Bilet na Kolej TransSyberyjską.

Podróż to jeszcze, czy już wyprawa?

Ludzie mają to do siebie, że lubią nazywać i określać wszystko, co ich dotyczy. W wielu tkwi element rywalizacji i potrzeba osadzenia się w szerszym kontekście, aby zdefiniować swoją osobę w ogóle, w otaczającej nas rzeczywistości. A co mają z tym wspólnego podróże? 

Odwiedziłem ostatnio moich znajomymi zza górki, z Zawoi. Znamy się jeszcze z czasów liceum i nie widzieliśmy się ładnych kilka lat, a mam wrażenie, że ściągi na sprawdziany, które skrzętnie przygotowywaliśmy w licealnej szatni, robiliśmy nie dalej niż w zeszłym tygodniu. Nasze ścieżki przez życie prowadzą w zupełnie innym kierunku. Oni mają dwóch synów – ten starszy skończył już 10 lat! Mają dom, samochód, pracę, obowiązki codzienne i nie narzekają. Żyją swoim życiem, ale mają świetny dystans do siebie i dlatego też chętnie z nimi dyskutuję. Przy ostatnim naszym spotkaniu rozmowa zeszła na temat, którym żyję ja – podróże.

Moje życie od ponad dziesięciu lat podporządkowane jest właśnie podróżom, na które wydaję całą zarobioną kasę (no dobra, trochę też na sprzęt). Moje priorytety życiowe ustawiam tak, aby móc podróżować – raz bliżej, raz dalej, ale ciągle jednak chodzi o to, aby „być w drodze”.

W pewnym momencie Piotrek zapytał mnie o coś związanego z wyprawą dookoła świata. Mocno mnie to ukłuło, bo użył słowa, które z tym co robię zupełnie mi się nie wiąże. My od lipca 2009 roku podróżowaliśmy. OK, czasem były to duże metropolie, innym razem Karakorum w Pakistanie, a jeszcze kiedy indziej, pływanie od jednej wysepki indonezyjskiej do drugiej na całkiem wygodnym jachcie. Nigdy jednak nie określiłbym tego mianem wyprawy. Mówię to z całą odpowiedzialnością i zdecydowanie bez fałszywej skromności. Zresztą, zwróciłem mu na to uwagę, na co on stanął trochę okoniem i ze zdziwieniem zripostował: „Wyjeżdżasz chopie na ponad 3 lata i to nie jest dla Ciebie wyprawa? Dla mnie wyjazd z dziećmi nad Bałtyk jest wyprawą!”

Cholera, sprowadził mnie szybko do parteru, ale kurde mówię, jak jest, jak czuję. Dla mnie podróże stały się codziennością, a z wyprawami kojarzy mi się zdobywanie co najmniej Broad Pick’a zimą. ALE… jak to zwykle w życiu, ALE musi być. Jak dziś pamiętam mój pierwszy wyjazd do Azji – kolej transsyberyjską, Mongolia i Chiny lądem. Pamiętam, że wtedy duma mnie rozpierała, bo jechałem tak daleko, w nieznane, sam zaplanowałem, wyliczyłem i wróciłem cały – nic mnie nie pożarło! To wszystko działo się w czasach, w których nie było blogów z podróży, internetowe fora podróżnicze dopiero się pojawiały, a maila wśród moich znajomych miało tylko kilka osób.

Bilet na Kolej TransSyberyjską.
Bilet na Kolej TransSyberyjską.

Tamten wyjazd zdecydowanie określałem mianem wyprawy. Przełamywałem swoje granice, mierzyłem się z czymś zupełnie mi nieznanym, a świat ciągle był dla mnie ogromny, zaś ceny biletów lotniczych zdecydowanie poza moim zasięgiem. Trochę czułem się jak Marco Polo, który eksplorował nieopisane dotąd regiony Azji. No bo tak trochę było – dla mnie wszystko to było nieodkryte, niezbadane. Dziś przyznam się szczerze – ten pierwszy wyjazd wspominam najlepiej. Wszystko szokowało, było nowe i do niczego nieporównywalne. Dziś, mimo, że jeździłem już dużo dalej, nie ma już tej świeżości, nie tak wiele rzeczy w Azji mnie dziwi. Świat mi się po prostu skurczył. Tylko powiedzcie mi, czy nie zabrzmię jak dziwak, snob, a może i gbur, gdy powiem, że ponad trzyletnia podróż to nie wyprawa?

Tak naprawdę to rację ma i Piotrek i ja. Dla niego trzy lata w drodze to zdecydowanie wyprawa, dla mnie to podróż. Moja skala poznania jest trochę bardziej przesunięta i przekonywanie się nawzajem nie ma tutaj zupełnie sensu, bo każdy z nas ma swoją rację, zależną od punktu widzenia i tego, co w życiu przeżyliśmy.

Dziś zdecydowanie z przymrużeniem oka patrzę już na wszelkiego rodzaju potyczki słowne dotyczące nazewnictwa – co jest wyprawą, a co nie. Czym jest ekspedycja? Bo czy ma to w ogóle jakiekolwiek znaczenie? Czy nie jest dla nas wszystkich podróżujących, wspólnym mianownikiem pasja i poznawanie świata? Może i faktycznie są ludzie, którzy szumnymi nazwami, pieszczą swoje ego, ale czy musi to komuś innemu przeszkadzać?
Szczęścia wszystkim!

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Podróż w duecie, czyli „a teraz moja kolej”

Nasza podróż do Australii jest inna od tej ostatniej pod wieloma względami. To oczywiste, bo zmieniamy się my sami, nasze potrzeby, cel …

18 komentarzy

  1. Tylko wykopyrtnąć się można rzucając sobie pod nogi jak kłody te wszystkie definicje… Ja używam różnych pojęć wymiennie bo nie lubię w tekstach powtórzeń ;-) A tak na serio to trochę mnie śmieszą te przepychanki słowne i dywagacje komu należy się „status” podróżnika, czy to już wyprawa itd. Co to do cholery za różnica? Dla mnie żadna, ja doskonale bawię się jako turystka i jeżdżąc na wycieczki (jak często nazywam swoje wypady), a jakbym miała spakować dwójkę dzieci, męża i psa to bym bez mrugnięcia okiem nazwała to wyprawą ;-)

    • Zgadzam się z Olą. Dla każdego podróż, wyprawa i wycieczka znaczy co innego i przykre są ciągłe Polaków, i nie tylko, rozmowy – czy racja jest bardziej mojsza czy twojsza :D Czytałam książkę o podróży tylko i wyłącznie pociągiem po całej Azji. Raczej nie w plackarcie, trwała ona z tego co pamiętam trzy miesiące. Po standardzie oceniając(pociągi raczej w pierwszej, drugiej klasie, casem rejs lub lot samolotem) nazwalibyśmy to wycieczką? No bo chyba nie wyprawą bo plecaka nie miał tylko walizkę no i tak dalej i tak dalej…to jest tak bez sensu, że już mi się nawet pisać odechciało:D

  2. Braliśmy ostatnio udział w świetnym spotkaniu – wieczorze autorskim naszego znajomego. My we dwójkę kontra akademickie grono pedagogiczne socjologów i filozofów, doktorów i profesorów… w którymś momencie zeszło oczywiście na temat turysta – podróżnik – pielgrzym, a co dalej idzie podróż i wyprawa. Długo, by pisać na ten temat – ale doszliśmy do jednego wspólnego wniosku. Dla jednego wyprawą jest wyjazd all in 1 z dziećmi do Turcji, dla drugiego podróżą będą 3 lata podróży. Nie da się jednoznacznie określić granicy między turystą, podróżnikiem, pielgrzymem, eksploratorem, zdobywcą… wszystko leży w nas, w naszych przygotowaniach, potrzebach realizacji marzeń – i super, bo inaczej wszyscy nazywalibyśmy się Cejrowscy czy Wojciechowska :)
    ps. mowa o tej książce i jego autorze, http://www.peron4.pl/ksiazeczka-o-podrozowaniu-kazimierz-mrowka/

  3. I pisze to wszystko kanapowy turysta – szacun!

  4. Też się jakiś czas temu zastanawiałam na tym nazewnictwem… szczerze powiedziawszy, nieraz na różnych forach śmiesznie mi brzmiały posty typu „wróciłem z czterodniowej wyprawy do Maroka”. Dla mnie „wyprawa” to też bardziej zdobywanie Braod Picka niż weekendowy wyjazd… ale potem otwarłam słownik języka polskiego pwn ;) i przeczytałam wyprawa 1. «udanie się dokądś w celu naukowym, turystycznym lub wojennym, zwykle po starannym przygotowaniu się» i już nie komentuję ;) niech sobie kto chce jeździ na „wyprawy” – choć ja nadal używam jakiegoś „lżejszego” określenia… :)

    • Ja tam nie rozumiem tego sztywnego trzymania się ram słownikowych. Ja tam włąsnie jestem na 10 dniowej wyprawie w Marakeszu i kto mi zabroni?Wyprawa, podrózowanie, wczasowanie, żadna róznica, wazne aby te nasze poznawanie świata było z głową i bez szkody dla innych i przyrody…..ooo tak to podsumuje..;) Bo Backpackerem można być nawet z walizką na kółkach. Kwestia wyobraźni i dobrego humoru. No dobra uciekam zdobywać dziką marakeszańską dżungle..:P

  5. Leszek Nowocien

    Jest takie stare ludowe porzekadło: „Jak daleko byś nie zaszedł – dupa ciągle z tyłu”.

    Cieszę się, że znowu będę miał co czytać :)

  6. Wydaje mi się, że wyprawa, to po prostu podróż, która ma cel. Podróż to zaś proces przemieszczania się z miejsca do miejsca. Każda wyprawa jest podróżą, nie każda podróż jest wprawą. Zatem z punktu widzenia słownikowych definicji musicie zadać sobie pytania – czy wasza podróż miała jakiś cel? Jeśli było nim na przykład objechanie świata dookoła lądem i wodą to jest to wyprawa w takim właśnie celu.

    Tyle, żę zgodnie z tą definicją wyprawą jest spacer do sklepu po piwo ;)

    Pozdrawiam i ruszam na nocną ekspedycję do lodówki. Cel – kabanos!

  7. Jak psycholożka powiem Ci tak: myślę, że każdy ma swoje wyprawy i swoje wycieczki w zależności od percepcji i przekraczania własnych barier.

    A jako podróżniczka-turystka odpowiem: nie nazywam, nie oceniam, chłonę.

  8. AgniKrukowska

    Myślę, że fajnie jest jednak rozróżniać znaczenie i wagę różnych słów. Inaczej granica miedzy nimi się zaciera.

    Podróż to zdecydowanie co innego niż wyprawa i sama nie potrafiłabym ich używać wymiennie jako wyrazów bliskozancznych.
    Wyprawa kojarzy mi się z czymś co wymaga przygotowania się do tematu i podążanie wg jakiegoś planu i w jakimś celu. W podróż można się wybrać a vista, w bliżej nieokreślonym kierunku.
    Czy można spontanicznie wybrać się na wyprawę?

    • Chyba można ;-) Dla mnie wyprawą była kilka lat temu podróż koleją transsyberyjską do Irkucka i okolic, cel – dotarcie do miejsc związanych z polskimi zesłańcami (Wierszyna, Usole Syberyjskie, miejsce zesłania Piłsudskiego, masowe groby). Do Moskwy dotarliśmy rano i tam w katedrze poznaliśmy pewną Olę, Rosjankę o polskich korzeniach, studentkę. Zostawiliśmy bagaże i poszliśmy na Plac Czerwony (Ola poszła do domu). Koło 14.00 tego dnia pod Kremlem podeszła do nas pewna Pani z kartką „Polska” i zapytała, czy to my przyjechaliśmy dziś rano z Polski. Otóż, Ola wróciła do domu i stwierdziła, że chce do nas dołączyć w drodze na Syberię (nigdy nie była) i zaczęła nas z mamą szukać w centrum Moskwy (nie miała naszego nr telefonu). Zgodziliśmy się i Ola w kilka godzin się spakowała i ruszyła jeszcze tego samego dnia dalej z nami na 3 tygodnie. My do tej naszej syberyjskiej wyprawy szykowaliśmy się 3 miesiące, Ola kilka godzin! (ale fakt, że już wszystko było rozpracowane :-))

  9. Nie umniejszajac waszych osiagniec, bo jestescie dla mnie wielka inspiracja i tak naprawde bohaterami, a nawet przyjaciolmi mimo ze was nie znam osobiscie. To wasze poczynania nazwalabym podroza, a wszystko dlatego ze ona i jej koncepcja w kazdej chwili moze ulec zmianie. Raz macie takie plany, na drugi dzien inne, a wyprawa moim zdaniem ma swoj jasno okreslony niezmienny cel, i jakies bardziej sztywno okreslone zasady czy normy. Wyprawa moim zdaniem mozna okreslic rowerowa czesc waszej podrozy, bo byl jasno ustalony srodek transportu – rowery i tak naprawde miejsce mety czyli Polska. Chociaz ja tak naprawde mam cicha nadzije i prawie pewnosc ze na tym sie nie skonczy, i ze zminicie jeszcze w pewnym momencie srodek transportu i na tej Polsce sie nie skonczy. Nawet jak dojedziecie do niej w grudniu rowerami, mysle ze zostaniecie tylko na swieta:)

  10. Chyba już poruszaliście ten temat na blogu :)
    Wyprawa i podejście do niej zależy od osoby. Dla mnie wyprawą była pierwsza 6-dniowa wycieczka (teraz wycieczka :D) do Włoch, bo ja taka bojaźliwa i zorganizowana (już nie) osoba robiłam coś tak szalonego i odważnego… teraz nie to śmieszy i w tym momencie tylko podróżuję :)
    Rok temu jechałam z chłopakiem motorem na majówkę. On ciągle mówił o naszej wielkiej wyprawie, co mnie trochę śmieszyło, trochę nawet irytowało, zresztą ja chyba jego też denerwowałam, bo nie chciało mi się na tę wycieczkę pakować 3 dni wcześniej i planować każdego kilometra ;) przecież to tylko parę dni. Tak więc jak już zrobi się pierwszy krok w podróżowanie, niegdysiejsze wyprawy zamieniają się w krótkie wypady/wycieczki.

    Zresztą jak miałam 7 lat to wyprawą był samotny spacer po lody z automatu na drugi koniec osiedla :D

  11. haha

    z „wyprawą” to chyba teraz jak z „projektem” ;) wszystko jest jednym albo drugim, bo przecież głupio tak zwyczajnie jeździć na wakacje i łazić do roboty

    a my 2 lata spakowaliśmy z mężem 2 plecaki, wzięliśmy z ręce 2 dziecli w wieku lat 5 i 2 i wsiedliśmy do samolotu do Marrakeszu, mając jedynie bilet powrotny na za 3 tyg. i przewodnik i poprostu „pojechaliśmy na wakacje” ;) z kolei w zeszłym roku wzięliśmy namiot, te same dzieci, trochę inny przewodnik, auto i wsiedliśmy na prom do Szwecji – „pojechaliśmy na wakacje do Norwegii”

    na wyprawie jeszcze nigdy nie byliśmy, kto wie może nasze dzieci kiedyś … :)

  12. rozumiem to doskonale- dla mnie wyprawą był wyjazd do Francji w 1989r. kiedy jeszcze trzeba było odstac w ambasadzie po wizę i poruszanie sie po niej autostopem – to było wyzwanie ! Wszystko po- od Alaski po Papuę Nową Gwineę było tylko podróżą :)

    zapraszam do siebie

    http://okiemwiewiorki.blogspot.com/p/podroze.html

    i mocno kibicuję

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *