W końcu wygramy! Musimy wygrać!

Birmańska wiosna

Po latach izolacji Birma, obecnie zwana Myanmarem, staje się łakomym kąskiem dla międzynarodowych inwestorów. Zęby ostrzą na nią nie tylko kraje zachodu, wraz z postępem reform stopniowo znoszące sankcje ekonomiczne, ale również sąsiednie kraje azjatyckie – Singapur, Japonia, Indie i przede wszystkim Chiny.

Do tej pory rządzony przez juntę wojskową (choć obecnie już bez mundurów i w cywilu) wciśnięty pomiędzy dwóch wciąż wzrastających gigantów – Chiny i Indie, uważana był za pariasa wśród krajów Azji, a jej kontakty z krajami ościennymi były mocno ograniczone. Prawa człowieka w Birmie były rażąco nieprzestrzegane, co stanowiło jedną z przyczyn odsunięcia się od niej krajów Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i Kanady. Liczącymi się graczami na birmańskim boisku pozostawały jednak Chiny, Indie i Korea Południowa. Dopiero niedawno, w 2010 roku, po blisko 60 latach dyktatury, odbyły się pierwsze wolne wybory. Jakkolwiek opozycja uważała je za upozorowane, a  w nowym rządzie wciąż zasiadali znani z dyktatury generałowie, udało się przeforsować kilka istotnych reform, które umożliwiły Birmie demokratyczne zmiany i otwarcie się na świat – przynajmniej w teorii.

Anteny satelitarne to już duży postęp na drodze ku demokratyzacji Birmy.
Anteny satelitarne to już duży postęp na drodze ku demokratyzacji Birmy.

 

Po dekadach zamknięcia Birma wydaje się być niezaoranym kawałkiem żyznej ziemi. Kraj oferuje potężny potencjał inwestycyjny w praktycznie każdym sektorze, począwszy od rolnictwa, przez surowce naturalne, budownictwo, energetykę, telekomunikację czy bankowość. Oczywiście, potrzeba lat, aby usprawnić system inwestycji, infrastrukturę, czy wykształcić nową kadrę urzędniczą, jednak najważniejszym problemem mogącym odstraszyć potencjalnych inwestorów jest wciąż niestabilny aparat rządowy oraz brak jasnych reguł inwestycyjnych.

Coraz ważniejszym źródłem dochodu Birmy jest turystyka. Kraj wypełniony jest unikalną buddyjską architekturą, projekty wnętrz tysięcy starożytnych pagód mogą stać się wielką atrakcją turystyczną. Jakkolwiek jednak branża turystyczna działa jak magnes na zagranicznych inwestorów, zyski z niej czerpane omijają w dużej mierze kieszenie lokalnych społeczności.

Gospodarka Myanmaru jest jedną z najsłabiej rozwiniętych na świecie, co jest efektem dekad stagnacji, złego zarządzania i izolacji. Kluczowe gałęzie przemysłu były przez lata kontrolowane przez dyktaturę. Korupcja jest wszechobecna, dodatkowo juntę oskarża się o handel heroiną na ogromną skalę. Słabo zurbanizowany, gęsto zalesiony kraj jest jednym z głównych producentów drewna tekowego na świecie i głównym źródłem jadeitu, pereł, rubinu i szafiru. Pod niezwykle żyznymi glebami ukryte są złoża olejów i gazu. Mimo tego bogactwa, ludzie żyją w nędzy.

W Birmie ciężka praca jest codziennością. Praca wre, ludzi się cieszą, ze coś się zmienia.
W Birmie ciężka praca jest codziennością. Praca wre, ludzi się cieszą, ze coś się zmienia.

Wiele z zachodnich firm jubilerskich odmówiło korzystania z zasobów Birmy, pomimo doskonałej jakości kamieni szlachetnych, ze względu na rażące zaniedbania praw człowieka w tym regionie. Zagraniczne inwestycje na tym polu pochodzą więc przede wszystkim z krajów ościennych nie zważających na problemy etyczne: Chin, Singapuru, Korei Południowej, Indii czy Tajlandii, która kupuje większość wydobywanych w Birmie kamieni szlachetnych. Również krótko po upadku reżimu pierwszymi firmami, które uzyskały koncesję na wydobycie złóż mineralnych były Malezja, Singapur i Tajlandia. Do ogromnych inwestycji w rafinerie szykują się Chiny.

Jak twierdzą eksperci, azjatyccy inwestorzy zainteresowani są wyłącznie ukrojeniem jak największego kawałka z birmańskiego tortu, poszanowanie demokracji czy praw człowieka nie mają tu żadnego znaczenia. Z drugiej jednak strony, wzmocnienie gospodarcze byłoby równoległe do reform politycznych. Korzystne środowisko ekonomiczne przybliżyłoby również Birmę do rozwiązania jednego z bardziej palących jej problemów: nawracających zamieszek na tle etnicznym.

Pozytywnym aspektem obecnie złej sytuacji gospodarczej Myanmaru byłby więc fakt, że nawet małe zmiany mogą dać duże efekty, zwłaszcza jeśli chodzi o standard życia przeciętnego obywatela. Miejmy nadzieję, że birmańska wiosna przyniesie ze sobą ocieplenie nie tylko klimatu ekonomicznego, ale i politycznego.

Obejrzyj zdjęcia z Birmy

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Rowerem przez laotańską dżunglę – fotocast

Zapraszamy Was na podróż w czasie do laotańskiej dżungli wzdłuż granicy z Birmą… Wyobrażaliśmy sobie, że wszędzie będą narkotyki, opium …

7 komentarzy

  1. A kto jest autorem „artykułu sponsorowanego” w tym wypadku? Amnesty International? :-)Nie chcę, żeby wyszło że się czepiam, ale dużo tu często nieprawdziwych uogólnień. Na przykład junta wojskowa już nie rządzi krajem i nawet jeśli to w dużej części ci sami ludzie, tylko już bez mundurów, to warto by jednak to podkreślić, zasygnalizować, wyjaśnić. Oficjalnie Birma ma rząd cywilny mniej więcej od ostatnich wyborów. Inny przykład to nieprawdziwe uogólnienie, że zyski z turystyki omijają kieszenie zwykłych obywateli. Przykład? http://www.tourmandalay.com – firma w całości w prywatnych, birmańskich rękach albo http://www.grandlotustours.com/gl/ założona przez byłych przewodników z Tour Mandalay albo http://www.interstartours.com założona przez parę birmańsko-brytyjską o ile dobrze pamiętam. Więc ostrożnie z tym politykowaniem :-)  

    • Żadne Amnesty International ;) Tekst został zamówiony przez agencję marketingową, która postawiła jeden warunek – ma się pojawić odpowiedni link w tekście. Nie martw się więc o to, kto teksty tutaj pisze i będzie pisać:) Szanuję moich czytelników i za uczciwe jednak uznałem napisanie „Artykuł sponsorowany”, jako autor, bo faktycznie było to zlecenie komercyjne. Wszystko jasne?

      Kto rządzi Birmą? Hmm… gdybym był dziennikarzem/reporterem, powinienem faktycznie napisać – generałowie, którzy ściągnęli mundury. Jako, że blog ten jest bardzo subiektywnym zbiorem tekstów, mam prawo napisać, to co czuję i myślę i nie muszę być super obiektywny, więc dla mnie „Birmą dalej rządzi junta” Fakt, że pod zmienioną banderą, raczej nie wiele zmienia.

      Spełnię jednak Twoją sugestię i dodam do tekstu te dwa słowa uściślenia :)

      Zaś, co do turystyki i pieniędzy z niej pochodzących, to wysyłasz sprzeczne sygnały. Poniżej dwa cytaty z Twoich wcześniejszych wypowiedzi na tym blogu:

      „Owszem firmy dzielą się na państwowe i prywatne, ale nawet te prywatne wymagają pozwoleń, a to wiąże się z regularnym opłacaniem rządowi. Chesz otworzyć prywatny guesthouse? Musisz opłacić się rządowi. Więc śpiąc w tym uważnie wybranym hostelu czy guesthousie i tak wkładasz kasę do kieszeni rządu. Można by się kłócić, że wkładasz jej mniej niż w przypadku gdybyś zdecydował się na hotel państwowy, ale nie oszukujmy się to drobnica w porównaniu do kasy jaką robią na minerałach, surowcach i paru innych rzeczach.”

      „No i pamiętajmy, że przynajmniej na razie przemysł turystyczny to drobniaki w kieszeni byłych generałów więc nie przejmumy się aż tak strasznie.”

      Jakiś komentarz do tego od Ciebie w stosunku, co chwilę temu napisałeś?

      I pytanie ode mnie: Dysponujesz statystykami, które pokazują, ile pieniędzy turyści zostawiają w prywatnych firmach, a ile trafia do byłych generałów? Czy te klika agencji, które wymieniłeś plus trochę prywatnych hoteli i kilku przewoźników zmienia bardzo stosunek prywatne a państwowe? Po raz kolejny jest to moje subiektywne odczucie – stosunek jest bardzo na niekorzyść prywatnych przedsiębiorców i im dłużej byliśmy w Birmie, tym bardziej mieliśmy wrażenie, że Lonely Planet robi nam wodę z mózgu, co zresztą sam podkreślałeś…

  2. Dzięki za konstruktywne ustostosunkowanie się do mojego czepialstwa. Nie widzę sprzeczności w moim stanowisku. To, że prywaciarze muszą żyć dobrze z rządem i się opłacać, nie oznacza że nie zarabiają na turystyce. Nie wiem ile dają rządowi, ale na pewno nie większość swoich zarobków, bo inaczej by im się to nie opłacało. Czepiam się więc jedynie sformułowania  „Jakkolwiek jednak branża turystyczna działa jak magnes na zagranicznych
    inwestorów, zyski z niej czerpane omijają w większości kieszenie
    lokalnych społeczności.”. Bo choć nie mam statystyk to nie wierzę, że te x prywatnych firm oddaje większość kasy rządowi. A lokalne społeczności? To przecież nie tylko ci, co robią w polu, ale także restauratorzy, hotelarze, ludzie tam zatrudnieni, obsługa naziemna balonów o której mówiłem już we wcześniejszych komentarzach, kierowcy, pracownicy linii lotniczych…przecież to nie są sługusy złego rządu :-).

    Nie mam statystyk ile firm w turystyce jest prywatnych, a ile państwowych, ale dla mnie wciąż granica jest mglista. No i fajnie, że widzicie co LP wyprawia. Znacie „Do Travel Writers Go to Hell?” (http://www.thomaskohnstamm.com/) – przeczytajcie w wolnej chwili jak nie znacie. Koleś opisał jak się robi przewodnik LP :-).

    Czy jesteście jeszcze w Birmie, a jeśli tak to jak długo zamierzacie zostać? Pytam, bo może będę w przyszłym tygodniu w Yangonie. Fajnie byłoby Was poznać.

    • LP to temat rzeka… i ma swoją jasną i ciemną stronę. Twojego nie znam, ale słyszałem o przewodniku z Kolumbii, znasz to?

      Jesteśmy w Tajlandii jeszcze przez 10 dni. Jutro ruszamy w stronę Złotego Trójkąta…

  3. To jak już wrócicie z chęcią zasponsoruję Wasz artykuł na temat Lonely Planet robiącego wodę z mózgu:) Bo mimo, że mają wiele przydatnych informacji, to kiedy ich czytam będąc w danym kraju mam wrażenie, że piszą o czymś innym.

    A co do Birmy, to mam nadzieję, że ich gospodarka pozostanie w ich rękach.

  4. jestem pod bardzo dużym wrażeniem,tego jak,co i dlaczego to wszystko czynicie. Naprawdę podziwiam Was Andrzeju i życzę powodzenia,i szczęścia w podróżach
     

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *