Chińskie yuany
Na każdym chińskim yuanie jest podobizna wiecznego Mao Zedong'a.

Amerykański dolar

Chiny to piękny kraj posiadający ogromny potencjał turystyczny, który coraz lepiej jest wykorzystywany przez tamtejsze władze. Z roku na rok do Chin przyjeżdża coraz więcej „białych” turystów, którzy zostawiają w Państwie Środka „twardą gotówkę”. Jest to jednak kraj wielkich kontrastów. Około 40 milionów żyjących tam ludzi, co stanowi 3% populacji Chin, pławi się w luksusie i jeździ najnowocześniejszymi modelami samochodów – większość jednak, ledwo wiąże koniec z końcem i nie ma pojęcia o tym, co dzieje się poza granicami ich kraju. Baa, myślę, że poza Chinami nie ma nic.

Podróżując po Chinach spotkałem sporo Chińczyków, z którymi długo z przyjemnością rozmawiałem. Zwykle bywało to podczas kilkunasto- czy kilkudziesięciogodzinnych przejazdów chińskimi pociągami. Pytałem ich o to jak jest w Chinach, jak się tam żyje i co sądzą, że się wydarzy za kilka czy kilkanaście lat w ich kraju. Zwykle byli to ludzie dość dobrze, jak na chińskie warunki wykształceni. Rozumieli, co do nich mówię po angielsku i w większości przypadków dość składnie wypowiadali się też w tym języku. Tym większe było moje zdziwienie, gdy pytali, gdzie leży Polska, jakim językiem mówi się w naszym kraju i w ogóle jak to jest możliwe, że ja jestem od tak sobie w Chinach. Że mam paszport i nie ma przy mnie nikogo z „rządu”. Duża większość z nich z zazdrością słuchała o tym, że u nas też kiedyś był komunizm i że udało się z nim wygrać i teraz żyjemy w wolnym kraju. Zazdrościli nam tego, że możemy sobie wsiąść do samochodu, pociągu, czy samolotu i od tak wyjechać z kraju i co ważniejsze bez żadnych problemów do niego wrócić. Jednak najbardziej zdziwiło mnie zachowanie jednego z moich chińskich kolegów, który zapytał mnie o amerykańskiego dolara. Jednak może od początku…

Po około 5 godzinach jazdy pociągiem na trasie Luoyang – Chengdu (28 godzin jazdy) do wagonu, w którym jechałem wsiadł pewien młody Chińczyk. Od razu jak mnie zobaczył zaczął mi się uważnie przyglądać, co wręcz mnie trochę zaczęło zastanawiać. Po kilkunastu minutach podszedł i zapytał, czy mógłby chwilę ze mną porozmawiać, bo chciałby poćwiczyć język angielski. Oczywiście zgodziłem się na to, gdyż już wcześniej zauważyłem, że szczególnie młodzi Chińczycy, głównie studenci wręcz pragną, choć na chwilę porozmawiać z jakimś „białym”. Oni są głodni kontaktu z „nami” i pytają o wszystko, co im przyjdzie do głowy. Ów chłopak, jak się później okazało był studentem ekonomii na uniwersytecie w Hebei i jechał do swojej ciotki do Xi’an.

Po około 5 godzinach rozmowy, jak już zdążyliśmy się trochę zaprzyjaźnić zapytał mnie, czy może mnie o coś poprosić. Oczywiście nie odmówiłem mu. Dość nieśmiało powiedział, że pewnie mam dolary amerykańskie. Odpowiedź była twierdząca. On dalej mówił: „Bo wiesz, ja studiuje ekonomię i o dolarach uczę się z książek. Tam też widziałem po raz pierwszy, jak on wygląda, ale nigdy nie mogłem zobaczyć go „na żywo” i go dotknąć. Czy mógłbyś mi pokazać jakiegoś dolara?” W tym momencie po prostu mnie zamurowało, po chwili sięgnąłem do kieszeni, gdzie miałem „drobne” dolary i akurat wyciągnąłem banknot o nominale jednego dolara. On wziął go do ręki i przez około 2 minuty przyglądał mu się, jak czemuś niezwykłemu. Jakby to było coś magicznego, mistycznego. Z wielkim namaszczeniem oglądał go z każdej strony. Po dłuższej chwili pomyślałem, że mogę mu go dać. W końcu dla mnie to tylko jeden dolar, a dla niego to coś niezwykłego. Powiedziałem mu to, a on w pierwszym momencie mocno mnie uścisnął, potem jednak szybko wyciągnął jakoś książkę z plecaka i miedzy jej kartki wsunął, oglądając się po ludziach, rozprostowany banknot. Uzmysłowiłem sobie, że w sumie to on może mieć przeze mnie jakieś problemy. Że może Chińczycy nie mogą mieć „twardej waluty”? Jednak chyba nic mu się nie stało, bo nawet wczoraj dostałem od niego e-mail’a ze zdjęciami rodziny, więc jak widać jest cały i zdrów.

Tera w ciepłym mieszkaniu, przed komputerem tak sobie myślę – jeden amerykański dolar. Nie przyszłoby mi do głowy, że on może tak dużo znaczyć dla człowieka. W sumie dla niego to pewnie symbol wolności i niepodległości, której mu brakuje. Szczególnie Ci młodzi, studiujący i uczący się języków obcych Chińczycy są spragnieni kontaktu z zachodem. Dopiero po przeżyciu sytuacji, którą wyżej opisałem dochodzi do człowieka, jak bardzo nie docenia tego, co mamy, a o co walczyli nasi dziadkowie czy rodzice… I niech ktoś powie, że podróże nie kształcą!

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Podróż to jeszcze, czy już wyprawa?

Ludzie mają to do siebie, że lubią nazywać i określać wszystko, co ich dotyczy. W wielu tkwi element rywalizacji i potrzeba osadzenia …

Jeden komentarz

  1. Thanks for spending time on the computer (wintirg) so others don’t have to.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *