Pociąg relacji Shang Hai - Bei Jing

Mit o chińskich pociągach

Artykuł tłumaczący zjawisko, jakim jest podrózowanie w chińskich pociągach. Bynajmniej nie jest to tak normalne, jak przejazd PKP – wszystko zaczyna się na kilkanaście godzin przed odjazdem pociągu.


Ciężko nie przyznać racji temu, kto powie, że najwygodniejszym środkiem transportu jest samolot. Jeszcze większym jego atutem jest szybkość, z jaką pokonuje się odległości, ale są i mankamenty. Latanie jest droższe niż transport naziemny i co chyba najbardziej przemawia za tym, aby podróżować pociągami, czy autobusami, to fakt, że nie można się dobrze zintegrować ze środowiskiem odwiedzanym – w pociągach jest o wiele ciekawiej. My, podczas naszego pobytu w Chinach, zdecydowaliśmy się właśnie na tanie pociągi, chcieliśmy zobaczyć, jak to wygląda „od kuchni”, a może chcieliśmy obalić krążące mity o chińskich pociągach – nie udało nam się. To wszystko jest prawdą. Jednak, żeby się o tym przekonać trzeba było najpierw wsiąść do pociągu, co jednak wcale nie jest takie proste i wymaga sporego wysiłku fizycznego, jak i umysłowego… Dlaczego?

Jak wszyscy dobrze wiedzą, Chiny to kraj, w którym mieszka ponad 1,5 miliarda ludzi i jak pewnie domyślacie się podróżowanie po tym kraju jest dość uciążliwe, tym bardziej jeśli się założy przed wyjazdem, że „im taniej, tym lepiej”. My właśnie mieliśmy taki plan, jednak trochę zdrowia nas to kosztowało. Ale od początku…

Rozkład jazdy w Pekinie

Pierwsze trudności spotykamy oczywiście jeszcze kilka dni przed… odjazdem pociągu. Wszystko zaczyna się na stacji, gdzie trzeba kupić bilet. Jak wspominałem Chińczyków jest ogromna ilość i to daje się we znaki na każdym kroku – na dworcach jednak szczególnie. W dużych miastach kas biletowych na dworcach jest od 20 do 50, często około 90% z nich jest otwartych, a mimo to są spore kolejki. Najpierw trzeba „rozeznać się w terenie” i jakimś cudem zgadnąć, w której kasie można kupić bilet na interesującą nas trasę. Dobrym sposobem jest tutaj podejście do pierwszej z brzegu kolejki i wepchanie się zaraz do okienka, poproszenie o bilet na takiej czy innej trasie – zaraz zostanie nam wskazana właściwa kolejka. Czasem zdarza się też, że kiedy kasjerzy widzą białych turystów, to sprzedają im bilet na trasę, która ich interesuje nawet, jeśli przy tym okienku obsługiwane są inne połączenia – jedno z nielicznych ułatwień dla „bladych twarzy”. Zwykle jednak kierowani jesteśmy do odpowiedniego „ogonka”. Problem jednak w tym, że te kolejki bardzo wolno się przesuwają, a czasem prawie w ogóle stoją w miejscu. Powodem takiego stanu rzeczy jest pewien proceder stosowany przez Chińczyków – wcale nie chodzi tutaj o wpychanie się. To jest normalne i nikogo nie dziwi w tym kraju, poza „białymi”, których krew zalewa. Potem jednak i „biali” zaczynają tak robić – po tym miedzy innymi można poznać, jak długo ktoś jest w Chinach;)

Wracając jednak do zastanawiającego procederu… Bardzo dziwiło nas zachowanie ludzi, którzy od 15 minut stoją już przy samym okienku biletowym i ciągle im się ktoś wciska. W Chinach nikt nikomu nie zwraca uwagi, kiedy ktoś się wpycha. To jest po prostu niesamowite! My jednak kilku Chińczyków zawróciliśmy na koniec kolejki – nerwy czasem strasznie puszczają, szczególnie, jeśli brakuje czasu. Dobrym manewrem strategicznym było kupowanie biletów we dwoje lub troje. Jedna osoba stała w kolejce, a dwie z boku ją „ubezpieczały”, żeby nikt się nie wpychał. Sami Chińczycy byli pod wrażeniem tej strategii, gdyż nie tylko pomagała ona nam, ale i tym, którzy stali przed nami. (Mała uwaga techniczna – w Chinach przed kasami biletowym są przymocowane specjalne bramki metalowe, które ciągną się przez kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów. Wszystko po to, aby kolejka przypominała kolejkę. Decydując się na daną kasę biletową wchodzi się w taką bramkę, która ciągnie się aż do samego końca okienka. Niestety jest ona na tyle szeroka, że małej postury Chińczycy spokojnie mogą się przecisnąć, co z resztą notorycznie czynią.) Bywało i tak, że gdy byliśmy już dwie lub trzy osoby przed okienkiem wciskali się nam jacyś Chińczycy. Kiedyś nawet wepchał mi się jeden jak już rozmawiałem z kasjerką. Coś do niej powiedział, wepchnął pieniądze pod moją ręką i wziął bilet. Wtedy miarka się przebrała. Kolejne podobne próby kończyły się tym, że braliśmy danego delikwenta i najpierw delikatnie go „odsuwaliśmy”, a jeśli to nie skutkowało to siłą odpychaliśmy go, jeśli nie na koniec to przynajmniej za nas. Po około tygodniu pobytu w Chinach byliśmy całkowicie wyzuci z uczuć, przynajmniej na dworcach i w pociągach. Tam po prostu panuje jedna reguła – kto pierwszy ten lepszym, a jeśli jesteś słabszy to Twój problem. Przykre to trochę, ale niestety prawdziwe…

Po dojściu do kasy zaczynały się kolejne problemy, tym razem językowe. Znajomość języka angielskiego w Chinach jest raczej mizerna, choć zdarzają się wyjątki – nawet na kilka trafiliśmy;) Zwykle jednak nawet jak Chińczycy umieją cokolwiek po angielsku (mowa tu raczej o języku chinglish), to ich wymowa jest na tyle niewyraźna, że trzeba się sporo nakombinować, żeby zrozumieć o co chodzi. Niech żyje kontekst! Po kilku tygodniach w Chinach, nauczyłem się jednak kilkunastu słówek i zwrotów, które pozwalały na w miarę swobodne kupienie biletu. Najważniejszą rzeczą było poprawne wypowiedzenie nazwy miejscowości, do której się chciało jechać. Najlepiej jednak, dla bezpieczeństwa mieć ją napisaną na kartce, przez znajomego Chińczyka i pokazanie pani w okienku karteczki z nazwą naszej destynacji. Zdarzało się, przede wszystkim na początku pobytu w Chinach, że w momencie, gdy nie mogłem poradzić sobie z „kasjerką” podchodził jakiś anioł i pytał po angielsku – „May I help you?” To było bardzo miłe z ich strony i co trzeba tutaj podkreślić nie rzadkie zachowanie ze strony Chińczyków – są ogólnie bardzo pomocni i przyjacielscy (poza sklepikarzami i handlarzami, którzy chcą Cię naciągnąć z każdej strony).


Bilet kolejowy w ChinachW Chinach jest kilka klas pociągów i wagonów. Wszystkie mają swoje specjalne oznaczenia, które obowiązkowo składają się z obowiązkowo z cyfry (od 1 do 9999) i w niektórych przypadkach także z litery, która jest stawiana przed liczbą. To właśnie ta litera lub jej brak sygnalizuje, jakiej klasy jest dany pociąg. A do dyspozycji są następujące klasy:

 

  • Txxxx – szybki, klimatyzowany pociąg o najwyższym standardzie, mający pierwszeństwo na mijankach przed każdym innym pociągiem, TV i DVD jest standardem;
  • Nxxxx – także szybki i klimatyzowany pociąg, jednak ustępujący na mijankach temu powyżej (TV+DVD)
  • Kxxxx – klimatyzowany, już nie tak szybki jak dwa powyższe pociągi (można wypożyczyć sobie laptopa i oglądnąć jakąś chińską telenowelę)
  • xxxx – tzw. klasa bez literki, najwolniejsze, nie klimatyzowane pociągi, nie było w nich zakazu palenia w wagonie – po prostu rozpacz! Podczas mijanek zawsze ustępowały szybszym pociągom – nie raz stały po 2-3 godziny w 40-stopniowym upale. Dodam, że okna nie były otwierane, no za wyjątkiem ubikacji.
  • Lxxxx – pociągi specjalne. Klasa jak dla pociągów „xxxx”, jednak z tą różnicą, że były jeszcze bardziej zapchane, gdyż były one dodatkowo dostawiane, jak był bardzo duży popyt na pociąg klasy „xxxx”. Tego, co się tam działo, nie da się opisać – to trzeba zobaczyć. My mieliśmy „przyjemność” podróżować tą klasą pociągu tylko raz.

Zwykle wybieraliśmy pociągi o oznaczeniu „xxxx”, gdyż były one najtańsze i z kupieniem biletów było najmniej problemów. Od „wielkiego świętą” podróżowaliśmy klasą „Kxxxx”, ale to miało miejsce tylko wtedy, gdy nie było innego taniego połączenia, lub gdy po prostu jakimś cudem zwolniło się miejsce w tym pociągu. Raz też zaszaleliśmy i sprawdziliśmy, jak podróżuje się klasą Nxxx. Klasą Txxx nigdy się nie zhańbiliśmy;) Klasa „bez literki” dostarczała jednak najwięcej adrenaliny i najlepiej pokazywała, to jak wyglądają chińskie pociągi. To właśnie tą klasą podróżuje największa liczba ludzi – są one po prostu najtańsze, a w Chinach jest naprawdę biednie. (Wielkie miasta są tylko „komunistyczną zmyłą”, miastami na pokaz dla zachodnich turystów i dziennikarzy, którzy nie zapuszczają się na wieś i nie wiedzą, co to znaczy życie w Chinach.) Zanim jednak wsiądziemy do pociągu musimy się do niego dostać –  a to też nie jest takie proste, nawet mając bilet!

Tłum Chińczyków czekający na pociąg relacji Szanghaj - Pekin

Podróżując pociągami bez miejscówek na stacji kolejowej trzeba było być przynajmniej trzy godziny przed odjazdem pociągu. Najpierw przy wejściu na stację każdy musiał pokazać, czy ma ważny bilet. Zdarzało się, że czasem nie chcieli nas wpuścić, gdyż nasz pociąg odjeżdżał np. za 12 godzin. Wtedy trzeba było czekać, albo siłą wedrzeć się na dworzec – „białym” czasem się to udawało, gdyż udawaliśmy, że nie rozumiemy;) A było o co walczyć – upał 40 stopniowy, wilgotność sięgająca 90%, a zdecydowana większość dworców w Chinach jest klimatyzowana. Jak już jednak weszliśmy na dworzec, to kolejna przeszkoda – skanowanie bagażu. Wygląda to dość podobnie, jak na lotniskach. Wszystko trzeba położyć na ruchomą taśmę, na chwilę nasze bagaże znikają i za chwilkę po drugiej stronie wielkiego pudła wypluwane są na ziemię. Po około trzech tygodniach podróży pociągami mieliśmy już dość tych skanerów, tym bardziej, że wszystko było w porządku. Czasem po prostu nie mieliśmy siły ściągać naszych kilku dziesięciokilogramowych plecaków i przechodziliśmy koło tej kontroli „z głową w chmurach”. Policjanci oczywiście coś zawsze do nas „kłapali” po ichniemu, ale nie przejmowaliśmy się tym. (Kiedyś jednak Kasia miała mniej szczęścia – została zatrzymana przez funkcjonariusza, który zawrócił ją do kontroli. Ona ledwo żywa tłumaczy mu, że to straszny wysiłek ściągać z siebie wszystkie tobołki, a potem jeszcze większy z powrotem ją na siebie zakładać. Poszła jednak z nim na kompromis – da do zeskanowania swoje bagaże, ale pod warunkiem, że on jej potem pomoże je założyć na siebie. Zgodził się…)

Jak już udało się wejść to najpierw trzeba było wyrzucić bagaże na górę, a potem albo zając sobie miejsca siedzące, jak trasa była niedługa (do 10 godzin jazdy), albo zajmować tzw. przedsionki, czyli miejsca na Przedsionek w chińskim pociągukońcu i na początku wagonów, które były przeznaczone dla palaczy, ale służyła najczęściej jako składowisko „ruskich toreb”. Przedsionki były najlepszymi miejscami do spania. Około 70×60 cm, na których rozkładaliśmy połowicznie karimaty i kładąc za sobą plecaki lub coś miękkiego, można było w jako takich warunkach się przespać. Zwykle jednak zanim udało się zając pozycję pół-horyzontalną przez ponad godzinę trzeba było bronić zdobytej pozycji, gdyż Chińczycy też wiedzieli, że to najlepsze miejscówki w pociągu;) Potem była już kilku nasto lub kilku dziesięciogodzinna podróż, ciągle jeżdżące przez cały pociąg wózki z jedzeniem (owoce, śmierdzące jajka, zupki chińskie, ryż z warzywami i wiele innych nie do końca zidentyfikowanych przez nas „przysmaków”. Czasem zdarzało się coś kupować nie do końca wiedząc, co to jest. Odkrywaliśmy nowe smaki. Czasem specjały kulinarne były wyborne, innym razem nie do przełknięcia. Podczas tych zakupów byliśmy pewni tylko jednego – kupując banana, wiedzieliśmy jak on będzie smakował ;) W każdym wagonie, na dworcach z resztą też, powszechnie dostępny jest wrzątek. Można wyposażyć się w Chińskie zupki w plastikowych kubełkach (zupełnie nie przypominają chińskich-polskich zupek, wprost z Radomia;) ). Zupki te są naprawdę przepyszne i można przeżyć na nich całą podróż pociągiem, nawet tę najdłuższą.

Zapomniałem wspomnieć, że dopadając do wagonu czekało nas kolejne sprawdzanie biletu, tym razem przez „szefa wagonu”. Kolejne sprawdzanie biletu było już podczas jazdy, zwykle po około trzech godzinach lub przed pierwszą większą stacją. Piąte i zarazem ostatnie sprawdzanie biletu miało miejsce po dojeździe na miejsce, a dokładniej przy wyjściu z dworca do miasta. Nawet my, Polacy nie znaleźliśmy sposobu na to, aby podróżować po Chinach pociągami na gapę. To jest po prostu nie możliwe!

Pod koniec naszego pobytu w Chinach, prawdę mówiąc już bokiem wychodziła nam ta ciągła walka o bilet, przy bramkach w poczekalni, a potem w pociągu. Jednak teraz są miłe wspomnienia i satysfakcja, że nie daliśmy się zakwalifikować do grona „białych turystów”, którzy podróżują klimatyzowanymi kuszetkami lub samolotami. My przynajmniej wiemy, jak wygląda podróż koleją zwykłego Chińczyka.

Teraz patrząc na to wszystko z punktu widzenia ciepłego mieszkania w Polsce dochodzę do wniosku, że będąc tam kiedyś jeszcze raz znów zdecydowałbym się na przejazd tanimi pociągami. Przynajmniej jest co wspominać i wytwarza się sporo adrenaliny podczas takich przejazdów, a raczej tuż przed nimi. Polecam – warto to przeżyć.

PS:  Na koniec małe ułatwienie – link do wyszukiwarki połączeń kolejowych w Chinach: http://www.travelchinaguide.com/china-trains/

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Podróż to jeszcze, czy już wyprawa?

Ludzie mają to do siebie, że lubią nazywać i określać wszystko, co ich dotyczy. W wielu tkwi element rywalizacji i potrzeba osadzenia …

6 komentarzy

  1. Magdalena Bodzioch

    hej , mam pytanie , czy lepiej kupowac bilety na pociagi w chinach online ? tam jest opcja delivery , ale rozumiem ze pewnie mozna go sobie wydrukowac , czy lepiej kupowac bilet na stacji ? jest jakas róznica w cenie ? i jeszcze jedno ,wchodzac na ten link który podajesz nie widze tam oznaczen klasy biletów , jest tylko numer pociagu, który ma się nijak do wzoru który podajesz czyli Txxxx czy Nxxx zamiast tego jest G151 czy G1

  2. Ten tekst był pisany w 2009 roku, a Chiny zmieniają się strasznie szybko. Nie było wtedy kupowania biletów on-line nie było też klas Gxxx – nie znam jej. Nie mam też doświadczenia żadnego doświadczenia w temacie kupowania biletów on-line. Zawsze chodzę na stację i „walczę” z kasjerką ;)

    • G to najszybsze i zarazem najdroższe pociągi (te które mogą jechać nawet 500km/h) są one sporo droższe od biletów lotniczych i z 3 razy droższe od klasy T

      • A co do kupowania online to z tego co wiem to trzeba mieć Chińską kartę kredytową…

        • Tak, faktycznie trzeba. Podczas ostatniego pobytu w Chinach jednak zaczęlismy używać tej metody. Zwykle prosiliśmy znajomego Chińczyka lub Chinkę, oni przy nas kupowali bilety on-line za pomocą swojej karty lub chińskiego paypal, a my im od razu oddawaliśmy gotówkę.
          Zero stresu i nie traci się czasu na „wycieczki po bilety:.

  3. To ja może dodam kilka informacji praktycznych:

    – nazwę miejscowości po chińsku (konieczną do zakupu biletu) z powodzeniem możemy wykaligrafować sami posiłkując się tłumaczem googla- ja sama „rysuję” i pani w kasie zawsze wie o co chodzi ;-)

    – na niektórych dworcach można kupić bilety na najpopularniejsze trasy w automatach- bardzo wygodne, płatne gotówką,

    – istnieje też możliwość zakupu biletów kolejowych w agencjach turystycznych, które sprzedają również bilety na samoloty i autobusy- z reguły nie ma w nich kolejek, dopłata do biletu wynosi od 0 do 10 rmb,

    – bilety na te szybsze i droższe pociągi z miejscówkami trzeba kupować z kilkudniowym wyprzedzeniem, szczególnie jeśli chcemy jechać w weekend, w przypadku okresów świątecznych gdy miliony Chińczyków jedzie do domu, bilety należy kupować nawet z kilkutygodniowym wyprzedzeniem,

    – w tych „szybkich” pociągach (ponad 300 km/h) są dwie klasy, przy czym już klasa II jest bardzo komfortowa (jeśli ktoś zna szybką kolej niemiecką to to są dokładnie takie same pociągi), w klasie I (którą jechaliśmy raz z uwagi na konieczność powrotu do domu żeby zdążyć do pracy i brak biletów na tańsze opcje) dodatkowo dostajemy suchy prowiant- jak na mój gust zdecydowanie się nie opłaca ;-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *