Czy warto wypchać apteczkę lekami, żeby być przygotowanym na wszystko? Czy lepiej wziąć tylko najpotrzebniejsze leki i kilka plastrów? Pytanie jak sensownie skompletować apteczkę zadaję sobie przed każdym wyjazdem.
Moje przekonanie, co powinno znaleźć się w apteczce, ewoluuje z każdą podróżą. Z jednej strony nie chcę zabierać zbędnych rzeczy, których raczej nie wykorzystam, ale doświadczenie w drodze uczy, że warto przygotować się na różne okoliczności. Wszystko zależy od tego dokąd i na jak długo się jedzie.
Po kilkuletniej podróży po Azji i Australii, byłam przekonana, że wystarczy wziąć podstawowe leki przeciwbólowe, węgiel leczniczy, plastry, bandaż i coś do odkażania ran. Resztę, o ile było coś potrzebne, można było zawsze znaleźć w miejscowych aptekach. W Indonezji można było kupić nawet antybiotyk bez recepty, a w Uzbekistanie na biegunkę najlepiej działały lokalne specyfiki, gdy żadna ilość przyjętego węgla nie dawała rezultatu. Przez kilka lat podróżowałam z przekonaniem, że apteczka powinna zawierać podstawowe leki i opatrunki i nie potrzebuję zestawu na wszystkie choroby świata. Po podróży w południowej części Afryki trochę to spojrzenie zweryfikowałam.
W Zimbabwe złapałam upierdliwą bakterię, która wszelkie zadrapania, otarcia i komarowe ukłucia zmieniała w ropne, swędzące bąble i powodowała gorączkę. Byłam akurat w miejscu oddalonym od miasteczka o godzinę pieszo plus około 3 godziny minibusem z jedną przesiadką, więc o szybkiej wizycie u lekarza nie było mowy.
Myślałam, że organizm sam sobie poradzi z bakterią, ale każdego dnia było gorzej. Postanowiłam wrócić do miasta i pójść do lekarza. Dostałam receptę na antybiotyk, który wykupiłam w aptece. Pierwszego dnia poprawa była zauważalna, ale potem gorączka wróciła. Bardzo możliwe, że antybiotyk, który kupiłam był przeterminowany lub w ogóle antybiotykiem nie był, bo dostałam tabletki luzem w papierowej torebce, a nie w blistrze i opakowaniu… Zdecydowałam się na wcześniejszy wyjazd do Johannesburga. Tam znów poszłam do lekarza i dostałam receptę na dwa kolejne antybiotyki, tym razem kupione w dobrej aptece.
Pomyślałam wtedy, że gdybym miała przy sobie antybiotyk z Polski i wzięła go gdy zauważyłam pierwsze objawy i dostałam gorączki, pewnie nie musiałabym wcześniej wyjeżdżać z Zimbabwe. Przekonałam się na własnej skórze i to dosłownie, bo blizny po kilu bąblach mam do dziś, że jednak nie zawsze warto wierzyć w dobrą jakość leków sprzedawanych w miejscowych aptekach.
Znajomy lekarz z Polski, który udzielił mi wtedy porady przez internet wystawił mi też „dwóję” z wyposażenia apteczki, bo nie miałam termometra, a określenie wysokości temperatury miało tu spore znaczenie.
Ten wyjazd zdecydowanie zweryfikował moje spojrzenie na wyposażenie apteczki. Teraz za każdym razem dopasowuję jej zawartość do charakteru i długości wyjazdu, ale przede wszystkim miejsca, w które się wybieram. Mam zestaw, który zabieram zawsze, ale nauczyłam się dobierać do niego dodatki. Po kursie udzielania pierwszej pomocy, który nota bene polecam każdemu, zabieram też dodatkowy zestaw bandaży i plastrów.
Podstawowa apteczka
Mój stały zestaw zawiera:
- tabletki przeciwbólowe – jakie dokładnie, to sprawa indywidualna, ja biorę tabletki, które zawierają ibuprofen, bo mam wrażenie, że w moim przypadku działają skuteczniej, ale wiem, że są osoby, które wolą paracetamol. UWAGA jeśli wybierasz się w rejony, gdzie występuje denga, nie jest wskazany ibuprofen, bo może powodować komplikacje. Najlepiej porozmawiaj o tym z lekarzem medycyny tropikalnej.
- węgiel leczniczy, kilka saszetek Smecta i elektrolity
- płatki z włókniny nasączone alkoholem (dezynfekujące)
- bandaż elastyczny 10 cm
- pierwsza pomoc, czyli: bandaż dziany 10 cm i 15 cm, kompres jałowy 7,5 cm x 7,5 cm (1 opakowanie, w którym są 3 sztuki), plastry opatrunkowe różnej wielkości, koc termiczny, rękawiczki gumowe
Specjalnie nie piszę ile czego biorę, bo uzależniam to od długości i charakteru wyjazdu. Oczywiście jeśli przyjmujesz regularnie jakiś lek, musisz zaopatrzyć się w odpowiedni jego zapas na całą podróż.
Apteczka dostosowana do wyjazdu
Jeśli jadę w miejsce, w którym szybka konsultacja z lekarzem i dostęp do dobrych leków jest ograniczony, zabieram:
- antybiotyk – warto skonsultować to ze swoim lekarzem, ale najlepiej zabrać amoksycylinę. Jadąc ponownie do Zimbabwe zabrałam tym razem Amoksiklav.
- probiotyk
- Octenisept – żel lub spray na rany
- termometr elektroniczny (wybrałam najmniejszy i najlżejszy :D )
W strefę malaryczną dodatkowo biorę: - Malarone – nie przyjmuję go profilaktycznie. Po konsultacji z lekarzem wykupuję na receptę jedno opakowanie 12 tabletek i zabieram ze sobą. W razie wystąpienia objawów malarii bierze się wtedy 4 tabletki na dobę przez 3 dni. Na szczęście nie miałam okazji sprawdzić jego skuteczności i mam nadzieję, że nigdy nie będę miała tej okazji.
- repelent Mugga extra strong – spray i roll-on zawiera 50% DEET. Odstrasza nie tylko komary, ale też kleszcze i muchy końskie. Sprawdzony i używam go od ponad 10 lat niezmiennie.
- balsam kojacy Mugga – to sprawa indywidualna, ale dla mnie ukąszenia komarów są bardzo uciążliwe, natychmiast pojawiają się swędzące bąble. Ten balsam szybko koi swędzenie, dzięki czemu jestem w stanie powstrzymać się od drapania.
- moskitiera – nie jest to wyposażenie apteczki, ale wspominam o tym, bo to najskuteczniejsza metoda, żeby nie zostać pokąsanym przez komary i przespać w spokoju całą noc.
Gdy wybieram się w miejsce, gdzie mogą pojawić się kleszcze dodatkowo zabieram przyrząd do ich usuwania, który przypomina długopis, ale zamiast wkładu ma na końcu pętelkę z żyłki. To jest najprostszy i najszybszy sposób na wyciąganie kleszczy ze skóry jaki znam. Działa na zasadzie lassa, łapie się pętelką kleszcza przy samej skórze, zaciska i wykręca kleszcza. Wiem, że są na to inne sposoby bez specjalnego przyrządu, ale w moim przypadku super się sprawdza, bo wyciągam nim kleszcze też kotom i psom (trzeba wtedy pamiętać o dezynfekcji przyrządu).
Jeśli jesteś w strefie, gdzie występują kleszcze przenoszące boreliozę i wyciągniesz ze swojej skóry jednego takiego delikwenta, możesz schować go do jakiegoś szczelnego opakowania i wysłać do badania w kierunku boreliozy.
Gdy wybieram się w teren, gdzie wodę trzeba czerpać z rzek, strumyków lub źródeł, a wiem, że nie mam możliwości przegotowania wody przez co najmniej 3 minuty, zabieram tabletki uzdatniające. Można je kupić w sklepach ze sprzętem turystycznym. Wiem, że picie wody o smaku chloru to żadna przyjemność, ale wolę to niż kilkudniową walkę z biegunką lub ryzyko zakażenia jakąś bakterią trudną do zwalczenia. Posmak chloru można trochę zamaskować musującą tabletką z multiwitaminą.
Nie korzystam z filtrów do wody, bo do tej pory nie byłam w podróży, która by tego wymagała.
W co spakować leki
Mądrej głowie dość po słowie, a ja niestety jestem osobą, która najskuteczniej uczy się na własnych błędach. W temacie pakowania leków w podróż popełniłam kilka tak głupich błędów, że trochę wstyd o tym pisać, ale może kogoś podobnego do mnie ustrzegę przed złym pomysłem.
W pierwszą długą podróż spakowałam leki do miękkej kosmetyczki. Blistry w plecaku wypchanym do granic możliwości zmiażdżyły się i tabletki powypadały. Miałam wtedy zapas leku, który biorę w przypadku zaostrzenia choroby autoimmunologicznej. Tabletki, które wypadły z blistra wrzuciłam do plastkowego pojemniczka. Po pewnym czasie zauważyłam, że wszystkie zrobiły się czarne…
Teraz wiem, że wszystkie blistry najlepiej włożyć do plastikowego pojemnika. Dodatkowo owijam je oryginalną ulotką informacyjną z opakowania, bądź piszę na blistrze markerem ile czego się powinno brać.
Resztę, czyli wszystko z zakresu pierwszej pomocy i dezynfekcji wkładam do miękkiego woreczka lub saszetki.
Leki, które przyjmuję codziennie pakuję do małej saszetki, którą umieszczam w łatwo dostępnej kieszeni plecaka, dzięki czemu nie muszę wyciągać całej apteczki, żeby łyknąć jedną pastylkę.
Podsumowując, mam apteczkę podzieloną na 3 części: leki w pudełku, najczęściej schowane raczej na dnie plecaka, woreczek z pierwszą pomocą, w dość łatwo dostępnym miejscu i saszetka z lekami codziennymi, szybko dostępna.
Poza apteczką – szczepienia
Poza mądrze skompletowaną apteczką, warto przed podróżą sprawdzić czy masz aktualne podstawowe szczepienia. Najlepiej udać się do lekarza medycyny podróży i skonsultować jakie szczepienia dodatkowe warto wykonać. Pamiętaj o tym, żeby zrobić to odpowiednio wcześniej, bo niektóre szczepionki trzeba przyjąć w kliku dawkach w odpowiednich odstępach czasowych, a przy tym jest to jednak spory wydatek.
O podstawowych szczepieniach pisaliśmy już wcześniej, możesz poczytać tutaj.
Temat zawartości apteczki podróżnej nigdy nie jest skończony, a wariantów jest pewnie tyle, ile kierunków podróży. Myślę, że nie ma jednego uniwersalnego sposobu lub listy wg której powinno się kompletować apteczkę. Wszystko zależy od tego dokąd jedziesz i od Twoich cech indywidualnych (alergie, choroby przewlekłe, odporność, częste przypadłości). Po kliku długich i krótkich, dalekich i bliskich podróżach oraz po rozmowach z innymi podróżującymi osobami wiem, że zawartość apteczki to sprawa dość indywidualna, może poza apteczką pierwszej pomocy, która w mojej opinii jest obowiązkowa, nawet jeśli wybierasz się na jednodniową wycieczkę w góry.
Tymczasem życzę Ci bezpiecznych i zdrowych podróży, żeby apteczka jak najmniej, albo i wcale widziała światło dzienne!
Tekst powstał w czasie mojej podróży po Zimbabwe, która mogła się odbyć m.in. dzięki wsparciu firmy MUGGA.
Zależy oczywiście gdzie się jedzie, bo jadąc na zachód Europy można sporo zaoszczedzic mając awaryjne leki. Ale jadąc do Azji leki są zbędne, bo inna flora bakteryjna i nasze i tak mogą nie zadziałać, a poza tym wszystko jest tak tanie, że nie ma co nosic ze sobą zapasó.
Ja mam zawsze na wyjazdach dwie apteczki. Jedną, uniwersalną do pierwszej pomocy, a drugą taką, która będzie odpowiednia do miejsca w którym jadę. Pozdrawiam
Podobną sytuację jak ty z antybiotykiem mieliśmy na Kubie. Dostałem tam infekcji gardła, dużo mniej poważne niż bakteria psująca rany :) ale problem podobny, bo na Kubie trudno o antybiotyki, U pierwszego lekarza dostałem właśnie amoksycylinę, ale w dawce tak małej, że choroba nie chciała ustąpić, a do zapalenia gardła doszła infekcja ucha. Potem przyszedł czas na drugiego lekarza i ten sam antybiotyk w znacznie większej dawce. Na szczęście, pomogło. W każdym razie, dziś zabralibyśmy ze sobą antybiotyki na pewno.
Zawsze przed wylotem w egzotyczne kraje ide do mojego lekarza rodzinnego zapytać jakie szczepienia przydałoby się wykonać na podróż. Jak dla mnie jest to zupełnie konieczne i obowiązkowe.
Tak, wycieczki górskie i wszelkie dalsze podróże to zdecydowanie konieczność posiadania kompletnej apteczki. Dzięki za ten post!
Zawsze zapominam o apteczce także mam nadzieję, że taki zbiór przypomni mi przed podróża o spakowaniu
W tym roku mam zamiar znowu powrócić do Azji, a więc zapisuje ten wpis, gdyż na pewno mi się przyda.
ja często niestety zapominam o takich podstawach jak plaster czy bandaż elastyczny – odpukać do tej pory nie było poważniejszych kontuzji i obyło się bez wsparcia
Prawdą jest, że uczymy się na błędach i nasze apteczki ewoluują. Moja jest dość podstawowa, ale doposażyłem ją w:
– igłę do zastrzyków (są rejony, gdzie pewnie dobrze mieć własną, a trzy kroki od domu pomoże usunąć drzazgę)
– pęsetę anatomiczną (kleszcze, znowu drzazgi)
– porządne nożyczki opatrunkowe (te stanowiące wyposażenie standardowe są kiepskie) takie nożyczki pozwalają na bezpieczną pracę, gdy ranny nam się nieco szamota (np. dziecko)
– maseczkę do sztucznego oddychania (rzadko występuje w gotowych apteczkach)
– gwizdek
– chemiczne źródło światła, tzw. glow stick
Warto wspomnieć jeszcze o DOUSTNYM PŁYNIE NAWADNIAJĄCYM. Wg mnie to najważniejszy element apteczki podróżnej obok leku przeciwbólowego.
Amoksycylina to rzeczywiście często antybiotyk pierwszego rzutu, jednak Amoksiklav to trochę co innego z uwagi na inhibitor beta-laktamazy.
Na prawdę bardzo ciekawe porad i wydaje mi się, że rzeczywiście ten płyn nawadniający doustny także mógłby być bardzo przydatny i warto jest się zastanowić nad tym aby dołączyć go do takiej apteczki. Tak poza tym to w opisanej przez Ciebie apteczce znajduje się chyba wszystko co potrzebne
Ja zawsze mam przy sobie leki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, na biegunkę oraz plastry i opatrunki, do tego kremy z filtrem, a teraz w obecnej sytuacji na świecie obowiązkowo dorzucam termometr (mam taki na podczerwień Diagnostic) i w zasadzie tyle, czasem jeszcze biorę blister tabletek do ssania na gardło i krople do nosa :)