusie czepke i nazbieral troche drobnych za „wystep”. Jeden z takich „komikow” nawet mial rekwizyt – line, na ktorej udawal, ze sie wiesza. Ten zebral nawet sporo monet…

Po Osme: Nie ma biurokractwa. Przynajmniej tak podejrzewam. Komunikacja w Limie wydaje sie byc tak chaotyczna, ze trudno mi uwierzyc, iz mogloby nad nia jakies biuro piecze sprawowac. Choc trudno to wyczuc. Faktem jest, ze co jakis czas pomocnik kierowcy wybiega z autobusu i kasuje jakies kartki w automatach wiszacych na slupach. Moze wiec jakies formalne przepisy towarzysza tej komunikacji?? Tego jeszcze nie odkrylam :)

Po Dziewiate. Swiete obrazki i figurki. W kazdym autobusie jest malu oltarzyk a na nim obrazek z jakims swietym czy jego figurka. Dodatkowo ozdobione sa one sztucznymi kwiatkami czy drobnymi lampkami. Faktycznie, biorac pod uwage, jak kierowcy jezdza, to musza nad nimi jakies moce nadprzyrodzone czuwac, skoro nie ma wypadkow. Oprocz tych oltarzykow na zewnatrz autobusow, najczesciej na gorze przedniej szyby, sa napisy typu: „Jezus cie kocha”. Widzilismy nawet w srodku autobusu naklejke z napisem: „Jezus to zycie – nie pal”.

Po Dziesiate: Tempo. Jada autobusem dzieje sie bardzo szybko. Wlasciwie w biegu sie do niego wsiada i wysiada z niego. Kierowcy wyprzedzaja sie „na trzeciego”, zajezdzaja sobie droge – wszystko po to, zeby jak najszybciej dojechac do skrzyzowania i zgarnac potencjalnych pasazerow. Wszystko dzieke sie w biegu wsrod krzykow pomocnika kierowcy, ktory wykrzykuje trase, aby zachecic ludzi do wsiadania do tego akurat, a nie innego autobusu. Trzeba sie dobrze orientowac w terenie, aby wysiasc tu, gdzie sie chce – a wlasciwie wyskoczyc z autobusu :)

Jak jeszcze jakas roznice przyuwaze, to dopisze ;)

 

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Czarny rynek dolarowy w Wenezueli

Łażę sobie po różnych miejscach w sieci i sporo osób dziwi, o co chodzi z pieniędzmi w Wenezueli. Dlaczego nie opłaca się ich …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *