Co to się w tej Polsce dzieje? Tak nie było przed naszym wyjazdem w 2009 roku. No może trochę było, ale nie aż tak bardzo. A teraz w każdym mieście spotkania, warsztaty, slajdowiska, festiwale… wszystko o podróżowaniu, włóczeniu się, przemieszczaniu, byciu „tam” – jak kto lubi.
Każdego tygodnia dzieje się coś. W pobliskim Krakowie czasem odbywa się kilka slajdowisk w tym samym dniu. My, Polacy jeździmy. Zdecydowanie jeździmy, fotografujemy i chcemy się potem dzielić wrażeniami.
Wygląda na to, że zaczął się właśnie sezon festiwalowy. Do końca marca kalendarz zapełniony. Zaczęło się tydzień temu i początek, przyznać muszę był mocny.
Ręka w górę kto wie gdzie leży miejscowość Wschowa! A ja wiem, bo byłam i widziałam. W chłodnawy lutowy weekend przebiegła tam 100droga. Taki Festiwal Podróżników. Co tam się działo… Przed oczami widzów przemknęły tysiące zdjęć z różnych zakątków świata, przepłynęły nuty i dźwięki bardziej i mniej egzotyczne, raz ostro raz łagodnie dźwięczały opowieści grające na strunach naszych emocji. I tak przez trzy dni.

Oglądanie jest fajne, ale jeszcze fajniejszy jest udział w jakiejś akcji… Można było! Wschowa okazuje się miejscem idealnym do ekstremalnych przeżyć. Pierwsze Zimowe Wejście na Wieżę Ciśnień otworzyło zdobywanie Korony Wschowy. Już przebieram nogami z ciekawości, który to szczyt będzie zdobywany w przyszłym roku… Wieża ratuszowa? A może ogromny pomnik słynnego wschowskiego byka o imieniu Ilon, co to był kiedyś dumą hodowli zarodowej. Zobaczymy…
No i cóż, miło być prelegentem na 100drodze. Co prawda jak trzeba to mogę i spać w namiocie na mrozie, ale propozycja spędzenia weekendu w pokoju „Wilcze jagody” w Pałacu Osowa Sień” brzmiało jednak kusząco. To jest miejsce, w którym na każdym kroku zalicza się opad szczęki. Wystrój, nastrój, bułeczki, dżemiki i gospodarze… pierwsza klasa!
Często jest tak, że małe miasta kryją w sobie duże tajemnice. Oprowadzani przez samą Panią Dyrektor Muzeum Ziemi Wschowskiej, zaglądaliśmy w różne zakątki miasta, nawet w te, do których na co dzień wstępu nie ma. Absolutnym hitem okazał się dawny kościół luterański Żłóbka Chrystusa. Dawny, bo dziś nieczynny, toczą się w nim prace archeologiczne, a na renowację pieniędzy nie ma. Żal serce ściska, tym bardziej, że potencjał miejsce ma i mogłoby być świetna przestrzenią do rozmaitych działań artystycznych i spotkań nie tylko kulturalnych.

Na samiutkim końcu festiwalu czekała jeszcze jedna niespodzianka: wyróżnienie od jury w postaci króla Kazika za pokaz o Pamirze. Mam nadzieję, że Kazikowi dobrze będzie na stryszawskiej półce, tak jak mi we Wschowie.

Plan dość napięty i ze Wschowy trzeba było przedostać się do Łodzi. Zaproszeni przez pasjonatów podróży z Klubu Keja mieliśmy opowiedzieć o całej naszej czteroletniej podróży. Wyzwanie to było spore, mimo że czas mieliśmy nieograniczony.

Nie wiedzieliśmy jak wybrać chwile, zdarzenia, emocje, które były w tej podróży najważniejsze. Jak opowiedzieć o czterech latach w przeciągu kilku godzin? Ukryć się tego nie da, że trema była duża. To było zupełnie inne spotkanie niż we Wschowie. Dłuższe, bardziej prywatne, nieograniczone czasem, ale to, co z obu najmilej wspominam to ludzie, których przed i po mogliśmy poznać. Spotkanie w realu to zupełnie inna wartość, niż komentarze czy maile w Internecie. Dziś blogowanie zaczyna nabierać dla nas zupełnie innego znaczenia – jest po prostu pełniejsze.
O! Będziecie w Wawie! Zapraszam!
Bardzo chętnie :)
Trójmiasto czeka z niecierpliwością :)
Bardzo chętnie się z Tobą spotkamy na kawę nawet bez pretekstu, jakim jest pokaz slajdów, choć faktycznie takowy jest już zaplanowany. Gdyby coś, tutaj szczegóły w linku, a my może przejdziemy na priv? Los Wiaheros – Alicja Rapsiewicz i Andrzej Budnik na 2. GWP 2014!
jutro we Wschowie bez Andrzeja? do zobaczenia!
Bardzo mi przykro, ale z przyczyn rodzinnych faktycznie mnie nie będzie.
No, niestety ja sama… ale mam nadzieję, że dam radę.
Trzymaj się Andrzej cieplutko :-* A Ty Alicja biust do przodu i lecisz :-)
Zastanawiające jest to, że festiwale, slajdy z podróży rzeczywiście tak popularne od niedawna to polski fenomen? W Niemczech gdzie mieszkałam i we Francji gdzie pracuję obecnie coś takiego nie istnieje prawie wcale.
I ja też się nad tym ciągle zastanawiam, bo taki stan rzeczy właśnie nas zaskoczył po powrocie.
Bo w Niemczech czy Francji tradycja podrozowania po swiecie istnieje wiele lat i nie jest to nic specjalnego. Polacy dopiero zaczeli podrozowac bo przez wiele lat bylo za trudno i za drogo. Robimy wiec z tego wielkie „halo”…
Uwazam ze „wielkie halo” to zle okreslenie, krytykujace blogerow itp w Anglii gdzie mieszkam jest mnostwo travel bloggerow to samo w USA i pewnie w Niemczech i we Francji tez i na pewno maja oni swoje spotkania tyle ze pewnie trudno jest do tego dotrzec a wystarczyc sie zainteresowac i pewnie jest mnostwo ludzi ktorzy lubia robic wielkie halo z podrozowania w pozytywnym sensie. A Anglii jest wiele spotkan warsztatow itp wystarczy troche poszukac poszperac, poczytac o slawnych podroznikach a zaraz znajdziesz ich fanow i ludzie ktorzy chca pojsc w ich slady!!!
Nie sadze zeby to byl polski fenomen. Mieszkam w Anglii i tu ludzie uwielbiaja sie dzielic swoimi podrozami. Bylam sama na spotkaniu gdzie dwojka ludzi, notabene nazeczeni, wybrali sie w podroz na biegun polnocny maszeruja od wybrzezy Kanady – to bylo cos :)
opowiadali o przygotowaniach, o jedzeniu ktore zrobili, bardzo tluste i slodkie jednoczesnie zeby bylo bomba kaloryczna i o tym jak rozdzielali pomiedzy siebie porcje i rowniez o tym jaka proba charakteru i ich zwiazku to dla nich byla … uwielbiam takie spotkania i uwielbiam czytac o wyprawach.
Moze istnieja takie spotkania ale ty nic o ich nie wiesz. Nie sadze zeby w Niemczech czy Francji nie bylo ludzi ktorzy chcieliby sie podzielic wrazeniami z podrozy!!!