Rzecza, ktora najbardziej bedzie mi sie kojarzyla z Peru, sa taksowki. Glownie zolte, ale nie tylko. Kolor zalezy od tego, czy taksowkarz jest zrzeszony w korporacji, czy dorabia na wlasna reke. Jednak niezaleznie od tego, jaka by nie byla forma dzialalnosci, fakt jest jeden: w Peru taksowek jest PELNO. Moze nie rzucalo sie to tak w oczy w Limie, gdzie bylo wiecej prywatnych samochodow. Jednak w pozostalych miastach czy wioskach przewazajaca liczba samochodow to taksowki.
Bardzo komicznie wygladalo to na skrzyzowaniach. Czasem na czerwonym swietle stalo okolo 10 samochodow i tylko 2 sposrod nich bylyu innego koloru. Reszta byla zolta z napisem „taxi”. Czasem mialam wrazenie, ze w mniejszych miasteczkach, kazdy, kto ma samochod, od razu przerabia go na taksowke i tak zaczyna zarabiac.
I wszystko wskazuje na to, ze jest to oplacalny biznes. Cena paliwa w tym kraju jest niespotykanie niska (choc nie tak niska jak w Wenezueli), wiec koszt przejazdu taksi jest rowniez niski. Za przejazd z dworca usytuowanego na peryferiach miasta do centrum placilismy zazwyczaj 3 sole (okolo 2,5 zl). W Polsce za taka kwote nawet by sie nie wsiadlo do taksowki :) A skoro stawki za przejazd sa takie niskie, to zeby porzadnie zarobic, trzeba zdobyc jak najwieksza liczbe pasazerow. I tu sie zaczyna koszmar wszystkich gringos w Ameryce Poludniowej…
Bo skoro ktos idzie sobie spokojnie chodnikiem, zwiedza, fotografuje, to na pewno chce wziac taksowke. A zatem juz z daleka, gdy tylko zobacza kogos idacego, taksowkarze zaczynaja trabic i tym samym oznajmiac, ze podjezdzaja. A gdy juz zbiliza sie do kogos zaczynaja krzyczec: „Taxi, taxi!”. Zazwyczaj odpowiadalismy „Gracias, no quiero!” (Dziekuje, nie chce!) – czasem pomagalo i taksowkarz odjezdzal. Ale na jego miejsce podjezdzal nastepny „Taxi! Taxi!”. No bo skoro przed sekunda jednego odprawilismy wcale nie oznacza, ze jednak nie chcemy taksi, a noz jednak zechcemy teraz… „Taxi, taxi!”…. „Taxi, taxi!”….”Taxi, taxi!”…. a moze jednak: „Taxi, taxi!”….
Probowalismy ignorowac i nie reagowac na te nawolywania. Tez nie dziala. Czasem taksowkarz potrafil podjezdzac do nas, redukowac tempo do naszego kroku i jachac jakis czas obok, nawolujac ciagle „Taxi, taxi!”. Nerwica brala nas ogromna. Zreszta nie tylko nas, jak sie okazywalo. Wielu spotkanych przez nas Europejczykow reagowalo podobnie jak my. Bo przeciez logiczne jest, ze jesli chce taksowke, to w jakis sposob to sygnalizuje. No, ale jak sie okazuje jest to logiczne tylko dla Europejczykow. Tu po raz kolejny okazalo sie, ze logika jest troche inna…
W temacie taksowek warto wspomniec jeszcze jedna rzecz, a mianowicie: mototaxi. Sprowadzone przez Chinczykow opanowaly wiekszosc mniejszych miasteczek. W Iquitos chociazby bylo ich wiecej niz samochodow, w Piurze podobnie. Podejrzewam, ze sa pewnym etapem na drodze do dorobienia sie samochodu, ktory po kupieniu i tak zostalby taksowka.
Te peruwianskie taksowki na dlugo pozostana w mojej pamieci. Po pierwsze, jako cos, czego pelno bylo na ulicach. Po drugie, jako cos, przed czym trudno sie bylo opedzic. Po trzecie, jako cos, co powodowalo ogromny halas. A po czwarte, jako przyklad latynowskiego braku logiki :)