Pierwsze chwile w Afganistanie

Po pierwszej wizycie w Pamirze zauważyliśmy, że region ten ma ogromny potencjał. Nie turystyczny, bo ten jest oczywisty, lecz ludzki. Po wielu próbach i latach podróży znaleźliśmy to, czego od dawna poszukiwaliśmy – miejsca wypełnionego ludzką dobrocią, życzliwością i bezinteresownością zarazem.

Pamir nas zelektryzował, zahipnotyzował, zawładnął naszymi głowami. Nie chciało nam się wierzyć, że ludzka dobroć jaka do nas płynie z każdej strony jest w stu procentach szczera i bezinteresowna.

Po raz pierwszy, świadomie od początku naszej podróży rowerowej, szukając miejsca na nocleg nie uciekaliśmy od wiosek, nie szukaliśmy miejsca na biwak z dala od ludzi, nie było potrzebne nam  miejsce kryjące nasz namiot za krzakami lub skałami. Zaczęliśmy rozbijać się koło drogi, na brzegach wiosek lub w jej środku.

Odpowiadając na jedno z kilkunastu zaproszeń dziennie i wchodząc do czyjegoś domu czy to na herbatę czy to na nocleg i zostawiając cały dobytek na zewnątrz nie mamy „z tyłu głowy” wrzeszczącego wykrzyknika – właśnie zostawiasz pieniądze, paszport, aparat, kamerę na pokuszenie!

Pamirczyk, z którym przegadaliśmy pół nocy i długi poranek.
Pamirczyk, z którym przegadaliśmy pół nocy i długi poranek.

To jest najpiękniejsze uczucie w podróży od dawna – mieć pewność, że jesteśmy w 100% bezpieczni, nie będąc w swoim domu. Zasmakowaliśmy tego już w zeszłym roku i dlatego też chcieliśmy do Pamiru wrócić. Logiczną i najszybszą drogą z Osz w Kirgistanie do Polski było udanie się na zachód do Uzbekistanu lub na północ do Kazachstanu. Wybraliśmy drogę na południe, do tadżyckiego i afgańskiego Pamiru właśnie ze względu na ludzi, którzy mieszkają przy okazji w pięknych górach.

Długo zastanawialiśmy się co sprawia, że ludzie mieszkający w tym regionie są tacy a nie inni. Czy to odizolowanie od tętniącej życiem, pędzącej na zabój cywilizacji? A może fakt, że w wioskach znają się wszyscy, a wiosek w górach wiele nie ma? Może brak skrzyżowań i jedna droga w dolinie, wzdłuż rzeki jakoś na to wpływa? A może to religia – w końcu region ten zamieszkują Ismaelici – bardzo specyficzni muzułmanie będący odłamem szyitów?  A może stosunkowo niewielki dostęp do mediów – telewizji brak, bo prądu wiele nie ma a satelity drogie. Gazety – kto by je przywoził z odległej o około 600-900 km stolicy kraju Duszanbe? Radio – zapomnij, sześcio- i siedmiotysięczne szczyty dość skutecznie przeszkadzają nadajnikom z nizin, a komu się opłaca, aby stawiać je dla setki osób żyjących w jakiejś wiosce na Dachu Świata? Brak zasięgu komórkowego w mniejszych dolinach? Jednoznacznie nie umiem tego ocenić. Może wszystko na raz i każde z osobna?

Savnob, zielona oaza na górskiej pustyni doliny Bartang.
Savnob, zielona oaza na górskiej pustyni doliny Bartang.

Pamir to jednak nie tylko tadżycka jego część, ale też afgańska – bardziej wyizolowana i zapomniana. Dobrze nam było po północnej stronie rzeki Panj, chcieliśmy sprawdzić też jej południowe brzegi.

Wjeżdżaliśmy do Afganistanu pełni obaw i piszę to nie tylko dlatego, aby podgrzać tutaj atmosferę, ale w regionie faktycznie dzieje się źle. Okazuje się, że około 60 km od miasta, w którym przekraczaliśmy granicę są tzw. Talibowie (kurna, kto mi powie kim oni są, bo zadaję sobie to pytanie od dawna). Co gorsza straszyły nas nie tylko media, ale też Tadżycy. Wjazd odkładaliśmy dwa razy, aż w końcu nastało tzw. przesilenie i siedząc w namiocie rozbitym pod jabłonią w iszkaszimskim sadzie zapadła ostateczna decyzja:

– Ale z nas cnotki! Chcemy, ale się boimy. Pamiętasz, jak było przed Pakistanem? Są niebezpieczne regiony, ale część kraju jest całkowicie spokajna.
– Masz rację. Nie dajmy się zwariować. Tam przecież mieszkają tacy sami ludzie, jak po stronie tadżyckiej. W jeżdżamy.

Rano adrenalina była wyczuwalna. Kompletnie nie potrzebowałem śniadania, tylko chciałem być już po drugiej stronie rzeki, a potem to najbardziej ekscytujące uczucie w podróży – co jest za następnym zakrętem, jak na nas zareaguje lokalna ludność.

Wioska po afgańskiej stronie Wachanu
Wioska po afgańskiej stronie Wachanu

Z podbitą afgańską wizą w paszporcie zmierzaliśmy do pierwszego miasta. Pedałowaliśmy powoli, aby niczego „nie zepsuć” i w końcu nastąpił pierwszy kontakt. Mężczyźni najpierw zaskoczeni widokiem dwóch zjaw z objuczonym bynajmniej nie osłem, ani koniem, a rowerem, najpierw przystawali, potem odpowiadali na nasze powitanie, a na koniec podchodzili i podawali rękę nie tylko mnie, ale i Alicji. Większym szokiem były dla nas afgańskie kobiety, które reagowały podobnie – podawały rękę najpierw Alicji, a potem mnie! Nieznanemu mężczyźnie kobieta w fundamentalnym, islamskim kraju podaje rękę! Kto był w islamskim kraju, ten wie, co mam na myśli.

Wachańczyk, Pamirczyk, a na końcu Afgańczyk.
Wachańczyk, Pamirczyk, a na końcu Afgańczyk.

Tak, wjechaliśmy do innego Afganistanu. Szybko się przekonaliśmy, że ci ludzie to najpierw Wachańcy, potem Pamircy, a na końcu dopiero Afgańczycy. Są tak samo gościnni i otwarci na przybyszów, jak ich bracia i siostry, przez mocarstwa oddzieleni lata temu (podcza tzw. Wielkiej Gry) granicą na rzece Pandź. W Sultan Ishkashim szybko załatwiliśmy pozwolenie wjazdu do Korytarza Wachańskiego i pełni wiary ruszyliśmy rowerami przed siebie, wtedy jednak jeszcze nie wiedząc, jak przykra podróżnicza pułapka czai się na nas tuż za rogiem

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Podróż w duecie, czyli „a teraz moja kolej”

Nasza podróż do Australii jest inna od tej ostatniej pod wieloma względami. To oczywiste, bo zmieniamy się my sami, nasze potrzeby, cel …

7 komentarzy

  1. Nie mogę tego dłużej czytać. Za rok się tam wybieram!!

    PS: Wielka Gra to kojarzy mi się z teleturniejem lata temu w telewizji

  2. uwielbiam was z kazdym wpisem coraz bardziej! i co bylo za tym rogiem…??

  3. Juz nie pamietam kiedy z taką przyjemnością cos czytałam, jak Waszego bloga. Zasługujecie na pokojowego Nobla za obalanie tych wszystkich nieciekawych stereotypów o tamtych rejonach :) Czekam z niecierpliwościa na dalszą relację, pozdrawiam serdecznie spod Opola!;)

  4. Co do Pakistanu to jak pewnie już słyszeliście to w tych spokojniejszych rejonach rzeczywistośc także sie zmienia z dnia na dzień . I tak po zamachu pod Nangą Parbat wspinacze dokonują podziału na okres przed atakiem i ten po . Kto by się wcześniej spodziewał ze wyjeżdżając na wyprawę , alpinista oprócz oczywistych zagrożeń wynikających z podejmowanych działań górskich teraz bedzie musiał jeszcze skalkulować i dołożyć ryzyko zamachu . Sa to rejony gdzie zdecydowana większość ludności jest przyjażnie i życzliwie nastawiona do gości , ale zawsze trzeba mieć na uwadze że gdzieś pośród nich może być ktoś kto myśli inaczej .
    Powodzenia i pamirskich wrażeń co najmniej tak samo pozytywnych jak tych dotychczasowych .
    Pozdrawiam .

  5. Cóż, pozostaje wam życzyć powodzenia w tym dzikim kraju – niech Bóg was chroni od jadu kobry, zębów tygrysa i zemsty Afgañczyka. ;-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *