Mamy pełen respekt dla ludzi, którzy z poświęceniem realizują swoją pasję. Gdy zobaczyliśmy zdjęcia z poprzedniej edycji Festiwalu Muzyki Lodowej, to wiedzieliśmy, że mamy tutaj do czynienia z ludźmi, którzy są zwariowani w najlepszym tego słowa znaczeniu. Postanowiliśmy ich poznać i zrozumieć fenomen lodowej muzyki…
Tak czasem bywa, że jedno spojrzenie wywołuje silny impuls. W głowie powstaje myśl i trwa w niej jak mocno wbity gwóźdź. I nie daje spokoju, dopóki nie ulegniesz. Musisz to zrobić.
>W trakcie poszukiwań informacji o zimowych wydarzeniach kulturalnych w Norwegii, trafiłam na zdjęcie z Festiwalu Muzyki Lodowej w Geilo (czyta się „iailo”). Dokładnie w tym momencie niewidzialny młotek wbił mi równie niewidzialny, ale mocno odczuwalny gwóźdź, który przytrzymywał etykietkę z napisem JA CHCĘ TAM BYĆ.
Oczywiście w pierwszym odruchu sięgnęłam po obcęgi, żeby gwóźdź z głowy usunąć, no bo: to już za tydzień, więc mało czasu na przygotowania, drogie bilety, za późno by znaleźć tani lot, zimno, brak czasu, bo gonią nas terminy, transport w Norwegii drogi, nie mówiąc o hotelach, a jedzenie jakie drogie…
Mimo wszystko, słabo mi szło wyrywanie gwoździa, więc o pomoc poprosiłam Andrzeja. Pokazałam mu zdjęcia z Festiwalu, spodziewając się odpowiedzi: „fajne, ale nie damy rady”, a on wykrzyknął mi nad głową: „Musimy tam pojechać!”. Bezsilne obcęgi z głuchym dźwiękiem spadły na ziemię i w pokoju rozległo się charakterystyczne kłapanie starej klawiatury andrzejowego komputera. Zaczęło się załatwianie. Ma chłopak dar przekonywania – kilka godzin później mieliśmy już potwierdzoną akredytację prasową na festiwal. Natychmiast kupiliśmy bilety lotnicze tanich linii i nakreśliliśmy plan wycieczki.
Pojechaliśmy, zobaczyliśmy, przeżyliśmy to, posłuchaliśmy i wróciliśmy. Jak było? Mroźno, bajkowo, hipnotycznie, trochę kosmicznie i bardzo energetycznie. To, co podpowiadało mi zdjęcie, spełniło się w każdym calu.
Zlot pasjonatów absolutnych
Ojcem całego wydarzenia jest artysta muzyk, prawdziwy pasjonat i znawca lodu. Można długo słuchać jego opowieści o dźwiękach, które wydaje lód pochodzący z różnych części świata. Terje z prawdziwym oddaniem tworzy i gra na instrumentach lodowych nie tylko w czasie Festiwalu, daje też koncerty w Europie, a lodowe instrumenty przechowuje sobie w zamrażarce przemysłowej.
Festiwalowym mistrzem lodowego rzeźbiarstwa jest Amerykanin Bill Covitz, który na co dzień zajmuje się wycinaniem lodowych figur na zamówienie. W jego rękach piły motorowe wydają się być leciutkimi pędzlami. Chyba nie ma rzeczy, której Bill nie potrafiłby wyrzeźbić w lodzie.
Nad wyglądem sceny i scenografii czuwa Portugalczyk Helder Neves. W tym roku w dekoracji tylnej części sceny pomagały rzeźbiarki z Estonii, które mimo mrozu i ciągle padającego śniegu, dzielnie pracowały nad swoimi śnieżnymi płaskorzeźbami.
Oprócz ludzi, którzy tworzą instrumenty, na festiwal przyjeżdżają muzycy, którzy podjęli się wyzwania, aby z tych lodowych arcydzieł wydobyć dźwięki. Do tej pory zastanawiamy się jak harfiarce, nie odpadły z zimna palce w czasie koncertu i jaki patent ma trębacz Arve Henriksen, żeby lodowe trąbki nie przywarły mu do ust.
Patrząc na nich wszystkich można odnieść wrażenie, że to ludzie opętani lodową gorączką. Przez te kilka dni festiwalu intensywnie pracują nad tym, żeby wydobyć jak najlepszy dźwięk z lodowych instrumentów. To jest pasja absolutna i dlatego tak interesująca i zdecydowanie budząca nasz respekt.
Jak to się robi?
Festiwal Muzyki Lodowej to tylko 3 dni, ale przygotowania do niego zaczynają się o wiele wcześniej. Materiał na instrumenty trzeba wykroić z zamarzniętego jeziora i ocenić, czy się nadaje do dalszej obróbki.
Z kilkumetrowych kostek Bill Covitz piłą łańcuchową wykrawa ogólny kształt instrumentu, a potem troszkę mniejszą piłą i rozmaitymi dłutami wydobywa szczegóły. Niektóre instrumenty dęte drążone są jeszcze wiertłem a niektóre przecina się na pół, usuwa zbędny lód a potem skleja się wodą.
Najwięcej pracy wymaga chyba harfa, która jest też jednocześnie bardzo delikatnym instrumentem. Niestety w tym roku Sidsel Walstad zagrała na niej tylko jeden koncert, bo instrument po ponownym nastrojeniu po prostu rozsypał się w drobne kawałki. Harfa nie wytrzymała napięcia. Mimo wszystko na główny koncert w sobotę powstała mini wersja harfy i wszystko grało.
W każdej edycji Festiwalu Muzyki Lodowej powstaje instrument specjalny. Tym razem był to TalaTuT – ogromna podwójna trąba. TalaTuT to w lokalnym języku urządzenie, przez które się mówi, aby być lepiej słyszalnym.
Oprócz wielkiego TalaTuT, ciekawie prezentowała się wiolonczela, na której grał szwedzki muzyk, a jego żona Katarina wtórowała śpiewając. Był to jeden z piękniejszych koncertów tego festiwalu.
Budowanie instrumentów jest częścią festiwalu i jedną z jego głównych atrakcji, dlatego każdy kto przyjedzie do Geilo może obserwować pracę lodowych artystów. Instrumenty nie powstają w jakimś zamkniętym warsztacie, wręcz przeciwnie, stworzona jest specjalna przestrzeń, gdzie wszystko widać jak dłoni i każdy może sobie zobaczyć jak się robi lodową wiolonczelę, harfę lub TalaTuT. Można podejść do artystów i pogadać sobie beż żadnego skrępowania. I to jest najpiękniejsze. Festiwal jest dla każdego, nie tylko dla koneserów i pasjonatów.
Co grają?
Patrząc na wyrzeźbione z lodu instrumenty naprawdę trudno uwierzyć, że można wydobyć z nich jakikolwiek dźwięk. A jednak jest to możliwe. Muzyka grana podczas festiwalu jest inspirowana głównie folkowymi tematami skandynawskimi, co jeszcze bardziej nadaje koncertom niepowtarzalnego charakteru.
Wieczorne koncerty, które oczywiście odbywały się w plenerze, trwały dość krótko, bo po około 30 minut. Było tak zimno, że po tym czasie zarówno artyści jak i słuchacze marzyli tylko o tym , aby się ogrzać. Godzinka przerwy i zaczynał się kolejny koncert.
Dobra, przyznam, że może rodzaj muzyki lub nawet niektóre dźwięki mogą nie być w guście każdego, ale samo patrzenie na scenę z lodowymi instrumentami przenosi w inny świat. Można się poczuć jak w krainie Królowej Śniegu. Koncerty zupełnie nas zahipnotyzowały i jak tylko skończył się jeden nie mogliśmy się doczekać następnego, mimo, że równolegle trwał koncert naszych zębów dzwoniących z zimna.
Cała impreza jest świetnie zorganizowana, ale najważniejsze jest to, że panuje tu dość luźna atmosfera, bardzo przyjacielska, wręcz domowa. Nie ma jakiegoś niepotrzebnego zadęcia, oprócz tego w lodowe trąbki.
Zobaczymy czy w przyszłym roku uda nam się nie ulec pokusie pojechania na festiwal, ale coś mi mówi, że trudno będzie się oprzeć, no powiedzcie sami… czy ta muzyka nie jest hipnotyzująca? Zdajemy sobie sprawę, że jest to temat bardzo niszowy, ale szaleńców lubimy wspierać i m.in. dlatego tyle miejsca na naszym blogu poświęcamy temu tematowi. Mamy nadzieję, że był on dla Was ciekawą odskocznią od plaż, roweru, pustyni, palm i innych tematów, które ostatnio tutaj serwowaliśmy.
P.S. Tak… wiem, że ponad 6 minut filmu to słaby pomysł, ale naprawdę nie byłam w stanie go bardziej okroić… i tak serce boli, że tylko mały fragment tego wydarzenia możemy tu pokazać.
Ja to bym się bał zostawić namiot nawet na Antarktydzie. Nic tylko bym się bał i myślał o nim bez ustanku…. :)))
Weź no… :P
Zostawiałem swój dobytek, jednak w takie miejsca, że samemu trudno mi było się tam dostać, więc prawdopodobieństwo, że ktoś przypadkowo to znajdzie, a w dodatku ukradnie, jest minimalne… (jakie to miejsca? Zdarzyło się nawet w wielkich krzakach blisko autostrady)
My tez zostawialiśmy namiot z rzeczami w środku i nam nie tknął. Poza tym, z tego co tam rozmawialiśmy z ludźmi, to jest bardzo duże zaufanie społeczne i ludzie nawet samochody na 15 minut zostawiają zapalone przed sklepem i nic nie ginie…
Niesamowity kraj, który musimy lepiej poznać. Dzięki za komentarz :)
Czekam na obszerną relację jak sobie poradziliście z noclegami i w ogóle!
Coś na pewno naskrobiemy!
Byle do weekendu, a na razie do pracy trzeba przysiąść… blee ::/
Nie słyszałam jeszcze o tym festiwalu, ale brzmi kapitalnie!
Prawda? Trochę się boimy rozczarować, bo zdjęcia są kapitalne, ale jak będzie na miejscu ciężko przewidzieć. Na razie na pewno będziemy musieli błagać pogodę o mróz! :))
Z tymi kosztami w Norwegii to bywa bardzo różnie, grunt to się dobrze zorganizować. Niektóre produkty spożywcze są w takich samych cenach, a nawet są tańsze, np. tuńczyk w puszce – ok. 3-6 koron, najtańszy chleb kneippbrod to też mniej niż 10NOK. WIęc da się! Co do namiotu Norwegia pod tym względem jest rewelacyjna, można rozbijać się wszędzie, byle dalej niż 100m od czyjejś własności, nieruchomości itp. Mam za sobą nocowanie w centrum lasu (parku) w Tromso, gdzie po prostu zostawialiśmy nasz namiot na cale dnie i gnaliśmy do miasta – da się! Powodzenia!
Ooo! To co piszesz napawa optymizmem! A co jeszcze jest w mniej więcej tych samych cenach jak w Polsce? Zostawiałaś rzeczy w namiocie, czy był tak dobrze zabunkrowany, że i tak nikt by go nie znalazł?
A co do Tromso to słyszeliśmy same dobre opinie, szczególnie teraz, gdy jest zorza, ale czasu trochę brak. W Polsce życie nabiera rozpędu…
W namiocie zostawialiśmy generalnie wszystko, oprócz dokumentów, aparatu i absolutnie najważniejszych rzeczy, ale wiadomo, tego nie zostawia się nigdzie. Ponieważ tak naprawdę, jak zwykle, mieliśmy ze sobą absolutne minimum jakiegokolwiek wyposażenia, to i w namiocie zostawało mało rzeczy. Raczej nie obawiałabym się jakichś kradzieży. Co do cen jedzenia, to na pewno wyjścia do restauracji nie należą do taniego sposobu pozyskiwania pożywienia, standardowe danie główne to zazwyczaj ok. 250NOK – wysokie koszty pracy i wynagrodzenia wymuszają wysokie ceny produktów i usług wymagających wkładu i czasu pracy człowieka. Natomiast generalnie jak się samemu sobie gotuje, kupuje produkty w sklepach, to nie wychodzi najdrożej – nie mówię tu o najlepszej jakości wędzonych łososiach, ręcznie obieranych krewetkach itp. Tanie są mrożonki warzywne, makarony z najniższych półek – którym niczego nie brakuje itp. Tu znajdziejsz gazetkę reklamową na 2 i 3 tydzień tego roku sklepu Coop Prix (akurat taki sklep jest też w Geilo): http://kundeavis.coop.no/aviser/prix/ost/?id=1143. Przejrzyjcie sobie, zobaczycie w jakich cenach są produkty objęte promocjami i czego można się spodziewać.
Magda, ogromne dzięki za te wskazówki i gazetkę! :)
A ja mam takie pytanie, czy może w takich sieciowych sklepach są mikrofalówki w których można sobie samemu podgrzać jedzenie zakupione w sklepie?
Pytam, bo tak właśnie było w Japonii. W supermarketach zawsze był kącik, gdzie można było sobie przysiąść podgrzać posiłek i zjeść. Jeśli coś takiego istnieje w Norwegii byłoby przewspaniale.
Generalnie nie spotkałam się jeszcze nigdzie w Norwegii z mikrofalówkami w sklepach. Ale za to jest ciepła kawa w wielu supermarketach, np. Rema1000, Byggmaker itp. :) Kiedyś była też taka akcja z kubkami na Statoilu: kupowało się kubek i przez cały rok można było za darmo nalewać sobie do niego kawy (w domyśle przy każdym tankowaniu, ale bez tankowania też działało:) Jeszcze raz powodzenia!
Aż miło popatrzeć na te zdjęcia podczas naszej pięknej wiosny tej zimy :) Powodzenia!
O rany, brzmi genialnie! Co ja piszę, brzmieć to będzie dopiero jak nagracie ten koncert i podzielicie się nim z nami, ok? :) Udanego wyjazdu!
No co Ty? Nic nie zdradzimy! Zdjęcia zabezpieczymy hasłem w ukrytym folderku :D
A tak serio, zależnie od tego jak nam szybko pozdychają baterie to będziemy chcieli nagrać też vloga. Już czuję, ze trudno to będzie opisać ;-)
Dzięki!
Super! Ceny faktycznie bardzo wysokie, więc polecam się zaopatrzyć. Oslo przepiękne i można zobaczyć wiele ciekawych rzeczy. Jeśli byście chcieli je zobaczyć, polecam skontaktować się z Klubem Zdobywców. To klub Polaków mieszkających wokół Oslo, którzy są bardzo pomocni i oprowadzą po miejscach nie opisanych w przewodnikach, co zaoszczędzi czas i da wiele więcej wspomnień. Jak byście byli zainteresowani, napiszcie, to podam namiary. Pozdrawiam
(makajo.sosnowiec@gmail.com)
Kaśka
Śliczne dzięki Kasia za wskazówkę i za zostawienie namiarów! :)
Też na pewno przyda się innym Polakom podróżującym do Norwegii.
Pozdrowienia.
Nie ma za co! Polecam się! :-)
wow! ja tez chcem tam!
o matko lodów!czad:)
Wiedziałem Angelka, że Ci się spodoba! :)
super :)
Przegraliście zakład, jestem na Boracay i jest 30 stopni na rajskiej plaży B-)
To pokaż lokalsom te instrumenty – na pewno będą wniebowzięci :P
This is not Africa, this is not Africa, but it’s, it is, it’s the opposite of Africa, very very very very cold cold colcolcolcold!
Tak właśnie było! :))
Zdecydowanie, to jest mój ulubiony fragment :D
Wspaniale!
Rewelacja!!
Mega!
coś pięknego :)
Hej!
Gratuluję pięknej podróży!
Świetna sprawa z Norwegią zimą!
Ja odważyłem się tylko latem, przepiękny kraj! :)
Wtrącając małą dygresję.
Chciałbym zapytać o sprzęt fotograficzny jaki wozicie ze sobą i czym nagrywaliście ten film.
Stoję przed zakupem i zastanawiam się między jakimś lustrem (ciężkie) sony rx10 a waszym a 6000.