Wydawałoby się, że tygodniowy trekking nie wymaga zabierania jakiegoś specjalnego sprzętu. Jednak jeśli to trekking na Spitsbergenie, to trzeba wcześniej pomyśleć o kilku ważnych sprawach i odpowiednio się przygotować, nawet jeśli wybieramy się tam latem. O czym w takim razie trzeba pomyśleć przed wyjściem na trekking?
1. Bez broni nie wychodź!
Przygotowania do wyjścia w teren rozpoczęły się właściwie już pierwszego dnia pobytu w Longyearbyen. Wtedy to Michał załatwiał wszelkie formalności związane z wypożyczeniem broni, która jest niezbędna jeśli chcemy się poruszać poza granicami miasta. A chcieliśmy, więc broń to punkt obowiązkowy. Na strzelnicy mogliśmy poobserwować jak nasi przewodnicy potrafią strzelać. Kto celniej, Liliana czy Michał, trudno było ocenić. Każdy mógł też zobaczyć i przećwiczyć ładowanie broni i wystrzelić. To tylko w razie naprawdę wielkiego „W”.
Broń jest niezbędna ze względu na możliwość bliskiego spotkania z niedźwiedziem polarnym. Oczywiście najpierw trzeba starać się go odstraszyć, a celowanie do misia to już naprawdę ostateczność.
Oprócz dwóch strzelb mieliśmy na stanie też pistolet sygnałowy wyposażony w flarę sygnałową koloru czerwonego i naboje hukowe.
2. Coś na ząb.
Druga kluczowa sprawa to prowiant . Musieliśmy się zaopatrzyć w wystarczającą ilość jedzenia na tydzień, bo po drodze nie ma gdzie uzupełnić zapasów. Zainwestowaliśmy w liofilizaty, żeby uniknąć noszenia zbyt ciężkich plecaków. Powszechna opinia, która krąży o tego typu jedzeniu nie jest zbyt pochlebna. No cóż, liofy nie zawsze trafiają w gusta kulinarne wyprawowiczów, ale znajomy polecił nam firmę LYOFOOD, która robi całkiem dobre obiadki liofilizowane. W dodatku są robione w Polsce, więc z czystym sumieniem możemy je polecić.
O samych liofach pewnie napiszemy jeszcze osobno, bo to w sumie ciekawy temat i sporo osób pytało o to, co jedliśmy, więc tutaj tylko zarys tematu.
Oprócz dwóch obiadków dziennie, każdy miał jeszcze batony energetyczne i żele. O ile batony jeszcze jakoś dało się wsuwać ze smakiem, to żele naprawdę wszystkim wychodziły już bokiem. Prawdziwym wybawieniem był pomysł, żeby żel energetyczny dodać do ciepłej herbaty. Całość tworzyła całkiem niezłą w smaku mieszankę, którą pieszczotliwie nazywaliśmy „żelbatą”.
Nie powiem, przydały się też mega twarde suchary wojskowe, których nie pokruszy chyba nic. Miło było też przegryźć od czasu do czasu orzechy i suszone morele.
3. Woda.
Strumienie zaznaczone na mapie obiecywały stały dostęp do wody. Można by pomyśleć, że woda, prosto z topniejącego lodowca jest pozbawiona groźnych świństw. Niestety podobno dzięki liskom polarnym czy reniferom, które jednak załatwiają się gdzie bądź, jest szansa, że taki strumyk może być zakażony groźnymi bakteriami.
Na tę okoliczność mieliśmy ze sobą tabletki do uzdatniania wody, ale przed wyjściem z Longyearbyen zaopatrzyliśmy się w spory zapas gazu. Wodę do picia gotowaliśmy kilka minut, żeby mieć pewność, że wszystkie złośliwe żyjątka w niej wyginęły.
4. Nie tylko dla zmarźlaków.
Latem na Sptisbergenie zastaniemy dzień polarny. Wobec tego temperatura w dzień i w nocy nie różni jakoś drastycznie. W czasie naszego pobytu w drugiej połowie sierpnia oscylowała między 2 a 12 stopni C. W pobliżu lodowca był jednak lekki przymrozek. Trzeba więc pamiętać o odpowiednim ubraniu, ale przede wszystkim o ciepłym śpiworze. Nie ma nic gorszego niż nieprzespana z zimna noc. Sprawdziliśmy to już kilka razy wcześniej, m.in. w górach w południowym Kazachstanie i nigdy więcej nie popełnimy tego błędu.
Tu sprawdziły się nasz puchowe śpiwory, które świetnie trzymają temperaturę nawet do -25 i wychodząc rano z namiotu jesteśmy wypoczęci i gotowi do dalszego marszu.
5. Przejść suchą stopą.
Latem arktyczna tundra kryje w sobie wiele mokrych niespodzianek. Mokrych i kleistych. Przez nieuwagę można zapaść się po pas w wodzie lub zostawić buty w tundrze. Warto więc pomyśleć o dobrych butach, takich, które nie przepuszczają wilgoci do środka i mocno trzymają nogę. W naszym przypadku po raz kolejny utwierdziliśmy się w przekonaniu, że te nasze buty ECCO z kolorowymi podeszwami, które często padają ofiarą żartów, są naprawdę niezawodne. Nie przemokły przez siedem dni naprawdę paskudnie mokrego trekkingu. Martwiło nas jedynie to, że są jednak trochę niskie, ale wystarczyło założyć stuptuty, żeby woda nie nalała się do buta.
6. Mapy
Opcje są dwie płatne lub darmowe. Michał będąc odpowiedzialnym organizatorem wyjazdu kupił mapy papierowe, które pokrywały teren, po którym poruszaliśmy się na Spitsbergenie, ale gdy usłyszałem cenę, to aż mnie cofnęło. Takie mapy najprościej kupić w Muzeum koło kampusu uniwersyteckiego w Longyerbyen. Ja jednak proponowałbym przyjrzenie się stronie www.toposvalbard.npolar.no, skąd zupełnie za darmo, można wydrukować sobie mniej lub bardziej powiększone fragmenty Svalbardu, które nas interesują. Nie mieliśmy map elektronicznych, ale GPS używaliśmy tylko do określenia położenia i znalezienia się na mapie tradycyjnej.
7. W razie czego.
Na wyposażeniu mieliśmy też dwa ważne urządzenia, które zapewniały nam kontakt ze światem, gdyby spotkało nas jakieś nieszczęście. Mieliśmy wypożyczony telefon satelitarny oraz EPIRB (Emergency Position-Indicating Radio Beacon), czyli nadajnik radiowy, którym można nadać informację o miejscu w którym się znajdujemy.
Wszyscy mieliśmy też ubezpieczenie, które uwzględniało akcję ratunkową z udziałem helikoptera na terenie Spitsbergenu.
To są podstawowe sprawy, o których należy pamiętać przygotowując się do trekkingu w Arktyce. Nie piszę o oczywistej sprawie jak apteczka, bo raczej każdy o tym wie i ma tak naprawdę swój sprawdzony zestaw. Oprócz broni i butli z gazem wszystko trzeba załatwić oczywiście przed wyjazdem. Na miejscu, w Longyearbyen można uzupełnić zapasy jedzenia, ale trzeba pamiętać, że ceny są tu o wiele wyższe niż w Polsce. Ciuchy też można tu kupić i to naprawdę bardzo dobre, ale cena lekko odstrasza. Gdybyście mieli jeszcze jakieś pytania dotyczące trekingu w tundrze, to piszcie prosze w komentarzach.
PS: A tutaj cała playlista z 21 filmami z Arktyki, które można obejrzeć porcjami lub ciurkiem. ;-)
Ja byłem w sierpniu w Longyearbyen Camping przez tydzień :) Bilety z Oslo w dwie strony za 600 PLN. Do Oslo z PL też tanio można dolecieć, nawet za 70 PLN w dwie strony :D A na miejscu 60 PLN za noc w namiocie na kampingu przy samym lotnisku :) No i 24h/dobę słońce :D
Ooo! to super cena biletów :)
A kąpałeś się też nago w morzu?
Teraz wcale nie są droższe :) ok 1300 NOK (650 PLN) Tu masz link http://www.norwegian.no/fly/lavpris/?D_City=OSL&A_City=LYR&D_Day=07&D_Month=201410&D_SelectedDay=07&R_Day=07&R_Month=201410&R_SelectedDay=07&CurrencyCode=NOK&rnd=11395&processid=11395
Niestety wiosną, gdy kupowaliśmy nasze takich cen nie było. Z tym Norwegianem to też jest tak trochę, że raz lata na Szpica, a raz nie. Gdy akurat nie lata to konkurencyjny przewoźnik (SAS) podnosi ceny, więc trzeba się faktycznie dobrze wstrzelić.
Ale za to dają cennik na całe miesiące, a nie szachują cenami jak inni
Niestety (albo stety) potrafią zmienić ceny z tygodnia na tydzień. Ale na szczęście nie tak nieprzewidywalnie jak np. Ryanair. Najniższa cena OSL-LYR-OSL, jaką udąło mi się upolować to 278zł return
Problemem wody w polodowcowych okolicznościach przyrody są nie tylko drobnoustroje (gotowanie i tabletki je faktycznie załatwią), ale jej poglacjalny charakter. Picie wody z mikroskopijnymi zawiesinami mineralnymi (tarcie lodowca po skałach, miażdżenie kamieni) po dłuższym czasie może załatwić kanaliki nerkowe. I to powaznie. Sprawę załatwia turystyczna pompka odwróconej osmozy – w sprzedaży jest ich do wyboru do koloru. Cieszę się, że gaz, który wzięliście od nas w Barentsburgu, przydał się :-) Howgh!
No jasne, że się przydał, choć całe dwie butle nam potem zostały. Warunki pogodowe były wymarzone i było relatywnie ciepło więc i zużycie gazu mniejsze niż przewidywaliśmy.
Z tymi zawiesinami może być problem faktycznie, ale tydzień treku to jeszcze nie taka tragedia.
Bardzo ciekawy wpis, świetna wyprawa :)
Dzieki za cenne wskazowki pomocne przy planowaniu wyprawy :) mam pytanie odnoscie beaconu oraz tel satelitarnego: wypozyczaliscie czy kupiliscie ten sprzet? No i kluczowe: gdzie go pozyskac tak, by cena nie zabila? Pozdrawiam
a często można spotkać misia? :)
Cześć
Czy na treku byliście sami, czy z przewodnikiem/ bo widać kilka namiotów na zdjęciu/
Pozdrawiam, fajnie się Was czyta
Cześć, lecimy w sierpniu na Spitsbergen i chcemy zrobić podobny trekking jak Wy i w związku z tym mamy kilka pytań.
Czy wychodziliście poza strefę 10 (http://www.sysselmannen.no/Documents/Sysselmannen_dok/Kart/Svalbard_forvalt_10.pdf)? Z tej mapki wynika że jest ona bardzo duża, a w internecie dużo informacji jest że wymagana jest zgoda od gubernatora na wyjście już kilka kilometrów poza Longyearbyen. Czy Wy potrzebowaliście takowej zgody przy dojściu do Barentsburga?
Telefon satelitarny i radioboję braliście z Polski czy na miejscu? Polecacie jakieś ubezpieczenie?
Pozdrawienia z Polski do Nowej Zelandii
Z góry wielkie dzięki za odpowiedź :)
Hej!
Tak, mieliśmy takie zezwolenie.
Telefon i lokalizator braliśmy z Polski. Strzelby i flary wypożyczone w Longyer.
W jakiej wypożyczalni wypozyczaliście broń? Znalazłam jedną, więc zakłada, że to ta ;-)
Też wybieramy się w sierpniu 7-11 i chętnie czytam wszystkie sprawozdania odważnych pasjonatów.
Witam wybiera sie ktoś w 2017 na Svalbard,chetnie przyłączylibyśmy sie do jakieś grupy.Razem z kolegą chcemy to miejsce zobaczyć kamieniarstwosowa@wp.pl
Ja jade 7 sierpnia. Gdzie mozna kupić ubezpieczenie uwzględniające akce ratunkowa?? Bo wszystkie popularne jak „bezpieczny powrót” lub alpenverein nie obejmują terenu Arktyki.
Niestety w tym wypadku wchodzą w grę tylko dość drogie ubezpieczenia PZU.
Hej :)
Ja podbijam pytanie Katarzyny. Czy był z Wami przewodnik (jeśli tak, to czy możesz podać nazwę agencji), czy jechaliście paczką znajomych ?
Chyba już sobie sama odpowiedziałam na to pytanie :P Przez przypadek wpadły mi w ręce nagrania ze Svalbardu Krzysztofa Gonciarza i okazało się, że byliście wtedy na tej samej wyprawie ;P i z tego co zrozumiałam chodziliście w towarzystwie przewodników/ ludzi, którzy zawodowo związani są z tymi rejonami świata. Czy możliwy jest trekking bez obecności takiej osoby?
Cześć,
wyjazd na Svalbard był organizowany przez naukowców z PANu, którzy działają w Fundacji Litoral. Naszymi przewodnikami byli naukowcy, którzy prowadzili na tych terenach badania i dzięki temu mogli nam przekazać sporo wiedzy, do której trudno byłoby nam dotrzeć w inny sposób.
Nie jestem pewna czy organizują jeszcze takie wyjazdy.
Jeśli chcesz wyjść poza miasteczko na kilkudniowy trekking nie musisz mieć przewodnika, ale musisz mieć broń oraz pozwolenie na broń. Najczęściej łatwiej wynająć kogoś kto jest tam na miejscu i ma już takie pozwolenie i broń, siłą rzeczy taka osoba staje się automatycznie Twoim przewodnikiem.
Jeśli zostajesz tylko w granicach Longyearbyen, możesz też wykupić wycieczkę do dawnej bazy radzieckiej Piramiden lub Barentsburga. Wtedy nie trzeba przewodnika.
Jadę na spica w VII w ramach kolejnej (18) wyprawy rowerowej i będę tam oczywiście z rowerem. Myślę, że jesteście expertami, oglądałem filmiki i podziwiam. Mam pytania:
1 czy na broń wystarczy zaśw. o niekaralności (tak słyszałem), gdzie porzyczyć spluwę (Paulsen?) i ile to
kosztuje?
2 czy obowiązuje specjalny pojemnik antymisiowy (jak Alaska gdzie byłem), jak go ewent zdobyć?
3 Czy są darmowe mapki, gdzie?
4 Jak widzicie poruszanie się rowerkiem (nawet prowadzenie) poza stolicą?
Hej,
Po kolei:
1. Nie znam obecnych cen. Wystarczy takie zaświadczenie.
2. Nie jest potrzebny.
3. Tylko te, które linkowałem w tekście. Papierowych darmowych nie ma.
4. W ogóle tego nie widzę i z tego co wiem jest to zabronione. Poza tym, nasze przejście to m.in. wędrówka po nasiąkniętej wodą tundrze – nie ma opcji, żeby przepchać rower, bo go zassa. Poza tym zniszczysz krajobraz. Często też podejścia były po gołych skałach bez ścieżek, więc znów rower odpada.