Smutno nam się trochę dziś zrobiło, bo właśnie zaczął się nasz ostatni tydzień w Krainie Kangurów. Zostawiamy tutaj mnóstwo przyjaciół, w zamian zabieramy ze sobą plecak pełen przygód, które długo będziemy wspominać. Dziś przenieśliśmy się z lądu na jacht, gdzie spędzimy ostatnie kilka dni przed wypłynięciem w stronę Azji.
Wczoraj byliśmy z Tedem na wieczorze otwierającym Sail Indonesia Rally. Średnia wieku oscylowała wokół 55 lat, więc jak się domyślacie jesteśmy jednymi z najmłodszych, ale mimo wszystko staraliśmy się nie odstawać bardzo od towarzystwa. Było pyszne jedzenie, trochę śmiechu i darmowe piwo, którym nie pogardziliśmy. Dobrze, że w Australii policja nie ma w zwyczaju odbierać prawa jazdy, gdy jeździ się na rowerze w stanie wskazującym ;)
Ted (nasz nowy kapitan) dał nam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia m.in. ułożenie w odpowiedniej kolejności około 60 map począwszy od wybrzeży Australii po cieśninę Malaka i wybrzeże Birmy? Ooo… może jednak do Birmy nie-samolotem się dostaniemy z nim, bo wygadał się, że ma takie plany na przyszły sezon, a potem Andamany i Indie… hmm.. czyżbyśmy aż tak dobrze trafili?
Kilka chwil temu pożegnaliśmy się z Robem, u którego spędziliśmy ostatnie tygodnie w Darwin. To nasz skipper, który wziął nas z Timoru Wschodniego do Australii w zeszłym roku. Ech… świetny człowiek, który żeglował przez 40 lat, a raz jak wypłynął na 3 miesiące wrócił po dwóch i pół roku. Wieczory z nim i jego żoną oraz te niezliczone historie z wód całego świata, które nam opowiadali przez ostatnie kilka tygodni były bardzo inspirujące.
Jutro zaczynamy żegnać się też ze wszystkimi znajomymi, których mamy w Darwin. Zejdzie nam spokojnie do piątku, bo w Australii znajomości nawiązuje się bardzo łatwo. Ludzie są tutaj niesamowicie otwarci, pomocni i aż ciężko sobie wyobrazić, jak trudno się będzie pożegnać z tym wspaniałym krajem.
W piątek rano przepłyniemy łódką z mariny do Fannie Bay, gdzie rano w sobotę ma podpłynąć customs boat (celnicy) i odprawić nas z Australii. Czuję dokładnie te same emocje, które targały mną dziewięć miesięcy temu, gdy wsiadaliśmy na jacht Roba w Timorze Wschodnim. Coś się kończy, coś się zaczyna. Ach.. byle do przodu, byle przed siebie.
Co się życzy żeglarzom, bo chyba nie szerokiej drogi:)? Powodzenia!
a „pomyślnych wiatrów” ? :)
stopy wody pod kilem – używa się na pożegnanie żeglarzy wypływających w rejs ;)
Trzy stopy wody i dobrej pogody – tego ja Wam życzę…
I może jeszcze taki cytacik z Korsarza Byrona:
„…któż pojmie? – prócz tych samych, którzyPląsali z falą rozigranej burzy;Tę pełność życia, ten żar krwi, co paliSerce żeglarza na bezdrożnej fali…”
„…Morze ma to do siebie, że za jego wypukłym horyzontem można zobaczyć wszystko, czego dusza zapragnie.” – Leonid Teliga
No to stopy wody pod kilem i wiatru w żagle!:) A będziecie tam mieli, jak pisać co pewien czas?
najbardziej w podróżowaniu nie lubię opuszczania fajnych miejsc :)