Bliskowschodnia toaleta "na Małysza".

„Na Małysza”, czyli z wizytą w azjatyckim kibelku.

Do Azji nie trzeba jechać, aby znaleźć i polubić te specyficzne kibelki „na Małysza”. Można się na nie natknąć z pewnymi modyfikacjami już choćby w ukraińskich czy rosyjskich pociągach (na muszli kucamy), ale szczególnego znaczenia nabrały one w Iranie. Dlaczego? Bo zrozumiałem ich drugą funkcję poza znaną mi do tej pory – sterylnością naszego tyłka!


O ile w naszej kulturze normalne jest, że po załatwieniu się podcieramy sobie tyłek papierem toaletowym, o tyle w krajach muzułmańskich już tak nie jest. Nie uświadczy się tutaj w toalecie pojemnika z papierem (chyba, że w polskiej ambasadzie w Teheranie ;) ), za to na pewno znajdzie się kranik i wężyk z wodą, co by sobie tyłek podmyć (zawsze lewą ręką, bo prawą się je). Dodam jeszcze, że kraniki te niejednokrotnie mają złotą armaturę oraz ciepłą i zimną wodę, więc dogodzić można sobie nieziemsko. Dla porównania zwykły kran przy umywalce ma zwykle tylko jeden działający kurek i nie leci z niego ciepła woda, a na pewno już nie jest on nawet pozłacany.

Bliskowschodnia toaleta "na Małysza".
Bliskowschodnia toaleta „na Małysza”.

Wracając jednak do wyższości kibelka „na Małysza”od takiego znanego nam trzeba nadmienić o dwóch zaletach. Kucając na azjatyckim przybytku nie dotykamy bezpośrednio naszym ciałem tronu, co szczególnie ważne jest w toaletach publicznych, gdzie ze sterylnością bywa, najdelikatniej rzecz ujmując, różnie. Drugą zaletą, która wyszła dość przypadkowo i wpadłem na nią dopiero teraz jest to, że każdy po sobie w kibelku spuszcza wodę, bo podmyć się trzeba, prawda? Sprawia to, że nie zdarza się tak, że kibel jest, kolokwialnie to ujmując, zasrany jak czasem bywa na polskich dworcach lub w pociągach jeżdżących na wschód od naszej granicy. Przewagę jednak nad nami mają taką, iż klimat tutaj jest ciepły i jak ktoś sobie na mokry tyłek ubierze majtki i spodnie, to obie te warstwy bardzo szybko wysychają i nic nie widać, nie wspominając już o kobietach noszących czarne namioty na sobie. Im to nie robi już żadnej różnicy, czy tyłek mają mokry czy nie – nic nie widać.

Odstępstwem od reguły jest powódź w publicznej łazience, którą miałem przyjemność raz przeżyć. Powodem pewnie było zatkanie się jednego z odpływów, a że woda dużej wysokości do pokonania nie miała („muszla” jest prawie równa poziomowi podłogi), to spora zawartość rur kanalizacyjnych wylała na całą łazienkę. Żałuję do tej pory, że aparatu nie miałem ze sobą, bo widok był przedni.

Irańskie mydłociągi.
Irańskie mydłociągi.

Ciekawym zjawiskiem są tzw. „mydłociągi”, tzn. my je tak nazwaliśmy. Są to rury prowadzące od wysokości kranu do zbiornika przy suficie, w których jest mydło. Nie ma potrzeby uzupełniać mydła co dwa dnia, gdyż zbiornik taki może mieć nawet 5 litrów…

Jeszcze inną ciekawą sprawą związaną z łazienkami w Turcji, Iraku, Iranie lub Pakistanie są klapki do łazienki. W związku z tym, że w zwyczaju krajów islamu jest chodzić po domu boso, coś trzeba było wymyślić z łazienką, w której często jest mokro. No więc wymyślono tzw. „dyżurne klapki”. To też nasza nazwa robocza, ale spełniają one funkcję nie mniej ni więcej taką, że zakłada się je za progiem łazienki lub przed progiem, jeśli jest ciasnawo w środku i dysponuje się nimi do woli. Problemem dla nas było zawsze przyzwyczajenie, lub raczej jego brak, że klapki te trzeba zostawić przed wyjściem z łazienki. Trochę głupio czuliśmy się będąc przyłapanymi przez właścicieli mieszkania w „klapkach służbowych” na korytarzu, nie wspominając już pokoju :/

Klapki "służbowe"
Klapki „służbowe”

To tyle na temat kibelków, przynajmniej na razie. Przepraszam wszystkich, którzy czytają naszą stronę podczas posiłku. Pewnie odłożyliście posiłek na później i lepiej skupiliście się na lekturze ;)

Pozdrawiamy z jakże ukochanej przeze mnie Azji!

PS: Mam nadzieję, że tak nazywając te azjatyckie wynalazki Pan Adam się nie obrazi. Oczywiście nie mam zamiaru go tutaj obrażać porównując w jakiś sposób do toalety, ale bardziej chcę uruchomić polską wyobraźnię w celu lepszego zrozumienia tematu. Pewnie Finowie nazywają taki kibelek „na Ahonena” a Niemcy „na Hannavalda”. Z racji tego, ze Ci skoczkowie w danym kraju sa najpopularniejsi lub kojarza sie jednoznacznie ze skokami narciarskimi.

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Kible świata – subiektywne zestawienie

Spotkałem się kilka dni temu ze znajomym z liceum, którego dość dawno nie widziałem. Gatka szmatka, jak tam życie, …

4 komentarze

  1. Andrzejku, „ubrać” to czasownik zwrotny. Ubierać się, ubrać kota, ubrać psa itd. Nie ubiera się klapek. Klapki się zakłada. Piszesz loga to naucz się poprawnie pisać.

    • Dziękuję za zwrócenie uwagi. Poprawiam!
      Uczę się całe życie, a ten tekst to jakieś 6-7 ;at temu powstał… choć nie tłumaczy to mojego błędu.
      Pozdrawiam,
      Andrzej

  2. Azjatycki sposób jest zdrowszy, ale w zachodniej kulturze chyba się nigdy nie przyjmie xD

  3. Na Stocha ;))))) Chyba bym się nie odważyła :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *