Trudno się przyznać, ale musiało minąć prawie 35 lat, żebym w końcu dotarł w to miejsce. Ilekroć ktoś o nim opowiadał, słyszałem tylko zachwyt. Ilekroć Alicja o nim opowiadała, jeszcze bardziej chciałem tam pojechać, ale nigdy się nie składało. Było za daleko? Nie po drodze? W końcu, gdy przenieśliśmy część naszego życia do samochodu, postanowiłem że poza pracą musi też się znaleźć miejsce na odkrywanie Polski.
Droga z Elbląga wiodła nas w stronę Kaliningradu. Co rusz wyprzedzały nas wypasione fury na rosyjskich blachach. Asfalt był równiutki jak stół z Ikei, a nasz domek na kółkach przyjemnie mknął przez pagórkowatą krainę. Pojawiało się coraz więcej drzew i zieleni. W końcu zjechaliśmy w mniejszą drogę, krętą jak nitka, która wypadła na podłogę z maminego koszyka z włóczkami. Samochodów prawie wcale. Tylko od czasu do czasu mijaliśmy wioski, które kompletnie mi tutaj nie pasowały. Kojarzyły mi się bardziej z województwem opolskim, a nie ze wschodem Polski.
Słońce było dokładnie za nami. W tylnym lusterku odbijały się promienie zachodzącego za horyzontem słońca. Nitkowata droga co chwilę błyszczała złotem, a mijane pola żyta i pszenicy lśniły jakby pokropione słodziutkim miodem.
Jechaliśmy w milczeniu. Chyba żadne z nas nie chciało psuć tych magicznych minut, bo wiedzieliśmy oboje, że za chwilę czar pryśnie. Zrobi się noc, a my będziemy musieli wrócić do rzeczywistości i znaleźć jakieś dogodne miejsce na nocleg.
Życie w samochodzie ma tę ogromną zaletę, że dom wozimy ze sobą. Jesteśmy jak ten żółw, co nosi swoją skorupę. Każdego wieczora znajdujemy zaciszne miejsce – z dala od ludzi, gdzieś na uboczu. Jemy kolację i wskakujemy na tył samochodu. Tam już czekają nasze śpiwory i maty, których nie musieliśmy składać poprzedniego ranka. Haa! Tu kolejna zaleta samochodu – nie trzeba pakować się co rano. Po prostu wstajemy, ubieramy się i zamykamy za sobą drzwi mobilnej sypialni. Ej, no bo kto lubi słać łóżko co rano albo składać namiot? ;-)
Poranek był jeszcze piękniejszy niż zachód słońca dnia poprzedniego. Zaparkowaliśmy pod ogromnymi klonami, ale było tak ciemno, że nic poza nimi nie widzieliśmy – kompletnie nas zamaskowały. Towarzyszył nam, znany z dalekich podróży, dreszczyk emocji. Gdzie się dziś obudzimy? Co zobaczymy? Jaki będzie wschód słońca?
Wiedziałem na pewno, że w końcu je zobaczę – mazurskie jeziora. Tak wybraliśmy sobie trasę na Google Earth, żeby jechać jak najwięcej wzdłuż jezior. Tych małych, mało znanych, ale też tych dużych, zapamiętanych na lekcjach geografii – Mamry, Niegocin, Selmet.
Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że tak będzie mnie ta wycieczka cieszyć. Jechałem w nowe miejsce, ale to przecież Polska. Cóż w niej takiego niezwykłego mógłby ktoś zapytać? Podróże już mnie nauczyły, że to nie odległość czy kraj, do którego jedziemy są ważne. Tu chodzi o emocje. Jeśli towarzyszy nam entuzjazm i ciekawość świata, nawet wycieczka w najbliżej położone zakątki Polski może być niezwykła. Jadąc na Mazury czułem ten sam uścisk w dołku, który towarzyszył mi w drodze do australijskiego Uluru czy Kimberly. Wtedy i teraz nie mogłem się doczekać, co odkryję i czy moje wyobrażenie tego miejsca jest podobne do rzeczywistości.
W pierwszej kolejności kierowaliśmy się na Jezioro Mamry. Tam, zgodnie z obietnicą naszej przyjaciółki, która zapadła się ostatnio w gwatemalskiej dżungli, mieliśmy znaleźć coś niezwykłego. Koniecznie miałem wzbić w powietrze naszego drona, bo z lotu ptaka ponoć robi to największe wrażenie. Miała rację! Sama nad tym przelatywała kiedyś małą awionetką, więc dokładnie wiedziała, co zobaczymy w podglądzie obrazu na tablecie. Obracając kamerą na boki w końcu dostrzegłem te dziwne… jakby pogubione w gęstym lesie klocki lego. Historia tego miejsca wciągnęła nas kompletnie na następnych kilka godzin, ale o tym już następnym razem…
Fantastyczny opis! No i zdjęcia, takie plastyczne :)
Też nigdy nie byłam na Mazurach… bliżej mi do gór, jednak chyba czas najwyższy gdzieś dalej w Polskę się zapuścić!
Dziękuje:)
Góry najukochańsze, wiadomo! Ale pierwszy raz od dawna poczułem, żę ta północno-wschodnia część Polski to mnie zassie na dłużej!
Polecam na następny wyjazd Suwalszczyznę i Puszczę Augustowską:)
Bardzo, bardzo chętnie! Był taki plan prawdę powiedziawszy, ale rzeczywistość ściągnęła nas na południe, do Krakowa…
Polska jest piękna, bardzo piękna! Tak masz rację, chodzi nie o miejsce, a o emocje, o doświadczenie, o przeżycia, to one budują wspomnienia. Miejsce jest już mniej ważne. Nie mogę się doczekać kolejnego wpisu :D
Zdjęcia są niesamowite! Talent do fotografii macie bezdyskusyjnie :)
Pozdrawiam cieplutko z niezbyt ciepłej Anglii ;)
Jest, jest! Zdecydowanie!
Z fotami to schodzi bardzoooo dużo czasu, ale miło jest bardzo, gdy się podobają. Dziękuję :)
Wpis lada dzień!
Mazury zawsze będę pięknie wspominać, mam nadzieję się tam kiedyś wybrać po raz czwarty :) nocne niebo nad Kietlicami podczas perseid (na które trafiliśmy całkiem przypadkiem) – coś wspaniałego!
A te klocki lego mnie zaintrygowały, zaraz szukam, o co może chodzić :D
Haha! Noooo, ciekawym czy zgadniesz :D
Jak zawsze fajnie się czytało i oglądało. Będą zdjęcia Waszego mobilnego domu? Jakieś patenty organizacyjne które stosujecie żeby się wygodnie mieszkało?
Tak, na pewno będzie o samochodzie tuż po serii z Mazur.
ja tu mieszkam od urodzenia a i tak jestem zachwycona jak tylko ruszę gdzies w plener
Zupełnie inne niebo i zachody słońca tam macie. U nas w górach, słońce szybko chowa się za szczytami, a na Mazurach ta ceremonia jest rozciągnięta w czasie… Tak mi się trochę Australia przypominała :)
zazdroszcze pobytu w Australii. ja mieszkam w regionie mazur garbatych, to jeszcze inaczej wygląda niz w tej poludniowej – turystycznej czesci regionu
A ja wiem o jakie klocki chodzi :) Mimo że pochodzę z zupełnie innego rejonu Polski, kocham Mazury. Co tam góry, co tam morze! Mazury mają w sobie coś niewytłumaczalnie pociagajacego. Z tej miłości zostałam nawet przewodnikiem po mazurskich atrakcjach okolic Giżycka. Mój autorski program to „Szlakiem betonowych tajemnic” – Giżycko, Mamerki, Gierłoża, Leśniewo.. tak że ten.. Fajne te klocki :)
Brawo Kama! Zgadłaś :)
Szkoda, że nie wiedziałem, bo chętnie bym się z Tobą wybrał tym autorskim szlakiem! Może jeszcze kiedyś będzie okazja?
Pozdrawiam ciepło :)
My byliśmy w tym roku po raz pierwszy na dłużej. Piękne tereny, bezkresne pola, ciekawe miasteczka. Zaliczyliśmy Elbląg, Olsztyn. Kętrzyn, Reszel, Św. Lipkę, Wilczy Szaniec, Giżycko. A potem na równie piękną suwalszczyznę!
O widzisz! To część trasy podobnie jak my. Na Suwalszczyznę już niestety nie dojechaliśmy, ale to znów kolejny powód, żeby w tę część Polski jeszcze wrócić :)
Takie mazurskie „must see”. We Wrocku żeśmy się minęli, na Mazurach też jak widzę:-)
Dobra, dajcie znać, jak pojedziecie w Beskid Żywiecki! :) Do trzech razy sztuka!
w zeszłym roku byliśmy we wrześniu! Ale kto wie….kto wie…
Byłem na Mazurach w tegoroczne wakacje. Cudowna sprawa!
Hej.mazury to: wakacje co roku u babci i pierwsze milosci, pocalunki pod rozgwiazdzonym niebem lub ucieczki na samotne wysepki czy tez odszukiwanie starych malenkich cmentarzy w mazurskich lasach…namiot, jeziora, zagle, pola kukurydzy,mlodosc,dzikosc w sercu!EH…wspomnienia! Tak dawno to bylo…
Bo najpiękniejsze są Mazury! :D
Sielankowo tak bardzo ;)
Mam podobnie jak Ty – w tak wielu miejscach byłam, a Mazury wciąż nieodkryte :) Z południa Polski wydaje się to być daleko – jak zatem wytłumaczyć podróże za granicę? :)
Pozdrawiam!
hmmm, prawie jak u mojej babci na wsi w świętokrzyskim :)
Malownicza okolica. Mazury to jedno z moich ulubionych miejsc na mapie Polski. Chętnie jeździmy tam z całą rodziną na wakacje. Uwielbiam ten sielski klimat, który tam panuje.