Kanion Colca

Wiecie, jak to fajnie byc Polakiem. Pewnie wiecie;) , ale nie wiecie, jak to fajnie jest byc Polakiem w Ameryce Poludniowej… a jesli chce sie ktos dowiedziec, to zapraszamy do Kanionu Colca.

Kanion ten jest najglebszym kanionem na swiecie, bynajmniej nie jest nim Wielki Kanion w Stanach Zjednoczonych, jak mysli duzo osob (sam zreszta tez tak kiedys myslalem :/ wstyd sie przyznac). Jesli jest naj, to oczywiscie nie moglo go zabraknac na trasie naszej wyprawy. Zdecydowalismy sie wiec z Arequipy wybrac na wyjazd w strone Kanionu Colca. Wycieczka byla dwuczesciowa. Pierwszy dzien raczej krajoznawczo-wypoczynkowy, czyli przejazd do miejscowosci Chivay, po drodze przystanki w punktach widokowych i przy lamach, alpakach oraz bikuniach. Po poludnio z Chivay poszlismy do goracych zrodel. Eliza miala to juz obiecane w Ekwadorze w Banos, ale nie wyszlo. Obiecalem jej za to gorace zrodla na Slowacji, ale ze napatoczyly sie Banos, to szybciej obietnica mogla byc spelniona. Tak wiec, wieczorem grzalismy sie w zrodlach wyplywajacych spod wulkanu, ktore maja temp. 85 stopni celcjusza, a nasz basen mial jakies 40 stopni. Widok niezapomniany – wszystko w dolinie Colca, a siegajac wzrokiem w gore olbrzymi Wulkan. I to by bylo na tyle leniuchowania.

Kanion colca.
Kanion colca.

Nastepny dzien zaczal sie od pobudki o 6 rano i przejazdu do miejsca widokowego Cruz del Condor, gdzie codziennie ok godziny 8 rano przylatuja kondory. Mielismy szczescie, przelecialo 5 (nastepnego dnia nie bylo zadnego, bo zaczal sie okres skladania jaj). Po kilkudzisieciu minutach wsiedlismy w autobus jadacy w strone miejscowosci Cabanaconde i tu zaczal sie trekkingowy etap naszej wycieczki. Z biura dostalismy przewodnika po Kanionie, ktory wszedl z nami do autobusu, zostawil plecak i wyszedl. Autobus zaczal odjezdzac, a jego nie ma. Odslaniam firanke przy tylnej szybie autobusu i widze go… biegnie… no to sie super zaczelo. Autobus sie rozpedza, a ja czym predzej biegne do kierowcy z krzykiem: PARE, PARE!! Mowie, zeby zaczekal, bo nasz przewodnik, bo go nie ma, bo biegnie. Zalapal. Zatrzymal sie. Poszedlem na nasze miejsce. Po chwili pojawia sie przewodnik, zdyszany okropnie. Mowie z usmiechem na twarzy: „De nada” (Nie ma za co). Usmiecha sie i mowi, dziekuje :) Dobrze, ze trafil na dwoch przewodnikow – z nami nie zginie smielismy sie;)

Po kilunastu minutach marszu od szosu doszlismy do zbocza Kanionu Colca. Widok mnie zachwycil jeszcze bardziej niz Cordiliera Blanca. Ogromne skaly, blekitne niebo, a na dole mala rzeczka, Rio Colca… niesamowite. Po sesji zdjeciowej i przyblizeniu nam trasy, a raczej pokazaniu malutkich punkcikow, czyli wiosek przez ktore bedziemy przechodzic po drugiej stronie kanionu, zaczynamy schodzic na dol. Na mapie 4 godziny, zeszlismy w 3. Bedac na dole dochodzimy do mostu na rzece, ale wczesniej idziemy sie oplukac w Rio Colca. Wracamy kilka krokow do mostu i dostajemy do wypelnienia ksiazke meldunkowa: imie, nazwisko, nr paszportu, narodowosc etc. Wzialem pierszy dlugopis i patrze kolumne wyzej – p?sze Andrzej. Oczy przecieram. Hmm… patrze dalej, nazwisko polskobrzmiace, nr paszportu przypominajacy polski, narodowosc polska. Gdzie mozna spotkac Polakow w Peru? Oczywiscie na dnie Kanionu Colca! A dlaczego to takie oczywiste, o tym za chwile…

Andrzej nad Kanionem.
Andrzej nad Kanionem.

Przechodzimy przez most, zaczynamy sie wspinac i dochodzimy do pierwszej wioski, tam jemy obiad i glasczemy kota. Oczywiscie do kogo wskoczyl na kolana? Do wujka Andrzeja:) Po obiedze mamy zdecydowac, czy idziemy dluzsza droga przez wioski czy dnem kanionu. Eliza mnie zabila wzrokiem: „Tak, chcemy zobaczyc, jak zyja ludzie w Kanionie Colca” – mowie. Po kolejnych kilku godzinach lazeniach w sloncu, kurzu i wietrze docieramy do oazy, ktora jest symbolem tego, ze jak czlowiek chce, to nawet z najwiekszej dziury sie wybije. Osada ta zostala zalozona, przez jedna z rodzin mieszkajacych w Kanionie. Malzensto, ktore je zalozylo mialo 6 dzieci. Trojka PO studiach w Limie, dwujka pomagajaca przy obsludze turystow i najmlodsza na stancji w szkole, w Cabanaconde. Zszokowal mnie poziom oswiecenia tych ludzi. Wiedza, ze trzeba inwestowac w nauke. Dzieci po ekonomii, zarzadzaniu i turystyce podpowiedzialy, jak zrobic biznes na dnie Kanionu i powstala wlasnei ta oaza, w ktorej jest swietny klimat, slomiane domy, pole namiotowe, restauracja, sklep i basen. Da sie? Da sie! Wcale nie trzeba krasc, aby cos osiagnac w Peru…

Po meczacym dniu, jeszcze bardziej meczacy. Wstajemy w srodku nocy. Jak sie okazuje, Elizy wczesnioejszy bol gardla zamienia sie w grype i biedna ledwo zywa wdrapuje sie z dna Kanionu Colca na jego gore. Bylem z niej dumny. Z zatkanym nosem, oslabieniem udalo jej sie pokonac te trase. Weszlismy na gore i doszlismy do Cabanaconde, tam zjedlismy spoznione sniadanie i pojechalismy w strone Arequipy, w ktorej spedzilismy jeszcze jedno popoludnie i pojechalismy wieczorem do Cuzco, a tam czekaly kolejne ciezkie chwile, nawet niewiedzielismy jeszcze, ze az tak ciezkie…

Avenue Polonia
Avenue Polonia

No dobra, to co z tymi Polakami w Kanionie Colca? Idziemy sobie wraz ze poznanymi gringos droga z Chivay do goracych zrodel i widzimy na jednym z domow napis „Av. Polonia”!! Ci zdziwieni, my zachwyceni! O co chodzi? A no o to, ze to wlasnie przez ten Kanion, caly po raz pierwszy splyneli wlasnie Polacy na przelomie lat siedemdziesiatych i osiemdziesiatych – Canoandes ?79. Nikt nie wiezyl, ze im sie uda. Oni sami przeznaczyli na to kilka dni, a skonczylo sie na morderczej walce na smierc i zycie przez 33 dni. To wlasnie dzieki nim Kanion Colca zyskal taka slawe na swiecie i jest teraz odwiedzany przez turystow z calego swiata. To wlasnie ten heroiczny wyczyn naszych rodakow sprawil, ze mowiac ze jestesmy z Polski wszyscy tubylcy szerzej sie usmiechaja lub kiwaja glowa z uznaniem. Z reszta na Plaza de Armas w Chivay jest tablica upamietniajaca to wydarzenie. Teraz juz wiecie, dlaczego najtawiej spotkach Polaka w Kanionie Colca i dlacego znalazl sie on na trasie naszej wyprawy. Oj fajnie byc Polakiem…

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Czarny rynek dolarowy w Wenezueli

Łażę sobie po różnych miejscach w sieci i sporo osób dziwi, o co chodzi z pieniędzmi w Wenezueli. Dlaczego nie opłaca się ich …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *