Pekin od innej strony

Pekin kojarzony jest ostatnio z Igrzyskami Olimpijskimi, a poza tym głównie z zabytkami i miejscami takimi jak Zakazane Miasto, Plac Tienan’men i Wielki Mur Chiński, który przebiega niedaleko na północ od miasta. To wszystko jednak już było, mam to za sobą, ile razy można oglądać te same miejsca. Fani Pekinu i Chin może powiedzą – w nieskończoność. Może i tak, ale ja jednak do nich nie należę, mimo, iż ten kraj często gościł na mojej trasie. Zawsze jednak w Pekinie i innych miastach Chin pociągało mnie co innego, coś na co nigdy nie miałem dość czasu, bo były ważniejsze rzeczy, które trzeba było zobaczyć, bo grupę to mało interesowało, bo może następnym razem, bo coś tam. W końcu więc ten następny raz nadszedł…

Znaleźć je można w każdym większym mieście Chin. Złośliwi się przyczepią i zapytają – co to znaczy większe miasto w Chinach? Powyżej jednego miliona czy 5 milionów? No właśnie. Będą mieć rację, ale zostawmy to na razie. Dziś bohaterem odcinka są parki: te z jeziorami i bez, te z pagodami i chińskimi mostkami. Rodzaje i rozmiary można by mnożyć, ale co w nich takiego fascynującego? A no to, że zbierają się w nich ludzie i robią tam różne dziwne rzeczy.

W parkach się śpiewa.
Jest dyrygent i grupa ludzi podzielona na dwie drużyny – prawie jak za dawnych czasów, kiedy grało się w „ogień i wodę”. Grupy stoją po przeciwnych stronach, a dyrygent w środku. Za nim gra kapela lub puszczana jest muzyka z magnetofonu. I wszyscy śpiewają. Zobaczcie sami jak to wygląda w rzeczywistości:

Śpiewający Chińczycy

W parkach uprawia się… Tai Chi.
Pierwszy raz z Tai Chi praktykowanym przez Chińczyków spotkałem się w 2005 roku w Xi’an, gdzie około stu osób w tym samym momencie wykonywała tę samą figurę. Niektórzy nazywają to medytacją, inni formą samodoskonalenia. Co Chińczyk to inna definicja, ale pewnie prawdę znajdziecie w Wikipedii. ;) Czym by Tai Chi nie określić bardzo fajnie obserwuje się je z boku. Choć sam Tai Chi nigdy nie uprawiałem, to jednak chwilę się przyglądając mogłem zauważyć, kto jest początkujący, a kto jest kilka poziomów wtajemniczenia wyżej. Miękkie i płynne ruchy, idealnie zgrane z muzyką, naprawdę świetnie się na to patrzy.

W parkach się biega.
To chyba nikogo nie dziwi. U nas tez się w parkach biega. Nudaa…

W parkach można poćwiczyć
W niektórych chińskich parkach (np. tym przy Świątyni Nieba) zainstalowane są różne przyrządy do ćwiczeń – mogą to być wiszące kółka na linach, drążki do podciągania, czy też dwa drążki gimnastyczne. Chińczycy, co ciekawe głownie starsi przychodzą do parków i ćwiczą na tych przyrządach. Młodzi pewnie w tym czasie chodzą na siłownie. Ot taka różnica pokoleń…

W parkach się tańczy?
A tańczy się! I to jak! Leci muzyczka „live”, lub z jakiegoś grajo-sprzętu, Chińczycy dobierają się w pary i tańczą np walca, albo innego obkręcańca. Wygląda to rewelacyjnie. Nikt się przy tym nie krępuje i nie zastanawia czy wygląda dobrze, czy głupio i że kobieta tańczy z kobietą, lub facet z facetem, albo że komuś coś nie wychodzi. Oni się przy tym po prostu świetnie bawią, a co!

 

Taniec w parach…

…i w grupie, tak bardziej “kolektywnie”, po chińsku :)

W parkach gra się w chińskie szachy.
To raczej nie dziwi, bo jest to i częsty obrazek na ulicach różnych chińskich miast, niemniej poza samą grą najbardziej lubię obserwować debaty i emocje jakie towarzyszą gapiom obserwującym zmagania dwóch graczy.

W parkach gra się na instrumentach.
Gitara, flet, skrzypce a nawet harmonia – takie oto instrumenty można zobaczyć w chińskich parkach. Oczywiście grające osoby są otoczone wianuszkiem słuchaczy, a czasem do tego jeszcze ktoś śpiewa. Miło:)

W parkach jest i karaoke.
Karaoke w Chinach nie jest popularne, ono jest chooolernie popularne. KTV można spotkać na każdym kroku. Miałem wątpliwą przyjemność brać udział ze dwa razy w tej zabawie, ale to co mi się podobało, to fakt iż Chińczycy są bardziej wyluzowani niż my. Nie krępują się tak bardzo, albo hmm… mają tanie bajdzio (śmierdząca, bardzo tania chińska wódka tylko dla najlepszych graczy ;) ) i już potem jest im wszystko obojętne? Może i tak być. Nie zmienia to jednak faktu, że karaoke można też spotkać w parkach. Jest laptop i jakiś duży monitor lub telewizor, no i oczywiście mikrofon z głośnikami, do którego Chińczycy się „uwyzewnętrzniają”(jest w ogóle takie słowo?) do granic możliwości… Uch! To trzeba samemu zobaczyć. Niestety zrobiłem spory błąd. Nagrałem takie jedno „przedstawienie” i jak je odsłuchiwałem, to stwierdziłem, że huk „przepalił” dźwięk i słychać tylko charczenie głośników. Nie nadaje się, więc – do skasowania, jednak dziś bym powiedział, że nadaje się idealnie. Oddaje najpełniej realia chińskiego KTV :) Następnym razem nagram – obiecuję, że nie skasuję.

W parkach gra się w Zośkę.
Czasem jest boisko, siatka i boczne linie oraz po dwóch zawodników po każdej stronie.. Czasem po prostu jest dwóch, trzech lub więcej zawodników i podbijają tę biedną Zośkę czymkolwiek, byle nie upadła na ziemię.  Zwykle robią to nogami, ale można też klatą, głową czy kolanem. Nie podbija się chyba tylko ręką, a jeśli się mylę, to niech mnie ktoś poprawi.

Zośka z regułami

Mi najbardziej jednak zaimponowały babcie w kategorii wiekowej 70+, które robiły tak niesamowite wygibasy przy tej grze, że gapiłem się na nie prawie 20 minut. Pozazdrościć takiej sprawności ruchowej w tym wieku. Tu taki przytyk do wszystkich babć sapiących i prychających zwykle nad uchem w krakowskiej komunikacji miejskiej, kiedy nie ustępuje się Wam miejsca? W Zośkę grać w parku w trampeczkach i dresiku, a nie malować się, pachnić i chodzić w butach na obcasie do tego! ;)

Free style Zośka ;)

W parkach w końcu można… opowiadać kawały?
To był hit tego pobytu w Pekinie. Łaziliśmy z Alicją po parku na północ od Zakazanego Miasta, czyli tuż przy Wzgórzu Węglowym. Nigdy wcześniej tego nie widziałem i tym bardziej byłem zaskoczony, gdy Alicja mnie zapytała, co oni robią. Ja „znawca” Chin i pilot wycieczek do tego kraju ze skruszoną miną powiedziałem – nie wiem. Cholera nie wiem. Obserwowaliśmy ich przez chwilę. Stali parami lub trójkami. Z tego jedna osoba coś opowiadała nakręcona. Po wygłoszonym epilogu następuje salwa śmiechu i wymiana osób. Ludzie się przemieszywali (takiego słowa też chyba nie ma – podpowiada mi tu Alicja ;)) i tym razem zwykle osoba słuchająca opowiadała kawał. Nie byliśmy tego pewni, więc upewniliśmy się jednego młodego Chińczyka. „Do they tell jokes?” (Czy oni opowiadają kawały) – zapytałem. „Yes, yes, jokes… you try!” (tak, tak, żarty… Ty spróbuj)  – wykrzyknął uradowany Chińczyk O nie, nie… do kawałów to trzeba mieć głowę, a poza tym, po jakiemu? Po chińsku mam je Wam powiedzieć czy po polsku? Niezły żart, a może kawał? ;)

Zakazane Miasto, Pekin.
Zakazane Miasto, Pekin.

Pewnie jeszcze by się coś znalazło, ale jakoś teraz nie przychodzi mi do głowy. Pewnie zapytacie, a czy oni nie chodzą do parku po prostu na spacer, albo żeby dokarmić kaczki w jeziorku, albo żeby spotkać się z dziewczyną na randce? To też, zdarza się ;) Może poza tym dokarmianiem, bo Chińczyk to w parku raczej taką kaczkę wolałby złapać i zjeść, ale to już inna bajka ;) Nie, no żartuję oczywiście – między bajki można włożyć takie opowieści, bo kaczki mają się tam świetnie, a dzięki nim i my. Zapytacie dlaczego? A no dlatego, że park to najlepsze miejsce, aby kupić normalne pieczywo (może trochę suchawe, ale przynajmniej nie gumowate), którym docelowo jednak dokarmia się kaczunie…

Tańce w chińskim Parku niedaleko Zakazanego Miasta.
Tańce w chińskim Parku niedaleko Zakazanego Miasta.

Jak już odpowiedzieliśmy sobie na pytanie – co się w Chinach parku robi, to teraz może odpowiemy sobie na pytanie, dlaczego Chińczycy je tak lubią? Tutaj trzeba wrócić trochę do historii, gdyż… dawno, dawno temu… dość modne (tylko wśród chińskich elit) były chińskie ogrody, w których można było błogo spędzać czas. W ogrodach tych jednak na próżno by szukać kwiatów czy równo przystrzyżonych trawników. Częściej można było znaleźć skałę, wodę i kamień, czyli trzy podstawowe elementy wg chińskiego standardu. Dziś, na własne ogrody mało kto może sobie pozwolić, gdyż Chińczycy to dość ludny naród. Znacznie więc bardziej popularne niż ogrody (te są obecnie często atrakcjami turystycznymi) stały się parki, które są większym i współczesnym odpowiednikiem tych pierwszych. Każdy może do parku przyjść (czasem pobiera się opłatę 2-5Y), miło spędzić czas i przy okazji nawiązać nowe znajomości, a jak widać „na załączonym obrazku” o nudę tam dość trudno, a i spotkać tę samą twarz dwa razy pewnie w tamtejszych warunkach awykonalne ;)

Plac Niebiańskiego Spokoju, Pekin.
Plac Niebiańskiego Spokoju, Pekin.

To tyle o Pekinie, parkach w Pekinie i o parkach ogólnie. Podczas naszego pobytu w Pekinie pogodę mieliśmy do d… więc długo tam nie zabawiliśmy. Alicja nawet nie pojechała na Mur Chiński  i należy do tego nielicznego grona osób, które będąc w Chinach go nie widziały, ale co tam. Atrakcje Szanghaju, a raczej pobliskiego Nantongu już czekały, więc szybko uciekamy przed zimą na południe, do polskiego domu.

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

LosWiaheros w Pytaniu na Śniadanie

To był bardzo niespodziewany telefon. – Dzień dobry. Chciałabym Państwa zaprosić do programu Pytanie na Śniadanie. Będziemy rozmawiać …

3 komentarze

  1. Zgadzam sie w 100%-ach! pół roku spędziłam w Pekinie i parki to moje najukochańsze miejsca! choć widok osoby z zachodu z książką, słuchawkami w uszach i wystawiającą twarz do słońca wzbudzał zainteresowanie chińczyków, to jednak się nie przejmowałam. Żałuję, że w Polsce jest takich miejsc mniej. W chińskich parkach większość to przemili staruszkowie, w Polsce to piwkujący młodzi na których lepiej się nie natknąć…

  2. Szczerze mówiąc również mnie to interesuje :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *