Do Esfahanu wyjechaliśmy z Teheranu około 22. Specjalnie czekaliśmy na ostatni autobus, bo jakoś dziwnie nam się ubzdurało, że jedzie się tam ponad 8 godzin, czyli bylibyśmy na 6 rano. Myliliśmy się…
O 4 rano byliśmy już rozłożeni na karimatach pod dworcem w Esfahanie, bo nie chcieliśmy budzić tak rano Habiba, u którego mieliśmy się zatrzymać. O 4:30 dostaliśmy smsa o treści: „Dotarliście? Już nie śpię. Przyjeżdżajcie do mnie.” Zadzwoniliśmy do niego z pytaniem, skąd wie, że już jesteśmy w Esfahanie – „Autobus na pewno jechał autostradą, więc 6h to max. Dajcie kierowcę taksówki, to powiem mu, gdzie ma Was zawieźć.” Habib spadł nam z nieba, bo początkowo chcieliśmy poczekać do świtu, żeby go za wcześnie nie budzić, ale skoro już nie spał, to zwaliliśmy się do naszego hosta. Habib to informatyk świetnie władający angielskim i uczący się francuskiego. Mieszka z kolegą w wynajmowanym mieszkaniu, więc czuliśmy się bardzo nieskrępowani przez te kilka dni, które spędziliśmy u niego. Do centrum było nie daleko, więc czego chcieć więcej? Niczego… czas zacząć poznawać najpiękniejsze miasto Iranu i jego atrakcje!
Na centralny plac Esfahanu Naghsh-i Jahan obecnie częściej nazywany im. Chomeiniego (!!!! jak prawie wszystkie place w Iranie) przychodziliśmy każdego dnia, bo urzekł nas od pierwszego wejrzenia. Alicja taplała się w fontannie, ja miałem raj do fotografowania Iranek, które już widzieliście w jednym z pierwszych postów z Iranu. W wolnych chwilach od tych zajęć zwiedzaliśmy prześliczne meczety, bazary i chłonęliśmy Esfahan na całego! Zdecydowanie Esfahan załapał się na moją listę TOP 10 miast na świcie, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Powiem więcej… jest w TOP 5 :) Niestety spędziliśmy tam tylko 4 dni z czego jeden na rowerach, które sobie wypożyczyliśmy z nowo-otwartego systemu wypożyczalni rowerów miejskich w Esfahanie! Za darmo! :) Świetna sprawa, bo tym samym zwiedziliśmy największe atrakcje Esfahanu, które są rozsiane poza centrum miasta i nie trzeba było jeździć taksówkami czy zamotaną komunikacją miejską.
Zobaczyć Esfahan i umrzeć… oj tak. Ta była stolica imperium perskiego w wieku XVI była jednym z największych miast ówczesnego świata. Esfahan liczył sobie ponad milion mieszkańców. Dziś poza światowej sławy meczetami, mostami i pałacami słynie z produkcji pięknych dywanów, tym samym będąc stolicą „przemysłu dywanowego”. Choć przemysłem nazywać go nie powinienem, gdyż najcenniejsze dywany to ręczna robota, ale o dywanach będzie inny artykuł. Przyrzekam sobie, że podczas następnej wizyty w Esfahanie (a będzie na pewno) spędzę tam minimum dwa tygodnie.
Dobra tutaj, chyba opisywanie Esfahanu skończę, bo tak bardzo chcę Wam go pokazać, że już teraz muszę Was zaprosić do oglądnięcia fotografii z Esfahanu.
A co w następnym odcinku? Rodzynka naszego pobytu w Iranie – spotkanie z prawdziwymi nomadami. Po Mongolii w 2005 roku, gdzie trochę nomadami się zawiodłem, nie sądziłem, że kiedykolwiek PRAWDZIWYCH nomadów spotkam, a jednak… a wszystko to dzięki naszemu hostowi Habibowi, który zrobił nam tym samym niesamowitą frajdę i niespodziankę zabierając nas na trekking w góry Zagros.
Jeden komentarz
Pingback: Iran – nieprzyjazny krajobraz, przyjaźni ludzie - Świat Manuka