Arktyczna tundra, czyli spójrz pod nogi!

Słyszysz słowo tundra i co sobie wyobrażasz? Pustynia to proste. Step w sumie też. Dżungla – też pewnie masz jakieś wyobrażenia, a jak jest z tundrą? Co tam żyje? Czy w ogóle cokolwiek tam rośnie? My już swoje wyobrażenie skonfrontowaliśmy z rzeczywistością i jesteśmy mocno zaskoczeni.

Na pierwszy rzut oka jest nudno i średnio zachęcająco. Monotonny, zgniło-brązowy krajobraz, nieodłączny wiatr i sterczące kamienie. Jak dziś, pamiętam pierwsze 15 minut marszu przez tundrę i ta nieustępująca myśl, która dudniła w głowie – czy tutaj się coś ciekawego może stać przez ten tydzień? Chwilę później wdepnąłem w pierwsze kupy renifera, które wyglądają jak borówki i zacząłem się zastanawiać, czy aż tak bardzo zbluźniłem wątpiąc w atrakcyjność tundry?

Bobki reniferów. Prawie jak borówki ;-)
Bobki reniferów. Prawie jak borówki ;-)

Faktem jest, że pierwszy dzień trekingu nie był trudny, ani długi. Bardziej rozgrzewka, szczególnie dla pleców, na których mieliśmy po 18-20 kg. Wszystko, co było nam potrzebne do przeżycia tygodnia bez cywilizacji.

Zaskoczenie przyszło nocą, podczas warty przy obozowisku. Wtedy po raz pierwszy mieliśmy Arktykę tylko dla siebie. Słońce nie zachodziło poniżej horyzontu, więc trwała przez pół nocy złota godzina fotografów. Wszystko się złociło i mieniło odcieniami czerwieni. Do tego ta przenikliwa cisza. Gdyby nie lekkie dreszcze spowodowane zimnem, to nie ruszałbym się w ogóle, nie chodziłbym wokół obozu, aby krokami nie mącić ciszy, której nigdy nie słyszałem. Nie było owadów, cykad. Ptaków akurat też nie było. Wiatr ustał. Słychać było tylko ciszę, o ile uwierzysz mi na słowo, że ona może brzmieć. Nie słychać nawet bicia serca, ani oddechu, bo nosisz na sobie te kilka warstw odzieży. Ooo, czasem tę ciszę mącił szelest nogawek ocierających się o siebie. Tyle.

Środek nocy. Warta. Cisza, Ty i tundra.
Środek nocy. Warta. Cisza, Ty i tundra.

Kładąc się spać po naszej warcie zacząłem się zastanawiać, skąd bierze się ta cisza? Dlaczego nigdy wcześniej jej nie słyszałem. Wniosek, który mi się nasunął, to brak drzew. No tak, nie ma drzew, więc nie ma liści, które szeleszczą, nie ma też wiatru, który może się w te drzewa uwikłać. Nie ma cienia dla zwierząt, nie ma schronienia dla ptaków, ani innego robactwa. Nie ma drzew! No i wszystko stało się jasne… ale tylko do czasu.

Któregoś dnia Liliana, nasza przewodniczka arktyczna, powiedziała zdanie, które zburzyło całą moją teorię. – O! Jesień idzie. Drzewa zmieniają kolor liści, zaraz będą je zrzucać – powiedziała dość spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Początkowo przemknęło mi to zdanie niezauważone, aż w końcu klasyczny pytajnik z kreskówki zawisł nad moją głową. Przepraszam, co zmienia kolory liści? Drzewa? Niedługo później dotarło do mnie, że wczoraj i dziś zdeptałem co najmniej kilkadziesiąt drzew… Zobaczcie sami:

Żeby było jeszcze śmieszniej, to chwile później zdałem sobie sprawę z tego, że tutejsze drzewa są dwa, trzy a nawet cztery razy mniejsze od kwiatów, które są raczej normalnej wielkości. No właśnie! O zgrozo! Kwiaty w Arktyce? Mieści Ci się to w ogóle w głowie? Przecież tu powinien być sam lód, śnieg! Stereotypy!  Tutaj faktycznie rosną kwiaty i to jak stwierdziła Alicja, ponoć bardzo ładne. A ona na kwiatach się zna :)

Tak, przemycam Wam w tym wpisie trochę lekcji przyrody, ale poważnie miałem wrażenie, że odkrywam, co najmniej nieznaną planetę! Lekcja przyrody w terenie smakuje o wiele lepiej, niż ta w szkolnej ławce. Życzyłbym wszystkim, aby w takich terenowych zajęciach mogli uczestniczyć, bo to dużo lepiej smakuje. Nie ma nudnych tabelek, wykresów czy rycin z podręcznika. Wszystkiego można dotknąć i powąchać… hmm… ale może nie do końca trzeba?! ;-)

Ciekawskie renifery podchodzą do obozowiska.
Ciekawskie renifery podchodzą do obozowiska.

Do tego wszystkiego dochodzą zwierzęta, a właściwie to ich kupy, które są wszędzie. Są widoczne, bo świetnie się w tym suchym arktycznym klimacie konserwują – nie ma robali, które je roznoszą, nie ma mrówek. Idąc przez tundrę, kupy widzi się wszędzie i pewnie pomyślisz sobie, że mało to wszystko fascynujące? Pojechali na Arktykę, żeby pisać nam o kupach. Heh… to żaden fetysz. Bo kupami tundra Spitsbergenu jest zasiana dokumentnie, a gdzie ich najwięcej, tam najbardziej zielono, rośliny najbujniejsze, kwiaty najdorodniejsze. I tak to sobie w kółko działa. No bo przecież ten renifer jeść coś musi? A rośliny jak mają rosnąć? Koło się zamyka. Obejrzyj:

Przez pierwsze 2-3 dni trekingu nie mogliśmy wyjść z podziwu, jak łatwo te arktyczne puzzle się układa. Jak bardzo wszystko do siebie pasuje i od siebie zależy zarazem. Szybko zrozumieliśmy, że nie musimy pokonywać kolejnych rzek, wdrapywać się na wysokie szczyty, żeby było ciekawie. Wystarczy zatrzymać się i spojrzeć pod nogi – to tam jest najwięcej odpowiedzi na pytania, które rodzą się w głowie. Zdecydowanie najwięcej z nich rodziło się nocą. Wtedy nasz umysł stawał się niewolnikiem arktycznej ciszy… bo w pełnym skupieniu świat można było dalej rejestrować wszystkimi zmysłami – arktyczne lato = jasno 24h/7. Problem tylko w tym, że trzeba było się zmuszać, aby iść spać, żeby nabrać sił na kolejne dni. Ale kładąc się spać, miałem wrażenie, że tracę cenne godziny. Czułem się jak to małe dziecko, które jest zmęczone, ale spać iść nie chce, bo przecież za chwilę może się wydarzyć coś ciekawego… i tak faktycznie było, ale o tym już w następnym odcinku tej arktycznej telenoweli… ;-)

PS: Tutaj już cała playlista z 21 filmami z Arktyki, które można obejrzeć porcjami lub ciurkiem…

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Arktyczne lodowce

Media ciągle trąbią o globalnym ociepleniu klimatu, topniejących lodowcach, ograniczeniu CO2 i innych takich. I generalnie pewnie większości …

9 komentarzy

  1. Wierzba polarna rządzi! I te jej grube konary :) Szczerze mówiąc w życiu czegoś takiego sobie nie wyobrażałam :D

  2. Tak myślałam, że „to” znajdziecie pod nogami. Ale nie będę psuć zabawy pozostałym ;)
    Cudowne są te wpisy.

  3. Świetna relacja! Jak zawsze, super się czyta i fajnie ogląda. Robicie mi tylko ochotę, żeby tam wrócić jakoś w bliższej lub dalszej przyszłości. Ja pamiętam stamtąd własnie tą genialną ciszę, która dla człowieka współczesnego jest czymś chyba nie do ogarnięcia (widziałem tam ludzi ze słuchawkami na uszach!!). Czy Wy też tak macie, że będziecie chcieli tam wrócić? Ponoć tym miejscem się zaraża! Ja ciągle to rozważam, ale ostatnio wyczaiłem jak dolecieć na Grenlandię i chyba jednak tam skieruję się tym razem. Pozdrawiam! I do zobaczenia na Wachlarzu!

    • Miło Cię było spotkać w Warszawie :)
      Zaś co do Svalbardu, to faktycznie wciąga i uzależnia. Jednak następnym razem będziemy chcieli na przełomie marzec/kwiecień, co by było biało :)
      Kiedy tę Grenlandię planujesz? Coś więcej niż samo Nuuk?

      • Ciebie też miło było spotkać i tak jak wspominałem – zapraszam do nas w Krakowie, na wino lub kawę!

        Co do Grenlandii, chyba druga połowa 2015 wchodzi jedynie w grę. Chciałbym się wybrać na jakąś ekspedycję, więc na razie myślę i myślę. A chciałbym więcej niż tylko Nuuk.

  4. Na Svalbardzie ta tundra była już zmarznięta/zamarznięta? Tak, że można było bezpiecznie i spokojnie po niej chodzić :) ? Pod Jamalem w sierpniu było dosyć niebezpiecznie gdyż po spodem blisko woda i jak przerwie się warstwę mchu to chlup i od razu zatyka się. Ponoć każdego roku kilku myśliwych tonie tam w Tundrze w taki sposób.

    • Nie była. Miejscami było własnie tak jak mówisz. Gdy tylko szło się szybko lub utrafiało się na kępy to było okey. Były jednak miejsca, gdzie zapadaliśmy się bardziej, ale znów nie oswobodzić się o własnych siłach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *