Barcelona przywitala nas deszczem. Wlasciwie to zaczelo padac dopiero, jak poszlismy zwiedzac miasto. I od razu okazalo sie, ze zmiana butow na trampki nie byla zbyt dobrym pomyslem…
Po pierwsze meterial szybko przemokl I srednio przyjemnie sie w nich chodzilo. A po drugie to, czym sa wybrukowano drogi I chodniki Barcelony okazalo sie byc bardzo sliskie, gdy jest mokre… Raz nawet malo brakowalo, a zbieral bym mnie Andrzej ze schodow ruchomych. A propo ruchomych schodow… Zaskoczylo mnie bardzo, ze przy Palacu Naradowym tuz obok zabytkowych schodow do niego prowadzacych sa rowniez schody ruchome. I to tak zgrabnie wkomponowane w calosc, ze sie nie gryza z wystrojem podejscia pod Palac.Druga rzecza, ktora wydala mi sie charakterystyczna dla miasta, sa taksowki. Sa one czarne z zoltymi drzwiami. Bardzo fajnie to wyglada, a przy tym rzuca sie w oczy :)A na razie czuje w nogach dzisiejszy spacer…Dzien drugi – na lotnisku. Jesli wczoraj wydawalo mi sie, ze bola mnie nogi, to nie wiem jak obecny stan nazwac :/ Dalismy sobie niezly wycisk. Ale ta zaprawa celowa byla, bo jutro I tak porzadnie wypoczniemy I wyspimy sie w samolocie (zeby tylko posilkow nie przespac :p ). To tyle tytulem wstepu.
A jak minal dzien? Bardzo ciekawie. W moim dotychczasowym wyobrazeniu o Barcelonie bylo znacznie wiecej secesyjnych kamienic. Myslalam, ze wikszosc budynkow wyglada jak Casa Batlo. A tu okazuje sie, ze jest to perelka jedyna w swoim rodzaju.Zazwyczaj staramy sie nie zwiedzac dwa razy tych samych miejsc, czy nie dublowac drogi (takie zboczenie przewodnickie), ale dobrze, ze I dzis podeszlismy pod Palac Narodowy. Widok, jaki sie z nigo rozposciera rownie bajkwy w dzien, jak I w nocy. Dzis dodatkowo muzyk gral na gitarze, a ludzie sluchali go siedzac na schodkach przed wyjsciem. Bardzo przyjemnie. I dzis cieszylam sie, ze sa tam schody ruchome :) Po takim spacerze, jaki sobie zafundowalismy, byly milym akcentem.I jeszce jedna rzecz, ktora dodaje Barcelonie niepowtarzalnego klimatu – gra w butelke. Czy jak by inaczej przetlumaczyc slowo. Widzielismy ja na placu Gaudiego przy Sagrada Familia, a polegala na tym, ze rzuca sie drewnianymi kolkami w ustawione w pewnej odleglosci dremniane „butelki”. A przynajmniej cos w takim ksztalcie. Jest ich 6 I kazdy zawodnik ma 3 rzuty, zeby je przewrocic. Wygrywa ten, kto wiecej „butelek” przewroci. Ciekawostka tej gry jest to, ze graja w nia „starsi” panowie, tacy pewnie od dawna juz emerytowani dziadkowie. Andzej zrobil im nawet kilka zdjec.A teraz spi sobie w nalepsze. I dobrze, ja nie moglam zasnac. Nadrobie w samolocie, a Andzej bedzie mnie na posilki budzil. Buahaha! Genialny plan ;) Az z tej radosci w kulki sobie zagram ;)
Dopisek: popsula sie pogoda. Jak tylko przyjechalismy nalotnisko lunelo ogromnie. Teraz przed chwila tez. I sie ochlodzilo. Siedze w bluzie i kurtce i mnie trzesie, ale to pewnie tez ze zmeczenia. Jak to dorze, ze juz od jutra bedzie nas grzalo karaibskie slonce :D
Więcej o zabytkach Barcelony.
Jak ja byłam w Barcelonie to też strasznie padał deszcz, do tego stopnia, że zwiedzanie z jednego dnia, musieliśmy przełożyć na kolejny. I co do tego, że jest ślisko to mój kolega, kiedy targował się o parasolkę miał okazję przekonać się o tej śliskości i zaliczył glebę hahah pozdrawiam, świetny blog!
Szkoda, że nie ma żadnych zdjęć, przydałby się do tego tekstu :)
Barcelona w moich wspomnieniach to przede wszystkim Sagrada Familia, Park Guell, pokaz fontann, oraz zagubienie pośród bocznych uliczek Las Ramblas. Niestety mnie i moją towarzyszkę podróży poniosły sklepowe witryny i dopiero po ładnych kilkunastu metrach, zorientowałyśmy się ze nie wiem gdzie jesteśmy ;)