Następnego dnia szybciutko się zebraliśmy, pożegnaliśmy z naszymi gospodarzami i ruszyliśmy w drogę. Trochę się nagimanstykowaliśmy, żeby dotrzeć na wylotówkę na Dogubayazit, ale udało się i jak to zwykle bywało, zaczęliśmy łapać stopa. Miejscówkę mieliśmy przy sklepiku z piwem i innymi alkoholami, który był cały oblepiony rozmaitymi reklamami schłodzonego złocistego napoju marki Efes. Reklamy te skutecznie odwracały uwagę Andrzeja od pracy, czyli łapania stopa. W końcu nie wytrzymał, dał się złamać, skierował swoje kroki ku sklepikowi i zaginął. Czytaj dalej »