Czy palec boży to bujda na kółkach?

Do Aktau, miasta na zachodnim krańcu Kazachstanu, przyjeżdża się głównie po to, aby złapać prom do Baku, albo właśnie takim promem się tu przypływa. W każdym razie wizyta w tym mieście jest raczej koniecznością niż wyborem i ogranicza się zwykle do kilku godzin. Błąd!

Po szyję w morzu, czyli relaks po kazachskim stepie
Po szyję w morzu, czyli relaks po kazachskim stepie

Miasto samo w sobie faktycznie nie zachwyca, ale nie przyjechaliśmy tu zwiedzać. Kiedy tylko docieramy do Aktau, od razu wypytujemy o morze i miejską plażę. Po długich pustynno-stepowych przejazdach w Uzbekistanie i Kazachstanie jesteśmy spragnieni wody. Nie, nie chce nam się pić. Mamy nieodpartą ochotę po prostu zobaczyć jakiś duży akwen, zwłaszcza po smutnej wizycie w uzbeckim Moynak.

Chcemy zanurzyć się w wodzie, ale tak totalnie. Chcemy zmyć z siebie ten wszędobylski pył, który towarzyszy nam niezmiennie od kilku tygodni.Najpierw dociera do nas morska bryza, dość orzeźwiająca w ten upalny dzień. Fala przyjemnego zapachu wody raczej zwiastuje, że Morze Kaspijskie chyba nie jest tak zanieczyszczone jak słyszeliśmy. Kiedy wreszcie stajemy nad brzegiem z radości milczymy. Woda! Po sam horyzont tylko woda! I to nie żaden syf, ale czysta, przejrzysta, morsko błękitna woda!

W takim momencie, normalnie chce się zrzucić natychmiast ciuchy i wskoczyć wprost w morskie fale, a my po prostu siadamy na jakimś murku i gapimy się w tę wodną masę zajadając lody. Potem spokojnie, powoli, krok po kroku zanurzamy się, ale z jakimś lękiem, że to, co widzimy to nieprawda i że ta woda może nagle wyparować , czy się cofnąć, czy nie wiem co.

Tkwimy w wodzie, trzymając się kamienia, a nad powierzchnię wystają tylko głowy. Takie dwa stworki – powierzchniogłowy morskie. Nigdy nie przypuszczałam, że kąpiel w morzu może być takim przeżyciem. Wychodzę z tej wody dopóki skóra na rękach nie zaczyna mocno się marszczyć.

A teraz o tym palcu bożym. Jeszcze przed morską kąpielą zauważyliśmy, że w Aktau jest niemało rowerzystów, a to mogłoby znaczyć, że jest tu całkiem dobry sklep rowerowy. Taki sklep przydałby się nam jak najbardziej, bo kilka części w rowerach odmówiło posłuszeństwa, zwłaszcza tarcza hamulcowa w moim „chińczyku”, która się znacznie wygięła.

Błękit Morza Kaspijskiego po kazachskiej stronie, nieopodal Aktau.
Błękit Morza Kaspijskiego po kazachskiej stronie, nieopodal Aktau.

Patrzymy na śmigających po wyznaczonej ścieżce rowerzystów. Zatrzymuję jednego, nie kierując się żadnymi kryteriami, po prostu chciałam zapytać czy jest tu w Aktau sklep rowerowy. Zatrzymany rowerzysta jednak niema dla nas dobrych wieści, ale od razu pyta czego potrzebujemy…

Pół godziny później jesteśmy u byłego trenera reprezentacji kolarskiej Aktau z czasów ZSRR. Człowiek już starszy, ale widać, że w świetnej formie.  Zabiera się do naprawy tarczy hamulcowej w moim rowerze. Trochę się obawiam, bo azjatyckie metody naprawcze są dla mnie dość kontrowersyjne, a na pewno mało skuteczne. Trener jednak dotyka tej tarczy jakby to był jakiś delikatny kwiat. Przykłada ucho do hamulca i słucha jak i kiedy tarcza wydaje charakterystyczny brzdęk trąc o klocki.

Trener kiwa głową, uśmiecha się delikatnie, idzie do swojego warsztatu i… wraca z łomem! A jednak nawet łomem można obchodzić się jak z piórkiem. Dziesięć minut pracy i gotowe. Tarcza naprostowana. Łomem. Toporne narzędzie prowadzone rękami pełnymi miłości do rowerów może najwyraźniej zdziałać cuda! I działa.

W gościnie u Iwana i Warii pałaszujemy placki ziemniaczane, Aktau.
W gościnie u Iwana i Warii pałaszujemy placki ziemniaczane, Aktau.

No ale wracając do tego palca bożego. Zatrzymany przeze mnie rowerzysta – Iwan, zaprosił nas do swojego domu, który na kilka dni stał się także naszym domem. Wspólne kolacje, dyskusje do późna, wymiana doświadczeń i spostrzeżeń… ech. To jedna z tych znajomości zawartych po drodze, które mają dużą szansę na przeistoczenie się w przyjaźń, a może już nią jest…

A jeśli chodzi o ten palec boży wreszcie, to jak to jest, że zapytałam o sklep rowerowy właśnie tą osobę a nie inną? Czysty przypadek? A może jednak to właśnie ten palec boży, który mną w tym momencie pokierował… pociągnął za sznurek odpowiedzialny za otwarcie ust? Już pomijam fakt, że Iwan to osoba nawrócona i chętnie rozmawia o wierze i w ogóle religii, ale wtedy nad morzem mogłam zaczepić kogokolwiek innego i nie poznalibyśmy trenera, nie miałabym naprawionej tarczy hamulcowej, a przede wszystkim nie spotkalibyśmy nowych, wartościowych ludzi.

To jak to jest? Przypadek? Czy nie przypadek?

O autorze: Alicja Rapsiewicz

Z zamiłowania i wykształcenia aktor-lalkarz. Pracowała przez 8 lat na różnych scenach w kraju i za granicą grając rozmaite role (od Krowy przez Anioła na Świętej skończywszy). Kilka zwrotów akcji w jej życiu i ciężki, ale ciekawy żywot wędrownego artysty, zaowocowały pomysłem aby objechać świat dookoła. Podróżowanie to jej największa pasja. Spędziła 4 lata w drodze przemieszczając się pieszo, autostopem, rowerem i jachtem. Odwiedzając rozmaite zakątki świata lubi przyglądać się codziennemu życiu mieszkańców i ich zwyczajom. Nie lubi się spieszyć. Nie wierzy w zdanie "nie da się", zdecydowanie jest zwolennikiem myśli "lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż żałować, że się w ogóle nie spróbowało."

Podobny tekst

Velo Małopolska – kręci mnie to!

Lubisz jeździć rowerem? Chcesz spędzić weekend albo krótki urlop w zieleni i blisko natury? Masz dość rozglądania się …

2 komentarze

  1. Świetna historia.
    A przypadków nie ma :)

  2. Bardzo fajna historia, ciekawe, czy po tych już 7 latach nadal macie kontakt z tymi ludźmi? Ostanio zauważyłem, że sporo osób zdecydowało się na podróżowanie dookoła świata. Często jest to podróż na motorze. ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *