Kiedy spoglądam na jezioro Karakol z przełęczy Uybulaq mam wrażenie, że patrzę na namalowany obraz. Błękitna tafla jeziora jest gładka jak lustro. Woda stoi. Jej spokoju nie mąci nawet najmniejsza fala. Wokół jeziora wielki rekin rozdziawia swoją paszczę, jakby chciał połknąć to nieruchome niebieskie oko. Ta rekinia paszcza to pamirskie szczyty pokryte śniegiem. Sterczą rzędem jak ostre zęby i słychać nawet groźny ich pomruk Zzzzzjeeeeem cięęę. A może to tylko świst wiatru który mrozi uszy…
Jest tak, jakbym była w środku jakieś ogromnej scenografii teatralnej, a spektakl trwa. Obraz niby statyczny, a jednak snuje jakąś opowieść. Jaką? Dla każdego chyba inną.
Droga, wreszcie asfaltowa, ciągnie się daleko aż po horyzont. Jak czarny wąż pełznie podstępnie i wije się. Rowery suną po niej gładko. Opony wojowniczo burczą tocząc się po asfalcie. Ta droga prowadzi nas dopaszczy rekina! Zaraz nas zmiażdżą te śnieżne zębiska!
Nie. Jeszcze nie dziś. Widzę jakąś przystań pełną łodzi. Tu się możemy schronić. Gołe maszty sterczą nieruchomo. Stoją, wcale się nie kołyszą. Wystają z białych kadłubów i nic. Milczą.
To nie przystań. To wioska Karakul, czy też miasteczko. Te białe kadłuby to domy. Takie parterowe sześciany. Maszty, to słupy elektryczne. Domy są niskie, a słupy wysokie i razem wyglądają jak jachty na przystani.
Mieszkają tu ludzie. Pierwsze wita nas dziecięce Heloł. Stukrotne. Potem zaczyna się zapraszanie, opowiadanie i oprowadzanie po wsi. Tu mają sklepik, tam szkołę, tu była knajpka w sezonie turystycznym. Pojawia się lekkie nagabywanie na pokoje gościnne tu tzw. home stay. Korzystamy.
Wieczorem w Karakol odbywa się widowisko. To klasyczna tragedia. Słońce próbuje utopić się w jeziorze. Zatapia najpierw swoje promienie i już chwilę później jest prawie nad samą wodą, ale wściekły rekin jednym szybkim chapnięciem połyka ognistą kulę. Słońce znika za białymi zębami gór i momentalnie robi się zimno.
Zziębnięci wchodzimy do kirgiskiego domu na tadżyckiej ziemi. A w środku nagle wielkie BUM! Tęcza tu wybuchła. Kolorowe dywany puszą się na ścianach – ocieplają mury i atmosferę. W kącie tysiące różnobarwnych materacy i poduszek poukładanych w stos. Na samym dole leży pewnie ziarnko grochu, na którym będzie dziś spać księżniczka. Te wszystkie skrzynie malowane w kwiaty i fikuśne wzory to pewnie jej posag. Zimno tylko jej tu będzie.
Nie będzie. Do pokoju już wnoszą kozę, piecyk taki. Po chwili żółtoczerwone płomienie trzaskają i koza miękko meczy ciepłem. Aromat świeżo zaparzonej herbaty miło koi spalone słońcem nosy. Kęs domowego chleba i uśmiech gospodyni mówią, że dziś nie pójdziemy spać głodni.
Sen przychodzi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Błogi, ciepły i spokojny musiał jednak zostać przerwany w środku mroźniej nocy. Fizjologia. A do wychodka jakieś 50 metrów od domu. Przymusowy spacer nocny mrozi mięśnie i przyprawia o dreszcze. Jest wychodek, nie ma dachu. Fizjologia spływa w dół, a w górze czarne niebo obsiane srebrnymi gwiazdami. Księżyc tej nocy krzyczy jak wściekły: TU JESTEM!!! O co mu chodzi? Przecież go widać, to po co tak się drze?
Rano rekin wypluwa złotą kulę słońca. Uradowane tym faktem wszędobylskie osły wydają z siebie całe gamy ichachań i gryzą suchą trawę, jeszcze nieobjuczone. Nasze rowery już obładowane i gotowe do drogi.
Karakol znika za naszymi plecami. Białe jachty z wysokimi masztami rozpływają się w tańczącym cieple unoszącym się nad asfaltem. Jezioro robi się coraz mniejsze i dalekie. Tylko te białe zębiska coraz bliżej i bliżej…
Alicja! Niesamowita historia…czytalam z zapartym tchem i czulam sie jakbym tam byla, a juz na pewno byc chciala. Zaczarowalas mnie. Dziekuje :)
W takim razie życzę Ci, żebyś tam kiedyś trafiła :)
Rewelacja!!!Uwielbiam zwiedzać z wami swiat!
Piękny opis:)
Impresje cudo… 111 Procent poezji… i w słowach i fotkach… pozdrowienia cieplutkie z Kr…;]
Dzięki! Ciepłe pozdrowienia akurat teraz jak najbardziej sie przydają :)
przesliczne!!!!!!!! pozdrowienia serdeczne!!!
Kochani,bardzo głęboko się Wam kłaniam, podziwiam i zazdroszczę,że macie odwagę pojechać do miejsc, o których inni nawet nie marzą, bo nie wiedzą ,że istnieją. Pozdrawiam iżyczę sił do dalszych wypraw.
Kochani! Kolejny raz brak słów! Wszelkie medale dla Was! Alicja – piękny, chwytający za serce tekst. Poetycki i porywający. Jestem nim zauroczona, zdjęciami rekina także:) Pozdrawiam i myślami fluidy dobre ślę!
Musze wam szczerze pogratulowac, ze odwagi tyle macie ze w takie gory zmierzacie na rowerach:) no i podzieckowac ze na chwile moge sie oderwac od szarej rzeczywistosci, jak czytalam opis zachodzacego slonca to sobie pomyslalam ze szkoda ze nie macie filmiku i nie wrzucicie, zebysmy mogli i to zobaczyc. Chociaz z drugiej strony ten post byl inny niz wszystkie, oczywiscie nie mowie ze poprzednie byly gorsze, ten byl poprostu bardziej magiczny, taki zaczarowany, i sam przez siebie na czytelnika rzucal zaklecie:) Pozdrawiam i czekam na jeszcze:)
Wiesz Monika, z tymi wschodami i zachodami słońca jest tak, że jesli się jes fotografuje, czy filmuje, to wygląda to strasznie kiczowato. Przynajmniej tak jest w naszym przypadku. Takie zdjęcia zupełnie nie oddają atmosfery i uroku miejsca, w którym się ogląda zachód słońca. Nie wiem na czym to polega.
Mysle, ze magia tego postu pochodzi przede wszystkim od dwojki wspanialych ludzi przemierzajacych swiat na dwoch kolkach, bez wzgledu na pogode, inne przeciwnosci losu. Wczoraj spotyka mnie pewna kobieta w sedziwym wieku i opowiada o rowerzystach przemierzajacych swiat. Pytam: Alicja i Andrzej? Usmiecha sie. Okazuje sie, ze trafiacie do kilku pokolen. Sa ludzie, ktorzy w Was wierza, czekaja -choc moze nie sledza na biezaco. Mam nadzieje, ze gdy wrocicie powstanie prawdziwe piekne opowiadanie oparte o takie zdjecia, opisy jak ten, i wiele wczesniejszych. Czytajac, spogladajac na te nieziemsko ziemskie obrazy mam poczucie jak bym tam bym, razem z Wami. Pozdrawiam cieplo ! : )))))
Zaprezentowane dzisiaj miejsce powala… przepiękny krajobraz… niesamowite miejsce… do tego całość opatrzona wspaniałym „lekkim” a jakże „głębokim” opisem ….
pięknie…
PS. jaką macie temperaturę powietrza w dzień i w nocy?
W dzień nie jest źle, zwłaszcza gdy nie ma chmur, gdzieśod -5 do 5 stopni w zależności od wysokości. Nocą temperatura spada czasem do -20. Raz było podobno -25. Dajemy na razie radę.
no to nieźle pedałować przy tak niskich temperaturach… respect
Cieszę się z Waszych radości! :-)))
Sliczne zdjecia kochani! Bardzo przypominaja mi widoki z okna pociagu w drodze do Tybetu z Chin. Niesamowite widoki!
Zdjęcia bajka! :) Powodzenia i nie poodmrażajcie tam sobie niczego!
Serdecznie dziękuję wszystkim za miłe słowa i pozdrowienia!
Alicja! Szacun dla Ciebie!! Pięknie piszesz! —- Ech.. przecież w ogóle SZACUN … nieustający :) Pozdrawiam ciepłooooo!!! :)
Przepięknie napisane! Czytam Was od dawna, a teraz z przyjemnością wracam do starych wpisów bo podążąmy podobnym szlakiem. A z czasem podziwiam też coraz bardziej, bo nigdy nie wybieracie dróg na skróty. Zazdroszczę determinacji:)
Pozdrawiam
P.S. W ramach dostępności Internetu zaglądam też na Snapchata – świetny pomysł, powodzenia w realizacji kolejnych projektów!
Staraliśmy się zawsze właśnie nie na skróty, ale nie zawsze jest to łatwe. Zauważą to jednak dopiero Ci, którzy podobną trasą przejadą :)
Snapchat mnie całkowicie wciągnął… bardzo go lubię i nakręcam się coraz bardziej :)
Powodzenia dla Was!