Kocham zwierzęta, ale nie cierpię komarów. Te małe owady potrafią zupełnie uprzykrzyć letnie wieczory w plenerze, a w krajach tropikalnych mogą przenosić poważne choroby. Co zrobić, żeby skutecznie zabezpieczyć się przed komarami i ich natrętnym towarzystwem?
Komary widzą mnie jako darmowy koktail bar i chętnie przysiadają na mojej skórze, żeby łyknąć trochę krwi. Wszystko byłoby OK i mogłyby sobie trochę pochłeptać, gdyby nie dwie rzeczy: natychmiastowa reakcja mojej skóry i fakt, że w strefach tropikalnych komary mogą przenosić groźne choroby.
Nie wiem dlaczego komary kochają jednych ludzi, a innych ignorują. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Jedna z teorii jakie usłyszałam w podróży mówi, że komary atakują wszystkich tak samo, tylko różnie na te ukłucia reagujemy. Są ludzie, którzy ledwie poczują ukłucie, a są tacy jak ja, u których każda działalność komara na skórze kończy się czerwonym swędzącym bąblem. Dla mnie to zawsze próba silnej woli i przecież wiem, że lepiej nie drapać, ale… Drapię! Drapię, bo tego swędzenia nie jestem w stanie znieść. Oczywiście potem jest tylko gorzej, bo wiecie co się dzieje z rozdrapanym miejscem po ukąszeniu, prawda? Swędzi jeszcze bardziej i robi się rana, a gdy miało się brudne paluchy to jeszcze może dojść do zakażenia.

Skuteczny środek na komary
Kiedy wyjeżdżam w rejony gdzie obecność komarów jest gwarantowana, przygotowuję sobie zestaw repelentów. Od 2009 roku używam niezmiennie, choć z małymi wyjątkami, repelentów MUGGA. W zależności od terenu, w który się wybieram dobieram odpowiedni rodzaj środka. W podróże europejskie biorę słabszą „klasyczną” wersję spray 9,5% DEET lub mleczko roll-on 20% DEET. Jeśli jadę w tereny tropikalne i tam gdzie komary przenoszą malarię i dengę, zabieram mocniejszą wersję z 50% DEET.
Ten tajemniczy DEET – pełna nazwa N,N-dietylo-m-toluamid, to substancja, która odstrasza komary. Mniejsze stężenia spokojnie wystarczają podczas podróży w klimacie umiarkowanym, ale w klimacie tropikalnym potrzebujemy czegoś skuteczniejszego. Trzeba pamiętać, że DEET to silna substancja, więc środki z większym stężeniem można nakładać na skórę tylko raz dziennie i nie wolno ich aplikować na twarz. Ważna rzecz – jeśli rozsmarowujesz repelent dłońmi pamiętaj, żeby je potem umyć.

Reakcja mojej skóry na ukąszenia komarów jest niestety silna i trudno mi powstrzymać się od drapania. Do zestawu repelentów dorzucam więc balsam kojący. Tak, tak… długo myślałam, że to ściema i taki balsam niewiele pomaga, ale jednak przełamałam się i sprawdziłam na własnej skórze. Balsam nałożony na świeże ukąszenie, naprawdę łagodzi swędzenie i łatwiej mi powstrzymać się przed drapaniem, a skoro nie rozdrapuję, nie powstaje rana i ślad po działalności komara znika szybciej. O, jaka ulga!
Można też zabrać sam czysty olejek z drzewa herbacianego, ale balsam Muggi ma też mentol, który robi dużą różnicę, bo szybciej „znieczula”.
Poza repelentem
Repelenty, zwłaszcza te mocne z dużą zawartością DEET mają oczywiście wpływ na skórę i dlatego stosuję je w przemyślany sposób, tylko na odkryte miejsca: stopy, kostki, ramiona, dłonie, kark. Zwykle staram się ubierać tak, żeby zmniejszyć powierzchnię atrakcyjną dla komarów. W tropikach wieczorami noszę jasne, luźne spodnie, długie do kostki lub ¾, lekką koszulę z długim rękawem lub okrywam się chustą albo szalem.
Od wyjazdu do południowej części Afryki, w strefy tropikalne zabieram ze sobą moskitierę. To najprostsza i najskuteczniejsza ochrona przed komarami, która gwarantuje całkowicie przespaną noc. Chyba, że wyjątkowo drażni Cię świdrujący w uszach wysoki dźwięk bzyczenia komarów, ale wtedy możesz użyć zatyczek do uszu.
Moskitiera sprawdza się też w ciągu dnia, gdy chcesz odpocząć w cieniu drzew, poczytać książkę lub zdrzemnąć się.
Czy spryskiwanie moskitiery repelentem ma sens? Moim zdaniem nie ma. Dobrze założona i rozciągnięta moskitiera nie wpusci do środka komara za żadne skarby, chyba że gdzieś jest dziura… Lepiej zostawić sobie repelent na ochronę odkrytych części ciała.
Gdzie chowają się komary?
Wiadomo, że komary najczęściej atakują wieczorem i w nocy, ale w ciągu dnia warto mieć na uwadze zacienione miejsca. Odpoczynek w upalny dzień w cieniu drzew może się okazać przykry dla tych wrażliwych na ukąszenia.

Komary w ciągu dnia uwielbiają się chować w miejscach zacienionych i czaić się na przykład gdzieś pod stołem na naiwną ofiarę, czyli mnie.
W krajach Azji Pd.-Wsch. popularne są knajpki, gdzie jedzenie jest smaczne i tanie. Szybko nauczyłam się, że gdy w ciągu dnia siadam przy stoliku, żeby coś przekąsić moje nogi stają się jednocześnie atrakcyjnym darmowym bufetem. Po kilku takich podstępnych atakach nauczyłam się sprawdzać w miejscu gdzie zamierzam usiąść, czy pod blatem nie siedzą małe wampirki.
Patentem, który działa częściowo są dymiące spirale, które można umieścić pod stołem, albo w miejscach, które wyglądają jak dobra kryjówka dla komarów. Z moich obserwacji wynika, że średnio skutecznie to odstrasza owady i dodatkowo zapach dymu nie do końca mi odpowiada, ale pamiętam, że w Australii na kempingach właśnie tego się używało.
I jeszcze jeden sposób, który utrudnia komarowi znalezienie dogodnego miejsca, żeby usiąść i pić do woli. Nie golę nóg. Brzmi może absurdalnie, ale zauważyłam, że tam gdzie na nogach są włoski, komar mnie nie rusza. Może jest zszokowany, że są kobiety, które nóg nie golą… nie wiem, ale to działa. Względy estetyczne i ogólne trendy akurat obchodzą mnie w tym wypadku najmniej.

Komary, które przenoszą malarię i dengę
Gdy wybieram się w rejony zagrożone malarią, konsultuję się z lekarzem medycyny tropikalnej i zabieram odpowiednią dawkę leku na malarię. Nigdy go nie brałam profilaktycznie, bo nie było takiej potrzeby albo w strefie malarycznej przebywałam za długo, żeby brać leki.
O ile profilaktykę można stosować w przypadku malarii, to gdy w grę wchodzi denga, pozostaje tylko leczenie objawów. Dlatego ważne jest, żeby na wyjeździe w rejony zagrożone dengą, zmniejszyć ukąszenia komarów do minimum.
Muggę stosuję też nie tylko ze względu na komary, które mogą przenosić niebezpieczne choroby, ale też ze względu na kleszcze. Niektóre z nich przenoszą boreliozę lub mogą spowodować zapalenie opon mózgowych. Repelent znacznie obniża szansę, że wkręci się w skórę kleszcz, ale i tak po powrocie z lasu lub łąki sprawdzam, czy nie transportuję jakiegoś pasażera na gapę.
Dla mnie, osoby, która źle znosi ukąszenia komara dobry repelent to podstawa, oprócz odpowiednio wyposażonej apteczki. Niezależnie od tego czy wybieram się na kilkudniowy wypad rowerem po lesie, wyjazd do krajów tropikalnych czy tereny, gdzie występuje malaria i denga, zawsze pamiętam o tym, żeby zabrać dobry repelent i wszystko, co pozwoli mi uniknąć ukąszeń komarów. Nie chodzi tylko o komfort i swędzące rany, ale głównie o zdrowie.
Ten wpis powstał podczas mojej ostatniej podróży po Zimbabwe, która odbyła się dzięki wsparciu firmy MUGGA. Szczerze mówiąc ich produktów używam od dawna i z czystym sumieniem je polecam.
Niby artykuł sponsorowany, ale jednocześnie bardzo życiowy i przydatny. Ja też mam w sobie coś takiego, że gdziekolwiek się nie pojawię okazuję się najbardziej atrakcyjnym bufetem dla małych skur.. Luźne ubranie, repelent i szybki krok to jak na razie najlepsze środki na komary. Gorzej jak musisz siedzieć w jednym, odsłoniętym miejscu przez dłuższy czas.
Mega preparaty te Mugga.Preparat stosowałam w Tajlandii, gdzie miejscowe środki nie dawały rady , a obecnie od lat w Polsce na kleszcze. Ja jeszcze używam taki preparat po ukąszeniu KOKODA też świetnie łagodzi ukąszenia.
Najsilniejsza Mugga jest mega mocnym środkiem. Potrafi nawet odbarwiać ubrania.
Mam pytanie jak chronić twarz w takim razie?
Nie ma za bardzo na to rozwiązania. Twarzy trzeba pilnować rękami po prostu, bo deet jest zbyt silny, aby aplikować go koło oczu i ust.
Możesz użyć moskitiery na twarz. Zajmuje mało miejsca, a czasami naprawdę się przydaje – nie tylko na komary, ale i na meszki i inne upierdliwe małe stworzonka :) Ja mam np. taką, która jest opcją przy kapeluszu. Można ją schować, a jak jest potrzeba wyciągnąć.