Wieże diaolou wokół Kaipingu

Z Kantonu zrobiliśmy mały skok do miasta Kaiping. Co prawda samo miasto zbyt dużo do zaoferowania nie ma, ale okolice to istny raj dla osób, które lubią architekturę pomieszanych styli – chińskiego i zachodniego.
Wioski wokół Kaipingu to enklawa rezydencji obronnych, które zostały wybudowane na początku XX wieku. Właścicielami tych rezydencji byli Chińczycy, którzy wracali z emigracji z Australii i USA do ojczyzny po tym jak złoża złota w wymienionych krajach się wyczerpały, a „gorączka złota” ustała. Część z wracających Chińczyków została po prostu wypędzona np. z Kaliforni, czego przykładem może być tzw. Chinese Exclusion Act pochodzący z 1882 r.

Początki wieku XX niestety do najspokojniejszych nie należy i wracający Chińczycy, dość zamożni jak na tamte czasu, budowali rezydencje w postaci wieży warownych. Pozwalało to na obronę i przede wszystkim na wypatrzenie zawczasu bandytów planujących najechać ich posiadłości. Wszystko to czyni sprawia, iż budynki te przyjęły głównie formę wież. Wyglądają one niezwykle malowniczo powtykane tu i ówdzie pomiędzy pola ryżowe lub do połowy zarośnięte jakimiś chaszczami.

Wieża diaolou w wiosce Majianglong.
Wieża diaolou w wiosce Majianglong.

W 2007 roku zespół czterech wiosek, ale w okolicy jest ich znacznie więcej, został wpisany na listę UNESCO. Dlaczego? A no powodem, jak podaje komisja nominacyjna, było podkreślenie przenikających się elementów architektury tradycyjnie chińskiej z zachodnią, przywiezioną zza wielkiej wody. Wieże diaolou były budowane wtedy z nowego materiału jakim był beton. Poza wieżami są też inne budynki mieszkalne – niskie i piętrowe. Część z nich w obecnym czasie jest dalej własnością prywatną i np. zwiedzając sobie wioskę Majianglong tuż przy ślicznie odrestaurowanych wieżach „państwowych” można zobaczyć też ładnie zachowane w tym samym stylu prywatne domostwa dalej zamieszkiwane lub kolejne, w których trzyma się śmieci lub stare graty. Wygląda to dość dziwnie, ale w chińskich realiach dziwić nie powinno. Ja  osobiście już przywykłem i śmieci nie robią na mnie żadnego wrażenia, nawet jeśli tuż koło mnie wrzucane są wprost do rzeki z zaparkowanego na moście samochodu ciężarowego. Ot takie różnice kulturowe :)

Wracając jednak do wiosek. Z Kaiping najlepiej jest się tam dostać tuk-tukiem. Płaci się delikwentowi około 30-50Y i obwozi on kilku wybranych wcześniej wioskach. My wybraliśmy te, do których nie płaci się biletów wstępu. Te najsłynniejsze obwarowane są biletami w wysokości 70Y, czyli 10USD, więc sobie darowaliśmy.

Chińska ekipa filmowa w akcji!
Chińska ekipa filmowa w akcji!

Trafiliśmy za to do jednej, w której chińska telewizja akurat kręciła kolejny film i niestety strażnik nie chciał nas wpuścić. Użyliśmy jednak tym razem sprytu zamiast forsować bramę siłą. Zadzwoniliśmy do Susan z Xiamen, która wręcz nas zaklinała, że jak czegoś będziemy potrzebować w dalszej naszej podróży po Chinach, to mamy bezzwłocznie dzwonić. Okazja nadarzyła się wyśmienita. Połączyliśmy więc telefonem komórkowym Susan z Panią przy kasach biletowych. Podyskutowały chwilę, po czym Chinka wyciągnęła z zza pasa swój radiotelefon i coś wymamrotała po chińsku. Dostała zwrotną odpowiedź i uśmiechnęła się do nas ochoczo. „Macie pozwolenie od mojego szefa na wejście pod moją opieką na plan filmowy”– wydusiła dość ciepłym tonem. Oczy przetarliśmy ze zdziwienia, ale oczywiście z okazji skorzystaliśmy i już po 10 minutach marszu byliśmy w sercu czego, co można nazwać planem filmowym.

Zwoje kabli, około 20 kamer, aktorzy i cały personel z obsługi technicznej. Kręcono kolejny film z rodzaju Bruce’a Lee  – wieże te świetnie się do tego nadają. Pokręciliśmy się trochę, aby za dużo nie przeszkadzać i nie nadwyrężać gościnności i pojechaliśmy do innej wioski – Majianglong. Ta była zupełnie spokojna i tak na prawdę prawie cała dla nas poza jedną wycieczką, która akurat wychodziła, jak my wchodziliśmy. Na szczęście wieże diaolou nie cieszą się wielką sympatią pakietowych wycieczek chińskich, więc mimo, iż są wpisane na listę UNESCO, to nie ma tam tłumów i gorąco je polecam, bo są naprawdę oryginalnymi okazami bez chińskiej mani kolorowania i przyozdabiania nie wiadomo czym.

Mebelki w zachodnim stylu w środku diaolou.
Mebelki w zachodnim stylu w środku diaolou.

Wieczorem wróciliśmy do Kaipingu, skąd następnego dnia przetransportowaliśmy się do Zhanjiang. Tam szybka decyzja czy jechać na Hainan czy w stronę Kunmingu. Zdecydowaliśmy nie tracić czasu na chińsku kurort i po kilkunastogodzinnej podróży chińskim pociągiem dotarliśmy do Kunmingu, gdzie zabawiliśmy ponad tydzień w doborowym towarzystwie i w iście domowej atmosferze. Powiedziałbym więcej – w hawajskiej atmosferze, ale o tym już w następnym odcinku :)

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Żubry, dziki i tarpany, czyli w poszukiwaniu zimy!

Szczerze? Straciłem wiarę w to, że prawdziwa zima zawita do Polski. Po zeszłorocznej ściemie w postaci jednego tygodnia ze śniegiem, postanowiliśmy …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *