Podróże w zgodzie z naturą

Mam poczucie winy. Mam je, nie da się tego ukryć, ale też może nie trzeba się wstydzić, tylko chwilę zastanowić. Patrzę wstecz, na kilka lat mojego podróżowania i widzę, że było w nim kilka momentów, kiedy zostawiłam po sobie ślad, z którego być dumna raczej nie mogę.

Podróżowanie, poznawanie świata, innych kultur i ludzi jest dla mnie najlepszą rzeczą jaka może się w życiu przytrafić. Wiele się nauczyłam, dowiedziałam o świecie i o sobie. Znam też sporo osób, które złapały podróżniczego bakcyla i na miejscu usiedzieć nie mogą. Wyjeżdżają na dalekie i długie wyprawy, na krótkie „city breaks” albo na kilkudniowe rowerowe przejażdżki.

Bez względu na długość i trudność podróży, przeżywa się podczas nich przygody, o których potem można opowiadać. Z każdego wyjazdu przywozi się cenny bagaż pełen wrażeń i wspomnień. Co wobec tego zostaje po nas tam, na miejscu? Jakie zostawiamy po sobie pamiątki? Czy zawsze wspomnienie po nas jest pozytywne?

Czy nie jest tak, że jeżdżąc i poznając świat zmieniamy go, zostawiamy trwały ślad i nawet mając dobre zamiary niszczymy to, co najbardziej kochamy?

Podróż rowerowa wzdłuż Loary, to był piękny czas…

Zgrabne hasło, które można spotkać w niektórych znanych atrakcjach turystycznych dość jasno podpowiada co należy robić, żeby swoim podróżowaniem nie szkodzić przyrodzie i innym ludziom:

Take nothing but pictures / Zabierz tylko zdjęcia
Leave nothing but footprints / Zostaw tylko ślady stóp
Kill nothing but time / Zabijaj tylko czas

Nie zawsze i nie wszyscy potrafią się do tych prostych zasad zastosować.

Brak świadomości, czasem bezmyślność i lenistwo pomagają odcisnąć zły ślad w przyrodzie, w zabytkach i w lokalnych społecznościach. Sama nie jestem bez winy. Kilka razy zdarzyło mi się zadziałać bez zastanowienia i wykąpać się w czystym jeziorku lub rzece o krystalicznej wodzie, używając mydła i szamponu, które nie były biodegradowalne. Ciarki mi przechodzą po plecach gdy przypomnę sobie jak pływając jachtem między wyspami Indonezji zahaczyliśmy raz o rafę koralową. Oczywiście to nie było celowe działanie, tylko wypadek, ale i tak mi głupio, że przez swoją nieuwagę zniszczyliśmy fragment czegoś, co będzie się odnawiało latami.

Otaczająca nas przyroda bywa delikatna i warto pomyśleć, jak podróżować, żeby jej nie zaszkodzić

Co robię, żeby podróżować odpowiedzialnie?

Planując podróż, wybierając trasę, atrakcje do odwiedzenia, środek lokomocji i nawet pakując się, warto też pomyśleć jaki to wszystko będzie miało impakt na środowisko, na naturę i mieszkających w danym miejscu ludzi. To nie dotyczy tylko wyjazdów zagranicznych. Te same zasady obowiązują nas przede wszystkim podczas wycieczek po naszym pięknym kraju.

Nie chciałabym udzielać „mądrych” porad, bo uważam, że każdy kto podróżuje powinien sam poczuć choć cień odpowiedzialności i zdecydować co jest dobre a co złe, ale na pewno ważna jest wiedza i świadomość, która pomaga podjąć dobre decyzje. Dobre dla nas i tym samym dobre dla środowiska.

1. Najlepszy środek transportu

Jeśli to możliwe jadę rowerem. Pod wieloma względami to najlepszy sposób na podróż. Jeżdżenie rowerem nic nie kosztuje, nie zanieczyszcza środowiska, pozwala cieszyć się tym co jest dookoła dosłownie na wyciągnięcie ręki, skraca dystans i ułatwia kontakt z miejscowymi, można dotrzeć tam, gdzie samochodem, motorem czy komunikacją publiczną dojechać się nie da. Jeśli trzeba, można rower zapakować do autobusu i pociągu i przejechać jakiś odcinek szybciej. Idealny dla tych, którzy lubią powolne podróżowanie i smakowanie świata.

2. Minimalizm w pakowaniu się

Im więcej podróżuję, tym bardziej widzę, że nie ma sensu zabierać dużego bagażu. Wszystko ograniczam do niezbędnego minimum, pamiętając, że wiele rzeczy można kupić na miejscu, a nie taszczyć to ze sobą cały czas. Tak jest na przykład z apteczką. Zabieram tylko to, co jest niezbędne do pierwszej pomocy (waciki zwilżone płynem dezynfekującym, opatrunek, bandaż elastyczny, plastry), leki przeciwbólowe, maść przeciwbólowa i przeciwzapalna na mięśnie.

Nie robię szczegółowej listy co zabrać, tylko układam sobie na podłodze wszystkie rzeczy i ostatecznie selekcjonuję. Jeśli waham się nad czymś i zastanawiam w jakiej sytuacji mogłabym tego użyć, to znak, że ta rzecz prawdopodobnie zostaje w domu.

Częściej żałowałam, że coś zabrałam niż czegoś mi brakowało, zwłaszcza w podróżach rowerowych.

3. Mniej znaczy więcej

Kosmetyki w podróży to też temat rzeka i sprawa dość indywidualna. Lubię ograniczać ich ilość, rozmiar i wybieram te, które są przyjazne dla środowiska, w razie gdyby przyszło myć się w naturze. W kosmetyczce ląduje zwykle szampon, mydło lub żel pod prysznic, pasta i szczoteczka do zębów, krem nawilżający, ewentualnie krem z filtrem UV i repelent. Jeszcze idealnie jest, gdy kosmetyki są skoncentrowane, bo małe opakowanie wystarcza wtedy na długo i gdy są biodegradowalne.

Ostatnio zabrałam w podróż nowy produkt Yves Rocher – skoncentrowany żel pod prysznic „I love my planet” – hasło jak najbardziej do mnie pasuje! Serio kocham tę planetę. Jest niesamowita, ale trzeba o nią dbać. Od lat kupuję kosmetyki Yves Rocher i podoba mi się, że filozofia tej firmy opiera się na czerpaniu tego, co najlepsze z przyrody i dbania o nią.

Dlaczego ten nowy żel jest dobry? W buteleczce mieści się 100 ml płynu, który jest tak gęsty, że odpowiada 400 ml zwykłego żelu pod prysznic. Myślę, że na miesięczną podróż powinien wystarczyć, bo trzeba go naprawdę niewiele, aby się dokładnie umyć. Zależy też jaki to wyjazd. Na przykład mój rekord nie mycia się, padł gdy jechaliśmy zimą przez góry Pamiru. Dwa tygodnie bez prysznica. Powiedzmy, że sytuacja była dość wyjątkowa i zwykle podróżując rowerem myję się częściej :)

Najważniejsze, że skład żelu jest przyjazny dla środowiska i biodegradowalny, co jest dla mnie ważne, gdy muszę się umyć gdzieś w plenerze. Chcę mieć pewność, że nie zanieczyszczę wody trującymi substancjami.

To co mnie zawsze denerwowało, to otwierające się w rowerowych sakwach butelki z szamponem, albo płynnym mydłem, gdy jeździ się po trudnym, wyboistym terenie. Mała buteleczka skoncentrowanego żelu Yves Rocher nie ma szansy się otworzyć. Jest kompaktowa, zakrętka dobrze się na niej trzyma i ma w środku dozownik, dzięki któremu, można łatwo wycisnąć małą kroplę żelu, a jednocześnie nie pozwala mu się wydostać na zewnątrz, gdy tego nie chcę. To mi bardzo odpowiada i podoba mi się też to, że buteleczka jest zrobiona z plastiku z odzysku i znów można ją zrecyclingować, albo wykorzystać ponownie. Super się nadaje do bagażu podręcznego do samolotu, bo jej pojemność to właśnie 100 ml. Mam więc małą, zgrabną i lekką buteleczkę, zamiast nieporęcznej w podróży dużej i ciężkiej butelki, która zwykle otworzy się wtedy, gdy nie powinna.

Dozownik zatrzymuje żel w buteleczce i nic nie wycieka :)

Jeszcze jedna pozytywna rzecz – Yves Rocher obiecuje, że za każdą sprzedaną buteleczkę skoncentrowanego żelu posadzi jedno drzewo :)

Do tej pory Fundacja Yves Rocher, której celem jest dbanie o różnorodność gatunków roślin, posadziła już ponad 70 milionów drzew na całym świecie, w miejscach dotkniętych kataklizmami lub działalnością człowieka. Część z nich, ponad 350 tysięcy drzew, została posadzona u nas w Polsce, na terenach zniszczonych przez śląskie kopalnie, w Górach Stołowych i okolicach Czorsztyna. Wiedzieliście o tym? Nie tylko o sadzeniu drzew, ale o wszystkich ekologicznych akcjach, możecie poczytać na stronie Fundacji Yves Rocher.

Nie miałam wcześniej pojęcia, że takie akcje sadzenia drzew odbywają się „tuż obok”, ale następnym razem może uda mi się do takiej dołączyć w Polsce, albo gdzieś w świecie, gdy akurat będę w podróży. Takie akcje lubię!

4. Miejsca, których nie odwiedzam

Wzrasta nasza świadomość o tym, że zwierzęta również mogą cierpieć, a my powinniśmy je chronić, a nie tych cierpień przysparzać. Nie bawią mnie atrakcje, w których wykorzystuje się zwierzęta. Nie chodzę do cyrku, nie oglądam tresury zwierząt, w delfinarium nigdy nie byłam i raczej się tam nie wybiorę. Nie kupuję pamiątek wykonanych ze zwierząt. Nie zrobię sobie też selfie z tygrysem. W tego typu atrakcjach za kilkoma minutami rozrywki dla turystów, kryje się cierpienie zwierząt, które są źle traktowane i zmuszane do nienaturalnych zachowań.

5. Sensowne pomaganie

Wybieram tylko wiarygodne instytucje, które organizują akcje wolontariackie. Mówiąc szczerze, najchętniej uczestniczę w wolontariatach na terenie Polski, zwłaszcza tych organizowanych przez nasze Parki Narodowe. Mam wtedy pewność dla kogo pracuję i że ta praca będzie miała jakiś sens. Podczas takiego wolontariatu można zdobyć mnóstwo wiedzy o przyrodzie w naszym kraju, której często się nie docenia.

6. Cena wspomnień

Pamiątki, które przywożę z podróży, to głównie zdjęcia. Jeśli chcę kupić coś co będzie przypominało mi dane miejsce, wybieram ręczne wyroby lokalnych twórców. Nie zbieram egzotycznych roślin i nie kupuję żadnych specyfików, co do których pochodzenia nie mam pewności.

Są takie miejsca, z których nie wolno zabierać nawet kamyków lub ziemi. Tak jest na przykład w Parku Narodowym Uluru w Australii i w Parku Narodowym El Teide na Teneryfie. Zabranie jednego kamyczka może nie ma znaczenia, ale tu chodzi o skalę. Gdyby każdy turysta chciał zabrać sobie kamyczek do domu, to delikatny ekosystem tych specyficznych miejsc zostałby mocno naruszony.

Najchętniej z podróży przywożę zdjęcia ciekawych kwiatów. Zwłaszcza w Australii jest co pofotografować… Rzadko się nimi chwalę, raczej oglądam je sobie w smutne dni, ale kilkoma, które lubię najbardziej chciałam się wreszcie z Wami podzielić w tym filmiku :)

Foto i animacja Alicja Rapsiewicz, muzyka Tomasz Gaworek

Edukują, a nie zakazują

Świadomość tego jaki mamy wpływ na otoczenie podróżując jest bardzo ważna. Powinien być z tego jakiś egzamin, po którym dopiero można ubiegać się o wydanie paszportu.

W Australii na przykład, podobały mi się tablice informacyjne, z których można było dowiedzieć się o ciekawostkach fauny i flory na danym terenie, ale też jak zachować się, żeby zminimalizować swój wpływ na otaczającą przyrodę.

Pamiętam takie małe jezioro w Kings Kanion. Strome ściany czerwonych klifów odbijały się w równej jak lustro tafli wody. Od razu chciało się tam wskoczyć i ochłodzić w upalny dzień. Na brzegu tuż przy szlaku tablica informowała, że kąpiel nie jest zakazana, ale krótki i konkretny opis informował jaki wpływ mamy na mikroorganizmy zamieszkujące to jeziorko, jeśli wykąpiemy się w nim nasmarowani kremem z filtrem UV lub repelentem. To do turysty czytającego informację należała decyzja, czy świadomie chce pozostawić tu po sobie ślad zanieczyszczając wodę, czy podejmie jednak inną decyzję.

Siedziałam dłuższą chwilę nad jeziorkiem. W tym czasie tablicę przeczytało kilkadziesiąt osób. Nikt się nie zdecydował na kąpiel.

Tu się myśli o przyszłości

Nowa Zelandia przeżywa od kilku lat prawdziwy najazd turystów, zwłaszcza tych niskobudżetowych, którzy szukają oszczędności we wszystkim. Nawet noclegi w wieloosobowych pokojach w hostelach są na dłuższą metę drogie. Najlepiej więc kupić samochód, w którym można spać lub rozbijać namiot obok i to najlepiej gdzieś na dziko, na łonie natury.

Spanie w namiocie gdzieś w naturze często gwarantuje niezapomniane wschody słońca

O ile w Australii jest to możliwe i są do tego przeznaczone nawet specjalne darmowe kempingi i miejsca biwakowe, tak w Nowej Zelandii, która jest prawie 29 razy mniejsza, skończyłoby się pewnie tym, że obie zielone wyspy stałyby się jedną wielką toaletą. Z tego właśnie powodu w Nowej Zelandii jest zakaz kempingowania na dziko, chyba że podróżuje się kamperem wyposażonym w toaletę. Dla tych, którzy podróżują zwykłym autem do dyspozycji jest sporo kempingów, w których są sanitariaty. Płaci się za nie kilka dolarów.

Chcesz zmieniać świat na lepsze?

Lubię podróżować powoli, lubię być blisko natury i mam nadzieję, że w ten sposób będę mogła zwiedzać świat jeszcze długo, a to co zobaczę i przeżyję opisywać na blogu. Ten tekst powstał przy współpracy z marką Yves Rocher, której filozofia opiera się na życiu w zgodzie z naturą i dbaniem o środowisko. Choć te tematy są mi bardzo bliskie, to wcześniej nie pomyślałam, żeby napisać posta, o tym jak podróżować, żeby zostawiać po sobie jak najmniejszy ślad. Trudno wszystkie ważne sprawy omówić w jednym poście, więc planuję temat zgłębić bardziej szczegółowo.

Chciałabym, żeby to miejsce na Podlasiu, nigdy się nie zmieniło

Dbanie o środowisko i przyrodę wcale nie musi się wiązać z uczestniczeniem w głośnych akcjach ekologicznych, manifestacjach i pochodach. Ja zaczęłam od siebie, od zastanowienia się co mam już na sumieniu, wyciągnięcia z tego wniosków i wymyślenia, co mogę robić każdego dnia w codziennym życiu i w podróży, żeby dbać o przyrodę. Zachęcam i Was do zrobienia takiego solidnego podróżniczego rachunku sumienia. Myślę, że każdy znajdzie coś, czym nie chciałby się publicznie chwalić. Mam rację?

O autorze: Alicja Rapsiewicz

Z zamiłowania i wykształcenia aktor-lalkarz. Pracowała przez 8 lat na różnych scenach w kraju i za granicą grając rozmaite role (od Krowy przez Anioła na Świętej skończywszy). Kilka zwrotów akcji w jej życiu i ciężki, ale ciekawy żywot wędrownego artysty, zaowocowały pomysłem aby objechać świat dookoła. Podróżowanie to jej największa pasja. Spędziła 4 lata w drodze przemieszczając się pieszo, autostopem, rowerem i jachtem. Odwiedzając rozmaite zakątki świata lubi przyglądać się codziennemu życiu mieszkańców i ich zwyczajom. Nie lubi się spieszyć. Nie wierzy w zdanie "nie da się", zdecydowanie jest zwolennikiem myśli "lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż żałować, że się w ogóle nie spróbowało."

Podobny tekst

Szwajcaria Saksońska rowerem – Twierdza Konigstein, Bad Shandau i Schmilka

Ta część wycieczki miała słodki aromat czekolady, kusiła zapachem świeżo upieczonego chleba i piwa ważonego w lokalnym browarze. …

15 komentarzy

  1. Tez cenię sobie, zwłaszcza podczas podróżowania, minimalizm. Jest najlepszą opcją oszczędzania, o której mało kto myśli.

    • Moim zdaniem minimalizm ułatwia życie, nie tylko w podróży… Za każdym razem gdy wracam do Polski, uszczuplam swój dobytek, tak żeby ograniczyć go do niezbędnych rzeczy lub takich, które po prostu baaaardzo, ale to bardzo lubię. Ciągle mam klika nieotwartych kartonów, spakowanych przed podróżą w 2009 roku… Kiedyś będę musiała się za nie wziąć. Może ten post będzie dodatkową mobilizacją, skoro już ten minimalizm publicznie deklaruję.

  2. Wszystko super, ale chyba jak się raz wykąpię w rzece i umyję mydłem, to się chyba nie dzieje tragedia :D

    • Cześć Natalka,
      pewnie tragedia się nie dzieje, ale pomyśl, że zrobią tak wszyscy, którzy nad tę rzekę przyjeżdżają… Właśnie chodzi o to, żeby zmiany zacząć od siebie i swojego zachowania, gdy jesteśmy na łonie natury. Pomyśl z resztą co to będzie jeśli wszyscy zaczniemy myśleć: „oj tam zrobię tak raz, nic się nie dzieje przecież strasznego”.
      Pozdrawiam Cię!!!

    • Musimy na problem patrzeć globalnie. Ja+Ty to 2, a nasi znajomi to już 10, a ich znajomi to pewnie 100 itd itd.

  3. Marta Grabiak

    Przeczytałam i powiem, że z tymi biodegradowalnymi kosmetykami to nie jest tak różowo, bo wszędzie prawie masz fosforany, od których masz wykwit glonów. Jeśli nie chcesz po sobie zostawiać w wodzie tego typu syfu, to trzeba się myć wodą bez użycia tych detergentów. Albo można jakieś naturalne sposoby. Włosy myjesz roztworem sody i płuczesz octem jabłkowym na przykład. Dużo jest takich metod. Poczytaj i zobaczysz.
    A ogólnie blog fajny macie.

  4. kurde nie zgodzę się że jeżdżenie rowerem nic nie kosztuje, tankujesz paliwo i żarcie w papuchę bez tego nie ujedziesz daleko

  5. Również jestem minimalistą , no ale w daaalsze podróże to już niestety rowerami się za bardzo nie da (brak czasu) dlatego wolę załadować znajomych w kampera i sobie jeździmy zwiedzać :)

  6. Bardzo ciekawy artykuł. Oby co raz więcej ludzi nabrało takiego przeświadczenia. Pozdrawiam :)

  7. Yves Rocher jest dla mnie odkryciem, tego roku! W końcu trafiłam na coś porządnego i godnego uwagi! :D

  8. Małe kosmetyki w pojemności do 30ml to must have każdego podróżnika!

  9. „Częściej żałowałam, że coś zabrałam niż czegoś mi brakowało, zwłaszcza w podróżach rowerowych.” – bardzo ciekawe zagadnienie, nad którym warto się pochylić. Przy tej okazji nasuwa się pytanie: czy statystyczny podróżnik częściej zabiera ze sobą to co niepotrzebne czy nie zabiera ze sobą tego, co potrzebne…? :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *