Szlakiem rowerowym nad Loarą z elektrownią jądrową w tle

Mam w głowie mętlik. Czasem, gdy wie się niewiele na jakiś temat, to jak na ironię o wiele łatwiej się wypowiadać. Gdy wiedzę się nieco pogłębi nic już nie jest tak oczywiste. Byłam pewna, że wyjazd do Francji odpowie na wiele moich pytań. Częściowo tak właśnie jest, ale też pojawiło się wiele nowych znaków zapytania dotyczących energii jądrowej.

Od samego początku ta podróż jest dla mnie przełamywaniem różnych barier. Projekt wydawał mi się ciekawy i dość łatwy do realizacji. Nic bardziej mylnego. Projekt wcale nie jest ciekawy, tylko wciągnął mnie na maksa. Nie jest też taki prosty w realizacji, bo jednak z kilkoma aspektami podróży musiałam zmierzyć się zupełnie sama po raz pierwszy. Do tej pory różne decyzje w podróży podejmowaliśmy razem. Teraz jestem zdana tylko na siebie. Nie jest to oczywiście żadna tragedia, lubię wyzawania i lubię być w zupełnie nowych dla mnie sytuacjach i warunkach, ale przyzwyczajenie robi swoje.

Nie zdawałam sobie sprawy wcześniej, że robienie sobie zdjęć może być dość problematyczne, a przede wszystkim zabiera o wiele więcej czasu niż gdy jest się we dwoje. Ale to pikuś, choć całkiem uciążliwy ten pikuś.

Samotna wycieczka wzdłuż dzikiej Loary
Samotna wycieczka wzdłuż dzikiej Loary

Oczywiście jest wiele zalet samotnego podróżowania, ale wieczorem jednak fajnie by było z kimś obgadać miniony dzień, a przede wszystkim w tych najradośniejszych momentach nie ma do kogo krzyknąć „zobacz” i podzielić się pozytywnymi emocjami. Trzeba przyznać, że jednak jazda wzdłuż Loary świetnie przygotowanym szlakiem rowerowym dostarcza wielu pozytywnych wrażeń i często łapię się na tym, że akurat nie mam się z kim podzielić tymi wrażeniami. Nic to, uśmiecham się sama do siebie i ruszam dalej.

Dobra, wracamy do barier.

Elektrownia jądrowa? Brzmi strasznie!

Pierwsza bariera to ta oczywista, dotycząca samych elektrowni jądrowych. Co przychodzi Ci na myśl, gdy słyszysz „elektrownia jądrowa”? Pewnie to samo co mi – Czarnobyl, Fukushima…

W zeszłym roku, wczesną wiosną, miałam okazję zwiedzić Czarnobyl i jego okolice. Widziałam opustoszałą miejscowość Prypeć. Prawdziwe miasto duchów. Z jednej strony byłam pod wrażeniem jak to miasteczko zostało zorganizowane, wszystko szczegółowo zaplanowane tak, żeby pracownikom elektrowni i ich rodzinom żyło się dobrze. Było tam wszytko: mieszkania, sklepy, szkoły, basen, szpital, domy kultury, kawiarnia, stadion. Na nagraniach archiwalnych można zobaczyć jak Prypeć tętni życiem. Dziś to tylko smutne rozpadające się budynki. Ewakuacja musiała wyglądać dramatycznie.

Widziałam też budynek uszkodzonego reaktora i budowę nowego sakrkofagu, który ma być dodatkowym zabezpieczeniem. Wszystko to robi kolosalne wrażenie i przyznam, że wcale nie jest ono pozytywne. Od razu dopadały mnie myśli, że ja bym takiej elektrowni w Polsce nie chciała.

A potem jeszcze Fukushima. Pamiętam jak będąc w Japonii rozmawialiśmy z dziewczyną, która pochodziła z tamtego regionu i jej opowieści nie napawały optymizmem.

Wyrobiłam sobie wtedy zdanie, ale tak naprawdę niczego o funkcjonowaniu elektrowni jądrowej nie wiedziałam. Tym bardziej pomysł akcji informacyjnej „Świadomie o atomie” wydał mi się trafiony, bo potrzebny. Żeby wyrobić sobie zdanie warto na temat spojrzeć z kilku perspektyw. Francja i region doliny Loary jest właśnie świetnym miejscem żeby dowiedzieć się czegoś więcej o działaniu samej elektrowni jądrowej, ale przede wszystkim podejrzeć jak się ona wpisuje w życie mieszkańców regionu i w turystykę. To jest właśnie to na czym chcę się skupić podczas mojej samotnej wycieczki rowerowej. 

Od pierwszej rozmowy z osobą, która mieszka przy elektrowni jądrowej w Belleville, te dwa słowa „elektrownia jądrowa” zaczęły mi się kojarzyć z wieloma rzeczami, ale akurat z wcześniej wymienionymi katastrofami najmniej. We Francji temat elektrowni jądrowych nie jest szczególnie kontrowersyjny. Jakie są pierwsze skojarzenia? Przede wszystkim prąd, dużo prądu, który dziś jest niezbędny. 

Francja jest jednym z przodujących krajów na świecie w dziedzinie energii jądrowej. Znajduje się tu 58 reaktorów w 19 elektrowniach, które produkują prawie 75% energii elektrycznej Francji. Reszta to elektrownie wodne (435), termiczne (22) – bardzo tu nielubiane, bo kojarzące się z dużą emisją CO2 i energie odnawialne. Temat tak naprawdę istnieje od lat 70-tych, gdy Francja stanęła w obliczu kryzysu paliwowego. Wybór padł wtedy na rozwój energii jądrowej. Jednak pierwsze elektrownie powstawały już na początku lat 60-tych. Mówimy więc o ponad 50-letnim doświadczeniu w tej dziedzinie, ciągłym optymalizowaniu systemu produkcji energii i poprawianiu systemów bezpieczeństwa w elektrowniach jądrowych.

Widok ze ścieżki rowerowej "La loire à Vélo"
Widok ze ścieżki rowerowej „La loire à Vélo”

Wiedziałam, że temat będzie wymagał przede wszystkim tego, żeby dotrzeć do mieszkańców. Od razu zdecydowałam, że jadę rowerem, bo po pierwsze ten sposób podróżowania znacznie ułatwia kontakt z ludźmi, a po drugie można dostrzec więcej szczegółów, podjechać bliżej interesującego miejsca, no i przede wszystkim sprawdzić jak to jest, gdy chce się spędzić wakacje w bliskości natury, a tu nagle pojawia się brzydka i ogromna elektrownia jądrowa.

To czego obawiałam się najbardziej to bariera językowa. Choć francuski znam, to od kilku lat nawet jednego zdania w tym języku nie wypowiedziałam. Niepotrzebnie się martwiłam. Każdego dnia jest znacznie lepiej i przypomina mi się coraz więcej słów, wyrażeń i konstrukcji zdań. Jestem też miło zaskoczona postawą moich rozmówców, którzy wyrozumiale czekają aż się wysłowię, podpowiadają zapomniane wyrazy i ogólnie są pozytywnie nastawieni do jakiejkolwiek rozmowy. Ludzie lubią tu rozmawiać. Naprawdę. Codziennie udaje mi się uciąć całkiem ciekawą pogawędkę z kimś zupełnie przypadkowym, spotykanym po drodze lub na obiedzie w parku. To często starsze osoby. Dobrze mi się z nimi rozmawia, bo chcą słuchać, ale przede wszystkim sami chcą być wysłuchani.

Przy okazji przełamałam w swojej głowie stereotyp zadufanych w sobie Francuzów. Jak na razie spotykam na swojej drodze ludzi bardzo pomocnych, którzy chcą naprawdę przekazać mi wszystko, co wiedzą i co myślą o elektrowniach jądrowych we Francji. Niewiele więc kilometrów robię dziennie, ale nie biorę przecież udziału w Tour de France tylko, przyjechałam pogadać z ludźmi i poznać ich punkt widzenia. To ludzie i ich życie w pobliżu elektrowni jądrowej interesuje mnie najbardziej.

Czasem wysłowienie się zajmuje mi tyle co ślimakowi przejście przez ścieżkę rowerowa, ale wszyscy są dla mnie mili i mi pomagają, tak jak ja pomagam ślimakom bezpiecznie przedostać się na drugą stronę drogi :-)
Czasem wysłowienie się zajmuje mi tyle co ślimakowi przejście przez ścieżkę rowerowa, ale wszyscy są dla mnie mili i mi pomagają, tak jak ja pomagam ślimakom bezpiecznie przedostać się na drugą stronę drogi :-)

Informacja to podstawa

Po kilku pierwszych rozmowach zrozumiałam jak mało wiem o elektrowniach jądrowych i stwierdziłam, że bez podstawowej wiedzy nie dowiem się niczego ciekawego.  Nie było tak naprawdę pola do dyskusji, bo zobaczyłam jaka przepaść informacyjna nas dzieli. Gdy tylko dotarłam do Belleville, miejscowości w której znajduje się pierwsza elektrownia jądrowa na mojej trasie, od razu wybrałam się do Centrum Informacji Publicznej, które działa przy elektrowni. Tu dowiedziałam się szczegółowo jak wykorzystuje się wzbogacony uran do produkcji energii elektrycznej, co dzieje się z radioaktywnymi odpadami, jak zabezpieczony jest reaktor, czym są tak naprawdę wielkie „kominy” i co się z nich ulatnia, w jaki sposób elektrownia stara się zmniejszyć swój wpływ na środowisko, jakie pomiary są codziennie pobierane i w jaki sposób informowane jest społeczeństwo o tym, co dzieje się w elektrowni.

Zadawałam też pytania, a jakże. Porównanie do Czarnobyla poszło jako pierwsze. Tu dowiedziałam się jak bardzo nieadekwatne jest to porównanie, jak bardzo upraszcza i nie pozwala spojrzeć na temat z innej strony. Uświadomiłam sobie jak niewiele wspólnego ma dawna technologia radziecka z dzisiejszymi reaktorami nowej generacji we Francji. Nawet nie ma czego porównywać. Czy jest sens zestawiać starą Ładę z nowym modelem Mercedesa? Raczej nie.

No dobra, ale jest przecież Fukushima! Najnowsza technologia i japońska dbałość o szczegóły… a jednak przytrafiła się katastrofa. I cóż, znów atak odparty. Wystarczy zerknąć na mapę… Wyszła moja nieznajomość geologii. Różnica między Japonią a Francją jeśli chodzi o zagrożenie trzęsienia ziemi i tsunami jest dość znaczna, żeby nie powiedzieć kolosalna. Porównywanie francuskich elektrowni, które są położone na terenie mało aktywnym sejsmicznie do Japonii to znów jednak trochę nieporozumienie. Oczywiście po katastrofie w Fukushimie, od razu we Francji zweryfikowano zabezpieczenia elektrowni jądrowych, aby przygotować się na ewentualny kataklizm. Ewentualny. 

Za każdym razem, gdy gdzieś na świecie dzieje się jakaś katastrofa w elektrowni jądrowej, Francuzi reagują bardzo szybko, analizują sytuację i opracowują dodatkowe zabezpieczenia, aby nie doszło do podobnego wypadku u nich.Wszelkie zagrożenia są rozpatrywane i brane pod uwagę w tworzeniu systemu zabezpieczeń, który dziś jest mocno rozbudowany.

Fuj, brzydka elektrownia

Cóż, może elektrownie jądrowe urodą nie grzeszą, ale we Francji są już tylko elementem pejzażu do którego się przywyka. Już pierwszego wieczoru mojej wycieczki rowerowej wzdłuż Loary, pewien rolnik spod Belleville pozwolił mi na swoim podwórku rozstawić namiot. Chwilkę gadaliśmy o pogodzie, potem oczywiście o jedzeniu, wreszcie zapytałam o elektrownię jądrową.

– Początkowo byliśmy przeciwni, bo to nic o tym nie było wiadomo. A teraz już się przyzwyczaiłem do tego widoku. Piękne to nie jest, a prąd też trzeba skądś brać. To już wolę to niż te elektrownie na węgiel, które powietrze zanieczyszczają.
– A te kominy… Nie denerwują pana? – pytam zadziornie.
– To nie kominy – roześmiał się sympatyczny rolnik.- Z tego para tylko leci, to są takie wielkie lodówki można powiedzieć. Patrzę czasem, w którą stronę ta chmura leci, żeby wiedzieć, z której strony wieje wiatr.

Za każdym razem, gdy staję tuż przed elektrownią jądrową, największe wrażenie robią na mnie jednak te ogromne kominy, które już wiem, że kominami nie są. Bardziej poprawnie można by powiedzieć, że to wieże chłodnicze. Służą tylko do chłodzenia wody i to, co z nich ulatuje to zwykłe chmury, czyli para wodna. Mimo, że nieco straszą wyglądem i ilością pary, która się z nich ulatnia, to są najmniej niepokojącym elementem jeśli chodzi o bezpieczeństwo i radioaktywność. To prawda, że wyglądają mało reprezentacyjne i z tego względu w miejscach gdzie turystyka jest bardziej rozwinięta konstruuje się je tak, aby nie psuły pejzażu. 

W drodze do elektrowni jądrowej w Belleville
W drodze do elektrowni jądrowej w Belleville

Jest elektrownia, nie ma turystów

We Francji elektrownie powstawały głównie w miejscach, w których niewiele się działo w temacie turystyki. Są jednak też miejsca często odwiedzane przez turystów, które znajdują się w sąsiedztwie lub w małej odległości od elektrowni jądrowej. Belleville może nie jest bardzo znanym miejscem pod względem atrakcji turystycznych, ale jednak cieszący się dużym powodzeniem szlak „Loire à vélo”, czyli „Loara rowerem” przebiega tutaj wzdłuż ogrodzenia elektrowni jądrowej. Widok dwóch ogromnych wież chłodniczych, z których ulatują kłęby pary, towarzyszy cyklistom przez dłuższy czas. Gdy znów wyjeżdża się z miasteczka widać ukwiecone rzepakiem pola i elektrownię w całej swojej okazałości. Trudno tu jednak znaleźć osobę, którą by ten widok szokował.

Około 20 km od elektrowni Belleville, nad polami rzepaku i żyta góruje samotne wzgórze. Na jego szczycie, 310 m n.p.m. malowniczo położne stare miasto Sancerre, oferuje ciekawe widoki na Loarę i jej zielone brzegi, można też dojrzeć biały obłok pary z elektrowni. Okolica Sancerre znana jest przede wszystkim z dobrej jakości wina, które sprzedawane jest na całym świecie. Bliskość elektrowni jądrowej jak widać nie ma wielkiego znaczenia w kwestii popularności wina, której jest znane i cenione od lat. Tutejszą specjalnością są też uwielbiane przeze mnie szparagi, na które właśnie rozpoczął się sezon. Świeże szparagi z farmy bio w towarzystwie białego wina Sancerre… bezcenne!

Wzgórze Sancerre słynie przede wszystkim ze smakowitego wina
Wzgórze Sancerre słynie przede wszystkim ze smakowitego wina

Drugą główną atrakcją Belleville jest kanał, przy którym znajduje się przystań, a wszystko to w bliskiej odległości od elektrowni jądrowej. Pojechałam tam rowerkiem wieczorem, żeby popytać turystów o ich wrażenia. Oczywiście rozmowa zaczęła się od tematów kulinarnych, bo omawialiśmy zeschniętą bagietkę, ale chwilę potem po wspólnej lampce białego wina, zapytałam wprost. 

– Czy nie przeszkadza Wam, że spędzacie wieczór z takim widokiem w tle?
– Spokojnie, to tylko elektrownia, mamy dzięki niej prąd, a jutro rano i tak płyniemy dalej. Lepiej spójrz w drugą stronę i zobacz jak kwitną drzewka… A tak na serio, wiesz, może nie jest to idealne rozwiązanie, ale już jesteśmy mocno w tej technologii zaawansowani i trudno się teraz z tego wycofać. Elektrownie jądrowe już tu były jak się urodziłem, więc dla mnie są rzeczą normalną. Choć przyznam się, że ja bym nie chciał, żeby mi teraz wybudowali taką elektrownię koło domu.
– O, dlaczego? Przecież właśnie Belleville rozwinęło się dzięki elektrowni jądrowej.
– Prawda, ale mi wystarcza to, co mam.
– A byłeś kiedyś w środku, zwiedzałeś elektrownię?
– Nie. W sumie to niezbyt mnie to interesuje, ważne żebym miał prąd.

Przystań łodzi na kanale w Belleville

W bezpośrednim sąsiedztwie elektrowni jądrowej Belleville znajduje się dawny budynek prężnie działającej kiedyś farmy. Dziś mieści się tu siedziba organizacji przyrodniczo-dydaktycznej „Dom Loary”. Miałam akurat wielkie szczęście spotkać pracującą tam Panią Anię, która pochodzi z Polski. Dzięki temu mogłam wypytać o wszystko, co mnie interesuje odnośnie Loary i jej przyrody, działalności samej organizacji no i jak to jest być tak bliskim sąsiadem elektrowni jądrowej. Żeby było jasne „Dom Loary” to organizacja, która w żaden sposób nie jest związana ani finansowana przez elektrownię. Jej zadaniem jest przede wszystkim edukacja przyrodnicza. Dzięki tej działalności Belleville kojarzy się w regionie nie tylko z elektrownią jądrową, ale też ciekawym miejscem do poszerzania wiedzy o rzece i jej otoczeniu. „Dom Loary” organizuje warsztaty dla dzieci, młodzieży i dorosłych, wycieczki przyrodnicze, wystawy i inne ciekawe akcje, które przybliżają tajemnice przyrody wokół Loary.

Przyznaję, że widok niedużego budynku i wież chłodniczych elektrowni  jest dość zaskakujący i wielu turystów wysuwa błędny wniosek, że „Dom Loary” jest częścią elektrowni. Pani Ania jest już do tego przyzwyczajona i cierpliwie wszystkim odwiedzającym tłumaczy czym się tak naprawdę zajmuje ta organizacja. A bliskość elektrowni… cóż, trzeba było przywyknąć do takiego widoku. Prawdą jest też, że to właśnie dzięki elektrowni miasteczko Belleville mogło się rozwinąć. Z niemałych podatków jakie płaci elektrownia finansuje się budowę budynków użyteczności publicznej, takich jak na przykład basen.

Dom Loary w Belleville
Dom Loary w Belleville

Troszkę ponad 20 km od Belleville znajduje się lekko senna miejscowość Briare, która ożywa, gdy zjeżdżają tu wielkie autokary pełne turystów. Przyjechałam do Briare z samego rana i zainstalowałam się w uroczym, kipiącym świeżą zielenią parku. Z pustej butelki po wodzie zrobiłam sobie błotnik na przednie koło roweru, bo prognoza niestety przewidywała deszcze. Korzystałam więc z ostatnich porannych promieni słońca i rozłożyłam na ławce namiot mokry od rosy. Śniadanie, czyli w tym przypadku świeżutka bagietka z serem kozim i pomidorkiem, w  takich okolicznościach przyrody to poezja. Na deser oczywiście maślany, klasyczny rogalik francuski.

W moją niedzielną poranną sielankę wkroczył lekko ciekawski i dość szarmancki pan, który okazał się lubiącym mocne wrażenia włóczykijem. Tematy do rozmów nie chciały się kończyć, więc spędziliśmy na pogaduchach z pół dnia a może i troszkę więcej. Poszliśmy razem pozwiedzać miasteczko i w tym momencie zrozumiałam dlaczego przyjeżdża tu tylu turystów. Widok przedziwny do tego stopnia, że dosłownie przecierałam oczy ze zdumienia. Jest Loara, nad Loarą jest most, a po tym moście sunie jakaś łódź… O co chodzi? To Pont Canal, czyli kanał w moście nad Loarą.

Mój prywatny samozwańczy przewodnik patrzył na mnie zadowolony.

– A wiesz ilu turystów przyjeżdża tu każdego roku żeby zobaczyć tę osobliwą atrakcję i zjeść obiad płynąc łódką po kanale zawieszonym nad Loarą? Jakieś 300 tysięcy rocznie!
– I nie przeszkadza im, że elektrownia Belleville jest 20 km stąd, a w drugą stronę w mniej więcej tej samej odległości, jest następna, w Dampierre en Burly… – myślę sobie. Pewnie nawet się nad tym nie zastanawiają, bo żadnej z elektrowni stąd nie widać.  Turyści są tak zadziwnieni kanałem, że nikt nie szuka na horyzoncie obłoków pary unoszących się nad elektrownią jądrową.

Briare oprócz swojej sztandarowej atrakcji jaką jest Pont Canal, jest po prostu uroczym miasteczkiem, idealnym na weekendową przechadzkę. Rowerzyści pokonujący szlak wzdłuż Loary chętnie zatrzymują się tu na obiad lub na małą przekąskę.

Pont Canal, czyli Most-Kanał w Briare, za chwilę będzie porządnie padał deszcz…
Pont Canal odwiedza każdego roku ok 30 tys. turystów

Jeszcze tego samego dnia pojechałam dalej do Gien. Miasto jest pięknie położone nad Loarą, w niedalekiej odległości od następnego mojego celu, czyli elektrowni Dampierre en Burly. Jak się dobrze ustawić na lewym brzegu rzeki, to będziemy mieli ciekawy widok na kamienny most, stare miasto, górujący nad nim zamek, a w tle wieże elektrowni. Co prawda podobno ich usytuowanie zostało tak zaplanowane, żeby wież chłodniczych nie było widać z zamku. Cóż, kłęby pary unoszące się wysoko w górę widać tak czy inaczej.

Można powiedzieć, że miasto naprawdę tętniło życiem. Mimo pogody, która się nieco popsuła przyjechało sporo turystów, widać wyraźnie, że to ich kolejny przystanek w programie zaraz po zwiedzaniu Pont Canal w Briare.

Zamek w Gien
Zamek w Gien

Obserwowałam spacerujących w lekkim deszczu turystów, którzy pokornie wsiadali do autokaru, żeby zrealizować następny punkt wycieczki, czyli słynną na całym świecie fabrykę fajansu w Gien. Autokary, jeden za drugim ustawiały się pod zabytkowym budynkiem fabryki fajansu. Ściągają tu tłumy Chińczyków, Amerykanów lub po prostu turystów z Francji, żeby kupić sobie piękny, ale w mojej opinii hiper drogi komplet fajansowych naczyń lub choć jedną filiżankę lub talerzyk. Po powrocie do domu miasto Gien będzię im się kojarzyło bardziej z zamkiem i z fajansem niż z elektrownią jądrową.

Słynny fajns z Giens.
Słynny fajns z Gien

Zastanawiałam się co by było, gdyby do programu wycieczki „Zamki nad Loarą” dodać zwiedzanie Centrum Informacji Publicznej, które działa przy pobliskiej elektrowni jądrowej  Dampierre en Burly. Jestem ciekawa, czy taki oryginalny punkt programu odstraszyłby turystów, czy wręcz przeciwnie, uznaliby, że to dobra okazja, żeby się dowiedzieć czegoś o elektrowniach we Francji. Myślę, że CIP w Dampierre chętnie przyjmowałoby w swoje progi turystów „zamkowych”. Mnie przynajmniej przyjęli bardzo serdecznie, ale co ważniejsze byli w stanie odpowiedzieć na każde moje pytanie. Dopytywałam więc jeszcze raz o Fukushimę, składowanie radioaktywnych odpadów, bezpieczeństwo i wpływ na środowisko naturalne. Akurat byłam jedyną osobą odwiedzającą Centrum, więc można powiedzieć, że miałam znów prywatną wizytę. Podobnie jak w Belleville miałam poczucie, że pracownicy CIP są naprawdę dobrze przygotowani i nie lekceważą żadnego pytania, które zadawałam.

W Dampierre po raz kolejny miałam szczęście do ludzi i przez dwa dni gościła mnie u siebie niesamowicie ciepła i sympatyczna para emerytów, którzy pracowali kiedyś właśnie w elektrowni. Dzięki temu spotkaniu miałam okazję poznać zupełnie nową perspektywę osób, które znają elektrownię od podszewki. Elektrownia kojarzy się im przede wszystkim  z pracą, z rozwojem miasta, to tak naprawdę część ich życia. Dobrze znają zagrożenia i wady energii jądrowej, ale wiedzą też doskonale ile pracy wkłada się w tworzenie procedur bezpieczeństwa, a na przestrzeni lat widzieli jak zmieniają się i zaostrzają wszelkie przepisy. Obserwowali też rozwój Dampierre, bo powstało tu mnóstwo nowych domów, centrum kultury, basen, kino…

Ciekawe spotkanie, które pozwoliło mi spojrzeć na elektrownię jądrową jako miejsce, które przecież tworzą ludzie.

Loara nieodłącznie kojarzy się oczywiście z zamkami. Do tej pory, oprócz Giens, żadnego tak naprawdę jeszcze nie widziałam. Zamkowe szaleństwo zacznie się tuż za Orleanem, ale kilkanaście kilometrów za elektrownią w Dampierre en Burly już można zawiesić oko na dość małym, ale przez to też uroczym zamku Sully sur Loire. Nie mogę się doczekać już tych większych zamków, które znam na razie tylko z folderków turystycznych. Choć muszę przyznać, że lasy wzdłuż dzikiej Loary też są imponujące.

Zamek Sully sur Loire, około 15 km od elektrowni jądrowej w Dampierre en Burly

Elektrownia jądrowa to zło

Tak dokładnie myślałam, zanim przyjechałam do Francji. Nie do końca tak jednak jest. Znajdziemy tu kilka poważnych wad, ale jest też sporo zalet. Z elektrownią jądrową wiąże się oczywiście pewne ryzyko, ale też metody i cały system zabezpieczeń jest cały czas rozwijany. Żeby jednak móc o tym dyskutować trzeba zdobyć trochę wiedzy, jak taka elektrownia działa. Piszę o tym nie po to by oceniać słuszność istnienia takiej elektrowni, tylko żeby po raz kolejny podkreślić jak ważny jest przepływ informacji, do której każdy ma dostęp. Tutaj czapki z głów dla pracowników, którzy każdego dnia we frnacuskich Centrach Informacji Publicznej tłumaczą działania elektrowni, mówią o zagrożeniach i bezpieczeństwie. Organizują też zajęcia i spotkania tematyczne, prowadzą warsztaty dla dzieci. Najważniejsze, że każdego odwiedzającego traktują bardzo serio. O działalności CIP można by niezłą pracę magisterską napisać, a nie trzy zdania na blogu.

Na pewno zaletą energii jądrowej jest to, że z relatywnie małej ilości paliwa można wygenerować sporo energii, ale radioaktywne odpady Francji zapełniły już obszar lekko ponad dwóch basenów olimpijskich. Czy to dużo, czy mało, trudno jednoznacznie stwierdzić. Może jak na ponad kilkadziesiąt lat działalności nie jest to duża ilość, ale jednak nic więcej z tym nie da się zrobić, przynajmniej na razie. Materiał radioaktywny jest zatopiony w szkle i zamknięty w metalowej kapsule tak, aby promieniowanie nie wydostało się na zewnątrz. Odpady są więc ściśle zabezpieczone, ale jednak sporo ich zostaje na następne kilka tysięcy lat dopóki nie przestaną być radioaktywne. Co ciekawe, często moich rozmówców, którymi są zarówno mieszkańcy regionu jak i turyści, bardziej przeraża zanieczyszczenie powietrza dwutlenkiem węgla, niż bezpiecznie składowane odpady radioaktywne…

To tyle na początek jeśli chodzi o przełamywanie pierwszych barier i przekonań, z którymi przyjechałam do Francji. Pierwszy tydzień pełen rozmów i dyskusji z wypiekami na twarzy i kieliszkiem lokalnego wina w ręku, z winnicy tuż obok elektrowni jądrowej, uświadomiły mi sporo rzeczy. Najważniejsza jest w tym przypadku informacja i to uczciwa, bez ściemy i mydlenia oczu, bez przegięcia w jedną lub drugą stronę.

Myślę, że to właśnie łatwy dostęp do informacji pomaga mieszkańcom regionu w przełknięciu tej gorzkiej pigułki w postaci elektrowni jądrowej. Kiedy coś poznamy lepiej, mniej się tego boimy, bo rozumiemy jak działa. Łatwiej przyjąć wtedy fakt, że na przykład zabezpieczone odpady radioaktywne zalegają na północnym skrawku kraju, niż informacje o ciągłym przekraczaniu dopuszczalnego poziomu dwutlenku węgla w powietrzu w całej Francji.

Zachód słońca nad Loarą.
Zachód słońca nad Loarą.

Jadę dalej, obserwuję i rozmawiam. Dużo rozmawiam. Zachwycam się też krajobrazem, jaki rysuje się nad Loarą, jedną z najdzikszych rzek w Europie. Dam jeszcze znać, co tak naprawdę łączy turystykę i elektrownie jądrowe we Francji. A na razie Rowerem po Szwecji, bo Andrzej, z tego co wiem, też dotarł do ciekawych tematów.

O autorze: Alicja Rapsiewicz

Z zamiłowania i wykształcenia aktor-lalkarz. Pracowała przez 8 lat na różnych scenach w kraju i za granicą grając rozmaite role (od Krowy przez Anioła na Świętej skończywszy). Kilka zwrotów akcji w jej życiu i ciężki, ale ciekawy żywot wędrownego artysty, zaowocowały pomysłem aby objechać świat dookoła. Podróżowanie to jej największa pasja. Spędziła 4 lata w drodze przemieszczając się pieszo, autostopem, rowerem i jachtem. Odwiedzając rozmaite zakątki świata lubi przyglądać się codziennemu życiu mieszkańców i ich zwyczajom. Nie lubi się spieszyć. Nie wierzy w zdanie "nie da się", zdecydowanie jest zwolennikiem myśli "lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż żałować, że się w ogóle nie spróbowało."

Podobny tekst

Velo Małopolska – kręci mnie to!

Lubisz jeździć rowerem? Chcesz spędzić weekend albo krótki urlop w zieleni i blisko natury? Masz dość rozglądania się …

27 komentarzy

  1. a co taka zajęta, że wolnej chwili szukasz?, przecie kuma na wakacjach ;)

  2. Piękne te krajobrazy :)

  3. Piękne zdjęcia ;) Już wiem co jeszcze chcę zobaczyć we Francji.

  4. Jaki aparat polecacie na podróże? ;) Mam tylko nadzieję, że nie jakąś wielką lustrzankę :)

  5. Ciekawy post!
    To piękne miejsca…

  6. Info z Polski u nas też pięknie i żółto! :)

  7. Z jednej strony dość ciekawy widok, ale całkowicie psuje krajobraz. Połączenie ludzkiego dzieła z dziełem samej natury. Ogólnie rzecz biorąc post bardzo interesujący, proszę o więcej tego typu :)

    • Fakt, nie jest to idealny widok, ale nie jest też on bardzo częsty. Chyba też trochę się już do tego przyzwyczaiłam i sama zaczynam patrzeć na obłoki pary, żeby wiedzieć w którą stronę wieje wiatr…
      Temat jest mega skomplikowany i złożony. Jestem bardzo daleka od wszelkiego przekonywania czy elektrownie jądrowe to dobro czy zło, ale obserwowanie zależności turystyki i elektrowni nadal bardzo mnie interesuje. Ujęcie tego tematu z perspektywy osoby, która podróżuje wydaje mi się ciekawe.
      Tak naprawdę chętnie odbyłabym podobną podróż w Polsce szlakiem naszych elektrowni termicznych, które emitują duże ilości CO2 i dowiedziała się czy fakt ich istnienia jakoś wpływa na turystykę.

  8. Alicjo wiem co czujesz. Zaczynałem od samotnych podróży, później podróżowałem z przyjaciółmi/dziewczyną. Ostatnio pojechałem sam w góry, nawet nie wiesz jak bardzo było mi łyso, że nie mogłem się do nikogo odezwać. Ciekawy artykuł i to zestawienie pięknej przyrody na zdjęciach z ogromnymi kominami elektrowni.

    • Widzę taki minus samotnej podróży, który może być też plusem, ale widać go dopiero po powrocie :) Mam o czym opowiadać Andrzejowi, ale dla niego to są tylko moje wrażenia i opowiadania, które mogą być ciekawe bądź nudne. Kiedy wspominamy coś z naszej wspólnej podróży od razu oboje wiemy o co chodzi i nie trzeba niczego tłumaczyć, pojawiają się te same emocje. I to jest własnie fajne, że te wydarzenia można wspominać razem z kimś, kto był tam ze mną. W przypadku samotnej podróży, wspomnienia też są „samotne”.
      Co do zestawienia przyrody z kominami… cóż u nas w Polsce też jest pewnie kilka takich miejsc, gdzie fabryka, czy jakiś obiekt industrialny stanowi element krajobrazu, do którego pewnie się przywyka.

  9. Bajeczne widoki, Francja jak zawsze super :)

  10. Trudno elektrownie jądrowe ocenić jednoznacznie. Trzeba przede wszystkim odnosić ich do innych alternatyw, a tutaj mamy np. wspomniane elektrownie produkujące CO2. Może warto porównać, jaki poziom zanieczyszczenia/niebezpieczeństwa wiążą się z jednym i drugim? Podziwiam Twoją samotną podróż, a jeszcze bardziej jej edukacyjny cel. Ciekawi mnie, do jakich przekonań ta wyprawa Cię doprowadzi ;)

    • Ano trudno.
      Porównanie elektrowni jądrowej i węglowej jeśli chodzi o emisję CO2, oczywiście wypadnie gorzej dla tej drugiej, ale z kolei radioaktywne odpady pozostaną chyba jedyna pamiątką po naszej cywilizacji na tysiące lat.
      Energia jądrowa na pewno nie jest jedyną odpowiedzią na wszystko. Może być tylko czasowym elementem zastępczym, bo jednak dobrze by było równolegle rozwijać wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii. Wątpię jednak aby one w najbliższym czasie były w stanie zaspokoić całkowite zapotrzebowanie na energię elektryczną, które cały czas rośnie.
      Co do samotnej podróży – mimo tego, że nie mam w tym dużego doświadczenia, to lubię też czasem sama gdzieś pojechać. Zmienia się zupełnie perspektywa, zwłaszcza gdy jedzie się z jakimś celem.
      Tak naprawdę im więcej wiem na temat energii jądrowej tym trudniej jest mi się jednoznacznie opowiedzieć „za” lub „przeciw”, poza tym na taką decyzję wpływa jeszcze wiele innych czynników niż sam mechanizm działania elektrowni jądrowej. Widzę tu wiele korzyści, ale też kilka słabych punktów. Ta podróż ma też zupełnie inny cel, chcemy sprawdzić, czy elektrownia jądrowa może jakoś współistnieć z turystyką lub nawet być jej częścią. Nie chciałabym tu się wdawać w dyskusję na temat sensu funkcjonowania takich elektrowni. To temat bardzo szeroki ma wiele płaszczyzn, a myślę też, że nasz blog nie jest dobrym miejscem na tego typu dyskusję. Wolałabym zostać jednak w tematyce krajoznawczej i turystycznej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *