Wayang golek – najstarsza Jawajka, którą możesz spotkać

Smukła sylwetka, delikatne rysy twarzy, długie i zgrabne ramiona, potrafi poruszać się z gracją godną księżniczki. Bywa kapryśna, może być czystym ucieleśnieniem dobra, a czasem jest zła jak sam diabeł. Łatwo poddaje się manipulacji. Ta tajemnicza osóbka to wayang golek.

Główna aktorka jawajskiego teatru lalek wayang golek – lalka z drewna – jest podstawowym elementem tej starej i bogatej tradycji. Jej niezwykłe walory podziwiano i opisywano już w X wieku naszej ery, a ja, o jej istnieniu, dowiedziałam się w Białymstoku podczas studiów na Akademii Teatralnej.

Wayang gloek ma w Polsce swoją młodsza siostrę znaną jako jawajka. Lalkę tę prowadzi się od dołu, jedną ręką animuje się korpus i głowę, a drugą ręce lalki osadzone na sztywnych drutach, zwanych czempuritami. Spektakle realizowane w jawajkach spotyka się w Polsce już bardzo rzadko.

Zgłębianie natury i tajemnic animacji jawajki nieraz dawało mi się we znaki i wielokrotnie patrzyłam na nią z obrzydzeniem, znudzeniem i wielką niechęcią. Studiowanie poszczególnych gestów i ruchów to mozolna praca, godziny spędzone za parawanem, pot i nieustanny ból ręki i ramion. Wszystko po to, aby stworzyć iluzję, że ten kawałek drewna i szmatki to żywa istota. Naszym autorytetem w tej dziedzinie był wtedy prof. Jan Plewako – bardzo doświadczony aktor. Kiedy brał lalkę do ręki, ta natychmiast ożywała, a my patrzyliśmy na nią nie jak studenci chcący się czegoś nauczyć, a jak dzieciaki oczarowane magią teatru lalek. Pan Jan był dla nas prawdziwym mistrzem jawajki. Nawet przez myśl mi wtedy nie przeszło, że kiedyś na Jawie będzie mi dane spotkać mistrza wayang golek.

Kiedy tylko dobiliśmy do brzegu Jawy stało się dla mnie oczywiste, że muszę odnaleźć te lalki. Zadanie wydaje się proste, bo Jawajczycy są dumni ze swoich teatralnych tradycji i podobno wayangi są wszędzie, zwłaszcza w środkowej części wyspy.

Pierwsze kroki w Dżakarcie kieruję do słynnego muzeum lalek i doznaję pierwszego rozczarowania. Co prawda kolekcja jest dosyć imponująca, ale całość trąci myszką i mało tu konkretnych informacji. Wyjaśnienia pracownika muzeum, skupionego bardziej na zachwalaniu towaru ze sklepiku z pamiątkami, raczej zniechęcają do obejrzenia spektaklu, który grany jest tu w każdą niedzielę rano (wejście za darmo). Mimo wszystko nie poddaję się, bo podobno „wayangi są wszędzie”…

Wayang golek, jako pamiątka z podróży

W miasteczku Bogor znajduję adres pewnego artysty, który podobno rzeźbi jedne z najpiękniejszych lalek na Jawie. Odnalezienie jego domu nie jest łatwe, ale dzięki pomocy miejscowych, wreszcie udaje mi się dotrzeć do warsztatu. Miało być miejsce magiczne, a widzę zwykły sklepik z pamiątkami dla turystów. Wayangi wiszą w kilku rzędach, rzeczywiście są ładne, idealnie wyrzeźbione, ale niczym się od siebie nie różnią. Ich tępe, bezduszne, martwe oczy nie patrzą – lalka nr 1, lalka nr 2, nr 3, 4… Wyglądają jak seryjnie wyprodukowane  w Chinach zwykłe suweniry. Faktycznie są ładne, ale to nie to czego szukam. Szkoda czasu, jadę do Bandung – serca jawajskiego lalkarstwa.

W Bandung sytuacja się powtarza, warsztat artysty i bezduszne kawałki drewna w postaci wayang golek jako pamiątki pobytu na Jawie. Są też spektakle, ale takie pod turystów, można nawet za odpowiednią opłatą uczestniczyć w warsztatach animacji. Gdzie się podziały prawdziwe, teatralne lalki i ich mistrzowie? Czyżby tradycja wayang golek zanikła i stała się tylko „cepeliadą”?

Nic podobnego! Prawdziwe wayang golek wciąż istnieją i mają się świetnie! Trzeba tylko wiedzieć, gdzie ich szukać i kogo zapytać. Edvin, nasz couchsurfingowy host bardzo przejął się moimi desperackimi poszukiwaniami i postanowił mi pomóc. O lalki zapytał swojego wujka, u którego gościliśmy w domku na wsi, wujek zapytał o to samo ciocię, a ciocia zadzwoniła do swojej koleżanki i co się okazało? W sobotni wieczór do sąsiedniej wsi przyjeżdża prawdziwy dalang – mistrz wayang golek. Tylko o co tu chodzi? Mistrz, przyjeżdża na wieś?! Przyjeżdża, a jakże!

Spektakle są najczęściej odgrywane przy okazji świąt, urodzin, wesela, ważnego jubileuszu lub innych imprez okolicznościowych. W pobliskiej wiosce odbywa się akurat ceremonia obrzezania i z tej okazji, rodzice chłopca zaprosili mistrza wayang golek. „Zaprosili” to bardzo umowne określenie, bo spektakl kosztuje sporo pieniędzy (ok.3-7 tys.usd) i na takie „zaproszenie” mogą sobie pozwolić tylko zamożne rodziny.  Na przedstawienie jednak może przyjść każdy mieszkaniec wioski i okolic.

My, właśnie jesteśmy w okolicy i też wybieramy się na to widowisko. Na miejsce docieramy około północy, ale spektakl trwa już dobre dwie godziny i skończy się o drugiej lub trzeciej nad ranem. Wszystko zależy od inwencji mistrza i zasobności portfela gospodarzy.

Ogromna i dość wysoka scena ustawiona jest przed domem, a widzowie siedzą na matach ułożonych na wielkim podwórzu. Jest tu może około pięciuset osób: starzy, młodzi, dzieci, kobiety, mężczyźni, bogaci, biedni. Na spektakl przybyli chyba wszyscy mieszkańcy, bez względu na wiek, płeć czy status społeczny, bo każdy jest zaproszony i mile widziany.  Widzowie siedzą, leżą, przykucają, stoją, ale oglądają z zainteresowaniem przedstawienie, które trwa kilka godzin. Nie straszny im głód lub pragnienie, bo wszędzie krążą sprzedawcy z drobnymi przekąskami i napojami. Wszyscy są tak pochłonięci akcją, że wyjątkowo, nikt nie zwraca uwagi na przybycie dwójki białasów, czyli nas.

 

Widownia na wiejskim spektaklu

Jako „goście zza granicy” dostajemy honorowe miejsca na tarasie domu, ale daleko od sceny, a chciałoby się podejść bliżej… Gospodarz chyba czyta w moich myślach, bo chwilę później siedzimy już na środku sceny, wśród artystów. Dwa metry przed nami mistrz wayang golek – dalang –  prezentuje swój lalkarski kunszt animacyjny i gawędziarski. Sceny przedstawienia w głównej mierze inspirowane są pouczającymi historiami z sanskryckiego poematu epickiego „Ramayana”. Jednak wiele z nich powstaje tu i teraz, są owocem bogatej wyobraźni i improwizacji mistrza, który w dowcipny i często uszczypliwy sposób komentuje bieżące wydarzenia, na przykład ze świata polityki.

Na scenie pojawia się Cepot – postać charakterystyczna dla tego regionu Jawy. To taki odpowiednik cwanego klauna. Nie znamy indonezyjskiego, więc nie rozumiemy co mówi Cepot, ale na widowni wybuchają co chwilę salwy śmiechu i widzowie chętnie odpowiadają chórem na pytania, które zadaje im postać. Tworzy się bardzo ożywiony dialog między publicznością a lalką, doświadczony dalang doskonale wie jak zachęcić widzów do reakcji i wciągnąć ich w akcję, jest przecież mistrzem. Chwilę później oglądamy już piękną, liryczną scenę, w której lalka porusza się niezwykle delikatny sposób, prawie tańczy. Wydaje się lekka jak piórko, a to przecież tylko kawałek drewna… Tym razem publiczność oczarowana pięknem i harmonią sceny jakby zamiera w bezruchu i podziwia kunszt animacyjny mistrza.

Dalang i jego lalki

Dalang jest solistą, animuje lalki, użycza im głosu, tworzy historie, improwizuje zupełnie sam, ale za jego plecami, na scenie, obecna jest jeszcze cała orkiestra gamelanów, trzy pięknie ubrane śpiewaczki i muzycy grający na nieznanych mi instrumentach strunowych. Wypełniają oni muzyką pauzy między scenami. Pośrodku tego wszystkiego siedzimy my, a na nas patrzą ze zdziwieniem dziesiątki par oczu prawdziwych jawajskich wayang golek, jakby pytały „Co Wy tu robicie?

Takiego miejsca właśnie szukałam. Te lalki nie są tylko wyrzeźbionymi figurkami, są aktorami, grają w przedstawieniu, mają swoją historię i mimo, że są nieruchome sprawiają wrażenie żywych istot. Magia teatru, ciarki przechodzą mi po plecach.

Jeden z muzyków czujnie czeka na swoją kolej

Każda wayng golek posiada swój określony charakter i osobowość, która jest wyrażona nie tylko w sposobie mówienia i poruszania się, ale także w samym jej wyglądzie. Lalki grające dobre postacie posiadają smukła sylwetkę, spiczasty nos, lekko skośne oczy, które zawsze pokornie patrzą w dół. Mówią w łagodny sposób, poruszają się z wdziękiem i raczej używają siły umysłu niż siły mięśni w walce. Czarne charaktery z kolei,  mają wybałuszone oczy, są gruboskórne, posiadają nieprzyjemny, szorstki głos, poruszają się gwałtownie i koślawo.

Na scenie spotykamy jeszcze jedną ciekawą osobę – Anna, studentka z Węgier przyjechała tu na stypendium. Oczarowana magią teatru lalek została jednym z muzyków gamelanowej orkiestry. Anna wyjaśnia nam wiele szczegółów dotyczących spektaklu, które mają znaczenie symboliczne. Opowiada nam tez o życiu artystów należących do tej grupy, którzy mieszkają razem w jednej wiosce i pokazuje nam naprawdę napięty plan na następny tydzień –  codziennie grają spektakl. Dowiadujemy się tez, że teatr lalek zapraszany jest nie tylko na szczególne okazje i święta, ale także wtedy, gdy w miasteczku lub wsi wybucha jakiś konflikt. Dalang poinformowany o źródle konfliktu odgrywa – improwizuje sceny i nienachalnie przemycając w nich odpowiednie przesłanie, pokazuje jak problem można rozwiązać.

Myślę, że właśnie na tym polega sukces wayang golek. Nie jest to tylko artystyczne, kulturalne wydarzenie dla koneserów, ale rozrywka podszyta filozoficznymi i religijnymi wskazówkami, podana w formie zrozumiałej dla każdego rodzaju widza. Dzięki temu, teatr ten jest cały czas żywy, ma się dobrze, a nawet ewoluuje i rozwija się. Przedstawień wayang golek nie trzeba na Jawie reklamować, bo przychodzą na nie tłumy widzów, a mistrzowie dalang są osobami poważanymi. Ech… raj dla lalkarza.

O autorze: Alicja Rapsiewicz

Z zamiłowania i wykształcenia aktor-lalkarz. Pracowała przez 8 lat na różnych scenach w kraju i za granicą grając rozmaite role (od Krowy przez Anioła na Świętej skończywszy). Kilka zwrotów akcji w jej życiu i ciężki, ale ciekawy żywot wędrownego artysty, zaowocowały pomysłem aby objechać świat dookoła. Podróżowanie to jej największa pasja. Spędziła 4 lata w drodze przemieszczając się pieszo, autostopem, rowerem i jachtem. Odwiedzając rozmaite zakątki świata lubi przyglądać się codziennemu życiu mieszkańców i ich zwyczajom. Nie lubi się spieszyć. Nie wierzy w zdanie "nie da się", zdecydowanie jest zwolennikiem myśli "lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż żałować, że się w ogóle nie spróbowało."

Podobny tekst

Pocztówki z Birmy

Mówi się o Birmie, jako destynacji turystycznej, w samych superlatywach – że to Tajlandia sprzed 50 lat, że niekomercyjnie, że dziko …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *