Wielka Pętla Wielkopolski, czyli w poszukiwaniu adrenaliny w sportach wodnych!

Wiemy nie od dziś, że najlepiej odpoczywa nam się spędzając wolny czas aktywnie. Lubimy odreagować siedzenie przy komputerze, monotonia pracy, stres spowodowany terminami i projektami, a jeśli pojawia się przy tym adrenalina w czystej postaci, to…

No właśnie, szukaliśmy jakiejś odskoczni. W pierwszej połowie tego roku ziało się dużo, pracy było jeszcze więcej, ale baterie trzeba ładować co jakiś czas. Rower, spacery po lesie, wypad na Babią Górę – wycieczki bliższe i dalsze, to jest to co daje nam siłę do dalszej pracy, ale nie spodziewaliśmy się, że w Polsce znajdziemy tak rewelacyjne miejsce, w którym poczujemy się trochę jak nad ciepłym morzem z najlepszymi atrakcjami, jakie ono niesie.

W ostatni weekend pojechaliśmy do Wielkopolski. Wybrało się z nami też sporo znajomych, więc cieszyliśmy się podwójnie – na spotkanie z nimi i na nowe, nieznane do tej pory miejsce, które miało być pełne niespodzianek… i było.

Okiem Andrzej

Plan był taki, aby popróbować sportów wodnych. Na rozgrzewkę poszedł Stand Up Paddle – trochę nudne, za mało dynamiczne jak dla mnie, ale przymykam oko, bo na rozgrzewkę. W szoku byłem, bo po pierwszej wywrotce do wody okazało się, że ta jest po prostu ciepła – jakże inna od mojego skojarzenia polskich jezior. Okazało się, że kilka jezior z tzw. Wielkiej Pętli Wielkopolski jest podgrzewanych przez wodę chłodzącą elektrownie w okolicy Konina – dla mnie bomba. Żeby nadać akcji trochę dynamiki postanowiliśmy z Kamilą zrobić na koniec zawody – forów jej nie miałem zamiaru dać od samego początku, bo diabeł jeden wie, ile ta niedźwiedziowa dziewczyna może trzymać asów w rękawie. Z porażką pogodzić się nie mogła i podle zepchnęła mnie z deski, sama także wpadając do wody, gdyż została pociągnięta przez ofiarę swego nędznego występku ;-)

Stand Up Paddle - jakoś trzeba było prowokować tę mało dynamiczną dyscyplinę! fot. www.ruszajwdroge.pl
Stand Up Paddle – jakoś trzeba było prowokować tę mało dynamiczną dyscyplinę! fot. www.ruszajwdroge.pl

Co na to Alicja?

Wodę, pływanie, pluskanie i nurkowanie uwielbiam, ale te wszystkie sporty wodne, które czekały nas w ten weekend były dla mnie zupełnie obce. Stand Up Paddle okazał się idealnym wstępem, bo bardzo szybko można opanować podstawową technikę poruszania się tą wielką dechą. Stojąc na niej i wiosłując to z lewej, to z prawej można się poczuć trochę jak wenecki gondolier. Płynie się wtedy relatywnie wolno i stabilnie, ale za to rytmiczność i powtarzalność wiosłowania sprawia, że można wpaść w lekki trans i odpłynąć gdzieś daleko… Zdarzyło mi się to przez momencik, ale wesoła ferajna na brzegu szybko przypomniała mi o świecie realnym.

Jest i druga technika, która pozwala na szybsze poruszanie się, ale też łatwiej stracić równowagę i wylądować w wodzie. Żeby ją opanować potrzeba troszkę więcej czasu, a my na Stand Up Paddle mieliśmy jedno popołudnie. No cóż, czekały nas dalsze atrakcje.

Co porwało Andrzeja?

Przez ponad sześć lat nie jeździłem na nartach i myślałem, że prawie zupełnie zapomniałem, jak to się robi. Okazuje się jednak, że to trochę jak z jazdą na rowerze – raz wyuczone nawyki zostają na dłużej. Co prawda narty wodne niosą tę trudność, że startuje się od razu bardzo szybko i nie ma czasu na skorygowanie popełnionego błędu – gorzko więc przełykałem początkowo nieudane próby ślizgania się po wodzie, ale w końcu zaskoczyło – wyprostowane ręce, rozluźnione nogi i sru do przodu.

Narty wodne - pełne skupienie i frajda na maxa!
Narty wodne – pełne skupienie i frajda na maxa!
Narty wodne - spektakularne poślizgi
Narty wodne – spektakularne poślizgi

Oj radowało się serce przeogromnie przez te kilkadziesiąt sekund podczas każdego przejazdu! Najwięcej adrenaliny jednak było podczas dwóch ostatnich tur, gdy poprosiłem instruktora o przyspieszenie wyciągu do ponad przeciętnej prędkości. Wiatr w twarz, woda rozbryzgująca się na prawo i lewo, podskakiwanie po tafli wody i to charakterystyczne łup, łup, łup… oj było bardzo szybko i nawet nie chciałbym wiedzieć, jak bolesne mogłoby być zderzenie z wodą w razie nawet najmniejszej pomyłki.

Alicja twierdzi inaczej…

Idea nart wodnych nigdy nie była mi jakoś szczególnie bliska i trochę sceptycznie podeszłam do tematu. Szybko okazało się, że wystarczy ściśle realizować polecenia naszych dwóch miłych instruktorów, żeby stanąć na wodzie i mknąć przed siebie. Nie powiem, pierwszy przejazd przeplatany był szorowaniem tyłkiem po wodzie, ale trzeba było twardo walczyć.

Wakeboard w wydaniu Alicji.
Wakeboard w wydaniu Alicji.

Narty to jednak nic. O wiele bardziej wciągnęła mnie deska, czyli Wakebord. Może początek jest nieco trudniejszy niż narty wodne, ale jak już się stanie na desce i pomyka przed siebie, można poczuć to „coś” i chce się więcej. Deska daje fajne możliwości akrobatyczne, ale raczej mogę sobie na nie popatrzeć, bo skoki i tego typu bajery trzeba potrenować trochę dłużej.

Zainspirowana odważnymi próbami skoków Ewy, która pewnie podeszła do tematu, spróbowałam sama wystartować z mostu skacząc, ale mówiąc delikatnie do perfekcji jeszcze daleko. Chętnych na ostra jazdę na nartach wodnych i wakebordzie było więcej, więc w oczekiwaniu na swoją kolejkę mogliśmy pograć w legendarnego badmintona, postrzelać z łuku albo wiatrówki. O ile łuk jest mi bardzo bliski, tak z wiatrówką niewiele miałam do czynienia. Z pomocą przyszła mi Anita, która zdradziła tajniki zbijania metalowych kaczek. Zabawa była przednia.

Wakeboard - start wprost z rampy!
Wakeboard – start wprost z rampy!

A Andrzej znów swoje!

Wakeboard to właśnie ta dyscyplina, która okazała się dla mnie najbardziej wymagająca. Nie dość, że zaczynać musimy zanurzeni w wodzie, to jeszcze trzeba sobie poradzić z uwięzionymi obiema nogami do deski. Nigdy snowboard nie był moją opcją szusowania po stoku i tak samo tutaj, dość trudno mi szło. Ze dwa razy udało mi się przejechać prawie całą długość trasy, ale żeby poprawić sobie morale na koniec wybrałem jeszcze raz narty – była moc! Za to Alicja wręcz na odwrót – poczuła się tak dobrze na desce, że na koniec zaczęła wyskakiwać na starcie z pomostu – sprytna dziewczyna :)

Dzień trzeci to windsurfing. Tutaj przydały się zdecydowanie ćwiczenia z dnia pierwszego – łapanie równowagi, ale też rozkminianie wiatru i kierunku, z którego akurat wieje! Było to o tyle trudne, że trafił nam się prawie bezwietrzny poranek. Każdy gram wiatru był na wagę złota, ale mimo wszystko bawiłem się przednio. Przydało się bardzo doświadczenie z jachtostopa, bo w sumie zasada z żaglem jest dokładnie ta sama z tą różnicą, że nawroty można robić dużo zwinniej!

wielkopolska_DSC5339

Zdaniem Alicji

Windsurfing jakoś mnie nie porwał. Instruktor przyznał ze smutkiem, że sport ten nieco odchodzi do lamusa, wypierany przez swoich nowocześniejszych kuzynów typu kitesufring. Czy faktycznie tak jest? Trudno powiedzieć, bo będąc wczoraj na plaży w Jelitkowie widziałam całkiem sporo windsurferów.

Z lekka obolała po szaleństwach dnia poprzedniego i całonocnej pogawędce z księżycem, który był akurat w pełni, nie wykrzesałam z siebie sił, żeby walczyć z żaglem. Dałam sobie luz i z ciekawością obserwowałam, jak radzą sobie inni. Trzeba przyznać, że prym wiodła tu zgrana para – Kasia i Maciek, co to na co dzień i od święta objeżdżają Polskę i co ciekawsze miejsca opisują na swoim blogu.

Blogerzy na wakacjach
Blogerzy na wakacjach

Alicja i Andrzej w jednym się zgadzają :)

Czas w dobrym towarzystwie mija szybko. Trzeba przyznać, że trudno wyobrazić sobie lepszą kompanię do szaleństw, czy nocnych dyskusji, niż ludzie którzy mają podobne pasje, przemyślenia i doświadczenia. Podróże bardzo zbliżają, punkty widzenia są podobne, więc w wielu kwestiach rozumiemy się błyskawicznie, a wszystko to okraszone pełnym aktywności weekendem było strzałem w dziesiątkę.

Najbardziej jednak zaskoczeni jesteśmy potencjałem, jaki drzemie w Wielkopolsce. Z jeziorami kojarzą nam się Mazury, ze sportami wodnymi jakieś kraje dalekiej Azji, a tu prawie pod nosem, w ramach Wielkiej Pętli Wielkopolski, można tak świetnie się bawić. Bakcyla sportów wodnych załapaliśmy na maksa i jak tylko wrócimy z Arktyki, to chętnie jeszcze tej adrenaliny skosztujemy!

O autorze: Alicja Rapsiewicz

Z zamiłowania i wykształcenia aktor-lalkarz. Pracowała przez 8 lat na różnych scenach w kraju i za granicą grając rozmaite role (od Krowy przez Anioła na Świętej skończywszy). Kilka zwrotów akcji w jej życiu i ciężki, ale ciekawy żywot wędrownego artysty, zaowocowały pomysłem aby objechać świat dookoła. Podróżowanie to jej największa pasja. Spędziła 4 lata w drodze przemieszczając się pieszo, autostopem, rowerem i jachtem. Odwiedzając rozmaite zakątki świata lubi przyglądać się codziennemu życiu mieszkańców i ich zwyczajom. Nie lubi się spieszyć. Nie wierzy w zdanie "nie da się", zdecydowanie jest zwolennikiem myśli "lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż żałować, że się w ogóle nie spróbowało."

14 komentarzy

  1. Proszę, proszę prawie w jednym czasie :D U nas też przed chwilą puściłem relację ;)

  2. Co dwie pary oczu to nie jedna :) Bardzo fajnie opisaliście ten nasz weekend. I muszę stwierdzić, że po pierwsze jestem pełna uznania Andrzej dla Ciebie, że nie poddawałeś się po upadkach i walczyłeś i dla Alicji, że tak świetnie z każdą nowością dawała sobie radę.

  3. Niedźwiedziowa dziewczyna zawsze się poleca w kwestii wrzucenia kogoś do wody i ogólnego rozrabiania. Zawsze.

  4. I to wszystko w sumie tak niedaleko ode mnie, nie miałam nawet pojęcia :)

  5. Doskonale znam lokalizację, o której piszecie. Fajnie, że i Wy tam trafiliście, bo naprawdę warto takie miejsca odwiedzać. Może kiedyś się wspólnie zażyjemy adrenaliny;)

    • O widzisz! Bardzo chętnie, ale to już chyba w przyszłym sezonie, choć ta podgrzewana woda w jeziorach powinna dawać radę nawet we wrześniu/październiku. Tak mi się wydaje przynajmniej…

  6. Ehh… to był weekend. Mi dopiero teraz udało się wszystko opisać. Ale miałam podwójną frajdę przypominając sobie co nieco i po raz kolejny czytając Wasze wpisy :)

  7. Sporty wodne to coś na co czekam zawsze z utęsknieniem wypatrując nadchodzących wakacji! Uwielbiam pływać na motorówkach lub żeglować z przyjaciółmi po jeziorach w Polsce. Jednak nie miałam okazji jeszcze spróbować nart wodnych, więc bardzo dziękuję wam za te polecenie! Już wiem, co muszę wypróbować tego lata. Trochę adrenaliny nikomu nie zaszkodzi. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *