Australijczycy mają świra na punkcie kuchni i jedzenia. Ciągle o nim mówią, wymieniają się recepturami, spotykają się w knajpach lub na popołudniowego grilla. W telewizji królują programy kulinarne. Co więcej, aby dostać obywatelstwo australijskie trzeba spełnić jeden z wymogów, który też jest związany z jedzeniem!
Kilka tygodni temu gościł nas u siebie pewien młody, przedsiębiorczy Australijczyk, który mieszka wraz z żoną i małym synkiem na farmie położonej na kompletnym bezludziu. Pierwszego wieczoru zostaliśmy uraczeni powitalną kolacją, na którą pani domu przygotowała prawdziwe australijskie hamburgery. Mimo, że nie jestem miłośnikiem fast food’u, muszę przyznać, że legendarny „aussie burger”, w dodatku domowy, smakuje wyjątkowo i nie ma nic wspólnego ze śmieciowym jedzeniem.
Co jednak decyduje o tym, że akurat ten hamburger jest australijski? Otóż w samym środku kanapki, gdzieś nad świeżo grillowanym mięsem z dodatkiem ziół, rozpływającym się żółtym serem , pod pierzynką z chrupiącej sałaty, plasterkiem soczystego pomidora i drobno posiekanej cebulki czerwieni się porządny plaster marynowanego buraczka w towarzystwie soczyście żółtego , słodkiego ananasa. Buraczek, ananas i czasem też sadzone jajko zamieniają zwykłego hamburgera w prawdziwego Australijczyka. Oczywiście wszystko to potraktowane sosem majonezowym domowej roboty. Niebo w gębie, o ile potrafi się ugryźć tę mega wielką kanapkę…
Próbowaliśmy potem sami przyrządzić sobie takiego hamburgera, ale to już nie było to samo – nie mieliśmy odpowiedniego sprzętu, którym jest „aussie bbq”. My nazwalibyśmy to po prostu grillem, czy to gazowy czy elektryczny sprawia, że każdy kto posiada ową maszynę może nazwać się Australijczykiem z krwi i kości. Już kilka razy słyszeliśmy taką anegdotę: Cudzoziemiec składa podanie o przyznanie obywatelstwa australijskiego. Urzędnik przegląda papiery i mówi:
– Wszystko się zgadza, ale zaznaczył Pan, że nie posiada swojego bbq, na którym mógłby robić aussie burgery.
– Tak, to prawda. Nie posiadam. Poza tym jestem wegetarianinem.
– Rozumiem. Niestety w związku z tym, nie możemy Panu przyznać obywatelstwa. Jednym z podstawowych warunków pozytywnego rozpatrzenia aplikacji jest posiadanie „aussie bbq” :)
Kto chce do Australii emigrować, musi najpierw zainwestować w porządnego grila ;)
PS: Jesteśmy obecnie w Darwin u znajomej, która codziennie ogląda programy… kulinarne. Na początku mało nas to interesowało, ale nie chcieliśmy wyjść na niegrzecznych, więc zaczęliśmy dzień po dniu oglądać program, który okazał się jakimś ogólnokrajowym konkursem na najlepszych kucharzy. Po dwóch dniach wciągnęliśmy się do tego stopnia, że mieliśmy swoich faworytów, a że nadchodził finał, to tym bardziej nie chcieliśmy ostatniego odcinka przegapić. Wygrały niejakie Sammy i Bella, które w półfinale rozniosły dwie Włoszki, a w finale duet australijsko-azjatycki.
I co w tym ciekawego? W sumie nic, poza tym, że wczoraj rano przeglądaliśmy niedzielne wydanie NT News i znaleźliśmy mały wycinek o siostrach Sammy i Bella, które część ze swojej wygranej (bagatela 100 tys. dolarów) chcą przeznaczyć na wycieczkę do… Polski, aby odwiedzić babcię. Jak się okazało dziewczyny mają korzenie w naszym kraju, a my jakoś dziwnie podświadomie im zaczęliśmy kibicować.
Poniżej wycinek z gazety! :)