Ile razy miałem już taką lub podobną sytuację? Ile razy krew zagotowała mi się w żyłach, gdy ktoś zaczynał robić ze mnie idiotę? Myślałem sobie – muszę pobyć dłużej w Azji, to się nauczę i wyzbędę zachodniego myślenia. Będę bardziej wyrozumiały, zrozumiem ich lepiej, bo przecież pojęcia nie mam o różnicy (przepaści) kulturowej. Dziś myślę sobie: „Cholera, to nie jest takie proste!”
1 baht, to w przeliczeniu na polskie 10 groszy. Wartości materialnej dla Ciebie jak i dla mnie nie ma wielkiej. Co dopiero dla Amerykanina lub Australijczyka? Pestki!
Ten 1 baht jednak ma tu wartość symboliczną. Ktoś powie: „nawet bym sobie głowy nie zawracał/a na Twoim miejscu”. Zapłaciłbym, ile chce – więcej, nawet zaokrągliłbym do góry, żeby nie musiał mi sprzedawca wydawać reszty. Spoko, można i tak. Wszystko jest subiektywne.
Na szczęście wszyscy się różnimy od siebie i zachowujemy się po swojemu. Ja, gdy podchodziłem do półki z kawą myślałem, że się pomyliłem sprawdzając wcześniej cenę. Nie miałem zamiaru wytykać Tajowi jego błędu, ale tak wyszło. W tym momencie on (sprzedawca) stracił (po azjatycku) twarz i jakiekolwiek kompromisowe wyjście z tej sytuacji nie mogło się zdarzyć. Musiało zawrzeć, albo we mnie albo w nim. Albo w nas obu!
Zaraz po tej akcji czułem się źle, bo zachowałem się w stosunku do kogoś tak, jakbym nie chciał, aby ktoś inny zachował się w stosunku do mnie. Wracałem motorem do domu z rozbitymi myślami, analizując całe zdarzenie.
Przyjechałem do Azji, aby ją zrozumieć i co zrobiłem? Czy Azję tak naprawdę da się w 100% zrozumieć? Można poznać zwyczaje w niej panujące, można spodziewać się pewnych reakcji i zachowań autochtonów. Zapytam Was jednak, ile razy złapaliście się na takim myśleniu: „Cholera jasna, jak nielogicznie się oni zachowują. Jak głupie jest to i tamto co robią?” Szczerze, no ile? Bo ja setki! I mimo, iż czasem wiem, dlaczego postępują tak a nie inaczej, dalej wydaje mi się to nielogiczne.
Zrozumieć, poznać zwyczaje w Azji panujące to jedno, ale urodzić się tutaj, wychować i funkcjonować – nie mieć punktu odniesienia do innej (w moim wypadku zachodniej) kultury to drugie. Ja mam swój punkt odniesienia, ale Anglik czy Francuz mimo, iż z tej samej zachodniej kultury pochodzi, już patrzy na te same sprawy inaczej. Nie lepiej, nie gorzej – inaczej. Nawet jeśli bardzo będziemy się silić, aby coś zrozumieć i ZAAKCEPTOWAĆ, to i tak, często zupełnie podświadomie, będziemy porównywali to co w Azji z tym, co w naszym kraju.
Jeden baht stał się nagle pretekstem do tego, aby sprowokować zderzenie kulturowe. Gdybym bez mrugnięcia okiem zapłacił więcej byłbym uboższy o kilkadziesiąt kilogramów przemyśleń na temat azjatyckiej utraty twarzy. Byłbym też uboższy o prawie 200 Waszych opinii z ankiety, które chcieliście mi przekazać. I mimo, iż o utracie twarzy wiem od dawna, to analizując tę sytuację, mam wrażenie, że o niej nigdy nie słyszałem.
Ponad 40% z Was odpowiedziało, że właściwym zachowaniem byłoby „odrzucenie kostek lodu w sprzedawcę” . Przyznajmy szczerze – mocne zachowanie. Tylko 3,5% z was powiedziało, że powinienem wrócić do sklepu i zapłacić tyle, ile na początku ode mnie sklepikarz zażądał. Ta druga opcja dałaby mi podwójne zwycięstwo: sprowokowanie zderzenia kulturowego i wybrnięcie z niego bez urazy dla Taja. Płacąc mu 13 bahtów, przyznałbym mimowolnie – tak, miałeś rację i nie byłoby mowy o utracie jego twarzy. Tak powinienem zachować się jako dojrzały i odpowiedzialny podróżnik, ale w środku mnie zagrały inne nuty, buntownika i może chama. Piasek dostał się między tryby i zachrzęściło. Pokazanie mu FUCK YOU sprawiło, że uszły ze mnie emocje i mi trochę ulżyło, ale tak naprawdę to nie wiem, czy Taj mnie nawet zrozumiał?
Przepaść między Azjatą (w tym przypadku Tajem) a Polakiem jest ogromna, a im dłużej podróżuję tym większa ona mi się wydaje. Tak, większa – nie mniejsza. Zauważam jak na wielu płaszczyznach się różnimy. Różnimy się środowiskowo, kulturowo, religijnie, historycznie czy też kulinarnie. Podróżując po Azji silimy się i przesuwamy swoją barierę otwartości na inną kulturę, ale ile razy zdarzyło wam się, że szlak was trafiał, gdy o 5 rano w jakimś dużym mieście zaczynają nawoływać do modłów muezini? Żeby jeszcze wszyscy śpiewali, a to nie raz jest pomieszanie trzasku startej taśmy magnetofonowej z zakurzonymi głośnikami na minarecie… ani to piękne, ani romantyczne. Po prostu wkurzające…
Kiedyś w Malezji graliśmy w siatkówkę plażową ze studentami z uniwersytetu. Była końcówka ostatniego seta – piątego, decydującego. Emocje sięgały zenitu, a tu nagle nasi znajomi kończą grę i zwijają siatkę? WTF? Popatrzyli na nas jak na nielogicznie myślących – no przecież tam gdzieś daleko zaczął śpiewać muezin. No tak, wszystko jasne, ale i tak miałem niedosyt z niedokończonego meczu. Jak to nie skończyć takiego seta? Przerwać już tak pod sam koniec?. Takich przypadków są dziesiątki, jeśli nie setki. Rozumiem to, ale…
Ile czasu musi minąć, żeby się w 100% przestawić? Czy w ogóle jest to możliwe? A jak już się przestawię na tutejsze (azjatyckie) myślenie, to czy ja was zrozumiem? Może gdy wrócę z Azji nie będę wiedział o co chodzi Polakom w moim własnym kraju? Ciekawe jak to będzie… co sądzicie?
PS: Jeśli nie masz pojęcia, do czego nawiązuję w tym tekście, przeczytaj to.
mnie wkurzają Wietnamczycy jak ciągle wołają motrbike, motorbike – nawet wtedy jak mam swój kask na głowie!
@e81f129157017194bb9648c6c1b7b05b:disqus … mnie też. Do naszej koleżanki wołali „motorbike” nawet jak siedziała na swoim skuterze…
czy zawsze musicie wlozyc kij w mrowisko?
Czasem musimy ;) Robimy to po to żeby postarać się zrozumieć rządzące światem i ludźmi schematy. Jak widać słabo nam idzie to rozumienie i może to właśnie dobrze. Czasem lepiej zaakceptować rzeczy takimi jakimi są niż strać się coś logicznie wyjaśnić.
Sytuacja z siatkówką przypomina mi film o tym, jak kilku alpinistów zorganizowało wyjście dla niewidomych dzieci z Nepalu w góry, na ktoryś z okolicznych szczytów. Efekt był taki, że zachodni ludzie trwali przy stanowisku, że „dzieci zdobędą ten szczyt”, a dzieciom chodziło tylko o to by pobyć w ciekawym towarzystwie. To ludziom z kultury zachodniej wydaje się że zdobywanie szczytów, wygrywanie w meczu/kartach etc jest ważne i określa ich wartość jako ludzi.
Kenijczycy też pewnie nie potrzebowaliby wygrywać maratonów, gdyby nie fakt że biali ludzie za nie dobrze płacą. Kiedyś się zastanawiałem jak patrzą zwykli ludzie na ufoli z zachodu którzy biegają po setki kilometrów przez pustynię. Czy myślą o nich „głupi ludzie z zachodu”? No bo jaki idiota biega, zdobywa rekordy, jest pierwszy który wejdzie, zdobędzie, przepłynie, wybuduje, osiągnie …?
Pewnie nie da się tego wyplenić, zmienić, zrozumieć.
Też dziwiłem się jak można w meksykańskim barze zamówić 3 kawy i trzy śniadania i dostawać zamówienia losowo: jedna kawa, przerwa 10 minut, jakaś bułka, przerwa, jajecznica dla kogoś innego, przerwa 20 minut, druga kawa. Po godzinie przerwaliśmy w połowie śniadanie nie kumając jak można tak proste zamówienie spier… A może nie zakumaliśmy, że w Meksyku tak się jada śniadania? :)
Może będziecie jak reporter wojenny, na którego w domu żona krzyczała dlaczego od dwóch dni nie wymienił przepalonej żarówki, a ten nie rozumiał o co jej chodzi; przecież w Afganistanie ludzie żyją bez prądu miesiącami.
M
„To ludziom z kultury zachodniej wydaje się że zdobywanie szczytów, wygrywanie w meczu/kartach etc jest ważne i określa ich wartość jako ludzi.”
Dobrze powiedziane. Szkoda, że tak jest, ale żyjąc tutaj nie mamy innego wyboru, jak tylko się dostosować do otoczenia.
Tak naprawdę, To jedynym słusznym dla swego spokoju mentalnego wyjściem było zapłacenie 11 batów. A gdyby sprzedawca zaczął „robić skandal” i zawołał innych to, mona by wytłumaczyć, że się uważało iźli 1 bat nie ma znaczenia, skoro cena może się różnić w górę, to także znaczy, że może i w dół.
Twój uczynek był słuszny, choć nic nie da przy „wychowywaniu”, bo 10 amerykańców zepsuje efekt,
a i tak będziemy uważani za gatunek „łosi łownych”.A co do przykładu z meczetem, to … po co szukać daleko.
W Polsce też mamy „walenie w mosiądz” i wygrywanie melodyjek o 5 nad ranem. „Koszmar kakoi-to” jak stwierdzili odwiedzający nas „bracia zabużanie”. Pamiętam, że w/w nonsens wyłapali i wykpili „bracia zaolzianie” w komedii, której tytułu za czorta sobie teraz przypomnieć nie mogę.
Jak dla mnie Tajowie to najbardziej wk… naród azjatycki
a na ile i w jakim stopniu poznałaś inne (jakie) azjatyckie narody?
@google-ba485bedd1200759956f635c7b5b21f3:disqus ł, a może chodzi o:
Różnice genetyczne.Narody z klimatów umiarkowanych inaczej zarządzali i zarządzają, planowali i planują, gromadzili i gromadzą żywność. W gazecie Focus jest artykuł o tym, że ludzie mają różnej wielkości mózgi. I my ludzie z klimatu zmiennego musieliśmy się przystosować bardziej, lepiej, mocniej… nasze mózgi musiały się rozwinąć, abyśmy mogli przeżyć. Natomiast tam gdzie jest ciepło człowiek nie musi zdobywać, wchodzić, przepływać, budować, osiągać – siedzi sobie w ciepełku i co go tam :)
Jest to jakiś argument, który do mnie przemawia. Tylko trzeba z tym ostrożnie, bo jeszcze ktoś to pod rasizm podciągnie i dopiero będzie ;)
Sama jeżdżę i „śledzę” ludzi, którzy czynią podobnie. Chadzam na pokazy slajdów, czytam blogi, obserwuję portale podróżnicze i nie mogę nadziwić się pewnemu zjawisku. Ogromna większość osób przed wyjazdem podkreśla, że chce wsiąknąć w lokalną społeczność i zobaczyć jak żyją zwykli ludzie. Nie robią jednak w tym kierunku nic poza targowaniem się o cenę w lokalnym autobusie lub chodzeniem do azjatyckich garkuchni. W relacjach lub na pokazach slajdów osoby te narzekają potem na nagabywaczy, nieuczciwych taksówkarzy, nachalnych sprzedawców i pluskwy w norach pt. tanie pokoje w dzielnicy turystycznej.
Czy ktoś umie wytłumaczyć mi to zjawisko? Po co cała ta otoczka przedwyjazdowa – skoro na miejscu i tak X i Y zachowują się po europejsku? Czy to brak wyobraźni o prawdziwej Azji? Czy może Azja ich przerasta?
Jedni szybciej się przystosowują, inni wolniej, a jeszcze inni – nigdy… Jeżeli do tej pory sie nie przyzwyczaiłeś to chyba należysz do trzeciej grupy :P
Może faktycznie należymy do tej trzeciej grupy :) Ale wiesz co, to chyba dobrze i chyba wcale nie chcemy się przyzwyczajać. Przynajmniej coś nas jeszcze zaskakuje i zadziwia w tej podróży :) Jest o czym podyskutować.
Gdybyśmy tak już wszystko i wszystkich rozumieli i znali obyczaje całego świata to gdzie mielibyśmy podróżować i po co?
Hm…polecam RYTUALY CIELESNE WŚRÓD NACIREMA – H. Miner! Może pomoże…:) pozdrawiam
Dzięki za podpowiedź. Przeczytaliśmy. Ciekawe spojrzenie na… no właśnie nie będę mowić na co, żeby nie zdradzać o co chodzi. Faktycznie, warto przeczytać. Pomaga nabrać dystansu do siebie, ciebie, jej, jego, nas, was i ich, czyli do wszystkich.
@96ab4e4777dd6287648c792a0e2cfaf6:disqus W twoim rozumieniu „wsiąkanie” oznacza wyzbycie się własnej tożsamości i bezwarunkową asymilację? To znaczy w wielu rejonach świata powinienem oszukiwać, kraść, zabijać, poniewierać kobietami, w innych Insha’Allah dosłownie rozerwać się w towarzystwie? Przecież „Jesli wejdziesz miedzy wrony {…}” !
Mnie spodobał się rzucony pomysł wybrnięcia z sytuacji z twarzą przez zapłatę 11 bahtów.
@d9deae2cf741b799d104e8f8d7f65367:disqus wiesz co, to rozwiązanie z 11 bahtów, też mi się podoba. Obawiam się jednak, że takie postawienie sprawy zaogniłoby sytuację jeszcze bardziej i niewykluczone, że na Andrzeja spadłoby dodatkowo wiadro lodu…
Po prostu nei nadajecie sie do Azji. Wasze czepialstwo jest typowe „bo ja to,tamto”. Wstyd i tyle.
Nie jest w naszej intencji czepianie się, tylko pokazanie, że Tajlandia, to nie tylko kolorowe świątynie, uśmiechnięci ludzie, pyszne jedzenie i tani seks. Chcemy pokazać, że można się tu natknąć na pewne problemy wynikające z różnicy kultur.
Ale dzięki za opinię :)
Poranna obserwacja po sasiecku – chyba my turysci-globtroterzy-oberzyswiaty czasem zbytnio przejmujemy sie tzw. roznicami kulturowymi.
100m dalej niz opisywany przez Ciebie przypadek w sklepie, zajechal mi droge kierowca pickupa. Zdenerwowalem sie bo bylo to z jego strony ewidentne pogwlcenie zasd tajskiego ruchu drogowego. W dodatku kierowca przejezdrzajac obrzucil mnie nieprzychylnym spojrzeniem w wyniku ktorego obdarowalem go tym samym co i ty gestem „srodkowego palca”. Kierowca zuwarzyl to. Zatrzymal sie kilka metrow dalej i wysunowszy reke z szoferki, odpowiedzial mi tym samym gestem ewidentnie czekajac na konfrontacje. I czekal. Niestety to typowo polskie zachowanie rozbawilo mnie do tego stopnia ze pokazalem mu znany gest obiema dlonmi i pojechalem sobie dalej zaltwiac sprawunki. Zastanowilo mnie jednak to ze tajski kierowca, leniuch jeden, ewidentnie czekal az do niego podjade. I ni jak sie to mialo do tajskiego unikania sytuacji konfliktowych oraz niedawania sie wyprowadzic z rownowagi.
Nie bylo tu miejsca na roznice kultorowe. Ba! Zachowanie to przyblizylo mnie i nawet rozrzewnilo przypominajac matke ojczyzne.
Daletego zachecam do szanowania obcych kultur ale z umiarem bo nigdy nie wiemy w ktorym taju czai sie prawdziwy Polak.
Tomek, to kto stracił twarz tym razem? Nikt? Jak to tak!? ;)
A tak poważnie to mi trochę ulżyło, jak mi to napisałeś!
Twarz stracily tajskie zasady ruchu drogowego :)
Wiesz co, nie oszukujmy sie… swiat nie sklada sie tylko z mistrzow jogi, jedi, medytacji i haiku :) Jak kiedys z margolcia uknulismy: jest wielka roznica miedzy roznicą kulturową, a brakiem kultury.
I w Twoim i w moim przypadku mielismy doczynienia z tym drugim przypadkiem.
Nie mozemy obwiniac sie za to ze swiat jest czasem cudny, a czasem wkurwiajacy :)
… zreszta komu ja to gadam… przeciez doskonale o tym wiesz… kuruj sie i choc na piwo!
Zasady zasadami … ;)
ale Tajowie to chyba Słowianie Azji ;)
Jakiś czas temu jechałem taksówką. Nie mówię płynnie po tajsku, ale potrafię wytłumaczyć gdzie chcę jechać i gdzie należy skręcić. Taksiarz z zacięciem tajskim (patrz post wyżej – kierowca pikapa) pomyka ulicą Pahonjotin (Bangkok) że hej.
Wiedząc że zbliża się skręt w moją ulicę, delikatnie ale pewny siebie napomknąłem:
– „za mostem w lewo poproszę”
na co – kierowca się obruszył że wie gdzie jedzie…
ok .. ok … skręt 300 metrów przed nami a na blacie dalej 90 km/h…
ponawiam prośbę …
– kierowca przemielił coś pod nosem po tajsku (co zostało ocenione przez inne osoby w taksówce [Tajowie] jako „spokojnie (powiedziane z zażenowaniem i tak jakoś bardzo dyskretnie żeby pan nie słyszał..) nie mów mu gdzie ma jechać bo on wie”
OK… maj pen laj.. jak to się mówi … sorry Khun Somczaj
… ale 100 metrów przed skrętem sytuacja się nie zmienia, więc stanowczo powtórzyłem „W lewo poproszę, jak miniemy ten budynek, to właśnie tam…”
… i … w tym momencie spotkały się nasze oczy w lusterku nad kierownicą.
OBRAZIŁEM GO!
oczywiście skręt minęliśmy bo zwolnić do prędkości przy której można skręcić – nie możliwe ..
wtedy twardo zakrzyknąłem DŻORT ! .. KAP ! (Stój pan panie ;p )
za to że OBRAZIŁEM pana Somczaja … dostaliśmy wszyscy po heblach (kręgi szyjne chrupnęły że hej) pan warknął – płacić i wysiadać .. nie daleko, starzy nie jesteście to się możecie przespacerować … do zapłaty 63 Bahty. Dałem 4 banknoty po 20 B i czekam … czekam … czekam …. dostałem 10 B reszty .. myślę sobie o żeszty w d… j… ;) .. i czekam … z wyciągniętą ręką… po chwili bluzgów dostałem kolejne 7 B .
Morał jest taki…
no właśnie jaki ?
Kto stracił twarz? ja czy taksiarz ? czy moi tajscy znajomi jadący w tej samej taksówce (nie odezwali się do taksiarza, musieli być świadkami tego, jak kłótliwy Polak drze koty z Khunem Somczajem)
:D
miłego dnia i wesołych świąt dla wszystkich rodaków mieszkających w Azji !
Świetny przykład Krzysiek – dzięki!
Swoją drogą tak mi się właśnie przypomniało… Mamy z Alicją taki prywatnym rankingu podróżny pt. najbardziej wredni ludzie i GENERALNIE taksówkarze i tzw. naganiacze na dworcach autobusowych wiodą prym! Trzecia kategoria ludzi to naganiacze hotelowi, którzy wymyślają największe kłamstwa na Ziemi tylko po to, żeby Ci sprzedać pokój…
No to Wesołych Świat tak na koniec :)
niestety, tak bywa, że dla Azjatów biały człowiek to chodzący bankomat, a najgorszych naciągaczy (choć nie mam wielkich doświadczeń w tej dziedzinie) widziałam na granicy tajsko-kambodżańskiej, gdy pokonywaliśmy ją pieszo z moim chłopakiem. jeden właściciel taksówki chodził za nami z pół godziny, inny koleś, który sam się do nas przyczepił po pewnym czasie upomniał się o napiwek… ale Tajowie chyba ogólnie nie przepadają za białymi, bo np. w restauracjach zdarzało się nam, że ludzie, którzy przyszli chwilę po nas byli obsługiwani o wiele szybciej.
Nie generalizował bym że Azjaci na widok białego od razu dostają gorączki złota.
Zakopane? Krupówki? Ustka? czy inne Międzyzdroje się niczym nie różnią.. jest klient i możliwość zarobienia (zawyżenia ceny) tak się to robi wszędzie na świecie :)
Szczególnie w miejscach gdzie jest popyt i „jednorazowi” turyści zawsze będą przyjeżdżać. Oszukani nie wrócą a pozostali którzy płacą naciągane ceny ma na serio gdzieś, czy cena za usługę to 100THB czy 250THB…
Tajowie się po prostu boją ;) tzn obawiają konfrontacji z białym. Ci bardziej prości i mniej wyedukowani, faktycznie, może i traktują każdego białego jako potencjalnego milionera któremu można śmiało zawyżyć cenę.. bo drugi raz go już tu raczej nie zobaczy – ale czy pan Jędrek z Poronina nie robi tak samo ?
„dziś promocja .. przejazd bryczką jedyne 120 PLN … ok bierzemy … a zapomniałem dodać .. od osoby :] ”
a reszta Tajów .. hmm często mi się to zdarza w sklepach / urzędach / kolejce w kinie itp… że jestem „niewidzialny” nie jest to ich zła wola tylko … obawa że nie dogadają się z białasem tzn wprawią go w zakłopotanie i sami stracą twarz, ponieważ wg Tajskiej logiki twarzowej ;] ja na pewno poczuję się niekomfortowo bo oni nie mówią po angielsku.. i JEDYNYM sposobem na nie stracenie twarzy jest UDAWANIE ŻE BIAŁEGO TAM NIE MA – biały po chwili się denerwuje i wychodzi -> problem rozwiązany :D:D:D:D:D Azja…….
Przykład:
sklep komputerowy potrzebowałem twardego dysku..
Mieszkam w dzielnicy gdzie białych (turystów) po prostu nie ma.
Wchodzę do sklepu. 0 klientów, 3 sprzedawców…
– Saładii khrap! saładii saładii …
myślę sobie jest ok .. odpowiedzieli wiec pewnie pomyśleli ze białas coś tam duka po tajsku wiec będzie ok…
znalazłem półkę z dyskami … pooglądałem… wybrałem i o zgrozo nie ma ceny…
próbuje złapać kontakt wzrokowy .. nic.. jak by mnie nie było w sklepie. W tym momencie wchodzi klient – Taj. Dwóch pracowników wystartowało zza lady żeby przywitać i zapaytac jak mogą pomóc…
Hmmmm….
Ok, wiem już że to jest właśnie ta sytuacja gdzie jak ja nie zapytam to będę tak stał i stał i stał …
Podniosłem rękę i Tajskim gestem oznaczającym przywołanie kelnera/obsługi/zatrzymanie taxi – jak dla mnie to machanie palcami ala sflaczała meduza (palce w luźnym zwisie przykurczane do wnętrza dłoni) ok .. zobaczyli.. po chwili narady wypchnęli jednego sprzedawce w moim kierunku .. Brązowo-śniada twarz zbladła… usłyszałem nieśmiałe „Khrap…” wskazałem na dysk i zapytałem po tajsku „ile?”. Kolor twarzy wrócił do normalnego – zobaczyłem wielki uśmiech i usłyszałem cenę .
Miszon komplit :) kolejne zwycięstwo z TWARZĄ w kraju uśmiechów
Statystycznie w kazdym spoleczenstwie mamy ok 7% jego czlonkow o IQ znacznie nizszym niz srednia. Wsrod nich mniej wiecej polowa przekonana jest o tym iz posiada monopol na „racje”. Ci ktorzy podruzuja wiele z pewnoscia narazeni sa na kontakt z osobnikami tego typu. Moim skromnym zdaniem, aby poznac mentalnosc i mechanizmy funkcjonowania spoleczenstw takich jak Tajskie, trzeba wiele czasu i cierpliwosci. Jakakolwiek ocena przez pryzmat precedensow, bedzie sfalszowana.
Tajowie nie są aż tak odmienni od nas, w porównaniu np. z Japończykami są ludźmi dużo bardziej gościnnymi i otwartymi dla zagranicznych turystów.
Kompletnie się z tym nie zgodzę. Tajowie są bardzo różni od nas, aczkolwiek są tez bardzo gościnni, ale to trzeba wyjechać trochę poza turystyczny szlak.