Rowerem przez Szwecję, czyli jak dotrzeć do nieśmiałych Szwedów?

Wyjeżdżając z Forsmark miałem potworny niedosyt. Niby wiedziałem, że nie będzie łatwo w Szwecji. Niby czułem, że zrobiłem na miejscu wszystko, co wtedy mogłem, ale jednak cały czas czułem niedosyt, że nie udało mi się dostać bliżej elektrowni jądrowej. Bardziej zmotywowany być nie mogłem. Na zachodnim wybrzeżu Szwecji postanowiłem zagrać „va banque”.

Najpierw musiałem przedostać się na to wybrzeże, więc gdy już wyjechałem z lasów i dotarłem do większego miasta, wsiadłem z rowerem do pociągu do Goteborga, ale niestety wyrzucono mnie z niego. Tak, dobrze słyszycie – wyrzucono. To jest jednak historia na osobny post, bo jest tak absurdalnie niewyobrażalna, że poświęcę jej więcej miejsca – ku przestrodze! No bo czy zdarzyło Wam się kiedyś, aby ktoś wyrzucił Was z pociągu?

Dobrych ludzi w Szwecji jednak nie brakuje. Następnego dnia po tym niemiłym zdarzeniu, trafiłem do sklepu rowerowego, a tam kompletnym przypadkiem spotkałem Szweda, który akurat jechał swoim samochodem jeszcze tego samego do Goteborga. Czy mogło mi się bardziej poszczęścić?

Pamiętacie ten wpis z zeszłego roku o rowerzystach, którzy nas odwiedzają w Polsce i przywożą podróż do domu? Tym razem była rewizyta – Elin i Chris mieszkają w Goteborgu i jak tylko się dowiedzieli, że wybieram się do Szwecji to co kilka dni dostawałem od nich maila z pytaniem – kiedy przyjeżdżam. No i w końcu dotarłem, z przygodami, bo z przygodami, ale się udało, a ile było śmiechu, radości i opowieści o tym, co się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania… Z Goteborga przy całym uroku tego miasta, zapamiętałem przede wszystkim to miejsce, do którego zabrała mnie Elin!

Kilka dni w mieście to też trochę odpoczynku dla mięśni moich nóg i spokoju dla głowy. Przytulne mieszkanie i ciekawi świata gospodarze, którzy wkręcili się w temat elektrowni jądrowych nie mniej niż ja. Szczególnie Chris zainteresował się tematem i zaczął kontaktować się ze swoimi znajomymi  i ze znajomymi znajomych… Potem jeszcze pomagał mi przy przeszukiwaniu szwedzkich zasobów internetowych w temacie elektrowni jądrowych. Jak się okazało w Ringhals – elektrowni jądrowej, która jest położna 60 km na południe od Goteborga pracował dobry przyjaciel Chrisa i kilku jego znajomych. Tutaj po raz kolejny uderzyła mnie ta codzienność, normalność faktu, że w Szwecji to tu, to tam spotykałem osoby, które miały kogoś z rodziny lub grona znajomych kto pracuje lub pracował w elektrowni jądrowej.

Jeszcze przed wyjazdem z Polski, myślałem sobie, że lepiej będzie poszukać ludzi, którzy w elektrowniach pracowali kiedyś, a dziś są na emeryturze. Sądziłem, że oni własnie nie będę mieli oporów żeby opowiadać o niewygodnych tematach. Sęk jednak w tym, że nawet jeśli rozmawiałem z kimś, kto tam pracuje obecnie, to nie czułem, aby czegoś w rozmowie ze mną unikał, wymigiwał się od pytań lub żeby w ogóle jakiś temat był niewygodny. Pewne kwestie w Szwecji są oczywiste i się o nich dyskutuje lub przechodzi do działań. Przykładem może być temat odpadów radioaktywnych i wpływu elektrowni na środowisko. W Polsce wydaje się, że jeszcze temat tabu, a przez ekologów jest wyciągany jako główny argument przeciwko energii jądrowej. W Szwecji wręcz przeciwnie. Dużo się o tym mówi. Niedaleko Forsmark, realizowany jest program budowy podziemnego bunkra głębokiego na kilkaset metrów, który wydrążony w skale ma gromadzić na tysiące lat zużyte paliwo jądrowe. Ot i tyle w temacie.

Trudniej jednak ze Szwedami nawiązuje się pierwszy kontakt. Oni działają trochę na zasadzie – widzę, że tam stoisz i mi się przyglądasz, ale nie dam po sobie poznać, że mogę być Twoją osobą zainteresowany. Haa, co więcej, rozmawiając ze Szwedami o tym i pokazując im mój problem komunikacyjny, większość wybuchała śmiechem po chwili dodając – tacy właśnie jesteśmy. Reszta zaś, ta bardziej powściągliwa kwitowała moje spostrzeżenia: Nie mogę temu zaprzeczyć! :) Wracając jednak do tematu elektrowni…

Okey, to nie była ścieżka rowerowa, ale i tak było ładnie :)
Okey, to nie była ścieżka rowerowa, ale i tak było ładnie :)

Gdy już zrobiłem rozeznanie co do Ringhals, przemodelowałem plan podróży i skontaktowałem się z odpowiednimi osobami w elektrowniach i regionach wokół nich. Wyruszyłem na południe. Wyruszyłem ścieżką rowerową, która wiedzie z Goteborga do Malmo i ma łączną długość prawie 400 km! TAK! Dokładnie tyle ma ta trasa i nawet więcej – można dojechać nią aż do Oslo! Gdy pytałem Szwedów, rowerzystów o jakieś ciekawe trasy pomiędzy tymi dwoma miastami, wszyscy zgodnie mówili – jedź wyznaczona trasą rowerową – jest piękna. No to pojechałem i czegoś takiego to ja jeszcze w swojej rowerowej „karierze” nigdy nie widziałem, a Szwecja ponoć nie umywa się w temacie rowerowych tras na przykład do sąsiadującej Danii!

Ginstleden, czyli trasa rowerowa między Goteborgiem a Malmo
Ginstleden, czyli trasa rowerowa między Goteborgiem a Malmo
Ławeczki i inne udogodnienia przy trasie.
Ławeczki i inne udogodnienia przy trasie.

Zachodnie wybrzeże Szwecji jest genialne w swojej różnorodności – piękne plaże bałtyckie, rezerwaty przyrody, stare twierdze obronne, malownicze miasteczka i infrastruktura turystyczna, która te wszystkie miejsca łączy. Lubisz naturę i ciszę? Znajdziesz ją tutaj. Lubisz małe, kolorowe miasteczka z brukowanymi uliczkami? Też je tu znajdziesz. Do tego ta swoboda i możliwość rozbicia namiotu dosłownie wszędzie, gdzie tylko dusza zapragnie, o ile nie jest to teren prywatny. Jechałem sobie tak dzień, drugi i w końcu zobaczyłem pierwsze kominy. Chwile później pojawiły się pierwsze linie energetyczne i już wiedziałem, że jestem blisko. Że elektrownia w Ringhals jest w zasięgu wzroku, ale pomyliłem się i to dość mocno.

Patrząc na zdjęcia francuskich elektrowni jądrowych, które fotografowała Alicja widać, jak ogromne są to konstrukcje. Ringhals okazała się stosunkowo niedużą jednostką, a to co początkowo wziąłem za elektrownię jądrową było fabryką papieru. Jak się jednak okazało w Centrum Informacji, do której zawitałem, wiele osób tak się właśnie myli.

Typowa szwedzka zabudowa + łodzie, łódki i różne jachty.
Typowa szwedzka zabudowa + łodzie, łódki i różne jachty.

Tak, to nie jest żaden wstyd – mówi starszy Szwed zagadnięty o drogę – elektrownia jądrowa jest częścią naszego regionu i ukrywanie jej nie ma sensu. Co więcej, pojedziesz do turystycznej miejscowości Bua, która leży 2 km stąd w linii prostej i zobaczysz sznur turystycznych kamperwanów, które parkują przy porcie z widokiem na elektrownię jądrową. Przyjeżdżają do nas Duńczycy, Norwegowie, Niemcy, Holendrzy i zostają tutaj po kilka tygodni – tłumaczy mieszkaniec Ringhals, który sam przygotowuje do wodowania swój jacht przed domem.
No dobrze, ale to jest w końcu niebezpieczne. To elektrownia, która jest jedną z najstarszych w Europie – podpuszczam mojego rozmówcę.
Ty chyba nie masz pojęcia o procedurach, jakie panują w elektrowni jądrowej. Tam mierzą wszystko, co tylko możliwe i co może wpływać na otoczenie. Tak samo z elektrowni jądrowej nie da się wywieźć czegoś bez kontroli. Ilość i waga materiału, który wjeżdża jest ewidencjonowana i kontrolowana. Są za to ogromne kary i nikomu się to nie opłaca. Uwierz mi na słowo, pracowałem tam przez 20 lat – kończy trochę poirytowany moimi zarzutami siwy Szwed.

Centrum Informacyjne przy elektrowni w Ringhals.
Centrum Informacyjne przy elektrowni w Ringhals.

W Ringhals działa Centrum Informacji, do którego można wejść i dowiedzieć się więcej o energii jądrowej. Władowali w to pewnie sporo pieniędzy, ale wcale mi to nie przeszkadza. Takiego miejsca brakowało mi w Forsmark, a Alicja we Francji miała je przy każdej elektrowni. Chodziłem więc między multimedialnymi punktami, czytałem wszystko i starałem się uknuć sobie w głowie taką teorię, że deprecjonuje się tutaj energię odnawialną, a wychwala się jądrową. Dotykam, przyciskam te wszystkie ekrany dotykowe i analizuję informacje w głowie. Przeliczam procenty i liczby dotyczące produkcji energii w Szwecji z tymi, które są na oficjalnych stronach rządowych i dupa – wszystko się zgadza. Energia odnawialna jest obok energii jądrowej, a ta obok elektrowni gazowych czy węglowych. Po prostu podane są konkretne cyfry, bez naginania faktów. Bo to chyba na tym polega? Na przejrzystości i rzeczowości?

Centrum Informacyjne od środka.
Centrum Informacyjne od środka.
Tutaj stawia się na przejrzystość i dostępność informacji.
Tutaj stawia się na przejrzystość i dostępność informacji.
Co jest czym? Czyli elektrownia w Ringhals budynek po budynku, a do tego ekran dotykowy.
Co jest czym? Czyli elektrownia w Ringhals budynek po budynku, a do tego ekran dotykowy.
Te pręty w kanistrze zawierają pastylki uranu. Tak właśnie wygląda serce reaktora jądrowego.
Te pręty w kanistrze zawierają pastylki uranu. Tak właśnie wygląda serce reaktora jądrowego.
Budynki reaktorów elektrowni w Ringhals.
Budynki reaktorów elektrowni w Ringhals.

To na czym najbardziej mi zależało, to wejście do środka elektrowni. Chciałem faktycznie zobaczyć, jakie są procedury, ile jest zabezpieczeń, jak funkcjonują, ale w Ringhals nie udało mi się przedostać bliżej reaktora. Nie było w ogóle dyskusji w tej kwestii, choć człowiek, który mógłby to załatwić widział, że ja serio chce dowiedzieć się jak najwięcej i podchodzę do tematu czysto informacyjnie. Czasem zdarzało się, że Szwedzi pytali mnie co ja sądzę o elektrowniach jądrowych, dla kogo pracuję i czy nie jestem czasem z Greenpeace? No to wtedy opowiadałem im całą historię i mówiłem, że mnie najbardziej interesuje turystyka, potencjał regionu, bliskość elektrowni od wiosek i domów ludzi – takie rzeczy. Otwierali szeroko oczy i lekko nie dowierzali kwitując to jednym pytaniem: Ale po co? No więc tłumaczyłem im, że mamy bloga, że Alicja jest we Francja, a ja w Szwecji, że te nasze spostrzeżenia opisujemy, a to wszystko jest robione w kontekście budowy w Polsce pierwszej elektrowni jądrowej. A że u nas ta kojarzy się głównie z Czarnobylem i Fukushimą, to po prostu chcemy pokazać inne aspekty tego tematu, a szczególnie ten związany z turystyką. No i tutaj zwykle zamiast słuchać o reaktorze i zabezpieczeniach, co interesowało mnie najbardziej, przekierowywano mnie do kogoś od turystyki w regionie… Powiem Wam szczerze, to nie było proste zadanie.

Z Ringhals wyjechałem usatysfakcjonowany. Z jednej strony nie liczyłem za bardzo na wejście do środka, ale z drugiej strony byłem na tyle blisko, że w porównaniu z Forsmark, nie było o co kopii kruszyć. Wyjechałem też stamtąd z asem w rękawie, gdyż dostałem namiar na osobę, która być może umożliwi mi wejście do pomieszczeń przy reaktorze w wyłączonej już elektrowni w Barseback. Początkowo nie miałem w ogóle zamiaru odwiedzać tej elektrowni, ale po zdobyciu takiego kontaktu, postanowiłem swoje plany zmienić po raz kolejny. Zamiast na wschód, do ostatniej elektrowni w Oskarshamn, pojechałem dalej na południe w okolice Malmo.

Bua i jej atrakcje :)
Bua i jej atrakcje :)

Wcześniej jednak podjechałem do Bua – tej malutkiej miejscowości, na którą zwrócił uwagę mój starszy rozmówca.Musiałem nadłożyć trochę kilometrów, ale gdy już dotarłem, zobaczyłem widok przedziwny – karawany, jachty w marinie i elektrownia jądrowa w tle. No i niech mi ktoś teraz powie, że to jest jakiś problem? O ile w Forsmark miałem pewne wątpliwości, że ten malutki skansenik jest tak trochę ustawiony pod turystów, tak tutaj widząc Duńczyków i Norwegów na wczasach, nie mogłem już z tym dyskutować. Zastanawiałem się tylko, czy nie mogli sobie znaleźć lepszego miejsca na wczasy i dlaczego akurat zdecydowali przyjechać właśnie do Bua? Przecież kilkanaście kilometrów na północ były jeszcze ładniejsze miejscowości? Dlaczego akurat tutaj te kamperwany przyjeżdżają i się zatrzymują na kilka, a nawet ponoć kilkanaście dni?

Te pytania postanowiłem im zadać…

Kamper i leżaczki i siwi nomadowie - już to gdzieś widziałem. W Australii?
Kamper i leżaczki i siwi nomadowie – już to gdzieś widziałem. W Australii?

W związku z tym, że mocno zgłodniałem, poszedłem na tureckiego kebaba, a już z pełnym brzuchem zacząłem się kręcić koło duńskich samochodów i w końcu mnie olśniło, gdy zobaczyłem wędki stojące oboje jednego z kamperów. Podszedłem do starszego małżeństwa i pytam:
– Dobrze biorą ryby?
– Tak sobie, jeszcze są małe – odpowiedział starszy Duńczyk, który akurat usiadł na swoim leżaku.
– Aha, a czemu akurat tutaj? Koło Goteborga jest mnóstwo wysepek i ładniejsze widoki – pytam już bezpośrednio.
– Bo tu jest ciepła woda. Tutaj inne ryby żyją – włączyła się w dyskusję starsza Pani, podejrzewam, że żona.

Relaks z elektrownią jądrową w tle.
Relaks z elektrownią jądrową w tle.

Bum! No i nagle mnie olśniło! Elektrownia wypuszcza podgrzaną o jakieś 8-10 stopni wodę z systemów chłodzących reaktor. Tworzy się więc w wodzie inny ekosystem. Są inne ryby – czytałem o tym przecież w Centrum Informacyjnym! Wszystko poukładało się w mgnieniu oka. Sport jakim jest łowienie ryb kompletnie mnie nie kręci, ale pamiętam z Australii, jak ogromny jest to biznes. W Polsce ponoć też? Ktoś z Was łowi? No to wiecie, gdzie jechać na następny urlop!  ;-)

Rozmowy o rybach trwały całe popołudnie. Okazało się, że jestem świetnym słuchaczem, bo oni po prostu chcieli się wygadać i kompletnie im nie przeszkadzało, że nie miałem o łowieniu ryb zielonego pojęcia. Wybaczcie więc, że nie opiszę Wam tych fascynujących rozmów jakoś bardziej szczegółowo, bo na pewno ważne jest to, dlaczego akurat takie a nie inne ryby lubią wodę o kilka stopni cieplejszą i że nie przeszkadza im bytowanie w akwenie o wielkości 2000m2, bo akurat na tyle tej ogrzanej wody starcza, zanim się znów wyziębi…

Twierdza w Landskronie.
Twierdza w Landskronie.
Tuż nieopodal elektrowni.
Tuż nieopodal elektrowni.

Brak pośpiechu, totalna dowolność i możliwość zatrzymania się w każdej chwili – to chyba najpiękniejsze co może być w podróży rowerem. Pi razy drzwi 200 km pomiędzy Ringhals a Baseback przejechałem w 3,5 dnia – pięknie wiał mi wiatr w plecy i przez to miałem mnóstwo czasu na to, żeby nie tylko cieszyć się przyrodą, ale też żeby móc obejrzeć małe miasteczka i dawne twierdze jak na przykład w Varberg czy tę powyżej na zdjęciu w Landskronie, a gdy byłem w odległości jakichś 30-40 km od elektrowni jądrowej, mój umysł przełączał się znowu w tryb dogłębnego analizowania, aż w końcu wylądowałem na kempingu z widokiem na… elektrownię.

Kemping w Barseback.
Kemping w Barseback.

Był akurat długi weekend, więc jak na tę porę roku turystów było całkiem sporo, ale jak to Szwedzi – pozamykani w tych swoich kręgach znajomych i rodziny, więc jakaś rozmowa z nimi zbyt łatwa nie była. Siadłem sobie więc pod drzewkiem, zjadłem obiad i obserwowałem te dwa klocki, które majaczyły na horyzoncie… i tylko zaklinałem rzeczywistość, żeby następnego dnia wszystko poszło po mojej myśli i żebym mógł wejść do pomieszczenia, gdzie znajduje się reaktor!

Wjazd na kemping z elektrownią w tle.
Wjazd na kemping z elektrownią w tle.

Na koniec dnia udałem się jeszcze do takiej malutkiej miejscowości, nieopodal elektrowni jądrowej – Baserbackshamn się nazywa i ma dosłownie kilkadziesiąt kolorowych domów, malutką przystań i pętle autobusową. Nawet sklepu nie było. Sytuacja, która jednak zaskoczyła mnie najbardziej to para Szwedów, którzy poszli na niedzielny spacer z malutkim dzieckiem i przechadzali się brzegiem morza, a za ich plecami były te dwa wielkie, wręcz monumentalne pomniki z przeszłości. Czy jakikolwiek Szwed zabrałby swoje malutkie dziecko w pobliże elektrowni jądrowej, gdyby jakoś ona zagrażała zdrowiu ludzi? No kurde nie, tym bardziej, że to było dziecko – największy skarb, jaki ponoć może mieć dorosły człowiek. A może to po prostu świadomość?

Mała wioska Barsebackshamn sąsiadująca z elektrownią.
Mała wioska Barsebackshamn sąsiadująca z elektrownią.
Niedzielne popołudnie. Rodzinny spacer, a w tle elektrownia w Barseback.
Niedzielne popołudnie. Rodzinny spacer, a w tle elektrownia w Barseback.

Siedziałem i patrzyłem i nawet chciałem sobie rozbić namiot z tego wszystkiego tuż przy elektrowni, ale koszmarnie wiało, więc stwierdziłem, że poszukam innego miejsca, bardziej osłoniętego od wiatru. Przypomniałem sobie, że zawsze chciałem zrobić takie nietypowe zdjęcie o zachodzie lub wschodzie słońca, gdzie byłyby: słupy wysokiego napięcia, linie elektryczne, rozpalone niebo i słońce, które gdzieś na linii horyzontu czerwieni się najbardziej jak tylko może. Czatowałem, czatowałem i w końcu się udało. Jedno z ciekawszych zdjęć z tego pobytu w Szwecji…

Industrial, czyli całkiem niecodzienny zachód słońca.
Industrial, czyli całkiem niecodzienny zachód słońca.

Następny dzień to poranna kawa z widokiem na elektrownię jądrową i budzący się dzień oraz oczekiwanie na ten najbardziej ekscytujący moment. Być może najważniejszy w całym tym wyjeździe – wejścia do pomieszczenia, gdzie bliżej już podejść się nie da… emocje narastały…

To najbliżej, jak mogłem podejść z aparatem. Barseback.
To najbliżej, jak mogłem podejść z aparatem. Barseback.

W recepcji elektrowni jądrowej spotkałem jeszcze wycieczkę szkolną, a w sumie to dwie – przyjechali aż z Malmo, żeby posłuchać o tym, jak wytwarza się energię, czym jest atom i jak działa. I wtedy znów poczułem się po prostu trochę gorzej… jakby w takiej pozycji, że ile ja bym dał kiedyś, żebym miał lekcje fizyki w takiej elektrowni, a nie w jakimś zapyziałym kantorku, gdzie było można było przeprowadzić ledwo kilka ćwiczeń. Tego tym dzieciakom wtedy najbardziej zazdrościłem, ale też widziałem, że one pewnie tego nigdy nie zrozumieją. Urodziły się w kraju, w którym elektrownia jądrowa działa od dawna i zapewne nie jest ona dla nich niczym nadzwyczajnym Po prostu jest.

Wycieczka szkolna na zajęciach terenowych w elektrowni jądrowej.
Wycieczka szkolna na ćwiczeniach terenowych w elektrowni jądrowej. Jak ja im zazdrościłem tego!

Niestety więcej zdjęć Wam pokazać nie mogę, bo ich nie mam. Mimo, że wszedłem najbliżej jak tylko mogłem, byłem w tzw. control room, widziałem basen przy reaktorze i sam reaktor i dodatkowo te wszystkie procedury oraz zabezpieczenia, które trzeba sforsować, aby dostać się do środka. To była wisienka na torcie. Byłem, zobaczyłem, dotknąłem. Mogłem wracać, ale przemyślenia z tego miejsca pozwolicie, że przekażę Wam w ostatnim poście z tego cyklu, który zarazem będzie podsumowaniem. Tę wisienkę na torcie zostawmy na sam koniec. To co zdecydowanie zaskoczyło mnie już po wyjściu z elektrowni, to widok hostelu, który wybudowano nieopodal elektrowni, dla tych którzy akurat chcieliby spędzić upojną noc w industrialnym otoczeniu :)

Hostel przy elektrowni jądrowej w Barseback.
Hostel przy elektrowni jądrowej w Barseback.

Gdy już opuszczałem Szwecję trafiłem na takie widoki… wiedziałem, że są mi one skądś znane, ale skąd… nie mogłem sobie przypomnieć. Dopiero niedawno, już ściągając zdjęcia na komputer i przeglądając je hurtem, pokojarzyłem fakty – przecież takie same domki były w książce „Dzieci z Bullerbyn”. I to nic dookoła… przyznać się, kto pamięta i dla kogo jest to pierwsza ważna książka z dzieciństwa? Dla mnie była i te wspomnienia z mojego dzieciństwa w tym momencie, szczególnie mocno odżyły – przypomniałem sobie też inne chwile z dzieciństwa, ale o tym już w następnym i zarazem ostatnim wpisie…

Czy czasem nie tak wyglądała zagroda "Dzieci z Bullerbyn"?
Czy czasem nie tak wyglądała zagroda „Dzieci z Bullerbyn”?

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Velo Małopolska – kręci mnie to!

Lubisz jeździć rowerem? Chcesz spędzić weekend albo krótki urlop w zieleni i blisko natury? Masz dość rozglądania się …

47 komentarzy

  1. jak do energii atomowej nie mam zadnego ale to mam co do skladowania odpadow, nie zawsze jest to „czysta sprawa”. jak sie okazuje nawet Niemcy moga miec z tym problemy.

    http://www.spiegel.de/international/germany/germany-weighs-options-for-handling-nuclear-waste-in-asse-mine-a-884523.html

    • Andrzej Budnik

      Jest problem i to faktycznie spory. Zresztą jak z każdymi odpadkami, śmieciami, syfem rafinerii i platform wiertniczych. Właśnie ten temat odpadów radioaktywnych, a nie sama elektrownia jest dla Polski większym wyzwaniem w mojej skromnej opinii….
      Bartek, obejrzyj sobie ten dokument: https://www.youtube.com/watch?v=JrP_ywZ1yLc – bardzo dobry i w pełnej wersji do znalezienia w necie. Polecam!
      Dzięki Robert za te słowa. To mega trudny temat i cholernie kontrowersyjny, ale zdecydowaliśmy się go podjąć, bo też w naszej opinii bardzo stereotypowo podchodzimy do niego w Polsce. Mam nadzieję, że choć trochę uda nam się pokazać, że świadomość to podstawa w dyskusjach…

    • Andrzej Budnik

      Ej, nie znałem tego… grubo!

    • Jak na ironię dzięki całej tej akcji dowiedziałam się jakim syfem tak naprawdę są elektrownie węglowe, ale dla nas one są już częścią krajobrazu. Mało lub wcale się nie zastanawiamy co się dzieje z odpadami z naszych „bezpiecznych” elektrowni węglowych.
      Informacja, informacja, informacja…
      Nawet na szybko nie znalazłam porządnego raportu na ten temat (oczywiście oprócz greenpeacowego). Ale tak w wielkim skrócie:
      http://www.biztok.pl/gospodarka/odpady-z-kopalni-grozniejsze-niz-z-elektrowni-jadrowych-wideo_a7658

    • Wow faktycznie interesujące te kwestie odpadów w obydwu prxypadkach! No i o to chodzi. Jest dyskusja pojawiają się nowe ciekawe informacje. Dziękuję!

    • Robert, tak, dokładnie o to chodzi! O przepływ informacji. Jak widać nie trzeba od razu kilować tematu Czarnobylem i Fukushimą…

    • dzieki za podeslane linki obczaje sobie w weekend bo mnie to bardzo interesuje. moje najwieksze obawy to nie to, ze systemy nie zadzialaja ale ze to ludzie znowu popelnia blad. dlatego wolalbym zrodla energii, ktore w razie awarii, nie beda mialy tak negatywnego wplywu na srodowisko (jak chociazby zasyfienie pacyfiki przez Fukushime, czy pekajace ropociagi w USA czy Kanadzie). bo gdy takie wiatraki czy panele sloneczne beda mialy awarie to koszty dla srodowiska male (oprocz kosztow ich wytworzenia, ktore nie zawsze sa takie super eko).
      caly czas czekam az uda sie nam wprowadzic w uzycie super sprawne baterie (http://www.bbc.co.uk/news/science-environment-29284934) i przezucimy sie na odnawialne zrodla energii. tutaj przyszlosc tez zapowiada sie ciekawie:
      http://www.wired.com/2015/05/future-wind-turbines-no-blades/

    • No byłoby idealnie Bartek, ale póki co odnawialne źródła energii jeszcze przez jakiś czas nie będą w stanie pokryć całego zapotrzebowania na energię.

    • nie zgodze sie :P
      http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/71/DESERTEC-Map_large.jpg

      no dobra problemy z przesylemy by byly ogromne, chyba ze uda nam sie wskrzesic pomysly Tesli i wykorzystamy do przesylu nie linie a nasza planete:
      http://en.wikipedia.org/wiki/Wireless_power#Tesla.27s_experiments

      badum tsss ;)

    • oesssu, a po Polsku nie masz czegoś? A w tej mapce o co chodzi?

    • a co do bardziej realistycznych pomyslow:
      http://cleantechnica.com/2013/10/15/renewable-solar-wind-energy-produced-much-60-germanys-electricity-october-3rd/

      czyli Niemcom udalo sie wygenerowac 60% energii w 3 pazdziernika 2013 z odnawialnyc zrodel.
      Niemcy maja takie same badz nieco lepsze watunki jak Polska. problem to tylko dlugofalowe inwestycje.

      Portugalia swego czasu miala system oparty o generatory opalane ropa, przyszla lewica i zainwestowala w odnawialne zrodla energii. w 2014 63% zapotrzebowania na energie zostalo wygenerowane z odnawialnych zrodel!! no dobra maja lepsze warunki ale to nic zmienia zalozen.
      http://en.wikipedia.org/wiki/Renewable_energy_in_Portugal

    • eee po Polsku nie czytam bo artykuly sa slabe, zle przetlumaczone, obciete i bez zrodel. po Angielsku jest tego od cholery.

    • dlatego mowienie, ze atom to jedyna alternatywa dla polskiego wegla jest po prostu bzdura. lepiej wiegiel wykorzystac jako surowiec ale nie energetyczny, a prad brac z odnawialnych zrodel.

    • z tego co pamiętam z jakichś tam oficjalnych tabelek w Niemczech energie odnawialne średnio pokrywają 30 % zapotrzebowania. No był ten „peak” w październiku, ale to nie jest stała sprawa jeszcze.

    • daltegoz poniewoz podalem przyklad Portugalii gdzie caloroczne zapotrzebowanie bylo pokryte w 63%. a 30% w niemczech to i tak zajebiscie! to wiecej niz nam elektrownie atomowe dadza :)

    • Generalnie nie będe się z Toba Bartek teraz przerzucać linkami do artykułów popularnonaukowych, wiem , że jesteś najlepszym reasercherem ever :D
      Ale do snu możesz sobie poczytać baaaaardzo elegancki raport i to po polsku http://www.osw.waw.pl/sites/default/files/raport_oze_pl_net11.pdf
      Po prostu chciałabym żeby ludzie świadomie mówili o elektrowniach czy węglowych, czy jądrowych a nie tylko ciągle tkwili w argumentach typu Czarnobyl i Fukushima.
      Można być przeciwko, nie zgadzać się i tak dalej ale warto wiedzieć dlaczego, a nie tylko opierać swój osąd na informacjach z telewizji i z prasy.
      To mi się własnie we Francji podobało, że masz dostęp do rzetelnych informacji w języku który znasz.
      Właśnie przez to, że nie ma dobrego info po polsku i nie ma takiej „mody na informację” u nas, ludzie od razu kojarzą elektrownie jądrowe z czymś niedobrym i groźnym, a kompletnie nie mają świadomości, że są o wiele bardziej i systematycznie przytruwani przez elektrownie węglowe. I tak naprawdę ich życie jest bardziej zagrożone niż tych którzy we Francji mieszkają w pobliżu elektrowni jądrowych.

    • „najlepszy researcher ever” musze wpisac do CV ;) swoja droga choletnie mnie boli ta znikoma ilosc odbrych zrodel informacji po polsku.

      ja sie absolutnie Alicja z Toba zgadzam i bardzo mi sie Wasz projekt podobal! i zajebiscie sie ciesze z tego co podlinkowaliscie bo nie wiedzialem o tym a teraz juz jestem nieco madrzejszy. nie chce zebys odbierala tego co pisalem jako atak, bo jest zupelnie na odwrot.

      chodzilo mi tylko o odmitologizowanie zrodel energii odnawialnej tak samo jak Wam chodzi o odmitologizowanie atomu. chcialem pokazac, ze w Polsce istnieje alternatywa oprocz atomu. skoro innym krajom sie udalo to czemu nam nie?

      :)

    • No cooooo Ty, Przecież ja tego nie odbieram jako atak, wręcz przeciwnie z ciekawością dowiaduję się nowych rzeczy. Tak pisał Robert chodzi o wymianę informacji.
      Gdyby ktoś nas zaprosił na wycieczkę po elektrowniach hybrydowych to już by mnie nie było przed kompem, tylko biegałabym między wiatrakami i przeglądała z się w lustrach baterii słonecznych :P
      Po prostu fajnie jest wiedzieć i przekonać się na własnej skórze.

    • Ło matko ale się fajnie rozpisaliscie! Jakby ktoś chciał pisać magistra na temat elektrowni atomowych węgla odnawialnych źródeł to normalnie ma gotowca :p
      Ech brakuje mi w internecie ostatnimi czasy takiej to właśnie kultury wymiany informacji jaka zaprezentowalismy!
      Swoją drogą odnawialne źródła energii to może być fajny temat na kolejną wyprawę rowerowa. Czy wiatraki faktycznie takie spoko? Bo ludzie mówią że spać nie mogą, krowy się nie cielą, kury znoszą kwadratowe jajka itp. Sami przyznacie ze jeżeli chodzi o ten temat to świadomość ludzi tez jest dosyć okrojona

    • :D
      No Bartek własnie mnie przepięknie zainspirował :)
      Mnie też interesują odnawialne źródła energii i jak już pisałam, gdyby jakaś elektrownia wiatrowa nas zaprosiła to już byśmy tam byli. Ale na razie nic nikt do nas nie pisał… może trzeba się tam jakoś zaanonsować, przedstawić i w ogóle.
      Poza tym wszystko ma swoje dobre i złe strony, okazuje się, jak sam Robercie :) zauważyłeś, że coś tam nie tak do końca jest idealnie i hiper ekologicznie z tymi odnawialnymi źródłami. Ale o tym się nie mówi raczej głośno, bo łatwiej jest utrzymać jasny podział na tych złych (elektrownie jądrowe) i na tych dobrych (odnawialne źródła energii).
      A tu się jednak okazuje, że nie wszystko jest takie oczywiste jak mówi pani w telewizji, albo jak piszą na onecie…
      Tylko żeby dotrzeć do wartościowej wiedzy trzeba być kurde Bartkiem T. który jest w stanie znaleźć info na każdy temat :D I przede wszystkim trzeba chcieć to info znaleźć, a nie iść na łatwiznę…

    • Bartek to pewnie sam te artykuły pisze i później linki wysyła :p Ale to prawda Bartosz nie ma sobie równych w riserczach! A na te odnawialne źródła to sam smaka złapałem!

    • Acha… A propos krów i elektrowni…
      We Francji elektrownie jądrowe i niezależne instytucje badające środowisko w pobliżu elektrowni, mają obowiązek raz na jakiś czas pobrać mleko od krowy do analizy. Przy jednej z elektrowni mieli problem, bo nie było rolnika, który miałby krowę, a próbka musi być pobrana. Więc ktośtam dostał krowę gratis, żeby było jak badać mleko :D :D :D

    • ej bo mi jeszcze pomnik wystawicie ;) a to sobie wypraszam ;)

      a jeszcze ciekawszy temat to autonomia energetyczna i budownictwo ekologiczne. obczajcie sobie ten profil Cohabitat

      tam jest duuuuuzo info po polsku!

      a taki fajny przyklad eko zycia:
      https://www.youtube.com/watch?v=RmlcxdGgK9A

      mogliby sporo rzeczy w tej jurcie o wiele lepiej rozwiazac ale to jest film promujacy marke goal zero.

    • Spoko Bartek, tak już pisałam, wszystko ma swoje jasne i ciemne strony, ludzie też… Zaraz będziemy wyciągać brudy na Twój temat :P

    • to ja sie przyznam bez bicia, ze ostatnio korzystam z transportu publicznego zamiast roweru ;)

    • No wiesz…. ale siara…. :P
      Cohabitat znam, śledzę i podziwiam, choć czasem niedowierzam, musiałabym sama to sprawdzić :D

    • tutaj niestety znowu zrodla angielskie sie klaniaja. bardzo duzo z tych eksperymentow amerykanie na wlasnych organizmach przeprowadzaja :D

    • Bartek za ten haniebny występek rozważam czy aby cię nie usunąć ze znajomych na Stravie! :d

    • Ło matko i córko… ale popłyneliii…
      Ale fajnie, o to właśnie chodzi – żeby rozmawiać! :) Jeszcze raz dzięki Rober!

  2. Kurczę, ale ciekawe to wszystko! :)

  3. Nigdy nie byłam w Szwecji jednak podobne obserwacje mam z Finlandii i Estonii – tam też ludzie są bardzo skromni w kontaktach z nieznajomymi i też mi było ciężko. Co prawda jechaliśmy z chłopakiem samochodem, ale mimo wszystko czuliśmy się jak by nas nikt nie zauważał! Rozumiem świetnie co czułeś!

  4. Niesamowita przygoda! Zazdroszczę odwagi i wspomnień! Piękne zdjęcia i ciekawy tekst – czego chcieć więcej? :)

  5. Ciekawy pomysł na projekt o energii jądrowej. Ogólnie, genialny blog. Lubię go czytać, podoba mi się Wasze podejście do życia. Kibicuję Wam i życzę powodzenia w podróżach.

  6. Bardzo oryginalnie. I kto powiedział, że zwiedzanie musi być nudne?
    Super sprawa :)

  7. A ja mam zupełnie inne odczucia co do Szwedów, strasznie przyjacielscy :D

  8. Też chciałabym zwiedzić taki reaktor, musi być super przeżycie być tak blisko tak wielkiej mocy :)

  9. Świetna podróż rowerowa, zazdroszczę. Ja zrobiłam sobie wycieczkę samochodem przez Szwecję i Norwegię, ale jakoś niezbyt miło wspominam. Za dużo godzin spędzonych za kłókiem. Rower to genialny środek transportu. Nie ma możliwości, żeby się człowiek nie wczuł w otoczenie. Nawet jak się nie stara, to i tak dostrzega wszystko co po drodze mija.

    • Z samochodem jest faktycznie trochę inaczej, ale dalej, tylko do Twojego chciejstwa zależy, czy się zatrzymasz na odcinku 30 km 5 razy czy w ogóle.
      Nauczyłem się stawania i cofania w Australii, gdzie zawsze było sporo miejsca, ale w Polsce mam z tym problemy, bo często nie ma gdzie zjechać, albo za późno się coś dostrzega… Rower to jest świat :)

  10. Niesamowita przygoda w dodatku rowerowa, która została bardzo dobrze opisana. Nic dodać nic ująć… czekam na kolejny wpis ;) Szerokości na trasie!

  11. Rewelacja!:) Sama się noszę z pomysłem na takie przedsięwzięcie i miałam sporo wątpliwości, ale ten wpis je trochę ukoił:) Pozdrawiam!

  12. Niesamowita wyprawa. Coś czuję, że muszę te 400 km wpisać na swoją listę tras rowerowych :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *