Możesz zaplanować swoją podróż przez Podlasie od A do Z. Możesz mieć ogólny, luźny plan. Możesz też ot tak wsiąść na rower i pojechać przed siebie, a i tak prędzej czy później dotrzesz do miejsc, gdzie działy się rzeczy dziwne, zjawiska nadprzyrodzone, cuda. Zagęszczenie takich miejsc na Podlasiu jest wyjątkowo duże.
Mówiąc o cudach i wszelkich zjawiskach nadprzyrodzonych wcale nie mam na myśli wydarzeń związanych tylko z wiarą chrześcijańską. Wiele z tych świętych, magicznych miejsc powstało przed wiekami w czasach gdy wierzono w siły natury, oddawano cześć słońcu, księżycowi, gwiazdom, żywiołom i zjawiskom atmosferycznym. Ludzie żyli wtedy blisko natury i zgodnie z nią. Wsłuchiwali i wczuwali się w jej rytm.
Co wschód Polski ma wspólnego z Australią?
Na Podlasiu wiele rodzimowierczych pamiątek pozostało po Jaćwingach, którzy wywodzili się z pruskich ludów bałtyjskich. Zamieszkiwali tereny między Narwią a Bugiem w dziesiątym i na początku jedenastego wieku naszej ery. Ich wierzenia, tradycje i obrzędy były związane z naturą i jej siłami. Wierzyli, że niektóre miejsca lub drzewa, zwłaszcza dęby, mają szczególnie silną moc. Kapłanki jaćwieskie, które były bardzo związane z przyrodą, miały o niej imponującą wiedzę i potrafiły wykorzystywać jej dary do uzdrawiania. Ludzie żyli wtedy zgodnie z prawami natury, czuli do niej respekt i wiedzieli jak korzystać z jej dobrodziejstw. Mówiąc szczerze trochę przypomina mi to dawny sposób życia Aborygenów w Australii. Oni też mieli swoje miejsca kultu związane z naturą. Wybierali je intuicyjnie, wyczuwali, że jest w nich jakaś moc. Uluru, wielki monolit, jest jednym z najważniejszych miejsc kultu dla Aborygenów. To bardzo silne miejsce mocy, czyli czakram, bo przecinają się tu linie energetyczne Ziemi.
Nadejście chrześcijaństwa i jego krzewicieli – Krzyżaków, to koniec ery Jaćwingów. Osady, które nie przyjmowały chrztu były niszczone, a kapłanki uznawane za czarownice. Pogańskie obrzędy i tradycje zastąpiono świętami chrześcijańskimi nadając im najczęściej któregoś patrona z grona świętych. Właśnie w ten sposób Noc Kupały lub Sobótka stała się Nocą św. Jana.
Narzucona religia chrześcijańska przez setki lat przeplatała się z tradycjami prasłowiańskimi. Do dziś święte miejsca, w których wydarzyły się cuda związane z wiarą chrześcijańską istnieją obok tych, które pozostały z dawnych czasów. Miejsca mocy, święte drzewa, źródła, które uzdrawiają i miejsca boskiego objawienia. To wszystko do dziś na Podlasiu ma znaczenie. Można spotkać osoby głęboko wierzące, które jednocześnie korzystają z wiedzy o magicznym działaniu ziół i wzywają opiekuńcze duchy.
Kobiety mają moc
Dzisiejsze szeptunki, szeptuchy, matiuszki, czyli lokalne uzdrowicielki, zielarki kontynuują obrzędy uzdrawiania o pogańskich korzeniach modląc się przy tym w sposób chrześcijański. Stąd też wzięło się określenie „szeptunka”, czyli osoba, która szybko i cicho recytuje słowa modlitwy. Dawniej wierzono, że szeptunki potrafiły przepowiadać przyszłość.
Spotkanie prawdziwej poleskiej rodziny we wsi Czechy Orlańskie zaowocowało tym, że o dawnych zwyczajach chciałam dowiedzieć się więcej. Już po wyjeździe z tej miejscowości przeczytałam historię pewnej kobiety, która mieszkała właśnie w Czechach Orlańskich i miała dar przepowiadania przyszłości. Chodziła na małe wzgórze gdzieś za wsią, bo twierdziła, że tam czuje jakąś silną energię, dzięki której jest w stanie poczuć to, co się wydarzy w przyszłości. Miejsce dostało nazwę „Poczujki” i wygląda na to, że dziś tak właśnie określa się pole położone niedaleko wsi. Będę musiała do Czech wrócić i to zbadać.
Nazwy kryją tajemnice
Właśnie. Czechy. Czechy Orlańskie. Skąd taka dziwna nazwa? Tymi ziemiami zarządzał niegdyś dziedzic o imieniu Czoch, więc wieś nazwali Czochy. Gdzieś po drodze komuś pomyliła się w dokumencie literka i powstały Czechy. Jednak okazało się, że taka wieś istnieje już gdzieś indziej i trzeba było wymyślić nazwę, która określałaby dokładnie położenie miejscowości. W pobliżu płynie sobie leniwie rzeczka Orlanka. Nic prostszego. Tak oto powstały Czechy Orlańskie!
Nietrudno tu trafić gdy jedzie się rowerem, bo przez Czechy Orlańskie prowadzi szlak Green Velo.
Ciekawe pochodzenie nazwy ma też sama stolica dzisiejszego województwa podlaskiego – Białystok. Wersji jest kilka i tak naprawdę nie wiem do końca, która jest prawdziwa. Najbardziej podoba mi się jednak mało znana i zapomniana legenda według której Jaćwingowie, w obawie przed zniszczeniem ich osady przez Krzyżaków, wspięli się na wzgórze i tam przyjęli chrzest. Po tym zdarzeniu wzgórze zasnuła biała mgła i objawiła się na nim Matka Boska, a miejsce to nazwano Biały Stok. Dzisiaj na wzgórzu stoi strzelisty Kościół św. Rocha, który góruje na miastem. Rozpoczyna się tu główna ulica Lipowa, która jest linią energetyczną łączącą kilka silnych miejsc mocy. Ma to wszystko sens.
Rozmaite legendy, historie i opowieści docierały do mnie z różnych kierunków i źródeł, ale dopiero teraz zaczyna mi się to wszystko łączyć w jakąś logiczną całość.
Energia z Ziemi i woda, która ma moc
Miejsc mocy z czasów prasłowiańskich na Podlasiu jest więcej. Dziś często stoją na nich kapliczki, kościoły, cerkwie. Tuż w sąsiedztwie Białegostoku znajduje się Święta Woda, dość znane miejsce mocy, na którym postawiono grotę z figurką Matki Boskiej na wzór tej francuskiej z Lourdes. Woda z tryskającego tu źródełka ma moc uzdrawiającą. Chore miejsce trzeba taką wodą starannie obmyć i pomodlić się.
Podobnie jest ze Świętą Górą Grabarką, gdzie źródlana woda znana jest ze swoich właściwości uzdrawiających. Na początku XVIII wieku podczas epidemii cholery, pewien starszy człowiek doznał objawienia i rozgłaszał, że tylko przyjście na wzgórze może uratować od choroby. Z okolicznych miejscowości zaczęli przybywać ludzie z krzyżami. Modlili się na Górze, zostawiali tam przyniesione krzyże, obmywali się w źródle i pili z niego wodę. Epidemia ustała, więc uznano to za cud i wybudowano kaplicę.
Święta Góra Grabarka jest dla prawosławnych najważniejszym sanktuarium w Polsce. Każdego roku 18 sierpnia przybywają tu tłumy pielgrzymów. Wspinają się na wzgórze ze swoimi drewnianymi krzyżami, modląc się w określonej intencji okrążają cerkiew trzy razy na kolanach. Krzyże zostają na szczycie. Następnego dnia odbywają się główne uroczystości prawosławnego Święta Przemienienia Pańskiego.
Przyznaję, że jest to miejsce specjalne i rzeczywiście można tu poczuć dobrą energię. Panuje tu cisza pełna skupienia. Wieczorem, gdy w kaplicy odbywa się msza, słychać śpiewy cerkiewne. Gładko płyną melodie o specyficznej, ale pięknej harmonii. Podoba mi się określenie św. Jana Damasceńskiego, że ta muzyka ma w sobie „koloryt wieczoru”. Jest tu ukryta głęboka symbolika i istota prawosławia, ale dla mnie ta muzyka idealnie komponowała się z końcem dnia gdy można się wyciszyć, a półmrok sprzyja refleksji i kontemplacji.
Ogromne wrażenie robi już samo wzgórze i gęsto ustawione na jego wierzchołku krzyże. Niektóre z nich są już bardzo stare. Czas naznacza je zielonym mchem. Na nowszych wiszą rozmaite paciorki, różańce. Są takie kilkumetrowe, które górują nad resztą i są zupełnie malutkie, takie jak wiesza się na ścianie.
Do dziś wierzy się w cudowną moc źródełka, które płynie tuż u stóp wzgórza. Pielgrzymi chętnie obmywają się w nim i nabierają wody do picia ze studni. Ciekawe, że moc takich źródeł tłumaczą geologowie. Podobno ruchy ziemskiej skorupy powodują wypiętrzanie się warstw. Jeśli w takim wypiętrzonym miejscu znajduje się ciek wodny to płynie on bardzo płytko pod ziemią i przez to jest łatwo dostępny. Tryskająca z niego woda jest bogata w minerały, a przede wszystkim mocno naenergetyzowana i faktycznie może mieć moc uzdrawiającą.
Oprócz objawień, które wydarzały się na pradawnych miejscach mocy, działy się też na Podlasiu cuda związane z religią chrześcijańską w kościele prawosławnym jak i katolickim. Takie miejsca zwykle w jakiś sposób się oznacza. Stawia się kapliczkę, kościół lub cerkiew. Można się na nie natknąć co krok.
Pozytywne spotkania, które dają dobrą energię
Jechałam rowerem przez małe wsie pełne kolorowych, drewnianych domów. Lipcowa, ciepła sobota wygoniła większość mieszkańców i letników na brzeg chłodnej Narwii. Po pustych piaskowych drogach czasem przemykał jakiś pies. Para starszych ludzi stała w bramie jednego z gospodarstw i rozprawiała o czymś żywo. U stóp gospodyni leniwie przeciągało się łaciate kocisko.
– Jaki ładny kot! – zatrzymałam się i przetarłam ręką pot z czoła.
– A ładny, ładny! Mój. A gdzie to tak sama tym rowerem jedzie? – starsza pani uśmiechnęła się i przymrużyła oczy.
Chwilkę porozmawiałyśmy o planach na dzisiejszy dzień o pogodzie, o wszystkim i o niczym.
– Rowerzyści to takie dobre ludzie. Zawsze się taki zatrzyma i chwilkę pogada. Jeszcze nie było tak, żeby się nie zatrzymał i nie mówił. Rowery lubię. Sama bym pojechała na wycieczkę gdybym zdrowie miała – oparła się o bramkę i wsparła głowę na rękach.
No pewnie, że rowerzyści to dobrzy ludzie. Nie inaczej i miło, że starsza pani ma takie dobre skojarzenia z cyklistami. Swoim uśmiechem i dobrym słowem przekazała mi pękaty pakiet dobrej energii, więc w dobrym nastroju jechałam dalej.
Nie udało mi się zajechać daleko. Tuż za zaułkiem stały wysokie, okazałe lipy. Szumiały obsypane gęsto liśćmi i pachniały słodko, kwiatowo. Pomiędzy zielonymi konarami prześwitywały plamy ultramaryny. Na szczytach pękatych wież, metalowe krzyże cerkiewne odbijały promienie słoneczne.
To cerkiew w Puchłach, w dodatku okazuje się, że dość znana, z powodu historii powstania, która związana jest z objawieniem bożym. Podobno w miejscu, w którym stoi dziś cerkiew rosła kiedyś wielka lipa. Tuż pod nią mieszkał starszy człowiek. Był zmęczony, schorowany i puchły mu nogi. Żył tak sobie samotnie. Pewnego dnia w konarach lipy zobaczył wizerunek Matki Bożej. Od razu padł na kolana, zaczął się modlić i wtedy stał się cud. Nogi przestały boleć, a opuchlizna zniknęła. Na miejscu tego cudownego wydarzenia wybudowano cerkiew, w której umieszczono wizerunek Matki Bożej w postaci ikony. Od tamtej pory do cerkwi przyjeżdżali modlić się chorzy proszący o wyzdrowienie, a miejscowość dostała nazwę Puchły od spuchniętych nóg starszego pana.
Prawda jest mniej interesująca, bo nazwa raczej pochodzi od nazwiska właściciela wsi Tomasza Puchłowicza.
Inna legenda głosi z kolei, że Puchły należały kiedyś do dziedzica, który był obrządku greckokatolickiego. Wieś zamieszkiwali prawosławni, którzy byli nękani przez dziedzica i brutalnie namawiani do zmiany obrządku. Aby obronić się przed wpływem złego dziedzica mieszkańcy wsi modlili się do Matki Bożej. Podobno prośby i modlitwy zostały wysłuchane i na lipie pojawiła się ikona z wizerunkiem Przenajświętszej Bogurodzicy (Pokrowy).
Jest też kolejna historia związana z cerkwią w Puchłach, podobno całkiem prawdziwa. Gdy zakończyła się I wojna światowa ludzie zaczęli wracać do swoich domów z bieżeństwa, czyli ucieczki wgłąb Rosji. Mieszkańcy Puchł zobaczyli, że w wieży cmentarnej kaplicy zagnieździł się rój pszczół. Niewiele było do jedzenia, więc dwóch śmiałków postanowiło zdobyć miód. Próbując podejść do pszczół ochraniali się dymem z ognia, który wymknął im się spod kontroli i w kaplicy wybuchł pożar. Spaliło się wszystko. Podobno niedługo po tym zdarzeniu jeden z mężczyzn stracił wzrok, a jego pomocnika dotknął paraliż. Ludzie uznali to za karę, za to, że spalili kaplicę…
Opowieści o cudach, miejscach mocy i niewyjaśnionych zjawiskach jest tu mnóstwo. Życia nie wystarczy, żeby to wszystko opisać. To druga rzecz po przyrodzie, która tak bardzo przyciąga mnie w te rejony. Za każdym razem gdy tu wracam słyszę nową historię, która jest kolejnym elementem w tej wielkiej podlaskiej układance. Przyroda i historie to jeszcze nie wszystko, co składa się na magię Podlasia. Architektura, drewniane domy bogato zdobione i związane z nimi tradycje to kolejny temat, który mnie ciekawi.
„Dziewczynka z konewką” jest ważna
Mural na zdjęciu otwierającym tekst, powstał w ramach akcji „Folk On The Street” zorganizowanej przez Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Białymstoku. Autorką muralu jest łódzka artystka Natalia Rak, a jego tytuł to „Dziewczynka z konewką”. Temat pracy nawiązuje do starej legendy „Wielkoludy”, którą można znaleźć w zbiorze Wojciecha Załęskiego „Hecz, precz, stała się rzecz. Wydobyte z kufra pamięci”. To historia olbrzymów, które pozazdrościły ludziom umiejętności uprawiania roślin. Myślę, że ten mural świetnie pokazuje atmosferę Podlasia. Ciekawe połączenie tradycji, miłości do przyrody, trochę odległego i mistycznego świata ludowych wierzeń ze światem realnym, którym jest wykorzystane w pracy prawdziwe, rosnące obok muru drzewo. Nie wyobrażałam sobie tego tekstu bez pokazania białostockiego muralu.
Moja podróż na Podlasie chyba będzie trwała tak długo, aż wysłucham wszystkich tych ciekawych historii do końca i dowiem się co tak bardzo mnie z tym regionem łączy, oprócz tego, że w jakiś sposób przypomina mi Australię ;)
Mieszkam od kilku lat w Białymstoku i nie wiedziałam, że Lipowa którą codziennie chodzę do pracy jest taka energetyczna. Poczytam coś więcej o tych miejscach mocy co piszesz, bo nigdy na to czasu nie miałam a mnie to ciekawi w sumie.
A ja z kolei dowiedziałam się o tym dopiero dwa lata temu, mimo, że wcześniej mieszkałam w Białymstoku prawie 4 lata.
Przepiękne! Wzruszylam się. I zachwycilam.
Podaję dalej..☺
Dziękuję, bardzo mi miło :)
A ja się zachwycam za kazdym razem gdy tam jestem ;)
Uwielbiam ten mural :)
Ja też! Wykorzystanie drzewa, które początkowo było przeszkodą jest genialne :)
Moje kolejne niespelnione marzenie. Pewnie nastepnym razem sie uda. Dziekuje za inspiracje. Juz od trzech lat depcze Wam po pietach. Pozdrawiam
Uda się na pewno wreszcie! Jak trzeba to mogę podpowiedzieć co nieco. ;)
Adam, to nie depczmy sobie po piętach, tylko się kiedyś w końcu spotkajmy. Byłoby o czym na pewno rozmawiać… np. o Toyotach w ich naturalnym środowisku ;-)
Serdecznie dziekuje za zaproszenie. Czas pobytu w ojczyznie mam niestety bardzo limitowany. Za to moje drzwi w Montrealu sa dla Was zawsze otwarte.
Rozumiem. Bądźmy zatem w kontakcie :)
Pozdrawiam juz z domu. Co dobre szybko sie konczy. Gdyby tak wszystko mozna zobaczyc za jednym razem, nie bylo by wiecej powodu do wyjscia z domu?, a moja Toyota tez sie juz za mna pewnie stesknila
Uwielbiam miejsca, które kryją w sobie tyle „czarodziejskich” historii:) A ta cerkiew! Przepiękna!
Mam tak samo, a Podlasie jest bogate w takie miejsca i historie.
Stok oznacza nie zbocze, ale strumień. Nazwa Białystok pochodzi od rzeki Białki, nad którą jest położony.
Nie twierdzę, że legenda o Jaćwingach jest prawdziwa, znam ją ze zbioru „Pogaduszki przy piecu” :) Spodobała mi się, bo wcześniej jej nie znałam.
Temat „stoku” będę zaraz drążyć w takim razie. Podpowiesz jakieś źródło, gdzie można o tym poczytać więcej? Wpis chętnie uzupełnię.
Kocham Podlasie. Mam tam rodzinę. Białystok, Łapy, Łomża, Sokoły. Mieszkam w Gdańsku ale jak przyjdzie czas to kupię tam domek zamieszkam. Wrócę w rodzinne strony. Córka moja też chce tam zamieszkać. Kaszuby są piękne, inne krainy w Polsce również, ale Podlasie najpiękniejsze. Pozdrawiam gorąco.
Tak się czasami zastanawiam, czy może zaszyć się gdzieś na Podlasiu w jakimś miłym miejscu w lesie, ale mimo wszystko jestem chyba miejskim zwierzem :)
Zimą bedzie jak w bajce…
Ach na to liczę, o ile będzie śnieg :)
Widziałam fotografie podlaskich cerkwi zimą :) ale nie będę psuc Ci niespodzianki :) pozdrawiam
:) No już przebieram nogami… choć wcale za zima nie tęsknię…
Alicjo! byłam w Puchłach w deszczu, pocałowałam klamkę w cerkwi, (księdza nie było na miejscu) ale zabudowa wsi bardziej podobała mi się w Trześciance
I za to Was lubię, że oprócz kolorowych folderów z krańców świata nie wstydzicie się chwalić naszych krajowych Magicznych Krain :)
:) Nie wyobrażam sobie nie pokazywać Podlasia…
Właśnie kilka dni temu załamałam się ile jeszcze mam ciekawych rzeczy i historii do poznania na Podlasiu. Nie wiem czy życia mi wystarczy, a tu jeszcze inne ciekawe regiony Polski czekają.
W ubiegły weekend byliśmy służbowo w okolicach Otmuchowa i otwieraliśmy gęby ze zdziwienia ile tam jest dworków, folwarków, opuszczonych kościołów, widać, że wszystko mocno naznaczone historią…
Słowem, jest co pokazywać i o czym opowiadać. :)
piekna!
Tak, chyba jedna z piękniejszych w tej okolicy.
Czekam już na kolejne opowieści
A udało się Wam wejść do środka? Ja z Agnieszka Ptaszyńska pocalowalem klamkę :/
Ja nawet nie wiedziałam, że tego dnia dotrę do tej cerkwi i że ona tam w ogóle jest, więc to była dla mnie niespodzianka. Wisi tam przy drzwiach informacja, że można umówić się na zwiedzanie dzwoniąc wcześniej na podany nr tel.
O! To kupcie zamiast dworku :)
Robert, osobiście wolę w nowe technologie inwestować ;-)
Walnie się smiglo na dachu i będzie nowoczesna latająca cerkiew :)
…żeby to śmigło zaraz nie walnęło Ciebie :*
Alicja piękne zdjęcia
hehe, cieszę się, że się Tobie akurat podobają <3
Byłąm tu :)
Piękne zdjęcia :)
Dziękuję :) Cerkiew piękna sama w sobie.
Najlepiej trafić w niedzielę po nabożeństwie godz 10 będzie otwarta. Jest piękna
Jest to jakiś pomysł. Dziękuję za podpowiedź. Następnym razem może wybiorę się w niedzielę właśnie :)
.
Jaćwingowie i szeptuchy. fantastyczny koktajl. Przyznaję, że podlasie to unikalne w skali Europy miejsce gdzie ludzie nadal, pozostają zwiazani z naturą. Pogańskie tradycje i wierzenia są u nas mocne.
Jeśli chcesz zgłębić temat Jaćwingów to zapraszam na Suwalszczyznę. To już nie Podlasie, ale energetycznych/magicznych miejsc jest wiele. Idealnych do odwiedzenia rowerem.
O tak, Suwalszczyzna jest zdecydowanie w planach i to już w przyszłe lato prawdopodobnie. Myślę, że tym razem przygotuję się lepiej i będę jeździć w konkretne miejsca niż włóczyć się tak trochę bez planu jak to było teraz na Podlasiu.
Jestem bardzo ciekawa tych wszystkich wierzeń i tradycji, które przetrwały z czasów pogańskich i fascynuje mnie historia Jaćwingów, zwłaszcza to jak żyli w zgodzie z naturą.
Podlasie jest magiczne. To jeden z ciekawszych rejonów Polski. Miałam okazję uczestniczyć we mszy na Grabarce. Nieopisywalne przeżycie. Polecam każdemu.
Na Grabarce byłam dwa razy i uważam, ze to miejsce ma swoją moc. Chciałabym kiedyś tam być w trakcie Święta Przemienienia Pańskiego, do tej pory zawsze coś mi wypadało, w tym roku to samo…
Odwidziłęm ten wpis trochę przypadkowo, jest 18 sierpnia, patrzę – a to data tak ważna dla polskich wyznawców prawosławia :) Pozdrowienia z eRachuba :)
Ta niebieska cerkiew wygląda nieziemsko, ja z zachodu kraju jestem, to nigdy cerkwi takich dawnych nie widziałem :)
Cerkiew w Puchłach jest piękna i sama miejscowość też ma miłą atmosferę. Skoro nigdy nie widziałeś cerkwi, to może czas to zmienić ? :) Podlasie zaprasza :)
Cieszę się, że poza światowymi wyprawami, na swoim blogu promujecie Polskę. Inspirujący artykuł. Na Podlasiu jeszcze mnie nie było, ale już teraz wiem, że na pewno się tam wybiorę :)
To takie super, że odkrywacie i pokazujecie niesamowite Polskie miejsca!
Koniecznie powinnaś odwiedzić także okolice Beskidu Sądeckiego – gmina Sękowa i okolice magurskiego parku narodowego – tam znajdziesz mnóstwo urokliwych cerkwi – Owczary, Bartne, Gładyszów tam znajdziesz prawdziwe perełki. To prawdziwe łemkowskie osady.
Podlasie jest niesamowite. To jeden z ciekawszych rejonów Polski, przez wielu całkowicie nieznany.
Twoja pasja i zaangażowanie są godne podziwu. Dzięki za ten blog.
Fascynujące miejsce. Chyba wpiszę na listę miejsc do odwiedzenia.
Pamiętajmy, że Grabarka to nie jedyna góra krzyży na Podlasiu. Innym ważnym miejscem z tym, że dla wyznania rzymskokatolickiego jest Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej w Świętej Wodzie. Tereny te owiane są legendą już od średniowiecza, a pierwsze udokumentowane uzdrowienie miało miejsce w 1719 roku. Święta Woda to miejsce kultu, które przechodziło z rąk do rąk. Najpierw wybudowano tam kaplicę unicką, później przekazano Świętą Wodę duchowieństwu prawosławnemu, a w 1921 roku kościołowi rzymskokatolickiemu.
Tak, to prawda. Święta Woda to też niezwykłe miejsce :)
Dziękuję za podzielenie się informacjami.
Alicjo, bardzo Ci dziękuję za ten tekst :) Urodziłam się, wychowałam i nadal mieszkam na Podlasiu. To, o czym piszesz mam tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Rzecz w tym, że w codziennej gonitwie zapominamy o tym, jak niezwykli ludzie, rzeczy, zjawiska nas otaczają, jakimi jesteśmy szczęściarzami, mogąc cieszyć się głęboką zielenią Puszczy Białowieskiej, szumem Narwi, ciszą biebrzańskich bagien… Czasami potrzebny jest ktoś z zewnątrz lub ktoś, kto wsiądzie na rower albo pobiegnie przed siebie, ktoś, kto nie spiesząc się zarejestruje ten ogrom piękna, tę całą magię i przypomni nam – zanurzonym w codziennej rutynie – że wystarczy zboczyć na chwilę z asfaltowego traktu, by doświadczyć cudu…
Tak to często bywa właśnie, że trudno docenić to co ma się pod ręką, bo staje się to naszą codziennością. Wystarczy czasem tylko zmienić perspektywę i wszystko wygląda zupełnie inaczej :)
Powodzenia w odkrywaniu Podlasia na nowo :)
Naprawdę inspirujący wpis, świetnie się go czyta! Podlasie jest fascynujące i to, że mamy takie miejsca w Polsce napawa dumą :) Pozdrawiam!
Bardzo inspirujący artykuł. Fascynujące zdjęcia. Podlasie – to diament w polskiej koronie.
Mówią, że to Polska B, bo nie ma wszechobecnego betonu, stali i szkła. Dla mnie jednak to zdecydowanie Polska A, a nasze prawdziwe dziedzictwo i dorobek historyczny. Nie pozwólmy mu zginąć!
Świetny artykuł i wspaniałe zdjęcia pokazujące Polskę od bardzo dobrej strony.
Piękne województwo, gdzie można odkryć naprawdę wspaniałe miejsca. Bardzo ciekawy artykuł i świetne kadry. Pozdrawiam
Cudowny post! Czy w planach jest może Praga?
Na Podlasiu jeszcze nie byłam, ale po tym wpisie zdecydowanie trafia na listę miejsc do odwiedzenia. Czy możecie polecić jakiś konkretny, warty uwagi nocleg? Z kolei ze swojej strony mogę polecić do zwiedzenia Biecz i okolicę – ostatnio podczas powrotu z Krynicy-Zdrój trafiliśmy na tą miejscowość właściwie przypadkiem i okazało się, że to prawdziwa gratka dla miłośników historii i pięknych widoków. Polecam! :)