Z wypiekami na twarzy dopasowujemy płetwy, maski i cały sprzęt do nurkowania. Niedługo schodzimy pod wodę, ale to nie będzie zwykłe nurkowanie, bo… idziemy na ślub. Na nasz ślub.
O siódmej rano zrywamy się z koi. Andrzej wkłada swoje nieśmiertelne bojówki i ciapkowatą koszulę z Indii, a ja biały T-shirt, który kupiłam za 33 centy w australijskim second hand i białe sztruksy, które dostałam od koleżanki. To nasze najlepsze ciuchy, a i tak wyglądamy jak dwa obdartusy :) Ale co tam, takie to już uroki podróżowania z plecakiem. Ślubne stroje nie były na żadnej znanej nam liście rzeczy niezbędnych w podróży, więc niczego takiego nie zabraliśmy. Okazuje się, że jednak trzeba było taka opcję wziąć pod uwagę…
W radosnym nastroju mkniemy na przystań gdzie spotykamy się innymi ”jachciarzami”: parą Belgów i Australijczyków, którzy tak jak my, zdecydowali się na podwodny ślub. Kwadrans później jesteśmy na miejscu ceremonii i dołączamy do trzydziestu innych par gotowych do nurkowania.
Podwodna ceremonia zaślubin to jedna z form promocji archipelagu Wakatobi jako raju dla amatorów nurkowania. Pomysł trafiony w dziesiątkę, bo na ceremonię przybyły pary nawet z Jawy. Rangę tego wydarzenia podnosi fakt, że dziś ma zostać pobity rekord Guinessa – w tym samym czasie ponad 30 par weźmie ślub pod wodą. Tak naprawdę pary te są już od dawna małżeństwami i w sumie chodzi bardziej o uczczenie rocznicy ślubu.
Plotka głosi, że miał przybyć nawet Prezydent Indonezji, ale z powodu natłoku obowiązków nie dotarł do Wakatobi. W jego zastępstwie przyjechał więc Minister Obrony Narodowej wraz ze świtą w postaci załogi okrętu wojennego. Jest telewizja, są kamery podwodne i jest ekran, na którym można obserwować na bieżąco to, co dzieje się pod wodą.
Wszystkie pary są odświętnie ubrane w kolorowe stroje tradycyjne z różnych regionów Indonezji. Na te piękne stroje zakładają sprzęt do nurkowania, co wygląda dziwnie i trochę groteskowo. Najciekawiej wyglądają panie w mocnym makijażu z jaskrawozielonymi maskami na twarzy. Czy makijaż jest wodoodporny? Zobaczymy pod wodą!
Uczestnicy podwodnego ślubu są bardzo poruszeni. Kolejne pary wskakują do wody, ale nikt się jeszcze nie zanurza. Kilkadziesiąt osób w oczekiwaniu na resztę unosi się na powierzchni wody, a ponieważ są w pełnych ubraniach wyglądają trochę jak rozbitkowie z indonezyjskiego statku. W dodatku w tle powoli sunie sobie reprezentacyjny okręt indonezyjskiej marynarki wojennej.
Wszyscy już w wodzie, gotowi do zanurzenia, a my stoimy dalej na pomoście jak te kołki. Okazuje się, że zabrakło dla nas sprzętu i nie będziemy mogli wziąć udziału w ceremonii. Możemy jedynie biernie uczestniczyć w tej zabawie oglądając relację na żywo w telewizji. Na ekranie wielkiego telewizora widzimy jak kolejne pary ustawiają się przy specjalnie zbudowanej na tę okazję konstrukcji, około 10 metrów pod powierzchnią wody. Każda para ma swoje miejsce w formie serca udekorowanego sztucznymi kwiatami i oznaczonego numerem. Widzimy parę nr 1, która wymienia obrączki, parę nr 2, 3… parę nr 23, 24 – o! 24 jest puste! To miejsce było przeznaczone dla Belgów… kamera szybko omija kolejne dwa puste miejsca – nasze i Australijczyków. Mimo, że jest to tylko zabawa, jest nam przykro i nie kryjemy rozczarowania.
Zauważa to gość specjalny – Minister Obrony Narodowej i pyta nas dlaczego nie nurkujemy z innymi. Kiedy dowiaduje się o brakach organizacyjnych i sprzętowych robi mu się głupio i zapewnia nas, że błąd ten naprawi. I teraz nam się robi głupio, bo nie oczekiwaliśmy interwencji samego Ministra w tak drobnej sprawie…
Po południu zostajemy zaproszeni na specjalną, kameralną ceremonię tylko dla nas – trzech par. Dostajemy najlepszy sprzęt, butle pełne tlenu i bukiety sztucznych kwiatów do ręki. Nurkujemy na głębokość 10 metrów i bawimy się przy ślubnej konstrukcji. Tym razem wszystkie miejsca – serca są tylko dla nas! Dekoracje i plastikowe kwiaty wyglądają kiczowato zwłaszcza na tle pięknej rafy koralowej, która jest parę metrów dalej. Kilka wygłupów, kilka zdjęć, a butle jeszcze pełne tlenu. Mamy ponad 30 minut żeby bliżej przyjrzeć się rafie i popływać w towarzystwie setek kolorowych rybek.
Cały ten ślub to oczywiście tylko zabawa. Zauważyliście pewnie, że na zdjęciach wyglądamy jak para nieszczęśliwych ludzi… to maski bardzo zniekształcają buzię i trudno się uśmiechać :) Bawiliśmy się świetnie i te wariacki chwile mile wspominamy…
Ciekawiło mnie jak wyglądają śluby pod wodą. Mogłoby się wydawać, że taka ceremonia sama w sobie jest wystarczającą atrakcją, ale jednak nie zapomniano o dekoracjach ślubnych, skromnych, ale jednak :)