Jak podoba Ci się polska, szara rzeczywistość? Czy już złapałaś doła? I jak podoba Ci się Polska w dobie kryzysu? Nie mogę opędzić się od takich pytań znajomych. Nie umiem na nie jednak odpowiedzieć, bo ja Polskę odbieram już inaczej…
Widzę, że przez te kilka lat w sumie nie tak dużo się tu zmieniło (choć Andrzej twierdzi inaczej), ale zaszła pewna diametralna różnica – zmieniłam się ja i mój sposób patrzenia na świat. To co wkurzało mnie kiedyś, dziś wywołuje uśmiech, bo z każdej sytuacji jest wyjście. Jeśli nie drzwiami, to oknem.
Przyjazd do kraju nie jest dla mnie smutnym wydarzeniem. Byliśmy tam a jesteśmy tu i nie ma czego żałować. Zabawa w ciuciubabkę z losem trwa! Poza tym mamy tu w Polsce do wykonania kilka konkretnych zadań, więc raczej nie zastanawiam się nad szarością polskiej rzeczywistości. Przyglądam się jej z zainteresowaniem.
Odkrywam teraz na nowo nasz kraj, który w pewnym sensie jest dla mnie egzotyczny. Tak, egzotyczny! Przez te 3,5 roku umknęło mi wiele spraw i w dużej mierze przez to właśnie często nie rozumiem o czym ludzie wokół mnie i do mnie mówią.
Z radia dochodzą jakieś smoleńskie absurdy i bezustanne info, że biomet nie jest korzystny. W gazecie czytam, że kibole odziani w pielgrzymkowe ubranka skandują pod Jasną Górą. Z telewizji wylewają się intrygi polityczne, których nie powstydziłby się najbardziej skorumpowany Indonezyjczyk. Egzotyka, pełna egzotyka! Patrzę na kawałek świata, który już znam, ale go nie rozumiem – to tak jak tysiące kilometrów stąd.
Mimo wszystkich absurdów, o których słyszę, doceniam jeszcze fakt, że jestem w wolnym kraju. Gdy chcę kogoś odwiedzić nie muszę umawiać się na rogu ulic X i Y z drżącym sercem, że mnie ktoś zobaczy z obcokrajowcem i oskarży o szpiegostwo. Nie muszę omijać cenzury i łączyć się z netem przez USA lub Japonię, żeby pokazać komuś filmik na Youtube. Koleżanka, która wyznaje wiarę X nie musi mi tłumaczyć, że powinniśmy iść gdzieś dłuższą o kilka kilometrów drogą, bo nie możemy przejść przez dzielnicę, w której mieszkają wyznawcy religii Y.
Nie jest w tej Polsce aż tak źle i cieszę się, że tu przyjechaliśmy.
Właściwie podróż ta trwa dalej, bo jest wędrówką nie tylko po dalekich krajach. Okazała się wędrówką przede wszystkim w głąb samej siebie. Nasunęły mi się nawet pewne wnioski, co uważam za osobisty sukces. Znajomi – mają domy, mają dzieci, mają dobrą pracę, mają projekty na zrobienie kariery, mają… Mają i posiadają, bo tego potrzebują. I super! A ja mam gigabajty zdjęć w komputerze i niezliczone jednostki wspomnień w głowie. To mam ja i ja to posiadam, bo tego potrzebuję.
Nie, nie żyję wspomnieniami, ale się z nich składam. Dźwięk i rytm pamirskich bębenków zostanie już na zawsze w moich nogach, tysiące „heloł” krzyczane przez dzieci mieszka dożywotnio w uszach, kubki smakowe po brzegi wypełnione aromatami Malezji, Japonii, Tajlandii, a w żyłach płynie gościnność i życzliwość tych co zapraszali na herbatę…
Kiedy myślę o tym wszystkim, widzę jak wielki dług wdzięczności zaciągnęliśmy w tej podróży. I wiecie co, już nie mogę się doczekać, kiedy będę go spłacać tym wszystkim, którzy nam pomogli i tym, których nie znamy, ale możemy im pomóc. Już czekam na wiadomość od jakiegoś umęczonego i śmierdzącego rowerzysty, że jest w okolicy i szuka dachu nad głową i prysznica.
W dodatku z chęcią pokażę tym ludziom naszą szarą polską rzeczywistość, bo dla wielu z nich byłaby ona naprawdę kolorowa.
Oczy mi się zaszkliły konkretnie :). Polska może cieszyć. „Wszędzie” może cieszyć.
Tak, każde miejsce na ziemi może cieszyć, bo chyba najważniesze to znaleźć i realizować własne priorytety nie oglądając się na innych i być w zgodzie z samym sobą.
Z całym szacunkiem ale bzdury i wyświechtane frazesy wypisujesz. Jest wiele miejsc które cieszyć nie mogą, nie zrealizujesz w nich własnych celów a już na pewno nie pozostaniesz w zgodzie z samym sobą. Mam tu na myśli przede wszystkim kraje z władzą totalitarną a w dalszej kolejności pozostałe kraje w których istnieje jakikolwiek ustrój polityczny, czyli władza która przy pomocy armii, policji, i wszelakiej maści „służb” wymusza na tobie abyś żył w zgodzie z systemem a nie samym sobą. Nasz kraj nazywamy dumnie wolnym i demokratycznym, ale rzeczywistość skrzeczy. Ani tu wolności ani demokracji, a to, że gdzieś jest gorzej, to marna pociecha.
Co do „smoleńskich absurdów”. to się zgadzam. Na oczach świata przeprowadzić zamach na przywódców państwa będącego członkiem NATO i Wspólnoty Europejskiej, na oczach świata tuszować sprawę, zatrzymywać dowody, nie dopuszczać poszkodowanych do śledztwa a to wszystko jak się wydaje przy aprobacie władz polskich – to rzeczywiście absurd.
Spokojnie, pisałam to odnośnie własnej osoby, a nie całej ludzkości tego świata :)
jestem spokojny :)
Rzeczywiście nie wziąłem pod uwagę, że piszesz tylko o sobie. W końcu są ludzie którzy czują się świetnie nawet w więzieniu. Ja uogólniłem bo chyba nie o to chodzi, żeby dostosować swoje potrzeby do możliwości, tylko mieć możliwość realizacji swoich potrzeb. Sama dałaś temu przykład wyjeżdżając z tego kraju na wiele lat.
No zgadzam się z tą możliwością realizacji swoich potrzeb. Mam znajomego Irańczyka, który o wizę do Kanady stara się już piąty rok…
Dlatego w tekscie podkreśliłam, że cieszę się, że żyjemy w wolnym kraju. A jeśli nie podoba nam się tu, to możemy w każdej chwili spakować manatki i wyjechać dokądkolwiek.
Witam
Delikatnie traktujesz znajomych malkontentów hehe. Masz zupełną rację – to nie jest złe miejsce tylko trzeba sobie w nim założyć linię działania i ją prowadzić. Inna rzecz że na miejscu ludzie tego nie potrafia…
Nie, nie. Nikogo nie chciałam krytykować, ani piętnować. Jeśli ktoś narzeka, to jego sprawa, ja po prostu nie muszę tego słuchać i nie słucham. Mam jednak to szczęście, że moi znajomi w większości mają akurat świetne pomysły na to, co w Polsce można robić i je realizują z powodzeniem.
Mnie 17 lat nie było i szamotałam się tu przez jakiś rok. Ale już jest ok! :) Da się żyć i to lubić :)
17 lat to kawał czasu, więc wyobrażam sobie, że Twój przyjazd do Polski mógł być dość traumatycznym przeżyciem :) Wiele też zależy od tego z jakiego kraju się wraca. Myślę, że gdybym przyjechała do Polski na przykład prosto z Australii, to możliwe, że ciężko byłoby mi się tu pozbierać i wiele rzeczy by mnie drażniło. Jednak po dłuższym pobycie w Azji sprawy wyglądają zupełnie inaczej.
Ale podoba mi się Twoje nastawienie i będę się starała myślec tak samo.
podobno potrzeba kilku do kilkunastu miesięcy – u mnie to było 8 zanim zaczęłam widzieć się tutaj. No i od sensu bycia tutaj, jak go nie ma, to trudniej się przyzwyczaić (pogodzić)…
A czy mogę zapytać, co po powrocie drażniło Cię najbardziej? Pewnie to pytanie słyszałaś tysiące razy…
Wracam do kraju średnio co 3 miesiące, i zawsze jest inaczej. I zawsze po jakimś czasie zaczynam sie nerwowo wiercić i gna mnie … tam, do „chinowa”. Cholerka – do drugiego domu w którym zawsze będę ta obca. Dziwnie ….. Ciekawe kiedy was zacznie nosić ? ;)
Magda, to kiedy będzie książka? :P
Nas nosi niezależnie od tego w jakim jesteśmy kraju, jeżeli siedizmy w jednym miejscu dłużej niż tydzień. A że Polskę poznajemy trochę na nowo to na nudę narzekać nie możemy. Z resztą robimy sobie tutaj małe wypady i „wyprawy do wodospadu w górach w Beskidach” :) Źle nie jest.
A może nad morze? tu kaszubskie kubki też są, górka jaka by się znalazła no i miło by było znowu Was gościć :)
Popieram przedmówczynię :) a jak już będziecie nad morzem, to zapraszamy do nas – pokażemy Wam też Kaszuby :)
Kasia, dziękujemy. Bardzo chętnie się tam wybierzemy, a ja szczególnie, bo nigdy tam nie byłem. Wstyd się przyznać, ale Polska jakoś tak zawsze zostawała na „później”. Jak będziemy jechać, to Was uprzedzimy :)
mieć a nie być to jeden z większych problemów współczesnego świata
Mają dzieci…i to nazywasz posiadaniem? Zawsze myślałam, że dziecko się „ma” po to, żeby je kochać i mu pokazywać świat, a Ty stawiasz to w jednym szeregu z domem i projektem w pracy. Jestem świadoma tego, że osoby bezdzietne nie są w stanie postawić się w sytuacji „po drugiej stronie” póki same nie będą mieć dzieci, ale nie lubię takich stwierdzeń jak Twoje, bo są krzywdzące dla osób, które zdecydowały się na dziecko… Podróże chyba uczą tolerancji, prawda? :) (i tak, mam dziecko, i podróżuję z nim i zamierzam robić tak dalej, mam też pracę i nie lubię jak ktoś mnie zalicza do grupy „posiadaczy” tylko z tego powodu)
Droga Magdo, czytam ten akapit we własnym tekscie i próbuję spojrzeć na niego z dystansu, z bliska, z boku, z tyłu i z przodu. Pytam o opinię najlepszą kumpelkę, która ma dwójkę dzieci, bo się zastanawiam, gdzie zrobiłam błąd. Powiem Ci, że po tej analizie stwierdzam, że nigdzie nie napisałam, że zaliczam kogoś do jakiejś grupy.
Nawet nie wspomniałam, czy to źle czy to dobrze, że ktoś ma dzieci, dom itd. Po prostu napisałam, że moi znajomi to wszystko mają, a ja mam coś innego. Nie wartościuję, ani nikogo nie oceniam. Gdybym chciała to zrobić to napisałabym: Maryśka jest głupia, bo ma dzieci i dom, a nigdzie nie wyjeżdża.
Czytanie między wierszami to cenna umiejętność, ale akurat tutaj miedzy wierszami są tylko puste przestrzenie.
Zawsze mi się wydawawało, że „mieć” to synonim „posiadać”.
Ja wcale nie twierdzę, że miałaś chęć podzielić ludzi na „lepszych” i „gorszych” – ale ubodło mnie jednak to sformułowanie – synonim słownikowy może i tak, ale wydźwięk emocjonalny jest dla mnie zupełnie inny – może jestem skrzywiona, bo mam dziecko ;).
Ostatnio często spotykam się z twierdzeniami (osób bezdzietnych), że dziecko jest czynnikiem ograniczającym rozwój osobisty i możliwości – może z tej przyczyny odebrałam ten fragment jako wypowiedź w podobnym stylu, zwłaszcza że chwilę wcześniej było o „osobistym sukcesie”, tak jakby inni stanowili przeciwwagę.
A o tym, że nie traktuję tego śmiertelnie poważnie, świadczy użycie przeze mnie uśmieszka, co i teraz czynię. ;)
A może po prostu naprawdę take it easy oraz don’t worry be happy i olej tych co tak się wymądzrają na temat rozwoju osobistego a posłuchaj np tego co mówi Maciek Klimowicz – świeżo upieczony tatuś albo Rodzina bez granic – turystyczni wyjadacze podróżujący z dziećmi.
Po co sobie szarpać nerwy, nawet jeśli dodaje się uśmieszek.
Ja nie mam dzieci i nie podróżuję, więc chyba do żadnej z grup się klarownie nie zaliczam ;) ale tekst o „mieniu i posiadaniu” odebrałam zupełnie neutralnie. Nie zauważyłam tu żadnego wartościowania, tylko zwrócenie uwagi na różnice. Lubię czytać o tym, że niejeden mamy scenariusz na życie :) Już prędzej dostrzegalne są dla mnie ataki rodziców i podkreślanie „bezdzietności” oraz związanych z tym ograniczeń postrzegania. Jesteśmy ludźmi, każdy z nas żyje na swój sposób i szanujmy się nawzajem. Pozdrawiam :)
Mam krótkie pytania do Magdy: gdzie kupujesz „towar” i jak na twoje „poglądy” zapatrują się lekarze ? Aha , zostań przy jednym dziecku. W twoim przypadku o jedno za dużo …
Take it easy ;)
Troll attempt failed :>
Take it easy too ;)
O rany. No, co jak co, ale na tym blogu zagubionych trolli bym się nie spodziewał … Ale to dobrze, świadczy o frekwencji :P
Hej, Łukasz, a o co w ogóle chodzi z tymi trollami, no jak się domyśalsz jestem do tyłu z tego typu zajwiskami ;) Wytłumaczysz jak krowie na rowie?
Alicja, to proste jak drut! Weź grupę kilku/kilkudziesięciu/kilkuset ludzi, sfrustrowanych życiem, które nie daje im żadnej satysfakcji, ale którzy nie mają nikogo, kto pomógłby im coś w tym życiu zmienić. Postaw ich naprzeciwko kogoś, kto robi to co lubi i spełnia swoje marzenia. Może to być Jurek Owsiak i WOŚP, może być alpinista, podróżnik, pisarz, akrobata… ktokolwiek. Pozwól tej mieszaninie zaiskrzyć z powodu żalu i zazdrości. Dodaj do tego dużą dawkę internetowej anonimowości, a otrzymasz internetową mieszaninę trollującą. Zjawisko mniej popularne na Zachodzie, u nas jakby troszkę bardziej. Mam nadzieję, że klarowne? :P
Dzieki łukasz! Klarowne, jak najbardziej klarowne, skoro zrozumiał to taki lamer jak ja ;)
od siebie tylko dodam, że trolli nie należy karmić, czyli podsycać ich frustracji, która i tak rozlewa się strumieniami na całe dyskusje z pominieciem elementarnych zasad uprzejmości i dobrego wychowania oraz tonu, nie wnosząc zazwyczaj niczego merytorycznego do wątku :)
Alicja! Świetny wpis. I chociaż ja jeszcze dalej w drodze, z dala od PL, to zaczynam ją rozumiec inaczej. Nie wiem czy będzie dla mnie egzotyczna, ale będzie ciekawa, dużo ciekawsza niż dwa i pól roku temu przed moim wyjazdem.
Trzymajcie się!
Zgadzam się w 200%! Ale zaczęłam dostrzegać Polskę pozytywnie i z odpowiednim dystansem dopiero po 2 latach od wyjazdu. Teraz fajnie mi się wraca. Przyjeżdżam tu na wakacje raz na pół roku i nawet zima mi nie straszna! :-D
Kiedyś miałam założenie, że najpierw dokładnie poznam Polskę dopiero zacznę dalsze zagraniczne podróże. Jednak postępując w taki sposób dużo można stracić. Kiedy ma się porównanie jak wygląda rzeczywistość w innych rejonach świata, na polską „szarą” rzeczywistość patrzę łaskawszym okiem lub wręcz odwrotnie :) Jednak nawiązując do poruszonego tematu – jedno dla mnie jest pewne: karierę, pracę, majątek można stracić w jeden dzień, doświadczeń i wspomnień przywiezionych z podróży nikt nam nie odbierze. Popieram Twoje zdanie, że nie nimi „żyjemy” ale zawdzięczamy im to kim się staliśmy, zmianę charakteru i spojrzenia na życie.
To ciekawa uwaga n temat poznawania Polski, gdy zwiedziło się już inne dalekie kraje. Faktycznie taka zmiana perspektywy może istotnie wpłynąć na to jak będziemy teraz postrzegali Polskę jako turyści. Dzięki!!! to dało mi do myślenia :)
Zdarza mi się czasem czytać blog Maćka, a to za Waszą sprawą :P On pisze o kraju, który zupełnie inaczej pojmuje najdrobniejszy nawet problem. Tam nikt nie ma odwagi komuś zwrócić uwagi, pomimo że należałoby się, a wręcz niekiedy trzeba. U nas natomiast nawet złe użycie synonimu „mieć” (sic!) może wywołać burzę w szklance wody rzecz jasna.
Jest chyba też drugi aspekt, tym razem wspólny. I u nas i tam, społeczeństwo nie garnie się do tego, by położyć kres złemu stanowi gospodarki, wygrywają puste słowa i obietnice. Tylko na miłość boską jeżeli już jesteśmy bierni, to przynajmniej pojmujmy to z uśmiechem i nie skaczmy sobie do gardeł :)
Eee spoko Jacek, luz. Do gardeł sobie tu przecież nikt nie skacze. Wymieniamy się opiniami tylko. Poza tym każdy komentarz jest dla mnie cenny, bo dowiadują się do kogo piszę, albo raczej kto nas czyta :)
Drugi akapit nie tyczył się zupełnie tej sytuacji i bloga, a bardziej ogólnie, polskich realiów i spinania … tam gdzie nie trzeba. W Anglii każdy na ulicy jest przyjacielem, można się uśmiechnąć i nie dostać w zęby. Nam tego niestety troszkę brak..
„Z
radia dochodzą jakieś smoleńskie absurdy i bezustanne info, że biomet
nie jest korzystny. W gazecie czytam, że kibole odziani w pielgrzymkowe
ubranka skandują pod Jasną Górą. Z telewizji wylewają się intrygi
polityczne, których nie powstydziłby się najbardziej
skorumpowany Indonezyjczyk. Egzotyka, pełna egzotyka! Patrzę na kawałek
świata, który już znam, ale go nie rozumiem – to tak jak tysiące
kilometrów stąd”. – Tylko że Pani nie zauważa jednej rzeczy…
Zakładam, że będąc w podróży czy to w Indiach, Kambodży, Indonezji nie
czyta Pani codziennie lokalnych gazet, nie ogląda wiadomości, nie słucha w
radiu programów publicystycznych, więc tak naprawdę nie wie, czym żyje
dana społeczność, a tam też są afery mniejsze i większe, celebryci,
rząd, który podnosi podatki itd. itp. Podczas dalekich podróży
najczęściej mamy kontakt ze „zwykłymi” ludźmi takimi jak – kierowcy
busów, właściciele bungalowów, taksówkarze, kelnerzy itd.( i z drugiej
strony z innymi backpackersami z Zachodu) i nawet jeśli oni mówią po
angielsku, to nikt z nimi raczej nie rozmawia na tematy
społeczno-gospodarcze. Natomiast jeśli autorka poszłaby na jedno, drugie
spotkanie np. na uniwersytet, czy też na jakiś wernisaż, to pewnie
zobaczyłaby i usłyszałaby, że „bagienko” jest nie tylko w Polsce, ale i w Chinach, i w
Australii, tylko że każde z nich ma swoją specyfikę.
A ja jednej rzeczy tu nie rozumiem. Pomijam już fakt, że w cytowanym wyżej fragmencie, właśnie mówię o tym, że informacje, które dochodzą do mnie w Polsce, w gruncie rzeczy nie różnią się od tych, które słyszy się „tysiące kilometrów stąd”. No ale nic to… może za mało dosłownie to napisałam :)
Zastanowiła mnie jednak inna rzecz… Czy faktycznie o tym, czym żyje dana społeczność można dowiedzieć się na uniwersytecie? Na wernisażu? Oglądając programy publicystyczne???
Właśnie wydawało mi się, że raczej rozmowa ze studentem w Indonezji powie mi więcej o życiu w tym kraju, niż oglądanie indonezyjskiego programu publicystycznego lub słuchanie wykładu na indonezyjskiej uczelni.
Myślę, także, że więcej się dowiem o tym, czym żyje dana społeczność, jeśli pogadam w australijskim outbacku z hodowcą bydła lub młodą nauczycielką, która pracuje w szkole dla Aborygenów.
Jakim cudem mogłabym się dowiedzieć z chińskiego programu publicystycznego o tym, czym naprawdę żyje dana społeczność? Młody Chińczyk, który dopiero co rozpoczął samodzielne życie i próbuje krzewić świadomość ekologiczną wśród kolegów i nie tylko, wydaje mi się jednak wiarygodniejszym źródłem w tym temacie.
A w Kirgistanie? Miałabym wskoczyć do jurty i poprościć ludzi, żeby mi włączyli telewizor, bo chcę zobaczyć program publicystyczny o tym, jak się im tu żyje? :)
Mało mam kontaktu z kierowcami busów, właścicielami bungalowów, taksówkarzami i kelnerami, a jeśli już, to nie ich pytam o to jak im się żyje w danym kraju, no chyba, że sami zaczną taką rozmowę.
Poza tym wydaje mi się, że dana społeczność może jednak żyć czymś innym niż tym, o czym się mówi na uniwersytetach, wernisażach i w programach publicystycznych. Na przykład wielu Indonezyjczyków, żyjących na archipelagu Wakatobi raczej myśli o tym jak przeżyć kolejny dzień…
dla nas Polska przestała być szara i bura, od kiedy postanowiliśmy sami przekonać się o tym, o czym ludzie zazwyczaj tylko mówią. więc jedziemy w jedno miejsce- jest fajnie, w inne – ładnie, w trzecie – super ludzie. Hmmm… coś nam zaczyna zgrzytać. gdyby w Polsce było tak fatalnie, to nie mieli byśmy tylu pozytywnych wrażeń. z tej właśnie potrzeby powstał nasz blog. okazuje się że rozmowy o Polsce, to w Polsce bardzo kontrowersyjny temat. a potwierdza to tocząca się niżej dyskusja. odkrywanie Polski może być ciekawe i fascynujące, trochę czym innym jest życie codzienne i zmaganie się z rzeczywistością. my mamy na to taki sposób: otaczamy się dobrymi, inspirującymi ludźmi, mamy swoje pasje, nie oglądamy TV, nie czytamy gazet, czytamy blogi, często mówimy proszę, dziękuję i kocham Cię. i mocno wierzę w to, o czym śpiewał Michael Jackson, który chciał zmieniać świat: „I’m starting from the man in the mirror”.
Trzymajcie się ciepło! W PL nie jest na pewno tak źle jak Wam mówią znajomi ;)
Tylko ubierajcie się ciepło! :)
ochhh jak chciałabym Was przytulić… kocham pozytywnych ludzi! Szerokości w życiu
Nic nie stoi na przeszkodzie;) My też lubimy pozytywnych ludzi!!
Ale przecież Polska nie jest szara i bura! Powiedz o tym znajomym ;)
Przecież codziennie spotyka się życzliwych ludzi. A może nie chcą o nich pamiętać, bo łatwiej pamiętać tych złych? Albo odgradzają się od ludzi jeżdżąc tylko własnym samochodem, po mieście chodząc szybkim krokiem, najlepiej w słuchawkach, a potem siedzą przed komputerem i narzekają, że Tajowie to taki uśmiechnięty naród a Polacy to takie smutasy.
Niezobowiązujące przyjazne gadki można prowadzić w swojskim PKP, nie trzeba jechać pociągiem przez Indie (dołożyć do tego 4 godzinne spóźnienia to mamy pełną egzotykę ;)), krótkie znajomości można zawrzeć w tramwaju, na przystanku czy w kolejce po chleb. Już nie raz mnie takie coś spotkało, a nie należę do osób super otwartych z łatwością zagadujących do obcych.
Po wizycie na Bałkanach i dowiedziałam się, że Polska to najwspanialszy kraj na świecie, a Polacy są cudowni (no chyba, że miałam takie szczęście i spotkałam jedynego Chorwata, który do Polski jeździ jak tylko ma czas i Serba, który ciągle powtarzał, jak tęskni za najukochańszą Polską ;)). Jakby to był taki smutny kraj to przyjezdni też by go nie lubili.
Mamy ładne miasta z ciekawymi starówkami, zróżnicowaną przyrodę – tylko już na nikim nie robi to wrażenia, przecież zna się ten kraj całe życie. Lepiej ponarzekać ;)
Zachęć znajomych do rozejrzenia się wkoło i dostrzeżenia tego co dobre, bo trochę tego jest.
Marzą mi się podróże w najdalsze zakątki świata, ale na stałe wolałabym zostać w naszym pięknym kraju nad Wisłą ;)
PS wiem, że Polska ma sporo wad, ale wszyscy o nich mówią, ja wolę się skupić na zaletach i być szczęśliwsza ;)
witajcie ! dziękuję za piękne teksty:) a tu w nawiązaniu do scenariuszy życia..http://www.youtube.com/watch?v=cjXEiSzOeRs&feature=player_embedded#t=4s
Ja tak od siebie wrzucę… Lubię jeździć po naszym kraju i pokazywać mojemu 4-letniemu dziecku co u nas jest ciekawe, kolorowe, inne (nasze regiony są od siebie tak różne). Chciałabym i staram się powoli pokazywać Słowację, Czechy i myślę o Lwowie. Ciągnie mnie bardziej na wschód niż na zachód, bo przejadły mi się służbowe wyjazdy. Zawsze jak wracam cieszę się, że jestem w domu. Prawda jednak taka, że nawet po kilku dniach czuje się jakbym wracała do innej rzeczywistości. Nie lubie „polskiego narzekania” i ciągłego „nie nie nie”. Ludzie nie potrafią się niczym cieszyć, a tych którzy to robia jest niewielu. Trudno. Ja dziś znów się pakuje, bo zaczyna sie weekend i jedziemy w góry, żeby rzeczywistość nie była nudna. Może to niedaleko, bo tylko 200 km, ale inaczej będzie wyglądał mój poniedziałek po jednym małym piwku w deszczu z widokiem na Tatry…