Nasza podróż do Australii jest inna od tej ostatniej pod wieloma względami. To oczywiste, bo zmieniamy się my sami, nasze potrzeby, cel i charakter wyjazdu. Tym razem zastanowiliśmy się głębiej na czym nam najbardziej zależy i doszliśmy też do ciekawych wniosków, że nie zawsze lubimy się wszystkim dzielić.
Podróżowanie i oglądanie świata we dwoje ma swoje zalety i wady. Dogadywanie się, kompromisy, sprzeczki i tego typu rzeczy są nieodłącznym „walorem” wspólnej podróży. Na szczęście tych ciemniejszych momentów jest o wiele mniej, bo nie ma nic lepszego niż dzielenie się chwilą, miejscem, sytuacją i zwykłą radością bycia w drodze. A wynikiem akurat takiego dzielenia jest radość pomnożona razy dwa.
Nie może być jednak zbyt słodko i różowo. Są też takie momenty, w których nie mamy ochoty się dzielić ani trochę. Zwłaszcza gdy chodzi o sprzęt fotograficzny lub komputer. Do tej pory zabieranie dwóch lustrzanek i całego zapasu szkieł do nich, a do tego dwóch laptopów wydawało nam się niepotrzebne i absurdalne. Skłamałabym gdybym twierdziła, że zawsze idealnie się w tej kwestii dogadywaliśmy i nigdy nie było sprzeczki o to, kto teraz korzysta ze sprzętu. Do białej gorączki doprowadzało mnie niecierpliwe dreptanie i nerwowe pytanie „już?” zadawane co pięć sekund, gdy akurat chciałam sobie ustawić kadr na kwiatki, a Andrzej akurat miał pomysł na inną fotkę i właśnie w tej sekundzie musiał ją zrobić. Znacie to? Albo gdy akurat nachodziła mnie wena i chciałam coś napisać na bloga, Andrzej w tym właśnie momencie przypominał sobie, że absolutnie musi odpisać na maile… Na pewno to znacie…

Jak już pewnie zauważyliście to nie ja w tym duecie jestem maniakiem wszelkich nowości mobi-komputerowo-technologicznych, ale też chętnie sprawdzam nowe rozwiązania, które mogą nam ułatwić niektóre aspekty wspólnej podróży. Pierwszy przełom to pojawienie się bezlusterkowców. Lekki aparat, którego możliwości nam akurat wystarczają, waży znacznie mniej niż lustrzanka, a i rozmiary ma nieco mniejsze. Dzięki temu zaczęliśmy rozważać możliwość zabrania w podróż dwóch aparatów, a do Australii polecieliśmy już z dwoma osobnymi zestawami. Andrzej ma swojego bezlusterkowca Sony, a ja sprawdzam jak się spisuje bezlusterkowiec Olympusa. Sprawa jasna. Każdy robi swoje i nie wchodzi drugiemu w paradę.
Pozostała nam kwestia komputera i tu było trochę trudniej. Brać dwa duże laptopy? Bez sensu. Jeden laptop i tablet? Ta konfiguracja też nie sprawdza się w kilkumiesięcznej podróży. Szukaliśmy czegoś co byłoby małe jak tablet a miało wszystkie funkcje laptopa. Z pomocą przyszła nam firma ASUS ze swoim nowym ASUS Transformer Book T100HA, który dostaliśmy do testów. Dokładnie jest to laptop w formie tabletu, do którego dołącza się klawiaturę. Trudno właściwie do końca stwierdzić czym to urządzenie jest, ale mam nadzieję, że jest to coś, czego od dawna poszukujemy na tego rodzaju kilkumiesięczne wypady.

Szukaliśmy urządzenia, na którym będzie można pracować, pisać teksty, przeglądać zdjęcia jeszcze będąc w terenie i publikować posty na stronę. Niby to wszystko można wykonywać za pomocą zwykłego tabletu, ale nie jest to do końca wygodne, zwłaszcza gdy wyjeżdża się na dłużej i mobilne urządzenie nie ma wejścia USB, co zresztą kiedyś już opisywaliśmy na przykładzie tabletu Sony, który został w domu.
Na razie na pewno wielką zaletą tego rozwiązania jest to, że gdy Andrzej ogarnia swoje internetowe i dronowe tematy, ja mogę usiąść sobie na plaży albo na najwyższej w okolicy skale i porobić swoje rzeczy. Teksty pisze się na pewno wygodniej niż na tradycyjnym tablecie, a w dowolnym momencie klawiaturę można odczepić i na samym ekranie pooglądać zrobione wcześniej fotki i filmy. Tego na pewno nauczyliśmy się już w podróży – sprawdzać na miejscu i na dużym ekranie, zdjęcia na których nam najbardziej zależy, bo na podglądzie w aparacie wydaje się, że wszystko jest idealne, a później na komputerze wychodzą niedoskonałości i nieostre zdjęcia.

Nowy komputer, to nowe nawyki, które muszę sobie wyrobić. Tak samo jest z aparatem i kilkoma innymi rzeczami spakowanymi w tę podróż bez wcześniejszego testowania. Andrzej na przykład nie rozstaje się z dronem i specjalnie na potrzeby tej podróży uszytym wodoszczelnym workiem. Czy to się sprawdzi – nie wiemy, ale damy znać, bo mamy też w planie wpis o tym, jak podróżować bezpiecznie z dronem nie tylko w samolocie.
Dlaczego o tym w ogóle piszemy? Już dostaliśmy sporo pytań o to, jak się spakowaliśmy, co jest niezbędne w Australii etc. Listy sprzętu z wyraźnymi wytycznymi co na plus a co na minus, wolimy jednak publikować po sprawdzeniu w boju, więc wybaczcie nam brak takiej listy obecnie. Sukcesywnie będzie się to pojawiać na blogu, bo teraz mamy dla niego sporo czasu, skoro odeszły nam obowiązki zawodowe, a też sami jesteśmy ciekawi, jak się sprawdzi na przykład śpiwór puchowy na -18 w środku australijskiego lata?! ;-)
PS: Na jedno z najcześciej zadawanych pytań dotyczących zakupu samochodu w Australii już kiedyś pisaliśmy i ten post jest dalej aktualny :)
Ooo doskonale rozumiem. Ja nie znosze sie dzielić aparatem. Nie wazne jakim ;) #mammaniezdjec ale nie musze sprawdzac czy zdjecie wyszlo ostro czy nie, jak nie wyjdzie to zawsze sobie tlumacze: na starosc tu wrocimy ;) a Wojazer i tak znajdzie cos ostrego aby wrzucic na bloga ;)
Magda… <3 Jak zwykle w sedno sprawy :)
My też przed drugim wypadem do Australii przerzuciliśmy się na bezlusterkowca Olympusa i na razie jesteśmy bardzo zadowoleni – podczas pierwszej wyprawy wiele zdjęć umknęło nam tylko dlatego, że pod koniec dnia nie chciało nam się po raz setny wyciągać pełnoklatkowej cegły. A na trzecią musimy z kolei wybrać nowego laptopa, więc czekamy na recenzję ;)
Darek – miałem dokładnie to samo za pierwszym razem. Kilka dobrych kadrów mi uciekło z lenistwa, ale od jakiegoś czasu po prostu aparat z 20mm naleśniczkiem mam zawsze przy sobie! Nie zamienię się szybko na nic większego :)
Przypadkowo, trafiłem na waszą stronę, ale z przykrością muszę stwierdzić, że nie ma w tym polotu, wena spindoliła daleko, i sensu brak. laptop na plaży? Staliście się produktem, nie czuje emocji oglądając wasze wpisy, mocno technicznie, jakieś drony, może wkrótce zdjęcia ze stacji kosmicznej. Z kim się ścigacie? Gdzie prawdziwa przygoda, gdzie spontan? – nie kupuje
Mariano przykro mi, że nie czujesz emocji itd. No widocznie ten blog nie jest dla Ciebie. My podróżujemy tak jak lubimy w miejsca, które nas z jakiegoś powodu przyciągają. Opowiadamy o tym też w swój sposób, który lubimy. Kto chce może to czytać i korzystać z praktycznych wskazówek, a komu się nie podoba czytać nie musi.
Nie rozumiem co jest złego w laptopie na plaży? Jeśli plaża fajna i inspirująca to nie widzę powodu żeby nie wyciągnąć sobie laptopa i chwilę tam popracować jeśli mam akurat na to ochotę.
Zdjęcia ze stacji kosmicznej – jedno z naszych marzeń :P
Generalnie „róbmy swoje”.
Noż, o dwa dni za późno ten wpis bo właśnie dziś odebrałam swój tablet na podróż. Też z klawiaturą, ale inny model. Mam nadzieję, że się sprawdzi. Mogę zapytać jak zgrywacie zdjęcia na tego Asusa? Ma full usb?
Jasne, kartę SD wkładamy do adaptera i dalej przez USB na kompa. Backup prosto z kompa na dysk zewnętrzny.
Spoko, dawajcie znak jak się spisuje, my nasz dopiero testujemy.
Adapter testowałam i nie chciało kopiować, dlatego nie chciałam kupować z USB 3.1. Ale to chyba będzie teraz najpowszechniejsze rozwiązanie, bo tabletów ze zwykłym usb prawie nie ma. Jak potestujecie to napiszcie więcej. :)
Poczekaj, poczekaj… jaki ja mówię o adapterze usb, do którego wkładasz kartę SD i to wpinam do kompa. Jak to mogło nie działać u Ciebie? Co ma złącze do tego?
U nas nie ma problemu z aparatem, bo tylko mnie to kręci. Co oznacza, że nie mogę liczyć na pomoc męża w noszeniu sprzętu :P
Za to walka o laptopa – never ending story. Ja chcę pisać tekst na bloga albo robić selekcję zdjęć, a on akurat właśnie ma ochotę poprogramować… Ale to wszystko dodaje tylko wyjazdom kolorytu :)
Koloryt ważna rzecz :D ale wygoda liczy się ostatnio dla nas bardziej. Zobaczymy jak się to rozwiązanie sprawdzi.
Jeśli chodzi o aparaty i szkła to bezlusterkowce wagowo wygrywają na razie i każdy nosi sobie swój sprzęt sam.
Super! Właśnie się przymierzam do kupna laptopa na roczną podróż autostopową. Jest to jeden z moich faworytów ze względu na wagę i czas działania baterii. Jak to się sprawdza w praktyce, rzeczywiście trzyma te 12h? Z niecierpliwością czekam na recenzje. Miłego odpoczynku, pozdrówcie od nas kangury! ;)
Strasznie fajny blog :D
Sam jeżdżę trochę stopem po Europie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się jechać gdzieś dalej.
te Asusy transformery są super, też mamy T100, ale chyba trochę starszy model i świetnie nam się sprawdzał. No i jako dodatkowy backup do zdjęć – rewelacja :)
Oooo, to dobrze wiedzieć, że Wam się sprawdza. Ile tam macie miejsca na dysku, że możecie go używać też jako backup do zdjęć?
Magdalena a ile macie pamięci w nim, że używacie go jako backup do zdjęc? Ja przez niego zgrywam fotki na dysk zewnetrzny.
W tej dopinanej części z klawiaturą siedzi 500GB, ale to zalezy od wersji, szukaliśmy właśnie takiej z możliwie dużym dyskiem, a w tym Waszym jak to wygląda?
A da sie na tym Asusie obrabiać zdjęcia? Czy raczej tylko przeglądać?
Właśnie da się i to jest jedną z jego największych zalet. OK, to nie jest tak płynne jak na MacBooku i jak wgrasz kilkanaście RAWów na raz to przymuli, ale jak na wagę i to co ma w środku, to jest super opcja. Ciekawe jest to, że jak odepniesz klawiaturę to dalej można Lightrooma odpalić i jakby na tablecie obrabiać foty! Tego jeszcze nie było :)