Scenariusz jest prosty: idziesz do sklepu, wkładasz do koszyka wybrane produkty, idziesz do kasy, wyjmujesz pieniądze lub kartę i płacisz. A gdyby nie było pieniędzy i za zakupy trzeba by było zapłacić innym towarem? To wcale nie taka abstrakcja…
W miejscu gdzie nie można nic kupić, pieniądze nie mają większego znaczenia. Przekonujemy się o tym w najbardziej oddalonych zakątkach Korytarza Wachańskiego. Kiedy chcemy zapłacić za chleb, najczęściej nikt od nas nie chce pieniędzy, ale jeśli w zamian oferujemy suszone warzywa lub krem Nivea, rzadko kto nie przystaje na taki barter.
Zamiast pieniędzy zdecydowanie ludzie woleli dostać coś w zamian. Najlepiej coś, czego kupić nie mogą, bo Kamazy – mobilne sklepy – docierają do wioski rzadko a w dodatku oferują tylko podstawowe produkty: mąka, ryż, sól. Małe pudełko z kremem Nivea jest tu więc czymś bardzo pożądanym i jest warte 5 ziemniaków i 3 jajka. Nota bene to tutaj także towar deficytowy.
Kiedy do wioski dociera mobilny sklep, też wcale nie trzeba mieć pieniędzy, aby coś w nim kupić, ale trzeba mieć coś na wymianę oczywiście. Miejscowi do takiego sklepu przychodzą często nie z portfelem, a z osłem objuczonym wełnianymi płachtami. W zamian dostają worki z ryżem i mąką, a jako zapewnienie, że to udana wymiana kamazowy kupiec najczęściej dorzuca kilka paczek cukierków.
Zastanawiam się jakby to było, gdyby z jakiegoś powodu pieniądze przestały istnieć i trzeba by mieć/wytworzyć coś, za co można by kupić potrzebne towary. Na przykład chcesz kupić szampon i dajesz za niego 10 jaj, albo potrzebujesz nowych ciuchów, więc do sklepu prowadzisz na sznurku kozę. A za samochód? Kilka koni? A potem za benzynę? Za każdym razem musisz wieźć ze sobą na przykład worek marchwi, kłębki wełny, albo co tam jeszcze innego…
Wymiana usług też wchodzi oczywiście w grę. Za korepetycje z matematyki grabisz przez tydzień liście przy domu nauczyciela. A za przystrzyżenie włosów naprawiasz fryzjerce drukarkę, która się właśnie popsuła.
Kilkuletnia podróż w tym wypadku stałaby pod znakiem zapytania. Trzeba by chyba zakupić konia z wozem albo ciężarówkę, żeby wozić towary na wymianę. No chyba, że Andrzej robiłby strony internetowe za miskę ryżu, zupę i kurczaka, a ja dawałabym lalkowe przedstawienia za kilo ziemniaków…
dobry tekst ” lalkowe przedstawienia za kilo ziemniaków” :)
o nie!!! Miało być „za worek ziemniaków.” No chyba, że kilo od każdego widza…
A co jeszcze wymienialiście :) ? Ciekawi mnie „wartość” takich codziennych dla nas rzeczy. A może właśnie tak powinno się wartość określać? ;)
Niewiele mielismy do wymiawny poza tym o czym wspomniałam.
A co do wartości, to jest to rzecz względna. Weźmy na przykład jajo kurze – u nas kur dużo, łatwo się je hoduje to i wartość jaja mniejsza niż w takim Wachanie, gdzie kur mało, a same jaja jakieś takie malutkie. To towar luksusowy to i droższy.
Ja mam pytanie z innej beczki, jeśli można :) Czy Andrzej robi strony dla Polaków, czy obcokrajowców? Pytam, bo sam jestem teraz przed taką decyzją. Będę wdzięczny za info :)
Krzysiek, ale w czym jest problem, aby robić je na oba rynki? Robię strony dla tych, którym zrobienie strony mi się opłaca. Z zależności od sytuacj i położenia może to być zarówno klient z Polski, ZEA, czy Australii.
Dzieki :)
„Kilkuletnia podróż w tym wypadku stałaby pod znakiem zapytania. Trzeba
by chyba zakupić konia z wozem albo ciężarówkę, żeby wozić towary na
wymianę.”
I właśnie dlatego, pieniądz to jeden z najlepszych wynalazków ludzkości!
A jeszcze lepszy jest pieniądz elektroniczny!