Ile to już razy kupiliśmy w Chinach coś, co wyglądało na rzecz nam znajomą, a potem nadchodziło wielkie rozczarowanie? Wiele! Wygląda jednak na to, że niczego się nie nauczyliśmy i ciągle popełniamy ten sam błąd. Dlaczego?
Kiedyś za pośrednictwem pewnego portalu społecznoścowego dotarła do mnie taka złota myśl: „Nigdy nie popełniam tego samego błędu dwa razy, popełniam go jeszcze pięć lub sześć razy, żeby mieć pewność.” Uwielbiam to zdanie, bo już wiele razy usprawiedliwiło moje roztargnienie, bezmyślność, nieuwagę. Jest to widoczne zwłaszcza przy okazji zakupów i zwłaszcza w Chinach.
Jest tak: idę ulicą chińskiego miasta. Wszędzie makarony, ryże i tofu. Zapach ulicy, śmieci i taniego jedzenia stanowią mało przyjemną mieszankę. Nagle dochodzą znajome, miłe dla nosa zapachy: jakieś bułeczki, ciastka,drożdówki? Tak, tuż za rogiem jest mała piekarnia. Rozmaite wypieki uśmiechają się do mnie zza witryny. Wchodzę do środka. Wybór jest spory. Są buły na słodko, są też na słono. Jest nawet pizza na grubym cieście. Na pocietej w kostce kiełbasce widać nawet kilka gramów żółtego sera. Smakowita przekąska o wczesnym wieczorze!
Kupuję taką pizzę i spragniona znajomego smaku wgryzam się w pierwszy kawałek i… bleeeeee. Ohyda! A miało być tak pysznie… Okazuje się, że ciasto pizzowe jest słodkie, co w sumie pasuje do słodkiej też kiełbasy, a niezidentyfikowana żółta maź udaje żółty ser.
Ta lekcja mówi: nie kupuj wypieków w Chinach choćby nie wiem co, a jednak jeszcze kilka razy dałam się nabrać na ciastka – niespodziankę. Łakomstwo wzięło górę nad rozsądkiem i doświadczeniem, no i skończyło się skwaszoną miną.
Półki chińskich supermarketów pełne są produktów, które na pierwszy, a nawet drugi rzut oka wydają się znajome. Jak tu nie skusic się na paczkę suszonych śliwek, gdy kolejny dzień z rzędu dokucza zaparcie? Na opakowaniu widnieje wielka śliwka węgierka, a w środku daje się wyczuć twarde, choć trochę małe owoce. Ryzyk fizyk – kupuję. Otwieram paczkę. W środku śliwki chyba jednak nie węgierki. Próbuję jedną i… bleeeeee. Śliwka naturalnie słodka, ale posolona!
Andrzej jako miłośnik nabiału, od zawsze kiedy pamiętam próbuje kupić w Chinach zwykłe mleko. Chyba jeszcze nigdy mu się nie udało, aby smak przypominał to co znamy z Polski. Mimo, że naklejki nie wskazują na to, że mleko jest o smaku gruszkowym lub brzoskiwniowym, to ciągle trafia na te wersje aromatyzowane, w dodatku słodkie jak lukier i rozwodnione do granic możliwości. Bez pomocy kogoś kto zna chiński, lub wie jak dokaładnie wygląda karton normalnego mleka, można tak eksperymentować do końca życia. W dodatku jeśli znajdzie się prawie idealne mleko w jednej prowincji Chin, to w następnej już nie jest ono dostępne i trzeba szukać od nowa.
To tylko takie trzy przykłady, ale tak naprawdę prawie codziennie napotykamy rzeczy, które z pozoru wyglądają, a nawet udają coś, co znamy z Europy, a okazują się czymś zupełnie innym. To co ma być słodkie jest słone i odwrotnie, to co ma być chrupiące jest gumowate i prawie nigdy zawartość nie zgadza się z rysunkiem na opakowaniu. Najgorsze jest to uczucie rozczarownia i myśl „znowu to zrobiłam, a przecież wiedziałam, że tak będzie”. Dlaczego jeszcze dajemy się na to nabrać? Kto mi to wyjaśni?
To znaczy, że macie w sobie duże pokłady nadziei i nigdy się nie poddajecie. Kiedyś musi się udać kupić coś, co będzie grało z waszymi oczekiwaniami! Chciałabym spróbować czarne i czerwone mleko, pełen odjazd :P
P.S. Jedziecie teraz rowerami?
Pokałdy nadziei mamy, ale ilość rozczarowań jest o wiele większa :)
A tak, jedziemy, pedałujemy przed siebie, a końca nie widać…
alez Ja uwielbiam te slone sliwki….mam nawet cale opakowanie zakupione w chinskiej hurtowni ,chetnie przyjme nastepne, jezli ma sie u WAS zmarnowac..:-D
Być może te śliwki zasmakowałyby mi, gdybym wiedzała, że są słono-słodkie. Jednak jeśli otwierasz paczkę z nadzieją, że są tam suszone węgierki, to rozczarowanie jest duże. Bardzo duże :)
A wiecie jak fajnie wychodzą naleśniki z proszku do pieczenia? Albo kawa z jogurtem? Przez 4 lata ciągle zaliczam wpadki, ale ostatnio kolega małżonek znalazł chińską kiełbasę co smakuje jak polska myśliwska (prawie). Jak znajdziecie na trasie sklepiki Developed Foods to przeszukajcie – mają nawet czasami polskie ciastka :) A na tackach z lunchem trafiaja się schabowe i pulpety w sosie pomidorowym. W sklepie maja mikrofalówki i cały posiłek kosztuje od 5 do 10 RMB. A kiedy do nas zawitacie?
No Magda, myślę, że takich i podobnych historii to masz wiele w swoim repertuarze :) Kiedy książkę napiszesz?
Ciekawa nazwa tej sieci sklepów „Developed Foods” jakby żarcie europejskie było bardziej zaawansowane w rozwoju niż chińskie :)
No kiełbasy mamy na pewno bardziej „developed” – a na pewno bez cukru i cynamonu :)
Fuj! Chyba miałąm nieprzyjemność skosztowania takiej kiełbaski. Smażyły się na grilu i mimo przypuszczenia bliskiego pewności, że są słodkie skusiłam się na jedną. Oczywiście, że była słodka i miała cynamonowy posmak, choc sama w to nie wierzyłam.
Pozdrawiam mam 62 wiosenki i jeszcze czekam kiedy gdzieś wyjadę nie ukrywam ze lubię ciepłe klimaty kocham ciepłe oceany macie ciekawie zal ze mam pewne ograniczenia parę lat wcześniej nic by mnie nie zatrzymało korzystajcie z tego to wasz kapitał pozdrawiam.
Dziękujemy za pozdrowienia i życzymy jeszcze wielu ciekawych wyjazdów w ciepłe klimaty :)
Skąd ja to znam… gdy oczy mi się swiecą i z nieodpartą ochotą rzucam się na cos co przypomina jakis polski smakołyk, a potem… no własnie. Bułeczka wyglądająca na taką z polskiej, swojskiej piekarni, a tam masa fasolowo – cukrowa w srodku.
Pierwszy dzień w Chinach i kawa z mlekiem o smaku… jabłkowym.
Białe kuleczki wyglądające kropka w kropkę jak Raffaello, a tam… małe kulkowe pierożki z jakim mięsem w srodku (pani sprzedająca mówiła: Pączka sobie zjedzcie! A my nie, te białe kuleczki chcemy! Dziesięć zjemy, dziesięć! No to nam dała..)
Hehe Pozdrowienia z Syczuanu :)
Bo najgorsze jest to, jak się człowiek nastawi na zupełnie inny smak. I choć może w przeciwnym razi to co je, by mu nawet smakowało, ale gdy się nastawi.. To rozczarowanie jest niewąskie.
Grabcia, tak właśnie w tym cały sęk…
Ostatnio odkryliśmy tu takie pyszne owoce, nie wiem jak się nazywają dokładnie: smakują jak poziomki, ale sa soczyste jak wiśnie i bajecznie słodkie. Jakaś Chinka nas wczoraj poczęstowała – wzięliśmy, bo bardzo je lubimy, a one były posolone… To tak jakby ktoś jadł poziomki, albo truskawki z solą.
.. albo pop corn na słodko :)
No i stało się… znów kiełbasa z cynamonem, tym razem w Hongkongu. A wyglądała tak smakowicie…
Chińskie wypieki są przepyszne :-P Ale te chińskie, a nie goniące zachód jak pseudo pizza. I tylko te całkowicie na słodko bo te z pozoru słone/mięsne/etc. i tak zawsze poleją lukrem, posypią kokosem i posłodzą. W kwestii rozczarowań spożywczakiem to największe przeżyłam gdy domniemana owsianka okazała się fasolką- bleah!
Hehe! Ola, oczyma wyobraźni widze Twoją minę! Te chwile są bezcenne! :))
Dla mnie największym szkoiem było pomylenie smalca z barana z drożdżówką z serem! Alicja miała ubaw, a ja po zjedzeniu tego frykasu nie jadłem niczego przez ponad 20 godzin – mocno energetyczna strawa mi się trafiła :)
Kilka dni temu miałam nieprzyjemność skosztować mleczno- fasolowych cukierków… Co oni mają z tą fasolą? ;-) Ale jedno jest w Chinach fajne- niezależnie od tego jak długo tu jesteś i jak pewnie się czujesz to one i tak cię zaskoczą, ha! Ale drożdżówki jadam tu z serem :-P
… i fasolowe lody chyba też są…
Fasolka w roli owsianki… Dopisuję do listy niezwykłości :) No to tylko dodać boczku wędzonego i jest fasolóweczka!