Piję wodę prosto z rzeki przez słomkę życia, myję się dwoma listkami mydła biodegradowalnego pod przenośnym prysznicem podręcznym, wycieram się ręcznikiem szybkoschnącym, a pranie rozwieszam na lince bezklamerkowej. Tak zaczynam dzień, ja, stara gadżeciara! Aaaaa, siusiam oczywicie na stojąco!
Tak własnie mógłby wyglądać każdy dzień mojej podróży, a to dzięki producentom sprzętu turystycznego, którzy od kilku lat prześcigają się w pomysłach i jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe gadżety podróżnicze. Wszystko jest lżejsze, mniejsze, dające się skompresować, złożyć, szybko schnie lub w ogóle nie nasiąka wodą. Wszystko po to, aby przyjemniej nam się podróżowało. Przed naszą podróżą przeglądalimy ofertę gadżeciarską, ale dopiero jak przyjechalimy do Australiii i odwiedzilimy kilka tutejszych sklepów turystycznych, zgodnie musielimy przyznać – oferta gadżeciarska w Australii przyprawia o istny ból głowy. Co się jednak dziwić skoro jedna z najbardziej popularnych w Polsce firm oferujących gadżety podróżnicze pochodzi włanie z Australii i systematyczniepodbija serca polskich gadżeciarzy.
Komfort posiadania gadżetów ma zwykle jednak swoją cenę, bo nowinki do najtańszych nie należą. Sami jesteśmy posiadaczami kilku gadżetów, które sprawdziły się w podróży i służą nam dzielnie do dziś.
Lekki ręcznik szybkoschnący to podstawa i ma go już chyba każdy, kto na swoich ramionach dźwiga własny dobytek. Miałam go i ja, ale odfrunął radośnie łopocząc z jachtu JAZ I i teraz leży gdzieś na dnie Morza Timorskiego. Trafiony, zatopiony. A szkoda, bo był naprawdę dobry… nie nasiakął wodą, bardzo szybko schnął i łatwo się go prało.
Linka bezklamerkowa – nigdzie się bez niej nie ruszam! Przydaje się w wielu sytuacjach, nie tylko do rozwieszania prania. Można nią związać prawie wszystko, jest elastyczna i wytrzymała. Podobno można nawet łowić nią ryby, bo ma haczyk, a nawet dwa!
Worki wodoodporne wykonane z goretexu świetnie kompresują nasze śpiwory i chronią je przed wilgocią. Przez kilkanaście miesięcy stałego używania, nie puścił ani jeden szew! Worek wodoodpornyny, ale plastikowy sprawdza się wietnie jako etui na laptopa, kiedy jest bardzo wilgotno. Można go też lekko nadmuchać i pełni on wtedy rolę poduszki. Andrzej, jako kanapowy turysta, z tej opcji korzysta najczęściej.
Pokrowce na plecaki, które można zamknąć całkowicie, a końce zamka spiąć kłódką, są niezastapione. Chronią przed uszkodzenimi, zabrudzeniami i wścibskimi rączkami osób trzecich. Od razu przypomina mi się jak kiedyś w Chinach musieliśmy wrzucić plecaki do luku bagażowego. Kiedy po dotarciu na miejsce odebrałam swój plecak okazało się, że cały jest umazany jakimś lepkim świństwem o mocno rybnym zapachu. Na szczęście plecak był w pokrowcu… ufff! Pokrowiec musialam prać dwa razy, żeby pozbyć się uciążliwej pamiątki, ale lepiej prać pokrowiec niż cały plecak, czy nie?
Nie do końca sprawdziło nam się mydło w listkach. Jest to dobry mini gadżeciek na tygodniowy wypad w góry, ale na dłuższą podróż się nie nadaje. Nigdy nie używamy go, bo „może przyda się później”. W ten oto sposób nigdy nieotwierane mydełko zjechało pół świata ma się wietnie…
Plastikowe zapinki do kabli (i nie tylko), których zabranie poleca pewien znany backpacker, przeleżały na dnie plecaka dobre kilkanaście miesięcy. Przydały się dopiero w Australii na zupełnym pustkowiu w drodze na Cape York. Awaryjnie przywiązaliśmy nimi odpadający bullbar i nadkole naszego samochodu (o zgrozo terenowego!) ;)
W ubiegłe swięta Bożego Narodzenia dostaliśmy w prezencie cudo zwane „lifestraw” (słomka życia). Wygląda trochę jak flet prosty. Lifestraw, czyli osobisty filtr do wody, przez który można pić wodę prosto z rzeki. Jeszcze nie próbowaliśmy, ale opinie w Internecie są bardzo pchlebne.
Wiele z tych rzeczy faktycznie ułatwia życie w podróży. Jest jednak szereg gadżetów, których sensu istnienia znaleźć nie umiem. W wolnych chwilach lubię wyszukiwać takie „kwiatki”. Ostatnio zebrałam spore żniwo w tym temacie. Proszę, oto plony!
Kategoria dziwne:
JAKPAK, czyli kurtka przeciwdeszczowa, śpiwór i namiot w jednym… nie wiem co o tym myśleć.
Kategoria obrzydliwe, ale skuteczne:
Czyste gatki z namalowanym wymownym brudem. Służą do przechowywania pieniędzy i nie mam watpliwości, że odstraszą nawet najbardziej zawziętego złodzieja lub nadmiernie obowiązkowego celnika.
Andrzej mi tu podszeptuje, że testował kilka lat temu ten patent na rosyjskich pogranicznikach, gdy szukali w jego plecaku niewymienionych na ruble dolarów… uroki wjazdu do Mongolii :)
Kategoria poza granicami mojej wyobraźni:
Lubię nowości i lubię gadżety, ale cudo na jakie ostatnio trafiłam, przerosło moje najśmielsze gadżeciarskie marzenia. Ktoś chce mi wmówić, że tradycyjny dziewczyński sposób siusiania, jest przestarzały i chce mi wcisnąć to:
Wynalazek „go girl” miałby mi umożliwić siusianie na stojąco… łatwy w użyciu, higieniczny, pozwala załatwić się wszędzie (?!). „Koniec z przykucaniem” głosi reklama, a motto firmy brzmi „Nie bierz życia na siedząco”. Na razie nie biorę tego wynalazku na serio.
Gdybym była bogata i miała duży dom, to otworzyłabym chyba muzeum turystycznych gadżetów. Uwielbiam je!
Zainspirowałaś Alicjo kogoś na tyle, że we wczorajszych Nowościach pojawił się o Was artykuł. Gratuluję: http://www.nowosci.com.pl/look/nowosci/article.tpl?IdLanguage=17&IdPublication=6&NrIssue=1755&NrSection=1&NrArticle=206418&IdTag=238
Dzięki za cynk! :)
Tekst bardzo ciekawie skomponowany i naprawdę podziwiam tego dziennikarza, że chciało mu się przebrnąć przez cały ten nasz dorobek blogowy. W dodatku potrafił wyłowić najważniejsze informacje z tego wszystkiego.
hej Alicja,
co do sikania na stojaco, to powiem Ci,ze dziewczyny wspinacze korzystaja z tego wynalazku i sobie go chwala..Wyobraz sobie probe wysikania sie w kucki gdzies wysoko w gorach,gdzie wieje tak,ze ustac nie mozna, do tego rece Ci zamarzaja, do tego masz na sobie getry i spodnie zimowe, plecak na plecach i oczywiscie uprzaz z calym szpejem..ja tego gadzetu jeszcze nie mam, ale mysle,ze jak wybierzemy sie w gory wysokie, to sobie takowy sprawie:) wierz mi,ze zima nie jest latwo..nawet w naszych Tatrach..pozdrawiam cieplo, karolina :)
Hej Karolina,
tak, już jakiś czas temu doszliśmy do wniosku, że go girl na ścianie wspinaczkowej może być bardzo użyteczny :)
Nie mam jednak pomysłu w jakiej innej sytuacji mógłby być naprawdę pomocny…
ja ostatnio uzywalam po raz pierwszy gogirl na wysokogorskim trekingu, gdzie zeby zmniejszyc objawy choroby wysokosciowej trzeba jak ppewnie wiesz pic bardzo duzo wody. gogirl przydawal sie zawsze w nocy, dzieki temu nie trzeba bylo wychodzic z cieplego namioty na mroz tylko siusiac bezposrednio do butelki ;) rewelka jak dla mnie :))) jedyny problem mialam taki, ze przygotowalam sobie pollitrowa butelke do tego celu, a to zdecydowanie za malo :P
Witajcie Podróżnicy!
od dawna mocno trzymamy kciuki za Waszą wyprawę! Dziś pierwszy raz piszemy :) My, z mężem od 6 m-cy podróżujemy po Azji SE. Dziękujemy za wszelkie wskazówki na Waszym blogu!
Jeśli chodzi o nasze doświadczenia gadżeciarskie to rzeczywiście ręcznik szybkoschnący, dobra latarka czołowa i duct tape to nr 1. Dodatkowo niezbędna jest długa cienka linka, min 5 m – dobra na wszystko (nasza nie jest tak gadżeciarska jak Wasza :)). Dodatkowo chwalimy sobie pasek do spodni z plastikową klamrą (nie trzeba go ściągać przy kontroli na lotnisku) z ukrytym suwakiem od wewnątrz, do którego mieści się około 40 banknotów (na czarną godzinę..), i wewnętrzną kieszeń w spodniach – którą można sobie samemu wszyć wewnątrz. Nie jesteśmy za to fanami „bezpiecznych” saszetek na dokumenty, mieliśmy taką i kompletnie nam się nie sprawdziła.Dodatkowo kłódki na szyfr (ale to wiadomo, że jest niezbędne) i ultralekkie, malutkie śpiworki z jedwabiu (ale to wersja tylko na tropiki) i multifunkcyjne chusty Buff. Jeśli chodzi o chemię i kosmetyki – to numerem jeden jest koncentrat kremu do golenia (90 ml – przez 6 m-cy mój miły zużył 1/3 opakowania) i konc. szamponu z odżywką – są to produkty wspomnianego australisjkiego producenta StS. Mydło w płatkach też mamy, ale płatki się sklejają i ogólnie uważam, że to zbędny gadżet. Mamy też filtr do wody, ale to gadżet, którego jeszcze nigdy nie użyliśmy – chyba zbędny. Mamy też ładowarkę z małym panelem słonecznym, którą jak do tej pory użyliśmy zaledwie kilka razy.
Majty zrobiły jednak na nas piorunujące wrażenie!
Trzymajcie się, powodzenia :)
Witam Was:)
Odświeżam trochę stary temat ale nie chciałem zaśmiecać nowych postów.
Mam takie pytanie chyba bardziej do Andrzeja jako fana gadżetów elektronicznych. Jak zasilaliście elektronikę w miejscach gdzie nie było prądu? Na żadnym zdjęciu nie widziałem ani paneli słonecznych ani dynama na rowerze, a ciekawi mnie jak sobie radziliście np w Pamirze gdzie z tym prądem różnie mogło być. Może zapasowe pakiety ładowane przy najbliższej okazji? Mini elektrownia wiatrowa?:P Interesuje mnie sposób i opinie na jego temat.
Pozdrawiam.
Cześć,
Tak, widzieliśmy te cuda na innych rowerach, ale sami nie mieliśmy. Wystarczyły nam po dwa komplety dobrych akumulatorów do kamery i aparatu. Udawało się przetrzymać nawet do 10 dni bez prądu. Komputera w takich wypadkach w ogóle nie używamy, bo nie mieliśmy na to siły. Trzeba tylko pamiętać, żeby wszystkie baterie na noc wkładać do śpiwora, bo mrozy szybko wyciągają z nich energię, szczególnie jak temperatura spada do -25 czy -30. Jak zapomnisz, możesz pożegnać się ze zdjęciami dnia następnego.
Świetny tekst! Ja wszystkim kobietom polecam jedną rzecz: staniki z „wyciąganym” push-up’em. Jak wiadomo niektóre staniki mają wszyte poduszki, inne mają wyciągane – po wyciągnięciu ich ze stanika zostają dwie wspaniałe kieszonki idealne do przechowania (nawet sporej ilości!) pieniędzy. Mają wąską przerwę, więc pieniądze nie mogą wypaść, a i ukraść nie ma jak. Wszystkie bezpieczne paski czy saszetki mogą się schować :)
Gogirl innej firmy służy mi dzielnie, bardzo przydał się w Chinach, a i w polskich toaletach kiedy byłam w ciąży i niekoniecznie chciałam wisieć nad wc-tem w pozycji narciarza…zimą -niezastąpiony na wypady „za miasto”…
Fajne zestawienie, nawet nie wyobrażałam sobie że rynek gadżetów podróżnych jest taki prężny i rozwinięty.