Z Przemyśla przez Lwów i Kijów do Moskwy

Witajcie! Jak widać jeszcze żyjemy ;) W chwili obecnej jesteśmy w Moskwie, choć oczywiście nie obyło się bez niespodzianek, ale może od początku.
Zgodnie z planem spotkaliśmy się w niedzielę lekko po 6 w Przemyślu i ruszyliśmy busikiem na granicę polsko-ukraińską. I jakby tu powiedzieć, tu nasze plany się pokrzyżowały i wszystko trzeba było przebudować.

Na granicy z Ukrainą najwięcej szczęścia miała Kasia (była pierwsza i przeszła bez problemów), potem zaraz po jej odprawieniu była poranna zmiana warty i my (ja, Konrad i Piotrek) mieliśmy już mniej szczęścia. Gość wstał chyba lewą nogą i musiał się trochę powyżywać, co zaowocowało dwukrotnym zawróceniem nas z granicy, z powodów bliżej nieokreślonych. Jednak nasza upartość wzięła górę i już za 3 razem udało nam się dostać na terytorium Ukrainy. Straciliśmy niestety 2 godziny i spóźniliśmy się we Lwowie na bezpośrednie połączenie do Moskwy. Czas, który mieliśmy do pociągu wykorzystaliśmy na zwiedzenie Lwowa. Po przyjeździe do Kijowa, okazało się, że pociąg do Moskwy uciekł nam 10 minut wcześniej i następny mamy dopiero za 12 godzin.
Ten czas znów wykorzystaliśmy na zwiedzanko. Zrobiliśmy sporą rundkę po Kijowie, oczywiście nie opuszczając słynnego Majdana. O 13:40 mieliśmy pociąg do Moskwy, do którego wpakowaliśmy się pół żywi. W Moskwie mieliśmy być po 15 godzinach, ale to oczywiście też była tylko teoria. Nasi ukraińscy „przyjaciele” zadbali na granicy, żebyśmy się nie nudzili – oczywiście chodziło im o „prezent” w wysokości 10 USD od osoby. My jednak byliśmy twardzi i rżneliśmy głupa, że nic nie rozumiemy;) Tutaj trzeba też podkreślić wyjątkowe zdolności Kasi – jej czarujący uśmiech, który przekonał ukraińskich pograniczników, że obędzie się bez „prezentu”.Po 5 rano byliśmy w Moskwie. Pierwsze kroki skierowaliśmy na Dworzec Jarosławski, ale wcześniej, zanim jeszcze weszliśmy na peron Dworca Kijowskiego, Kasia została zatrzymana przez rosyjską milicję, w celu sprawdzenia jej dokumentów – ma dziewczyna szczęście;) Nasze „papierki” jednak są w każdym względzie czyściutkie, więc problemów nie było. Spokojnie udaliśmy się na Dworzec Jarosławski, gdzie można kupić bilety na kolej transsyberyjską.
Moskwa – Dworzec Jarosławski – początek magistrali transsyberyjskiejTam jednak okazało się, że najwcześniejsze wolne miejsce w klasie „plackartnyj” do Irkucka jest dopiero na 1 lipca, co dla nas było stanowczo za późno. Były bilety w klasie „kupiejny”, ale te były dla nas za drogie, więc postanowiliśmy pokombinować. Trochę „poniuchaliśmy” w okolicach dworca, zawarliśmy kilka „znajomości” i dowiedzieliśmy się, że nieopodal jest jeszcze jedno miejsce, gdzie można kupić bilety na słynnego TransSiba, jak tu nazywana jest Kolej Transsyberyjska. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już posiadaczami biletów na trasie Moskwa-Irkuck na 30 czerwca – dokładny odjazd – 14:40 czasu moskiewskiego (+2h do czasu polskiego). Po 88 godzinach podróży dotrzemy do Irkucka (choć byłoby zbyt nudno, żeby to tak łatwo przeszło;-) ), a potem skierujemy się nad Bajkał, gdzie postanowiliśmy o jeden dzień wydłużyć nasz postój kosztem Moskwy. To jednak na razie przyszłość.
Jutro (29 VI) natomiast kontynuować będziemy dzisiaj rozpoczęte zwiedzanie stolicy Rosji – na koniec zostawiliśmy sobie Kreml i moskiewskie metro. Pojedynek u Antona i BorysaTeraz jednak czas na polsko-rosyjski pojedynek;) Gdzieś, kiedyś, ktoś we Francji napisał, że 1 litr wódki to dawka śmiertelna dla człowieka z wyjątkiem Rosjan i Polaków… tak więc, właśnie zamierzamy rozpocząć pierwsze starcie z Antonem i Borysem, u których się zatrzymaliśmy – zobaczymy kto wygra. Runda druga w środę wieczorem.
Do następnego napisania…

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Mandżuria, Harbin i Rosja poraz drugi, czyli granica chińsko-rosyjska w Zabajkalsku

Tak, tak, to znowu my. Dotarliśmy niedawno szczęśliwie do Harbinu. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Jak się okazało, …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *