Wszyscy doskonale wiemy, że Azja jest świetnym kierunkiem na pierwsze poważniejsze wyprawy. Po pierwsze dlatego, że jest stosunkowo bezpieczna, a po drugie, że jest przystępna pod względem finansowym. Jednak fakt, iż jest łatwo dostępna sprawia, że wiele osób decydujących się na wyjazd w tamtym kierunku, nie do końca zdaje sobie sprawę z tego „z czym to wszystko się je” i przez to trochę ten kontynent bagatelizuje. Do Azji prowadzą dwie najpopularniejsze drogi backpakerskie/trampingowe:
O ile pierwsza droga jest obecnie dużo bardziej popularna głównie ze względu na niestabilną sytuację polityczną w Iranie i Pakistanie, o tyle ta druga, właśnie ze względu na wymienione kraje, jest bardziej urozmaicona kulturowo, etnicznie i kulinarnie.
Decydując się na przejazd którąkolwiek z tych tras spełniamy jednocześnie jeden z najważniejszych warunków, które zabezpieczają nas w dużej mierze przed ekscesami żołądkowymi przygotowanymi dla nas przez Indochiny. Jedziemy lądem, więc stopniowo „zapoznajemy się” z florą bakteryjną i automatycznie uodparniamy się na pewne bakterie, których mieszkając w Europie nie jesteśmy w stanie poznać. Tym samym nie doznajemy tzw. szoku gastrycznego, jaki serwowany jest tym wszystkim, którzy do Chin lub Indii lecą samolotem pokonując tysiące kilometrów w kilka godzin. Dla takich osobników azjatyckie garkuchnie to wręcz zabójstwo, które musi być okupione, co się tu będziemy czarować, niezapomnianą sraczką życia. Czy to jadąc lądem do Indochin czy lecąc samolotem musimy jednak pamiętać o kilku świętych zasadach, których w Azji nie można łamać pod żadnym pozorem. Tyczy się to zarówno regionów górskich (trekkingi w Himalajach), jaki i regionów tropikalnych:
- wodę pijemy tylko butelkowaną lub na naszych oczach zagotowaną. Pijąc tę pierwszą przed zakupem musimy sprawdzić czy jest oryginalnie zakręcona. Opcją jest uzdatnianie wody specjalnymi tabletkami lub płynem na bazie chloru, co polecane jest na trekkingach w górach;
- nie myjemy zębów wodą z kranu – najlepiej używać także wody butelkowanej;
- przenigdy nie jemy lodów, czy ciastek z kremami kupionych czy to od przydrożnych sprzedawców czy w lepszych restauracjach;
- lód używany do drinków z dużym prawdopodobieństwem jest zrobiony z wody, której w normalnych warunkach nawet byśmy się nie tknęli;
- jeśli decydujemy się na zakup soków ze świeżych owoców, które są pyszne i gorąco je polecam, sprawdźmy jednak wcześniej uważnie w jakich warunkach są one przyrządzane – często szklanki, z których pijemy są myte w brudnej wodzie. Lepiej podać kubek lub butelkę, którą mamy ze sobą.
- jedzenie zawierające mięso powinno być zrobione na naszych oczach, a jeśli to jest nie możliwe, musimy być pewni, że osiągnęło temperaturę 100 stopni, która gwarantuje nam wybicie wszelakich niechcianych drobnoustrojów;
- sałatki warzywne i owocowe nie mogą się składać z produktów, których nie da się obrać,
- kupując tzw. „przekąski” na ulicy pamiętajmy, aby zajrzeć do oleju, w którym są one smażone. Kupujmy też takie, które dopiero co są wyjęte z oleju, a nie te które już swoje odleżały w słońcu i które już zdążyła obsrać wystarczająca liczba much;
Poza wyżej wymienionymi zasadami kulinarnymi stosujemy jeszcze dwie, które tak na prawdę są najważniejsze:
- jemy tam, gdzie jedzą tubylcy i gdzie jest najwięcej ludzi – nie ważne, że czekamy długo na jedzenie. To na 99,99% jest dobre miejsce na posiłek;
- jeśli coś nam nie pasuje czy to wizualnie, węchowo czy po prostu „przez skórę” czujemy, że coś jest nie tak, to na pewno jest coś nie tak. Z takiej restauracji czy od takiego posiłku wycofujemy się nie zależnie od tego, czy jesteśmy głodni czy nie.
Co by tu nie powiedzieć, życie w Azji łatwiejsze mają wegetarianie, bo z „higieną” mięsnych potraw jest dużo gorzej niż z dietą warzywną czy owocową. Coś co wydaje mi się oczywiste, ale jednak dla wszystkich takie nie jest to szczepienia. Do Azji nie można jechać nie mając szczepienia przeciwko żółtaczce typu A i B (WZW AiB) oraz przeciwko durowi brzusznemu. Wszelkie inne na prawdę można sobie darować, gdyż główną drogą, którą dostać się mogą do naszego organizmu jakieś świństwa jest jedzenie i picie. Warto więc też zaznajomić się z zagrożeniami, które niesie czerwonka. PS: Jest jeszcze jeden mit, który krąży po ludziach. Cowieczorna dezynfekcja alkoholowa. Nie wiem kto to wymyślił, ale jest to bzdura. Oczywiście napić się można, ale wieczorne popijanie mocniejszych alkoholi w żaden sposób nie zwalania nas od przestrzegania wyżej wymienionych zasad Więcej na temat chorób i zagrożeń czyhających na nas w podróży znajdziesz w dziale profilaktyka podróżnika.
fajny artykuł pomocny i przydatny:)
Masz świetny blog:) napisane po ludzku i treściwie. Mam męża Egipcjanina nigdy do niego nie pojadę do rodzinnego miasta po przeczytaniu tego.ZOSTAJEMY W POLSCE :))))))