Często dostajemy pytania o to czy podczas podróży spotykaliśmy niebezpieczne zwierzęta i jak się przed nimi chroniliśmy. Czy nie baliśmy się węży w Australii, czy skorpionów gdzieś w Azji Centralnej? Tymczasem, nie każdy zdaje sobie sprawę, że nie trzeba nigdzie daleko wyjeżdżać, żeby spotkać niebezpiecznego krwiopijcę, który czai się tuż za krzakiem…
Często dostajemy pytania o to czy podczas podróży spotykaliśmy niebezpieczne zwierzęta i jak się przed nimi chroniliśmy. Czy nie baliśmy się węży w Australii, czy skorpionów gdzieś w Azji Centralnej? Tymczasem, nie każdy zdaje sobie sprawę, że nie trzeba nigdzie daleko wyjeżdżać, żeby spotkać niebezpiecznego krwiopijcę, który czai się tuż za krzakiem…
– Złośliwie rzucające się na ludzi węże?
– Nic z tych rzeczy. Nie widzieliśmy wielu węży ani w Australii ani w innej krainie. Oczywiście, że są, ale czmychają szybciej, niż sami w ogóle je zauważymy.
– A jadowite pająki, które strategicznie chowają się w butach?
– Hmmmm, w Australii było tak ciepło, że cały czas chodziliśmy w klapkach…
– To może chociaż przyczajone pod namiotem skorpiony czyhające na ludzkie życie.
– Zdarzyło się kilka razy na pustyni w Uzbekistanie, że gdy rano zwijaliśmy namiot kilka małych skorpionów uciekało w inne, zacienione miejsce. Podobnie było na kazachskim stepie.
Te wszystkie zwierzaki tam są. To prawda. Jednak dopóki nie czują zagrożenia, nie są osaczone i jeśli mają jakąś drogę ucieczki, to najpewniej sekundę później już ich tam nie będzie. Oczywiście zdarzają się wypadki, że ktoś nadepnie na węża, usiądzie na skorpionie, albo założy buta z pająkiem w środku, ale zdarza się to rzadko. Na pewno o wiele rzadziej, niż ukąszenia komarów roznoszących groźne choroby, albo tego małego niedocenianego przez nas kleszcza.
Jeśli przypomnę sobie rozmowy ze znajomymi, którzy podróżują, to nigdy nie było mowy o tym, że kogoś na przykład ukąsił wąż. Raczej słyszy się o dziwnych, trudnych do leczenia chorobach, które przenoszą komary. Okazuje się też, że prawdopodobieństwo złapania w Polsce boreliozy lub kleszczowego zapalenia mózgu, jest o wiele większe niż przykre spotkanie z wężem gdzieś w Australii.
Nie ma też co panikować, bo nie wszystkie kleszcze przenoszą choroby, ale lepiej być czujnym. Zobaczcie sami: „Ryjkowaty narząd gębowy przystosowany do ssania krwi zbrojony jest w liczne ząbki co pomaga w utrzymaniu się w skórze żywiciela.” – przyznacie, że opis jest odstręczający. Kto by chciał mieć w skórze czyjś „ryjkowaty narząd gębowy”? No proszę Was!!!
Tam, gdzie czai się kleszcz…
Spotkamy je tam gdzie jest wilgotno, gdzie jest cień i gdzie są rośliny, czyli w lasach liściastych mieszanych, w poszyciu lasów iglastych, w parkach, krzakach i na łąkach. Tak naprawdę zaatakować nas mogą już na niedzielnym spacerze w parku w Krakowie, Olsztynie, Gdańsku, Poznaniu. Co ciekawe wcale nie trzeba iść głęboko w podlaski czy dolnośląski las, bo kleszcze nie spadają na nas jak spider-man. Najczęściej włażą na nas, gdy ocieramy się o krzaki, wysokie trawy lub po prostu leżymy na kocu.
Jak się chronić przed kleszczami?
Przede wszystkim trzeba się odpowiednio obrać – długie spodnie, bluza z długim rękawem, najlepiej okrągły kapelusz itd. To jest podstawa podstaw. Ale co zrobić gdy jest gorąco? Dokładnie to samo – ubrać się, lub spryskać się lub wysmarować jakimś repelentem, np. MUGGA, która odstrasza nie tylko komary, ale też kleszcze, nawet te najbardziej kosmopolityczne. Inną opcją jest po prostu niechodzenie do lasu lub parku! Koniec, kropka. Inaczej się nie da.
Co zrobić, gdy ma się w skórze wczepionego kleszcza?
Jeśli wybieramy się w miejsce, gdzie kleszczy może być dużo i spory ich procent przenosi choroby można też zaopatrzyć się w specjalne urządzenia, na przykład karta albo lasso do wyciągania kleszczy.
Jakie choroby przenoszą kleszcze?
Borelioza i kleszczowe zapalenie mózgu – to wie każdy. Jest też szereg innych chorób odkleszczowych, co prawda rzadko się o nich słyszy i nie w Polsce, ale są. Czy ktoś słyszał o takich cudach jak: gorączka plamista Gór Skalistych, babezjoza, erlichjoza, dur powrotny, kleszczowa gorączka Kolorado, tularemia, kleszczowy paraliż. Brzmi okropnie, co? Pamiętajcie jednak, że mimo iż powyższe mapki wyglądają niezachęcająco, to nie wszystkie kleszcze są zakażone.
Daleka jestem od jakichś katastroficznych wizji, ale kleszcz to nasz wróg. Niestety okazuje się, że ich populacja cały czas rośnie, a liczba zachorowań na kleszczowe zapalenie mózgu też nie maleje. Dostępne są oczywiście szczepionki, ale to raczej dla osób faktycznie narażonych na częste kleszczowe ataki. Najlepiej chyba podejść do sprawy profilaktycznie i w sezonie kleszczowego żeru idąc na dłuższy spacer do lasu po prostu odpowiednio się ubrać i dla bezpieczeństwa zaaplikować na skórę dobry repelent. Po powrocie do domu należy koniecznie obadać swoje ciało czy nie wczepił się tam jakiś kleszcz – to powinno całkowicie wystarczyć.
Poniżej bardzo ciekawy materiał, który zrobił Radek Kotarski – oczywiście a propos kleszczy:
Dokładnie! Bywałam wiele razy za granicą i nie spotkałam się z żadnymi niebezpiecznymi zwierzętami (kraby w Turcji są urocze :D), a boreliozę złapałam na Mazurach….. nie ma po co dramatyzować :)
Takkk! Właśnie tego brakuje – świadomości! Moja dobra przyjaciółka jeździła po Azji przez wiele lat i nic jej się nie przytrafiło. W zeszłe wakacje spędzała u rodziny w opolskim i skończyło się zapaleniem mózgu :///
Te wszystkie poradnie tropikalne mają jeden cel – sprzedawać malarone, straszyć ludzi, w kwestii kleszczy też, a tak na prawdę profilaktyka i zdrowy rozsądek jest potrzebny przede wszystkim!
Tak, to wszystko jest nastawione na robienie pieniędzy! W Polsce jesteśmy tacy pewni, że nic nam się nie przytrafi… jesteśmy pewni, że nic nam się nie stanie, a za granicą jednak stosujemy jakieś środki zapobiegawcze – wskutek tego częściej chorujemy w Polsce niż na wyjeździe ;/
I macie rację! Na każdym kroku widzę „demonizowanie” Australii ze względu na węże i pająki… taką łatkę przyszyli temu krajowi i zostało. Prawda jest taka, że te stworzenia w Australii niezwykle rzadko są powodem śmierci lub chorób. Jeśli już dochodzi do spotkania człowieka z wężem lub pająkiem i kończy się one źle, w ogromnej ilości przypadków jest to wina tylko i wyłącznie człowieka… Nawet w takich nielicznych sytuacjach ogromna większość ludzi dostaje na czas surowice i po jakimś czasie żyje jak przed ukąszeniem. Kleszcze natomiast można spotkać prawie w każdych lasach, czepiają się ludzi nieprowokowanie i roznoszą bardzo groźne choroby, których leczenie ciągnie się latami, a nawet do końca życia (a to czasami kończy się przedwcześnie właśnie przez kleszcze). Trzeba się ich bać.
No nas też wszyscy straszyli przed Australią, ale jakoś dziwnie wszystko przed nami uciekało. Według mnie po prostu trzeba być świadomy zagrożeń – i tu i tam – i stosownie się zachowywać.
Oczywiście – nieznane jest bardziej groźne, a to nie prawda. Wystarczy znać reguły i np. nie rozbijać namiotu w Australii w okolicy koszy na śmieci, bo tam są myszy, a jak są myszy, to są i węże, a jak nam sie zachce siku w nocy, to łatwiej w nie przez przypadek wdepnąć. Podobnie z kleszczami – obadać ciało to podstawa. Filozofii tutaj nie ma!
Raz jedyny! Na Cape York spotkaliśmy węża oko w oko! Uciekał tak samo szybko, jak i robiła to Alicja :)
Według mnie z kleszczami nie jest podobnie, bo w sumie nie da rady się przed nimi zabezpieczyć. Ciało oczywiście trzeba obadać, ale czasami może już być za późno.
Interesuję się wężami i pająkami od wielu lat, to był jeden z powodów dla których przyjechałem do Australii i co… wielki zawód :P Ponad 4 lata tutaj, pewnie kilkaset godzin w buszu, chodziłem nie raz po takich chaszczach, że własnych stóp nie widziałem, ani nieba nad sobą, także węży czy pająków. Oczywiście one gdzieś tam były, tylko wolą uciec niż atakować.
Kleszcze są wredne. Mam las zaraz za płotem i niestety, kleszczy pod dostatkiem. Z kota, mimo stosowania odpowiednich preparatów, prawie codziennie kleszcza wyciągam, albo wyczesuję z sierści. Mnie jak na razie trzy ugryzły, ale na szczęście niczym nie zaraziły. Sąsiad po jednym ugryzieniu od dwóch lat leczy boreliozę :(
Kasia, już nie pomnę o futrzakach! One ciągle coś mają, a od lutego już zaczęły w tym roku przynosić! Taki urok życia nie w betonie :)
Po przejechaniu 1000 km na rowerze przez Polskę, kleszczy mieliśmy po drodze kilkanaście, jak nir więcej. Na szczęscie tylko nieliczne wbite, ale każdy wieczór i poranek zaczynaliśmy od przeglądu kleszczowego. Trzeba uważać i mieć się na baczności, zwłaszcza gdy jedzie się z dzieciakiem. Swoją drogą to nie wiedzieliśmy, że byliśmy na tak hardkorowym wyjeździe;)
Bo to chyba działa tak, że boimy się tego, co jest nam obce. Boimy się malarii, dengi etc. bo brzmi strasznie i jak się już słyszy o nich to w kontekście kogoś kto umarł/ciężko zachorował.
Daleki jestem od lekceważenia chorób tropikalnych, ale ja osobiście najtrudniej przeszedłem pogryzienie dzikich pszczół w Tajlandii => https://www.loswiaheros.pl/tajlandia/551-falstart-podrozy-rowerowej
Wiłem się z bólu przez trzy dni…
Kleszcze… temat rzeka, ale mam nadzieję, że ten post zmniejszy trochę ilość pytań zadawanych nam o choroby tropikalne…
Już któryś raz słyszę, że w Polsce jest hardcorowo – muszę w końcu spróbować :)))
Jadąc przez Polskę na rowerach trochę tego dziadostwa pozbieraliśmy. Codzienny przegląd kleszczowy obowiązowy rano i wieczorem. Całe szczęscie wszyscy wyszliśmy bez szwanku:)
Do tej pory złapałem w życiu tylko trzy kleszcze co jest niebywale małym wynikiem biorąc pod uwagę ilość czasu jakąś spędzam w lesie. Ale ten rok będzie inny… Pierwszego kleszcza widziałem już w lutym pod Puławami. A w zeszłym tygodniu złapałem jednego i wgryzł się dziad! Tylko, że… ładnych paru dnie wcześniej, nie wychodziłem do lasu. Ba! Nawet w parku nie byłem! I jak do tej pory wszystkie się struły czymś w mojej krwi i same odpadały to tego musiałem już wykręcić. Nawyginałem się ale na szczęście dałem radę sam się go pozbyć. Warto sprawdzić czy jeszcze się rusza, bo jeśli nie to najpewniej urwaliśmy mu głowę. Kleszcza można oddać na badania PCR gdzie sprawdzą czy był chory czy nie i co za tym idzie czy my mamy się leczyć czy nie ma szans na zakażenie. Jeśli nie chcemy tego zrobić kleszcza trzeba natychmiast zabić, bo gdy przerwie mu się posiłek to wpada w szał i nie popuści puki nie dojdzie do deseru.
i od teraz wyjʂcie do parku nabiera całkiem innego wymiaru..;(
W sensie, że przez nas zaczęłaś się bać? Nie w tę stronę miał iść przekaz! :)
w sensie, że od dzisiaj zamiast torebeczki i szpileczek , będę do parku zakladać moro, buty typu pustynna burza i zaopatrze się przynajmniej w dwa kije…;) – oczywiście żartuje sobie, a co do pijawek mam podobne zdanie – jakoś węże i pająki mi nie straszne, bo wiem, że nie leży w ich interesie, aby nas atakować, z pijawki wręcz odwrotnie. Najczęsciej niestety przekonują się o tym nasze psiaki po takim spacerku..(
O, bardzo dobrze, ze napisaliście! Też będę pisać o kleszczach na blogu ku przestrodze, bo mamy niestety doświadczenie w temacie- leczymy boreliozę od roku :/ niestety brak rumienia po ukąszeniu nie jest równoznaczny z brakiem boreliozy, może się ujawnić nie wiadomo kiedy. Ech, te cholery skutecznie zmniejszają naszą radość bycia w zielonym :(
Hmm, nie musi być rumienia? Wierzę na słowo, ale to trochę komplikuję sprawę… dzięki za wiadomość!
Jeszcze w temacie-nasze doświadczenia
http://tuptam.wordpress.com/2014/06/06/kleszcz-rusza-na-lowy/
Zgadza się, charakterystyczny rumień wędrujący pojawia się wręcz dość rzadko, dlatego boreliozę bardzo trudno jest zdiagnozować. Dobrym pomysłem jest badanie kleszczy, jeśli wyciągnęliśmy je z naszej skóry. Wówczas wiemy, czego możemy się spodziewać i po wystąpieniu na przykład zapalenia stawów weźmiemy to pod uwagę.
Właśnie, a co z kleszczami w Australii? Też roznoszą paskudztwa? Przyznam, że w ogóle się tymi kleszczami nie interesowałam, w przeciwieństwie oczywiście do pająków itp. :) Tymczasem ostatnio te małe skubańce nas dopadły, na szczęście nie zdążyły się wgryźć.
Z tego co się dowiedzieliśmy na miejscu, to faktycznie wystepują, ale tylko na wschodnim wybrzeżu w nieszerokim pasie wgłąb ladu. Dalej jest dla nich po prostu za sucho lub za gorąco. Nie wiem tylko do końca jakie tam choróbska przenoszą – jak coś wygooglasz to chętnie się dowiem. Na szybko znalazłem tylko taką broszurę z Nowej Południowej Walii: http://www.health.nsw.gov.au/environment/Publications/tick_alert_brochure.pdf
Nie znoszę tego cholerstwa. A najlepsze, że idąc z narzeczonym do lasu ja ubrałam się jak na wojnę, a on wszystko w wersji short i kto wrócił z kleszczem? No ja! Wrrrr
Lepiej więc zmień narzeczonego, bo skoro nawet takie paskudy go nie tykają, to coś z nim musi być nie tak ;)
Niestety, ja już swojego kleszcza złapałam. Najgorsze, że czytając wiele na ten temat przekonuję się, że to bardzo nierówna walka. Węża widzisz i na pewno poczujesz ukąszenie, kleszcza nie bardzo.
My mamy akurat paskudne szczęście jeżeli chodzi o spotykanie różnych jadowitych zwierząt, ale zabezpieczamy się przez nimi patrząc pod nogi ;) kleszcze rzeczywiście są utrapieniem, szczególnie jeżeli ktoś lubi powędkować i niestety niewiele można na to poradzić. Muggę polecam z własnego doświadczenia i do tego możliwie ciemne ciuchy. Komary w Polsce na szczęście wielkiego zagrożenia nie stanowią ;) Pozdrawiamy i czytamy dalej !
Żyjecie tam jeszcze Los wiaheros?
Żyjemy, żyjemy! Zapraszamy na nowego bloga! :)
No tak, o ile skorpion, pająk czy wąż wolą omijać nas z daleka i kryć się jak tylko wyczują czyjąś obecność, o tyle taki mały kleszcz czai się na człowieka z premedytacją… Niestety często sami bagatelizujemy problem (przecież kleszcza można złapać w lesie, a to tylko zwykły park miejski!”)
Aw, this was an incredibly good post. Taking a few minutes and actual effort to create a good article… but what can I say… I procrastinate a
whole lot and don’t seem to get anything done.
Greetings! I know this is kinda off topic however , I’d figured I’d ask.
Would you be interested in trading links or maybe guest authoring a blog post or vice-versa?
My site addresses a lot of the same subjects as yours and I think
we could greatly benefit from each other. If you are interested
feel free to send me an e-mail. I look forward to hearing from you!
Great blog by the way!
’Using false shuffles, specially developed computer programs,
concealed microphones and transmitters, and a web of co-conspirators, Van Thu Tran and her co-conspirators
obtained up to $7 million during card cheats. The appeals in this case emphasize the
obscurity of the honest-services fraud statute and the difficulty prosecutors may have
in applying this law towards the private proceedings of a
white-collar crime on a go-forward basis. A climate of permissiveness pervades many of these chat rooms
and instant messages sent privately between two people allow them to engage in erotic chats
without the risk of being caught by their real-life partner.
Zakazano wypalania traw, pomyślcie ile tego dziadostwa spalało się? Ile gryzoni, potencjalnych żywicieli. Nie ma się co dziwić że populacja rośnie.