Buzkaszi, czyli dlaczego oni gonią za zdechłą kozą?

Czy Wy też tak czasem macie, że jedziecie gdzieś przez kilkanaście godzin, albo kilka dni i jesteście rozczarowani tym, co po drodze? Jest zimno, niewygodnie, brudno – marzycie o kawałku normalności, ale zaciskacie zęby, bo cel jest niedaleko? Nam zdarzyło się to kilka razy, ale to co zastaliśmy na końcu drogi w Korytarzu Wachańskim przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. To była nagroda za trud. Wisienka na torcie.

Rower i Afganistan za cholerę nie idą w parze i nie dlatego, że tam jest niebezpiecznie. Są takie rejony, jak Wachan własnie, że spokojnie rowerem można pośmigać, tylko że wtedy przed nami jest największe wyzwanie – zdefiniowanie na nowo pojęcia drogi. Mieliśmy wszystkiego faktycznie dość. Dwa dni wcześniej Alicja czymś się struła i cały dzień nie mogła jechać na rowerze. Dzień wcześniej rowery więcej pchaliśmy niż na nich jechaliśmy, bo po piasku z sakwami pod górkę… no trochę słabo. Dziś siąpi od rana, jest mokro, a strumyki, które do tej pory zwykliśmy szybko przekraczać, zamieniły się w rwące rzeczki lub rzeki. Mieliśmy po ludzku dosyć.

Gdybym był tam sam, to pewnie bym usiadł i czekał na poprawę pogody, a może bym zawrócił… Jechaliśmy razem, więc kompromis musi być, a Alicja nie miała humoru na robienie sobie biwaku w samym środku tej beznadziei. Parła dalej. Gdy ona się zmęczyła, ja się rozkręciłem i tak jakoś jechaliśmy przed siebie, oboje już wtedy głośno się zastanawiając – po co dalej jedziemy?

Za entym przejazdem i zakrętem tego dnia, nagle (dla nas!) dolina się rozstępuje, na horyzoncie widać przełęcz i ośnieżone wierzchołki górskie. Nastąpiło jakieś zwarcie elektryczne w naszych głowach, dostaliśmy więcej energii, zaczęliśmy jechać przed siebie byle by już być tam, bo skąd to zbiegowisko ludzi na horyzoncie? Skąd te tumany kurzu? Skąd konie i okrzyki?

Rozpędzone konie podczas gry Buzkashi
Rozpędzone konie podczas gry Buzkashi

Podjeżdżamy bliżej i widzimy, że to jakieś zawody, że ludzie się ścigają na koniach, że krzyczą! Ło Mateńko, prędzej, szybciej, o co chodzi! Parkujemy rowery i nikt się nami nie interesuje – też dziwne! Wyciągamy kamerę, aparat – szkoda każdej sekundy!

– Buzkaszi, buzkaszi – krzyczą ludzie i machają rękoma do nas, żebyśmy podeszli bliżej! Pojawia się zainteresowani nami. Alicja ląduje w siodle i już po kilku chwilach jesteśmy w samym środku tego konnego rozgardiaszu.

Cała uradowana Alicja w afgańskim siodle
Cała uradowana Alicja w afgańskim siodle
Afgańczycy, a dokładnie Wachowie w walce o kozie truchło
Afgańczycy, a dokładnie Wachowie w walce o kozie truchło

Zdjęcia cykam jak szalony. Dzieje się! Nagle ta nasza senna i męcząca droga przez mękę zamienia się w wulkan emocji, z którego wystrzeliwują jak lawa kolejne piękne obrazki z ośnieżonymi szczytami górskimi w tle.

Buzkaszi to bardzo stara gra charakterystyczna dla ludzi gór żyjących nie tylko w północnym Afganistanie, ale też w Pakistanie, Kirgistanie oraz Tadżykistanie.  A dokładniej głównie w górskich częściach tych krajów.  Teren ten obejmuje góry Pamiru oraz Karakorum, a my znajdujemy się własnie w dolinie, która wspomniane góry oddziela. Często też buzkaszi występuje pod innymi nazwami jak na przykład „kok boru” w języku uzbeckim i turkmeńskim lub „oglak tartis”. W każdym języku jednak znaczy to mniej więcej tyle co: wydzieranie sobie kozy.

Po kilkunastu minutach podniesionej adrenaliny w końcu zaczynamy zadawać pytania, a dobrze się składało, bo pojawił się jakiś pracownik NGO, który mówił po angielsku.

– jakie są reguły tej gry? O co chodzi – pytam.

– No rules, no rules – odpowiada uśmiechnięty od ucha do ucha Afgańczyk i gestami pokazuje, że chodzi o to, aby się przepychać i wyrwać kozę przeciwnikowi.

No właśnie – kozę. Zdechłą kozę, a dokładniej rzecz ujmując to kozie truchło, czyli brutalnie mówiąc… kozę bez głowy. To truchło, jak się później okazuje trzeba wrzucić do kręgu zaznaczonego na środku boiska. Pytanie tylko, gdzie są granice boiska. Obserwując tę grę przez ponad pół godziny mamy wrażenie, że zawodnicy jeżdżą wszędzie, gdzie im się żywnie podoba. Później okazuje się, że boisko jest wszędzie dookoła nas i kilka razy zdarza się, że uskakujemy pędzącej grupie koni! Ale jakie zdjęcia z tego wychodzą!

Podczas gry Buzkashi konie nagradzane są czerwony wstążeczki za każdy zdobyty punkt.
Podczas gry Buzkashi konie nagradzane są czerwony wstążeczki za każdy zdobyty punkt.

Im dłużej się tej grze przyglądamy, tym więcej detali wychwytujemy. Okazuje się, że niektóre konie mają przy uszach takie czerwone wstążeczki – to nagrody za zdobyte punkty, co oczywiście później, w życiu codziennym, przekłada się  na wartość konia –  na dzienne stawki za wynajem, na prestiż właściciela etc.

Jeden z lepszych graczy Buzkashi tego dnia.
Jeden z lepszych graczy Buzkashi tego dnia.

Po zdobyciu wstążeczki, jeździec czasem się zmieniał, czasem nie – tego nie udało nam się wyjaśnić. Sama gra trwała kilka godzin, a my nawet nie czuliśmy głodu, czy zmęczenia. Kompletnie nas to wciągnęło. To była nagroda za wysiłek, który włożyliśmy w tę trasę i wtedy już wiedzieliśmy, że czasem w podróży po prostu trzeba dać się ponieść, popłynąć na fali dziwnych zbiegów okoliczności i interakcji z ludźmi. Podejrzewam, że zdarza się to wielu osobom, Wam na pewno też, a takie chwile wspomina się długo i wraca się do nich najchętniej, bo to taka esencja podróżowania, bycia w drodze.

Poniżej krótki filmik pokazujący Buzkaszi, jakie udało nam się zapamiętać.

Czy nie przypomina Wam to trochę polo? Tak, tego polo, które znamy z anglosaskich krajów, gdzie pięknie ubrani dżokejowie uderzają piłkę długimi kijami podobnymi do hokejowych. Wszystko się zgadza, bo polo tak naprawdę wywodzi się z Pakistanu i to jest bardziej „cywilizowana” mutacja Buzkaszi – no trochę nie wypadałoby angielskim dżentelmenom ganiać za kozim truchłem, prawda?

 

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Hangout On Air z Magdą Biskup wprost z Australii

Drugi telemost podróżniczy już za nami. Tym razem pogawędkę o życiu, pracy, marzeniach i przyjemnościach życia w Australii, ucięliśmy …

23 komentarze

  1. cudo! wpisuję na listę #todo zaraz po stepach mongolskich :)

  2. Zazdroszczę Wam takiego podróżowania i poznawania kraju od środka….idąc pieszo (lub jadąc rowerem lub stopem) można zobaczyć znacznie więcej…już nieraz tego doświadczyłem nawet i w Polsce było ciekawie…w południowej Europie też super….we Francji np podobało mi się podejście kierowców do przepisów ruchu drogowego… ;) generalnie jak tylko mieli powód to je naginali…hehe na dalekim wschodzi podobno jeszcze śmieszniej jest ale już niedługo się przekonam… powoli sobie wszstko układam tak, żeby móc żyć w podróży a nie w jednym tylko kraju pracując na mieszkania i „życie”… życzcie mi powodzenia :P a ja będę wypatrywał Was na horyzoncie ;)

    • Andrzej Budnik

      Życzmy, życzymy, bo mobilnie fajnie się żyje – sam sobie sterem, żaglem, choć przyznam, ze trzeba mieć sporo samozaparcia, żeby zmuszać się do pracy, jak bicza nie ma nad głową! Powodzenia!

  3. „Czy nie przypomina Wam to trochę polo? ” – mi to raczej przypomina Rambo trojke, i az sie na koncu zdziwilem, ze nikt o tym fakcie nie wspomnial :)

  4. Jestescie prawdziwymi podroznikami! Dzieki wam udalo mi sie juz odkryc wiele zakatkow swiata o ktorych nie mialam pojecia i oczywiscie dodac ich do mojej listy miejsc ktore chce odwiedzic. Ja rowniez miewalam te momenty w podrozy kiedy mi sie po prostu nie chcialo, ale kilka razy natknelam sie na zapierajace dech w piersiach widoki i od razu przypomnialo mi sie po co tam jestem. Ciekawa gra. Chcialabym kiedy zobaczyc na wlasne oczyc. A zdjecia faktycznie robia wrazenie!

  5. I znów się człowiek czegoś nowego dowiedział – Buzkaszi? W życiu nie słyszałem. Polo? Owszem, obiło mi się coś o uszy, ale że ta tak silnie utożsamiana z krajami anglosaskimi gra wywodzi się aż z Pakistanu? Nawet mi to przez myśl nie przeszło…

    • Andrzej Budnik

      No własnie, bo polo wywieźli Anglicy z Pakistanu, a ten przecież był ich kolonią razem z Indiami.
      Muszę poszperać jeszcze skąd się wywodzi krykiet, bo może tez się okazać, że nie ze Zjednoczonego Królestwa ;-)

  6. Totalna magia! :-) Pamiętam tę historię ze slajdowiska w Kei w Łodzi! Zdjęcia przepiękne i super się prezentują na nowej stronie :-) pozdrawiam!

    • Andrzej Budnik

      To prawda! Te zdjęcia pokazywaliśmy tylko na kilku pokazach i jednym z nich była łódzka Keja! Pozdrowienia również!

  7. Żebyście, dzieci drogie, wiedziały, jak tego spektaklu Wam zazdroszczę? Normalnie aż mi się chce gryźć klawiaturę!
    Zdjęcia bajeczne! <3

  8. Pewnie narażę się ogółowi, ale powiem tak, krajobrazy owszem piękne , surowe. Ale nie wszystko co napotykamy w drodze, od razu musi budzić nasz podziw i zachwyt. Nie podoba mi się ta gra. Koza to jednak istota żywa, nie zabawka. Żyła sobie swoim kozim życiem, miała jakieś kozie myśli, kozie uczucia. Pewnego dnia zabito ją, obcięto głowę, postanowiono się zabawić, jak zwykłą szmacianką. Nie chcę wyolbrzymiać , ale stąd tylko jeden krok, aby kozę zastąpił człowiek. Uważam, że każde życie zasługuje na szacunek.

    • Andrzej Budnik

      Marta, bardzo ważną kwestię poruszyłaś i przyznam się szczerze, że czekałem na taki komentarz, bo to faktycznie jest dość kontrowersyjne. Co więcej Twoje przewidywania sa jak najbardziej uzasadnione, bo pisząc o zastąpieniu kozy człowiekiem dużo się nie pomyliłaś. To już działo się w historii tego regionu, a dokładniej uprawiały to hordy Czingis Khana, które podbijały nowe ludy.

      • Dodam jeszcze tylko jedno, aby Alicja bardziej ostrożną w podróży była. Na rowerku konia nie dogonisz, wystarczy popatrzeć na Pana w zielonych porteczkach.
        Resztę pozostawię Tobie pod rozwagę.

        • Andrzej Budnik

          Kompletnie nie czuliśmy tam zagrożenia. Właśnie ta izolacja doliny sprawiała, ze wszyscy się znali i numer, który podejrzewam chodzi Ci po głowie, trochę w mojej się nie mieści, ale… dzięki za ciekawy punkt widzenia.

  9. Bardzo ładne góry, trzeba przyznać.

  10. Trochę brutalny ten sport…Tak sponiewierać zwłoki kozy… No ale może właśnie przez tą inność świat jest taki ciekawy.
    Chylę czoła aż po glebę – fenomenalne zdjęcia!

  11. Fajnie, że na całym świecie wciąż są ludzie, którzy uprawiają odmiany tych pierwotnych dyscyplin, które jak widać były podwalinami pod wiele odmian sportów, które wiodą dziś prym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *