Słyszymy o tym często, że znajomy znajomego, albo teściowa dalekiego kuzyna, albo wujek kolegi z podstawówki, ale to jest ciągle na tyle daleko, że mimo chwili smutku i zastanowienia się, raczej nas nie dotyka. Życie toczy się dalej. Prawdziwy szok przychodzi, gdy TO dotyka kogoś z najbliższej rodziny. Ja też miałem wrażenie, że śnię na jawie, a jednak… stało się to najgorsze.
Kto nas śledzi od dłuższego czasu, pamięta przyczynę naszego nagłego powrotu do Polski zimą 2012 roku. Czułem, że mogę nie zdążyć. Pędziłem na urwanie karku, bo nie darowałbym sobie, a wszystko wyglądało bardzo źle. Fajnie się podróżuje, beztroskie jest to życie, ale to nasza bajka. Życie tutaj, w Polsce biegnie według innych reguł.
Na szczęście zdążyłem. Cała rodzina zmobilizowała się maksymalnie i była skupiona tylko na Nim. Musi przeżyć – nawet nie było mowy o innej wersji wydarzeń. Zastanawialiśmy się, co zrobić lepiej, a nie czy i jak robić w ogóle! Rak jednak, złośliwy szczególnie, to trudny przeciwnik i najwięcej zależy od osoby, która walczy. Tato wszystko przyjął na klatę mimo, iż pewnie też nie dowierzał, że TO się dzieje. Plany przecież były inne – myślami był w Hiszpanii, na szlaku św. Jakuba, bo co łączyliśmy się Skypem, to wspominał o przygotowaniach, różnych trasach, podpytywał, co warto zabrać, jak się spakować, iść samemu czy szukać kompanów? Hiszpania poszła niestety chwilowo w zapomnienie.
Tata walczył. Przyjął do wiadomości, że wróg jest groźny, ale potyczka nie była przesądzona. Nie wyparł się choroby, ale się z nią zmierzył, a my byliśmy przy nim, staliśmy murem. Dopingowaliśmy i wspieraliśmy. Stół szpitalny i ciężka operacja wypluła człowieka, którego fizycznie nie poznałem, ale uścisk ręki był ten sam. On był zawsze niezmienny – silny i stanowczy. Pomyślałem sobie – pójdzie kiedyś do Santiago, trzeba tylko czasu. Nie odpuści.
Po pół roku w Polsce, wszystko zaczęło nabierać dobrych barw. My mogliśmy wrócić na trasę. Przyszło lato, więc człowiek nabiera nowego optymizmu po szarej i smutnej zimie. Tata, choć jeszcze wtedy słaby zaczął już po cichu wracać do swoich pierwotnych planów – motywację do przejścia Szlaku Św. Jakuba miał tym razem jeszcze większą.
W marcu tego roku widziałem, że już go nosi. Pojawiła się dobra oferta na lot do Madrytu. Długo się nie zastanawiał. Kupiony bilet ustawia myślenie na inne tory – cel się urzeczywistnia. Mobilizujemy się jeszcze bardziej. Dziś jest już spakowany. Za chwilę lecimy. Tak, w liczbie mnogiej, bo kontrolnie odprowadzę go na początek szlaku, a potem poodwiedzam znajomych w Hiszpanii. Wracam za tydzień. Tata za ponad dwa, gdy dojdzie do miasta św. Jakuba. Należy mu się ta podróż! Wywalczył ją sobie…
Uwielbiam slyszec historie ludzi ktorzy wygrali z rakiem! Rak to nie wyrok, tego trzeba sie trzymac. Twoj tata faktycznie wywalczyl sobie ta podroz. Za to naleza mu sie gratulacje! Zycze wam wielu wrazen na szlaku.
bomba, bomba !!!
Czapki z głów!
Piona Andrzej dla Ciebie i twojego Taty!
Wow!! Super! Cieszę się podwójnie: że udało się wygrać z twardym zawodnikiem i że to Hiszpania, na dodatek północna! Dużo siły Tacie, a Tobie miłej zabawy w Españii! :)
Tato – trzymamy kciuki. :-))) To będzie na pewno dobra podróż :-)
Szerokiej drogi.
dla raka mamy fucka, nic poza tym. Go go go !!! :)
Niesamowite! :) Powodzenia dla Taty, na pewno sobie poradzi i wróci szczęśliwy i pełen energii i nadziei, bo Camino de Santiago to szlak magiczny… :)
Buen camino dla taty! Droga na pewno wynagrodzi mu wszystkie cierpienia. :)
Piekne słowa i czyny ktore wygrywają zawsze cyt: „Cała rodzina zmobilizowała się maksymalnie” Podziwiam i gratuluje motywacji do przejścia Szlaku Św. Jakuba !
Tato Andrzeja, tak trzymać!!!
Dobrej, wspólnej podróży!
Niesamowite. Szerokiej drogi!
Fantastyczne nowiny :-) Bo po to są marzenia !!!
Nigdy,ale to nigdy się nie poddawać! Dużo zdrowia!
pięknie :) normalnie się wzruszyłam :) szerokiej drogi
widziałam Was z Ala na zapiekankach krakowskich :D <3
Piękna i wzruszająca historia. A Tacie życzę samych dobrych ludzi na szlaku! :)
Niedaleko pada jabłko od jabłoni – Budniki to twardziele! :)
super, tata mistrz! trzymam kciuki za piękną wyprawę i życzę zdrowia i sił ile tylko trzeba!:)
Panowie, powodzenia :) Panie Staszku, czekamy na ciekawe opowieści przy kawie :)
Udanej podróży oraz fajnych i ciekawych ludzi na drodze:)
Czlowiek inspiracja! Milego pobytu x
Słowa uznania dla Taty! Dużo zdrowia i sił oraz udanej podróży :)
Fantastyczne wieści! Gratulacje! ^_^
Dobry tekst wybrałem na zakończenie dnia. Powodzenia!
Buen camino dla Taty. Podobno camino uzależnia, i Twój Tata będzie znów będzie chciał wrócić na trasę, czego mu serdecznie życzę. A jaką trasę wybrał ? Sama też kiedyś wyruszę.
Trzymam kciuki i kto wie może do zobaczenia z p. Stanisławem, bo ja mój szlak w tym roku zaczynam 14.06 od Leon-tam gdzie ostatnio skończyłam, więc jest szansa, że się spotkamy :)
Bardzo poruszający tekst – miło się takie rzeczy czyta :) Cieszę się, że plany się spełniają i życzę powodzenia !
Piękna i mądra opowieść. Dużo dobrych przeżyć dla Taty na szlaku Św. Jakuba!
Pozdrawiam z drogi – z Pisy.
Brawo! Jaki ojciec taki syn! Jak to dobrze, że wtedy bez zastanowienia wróciliście!
Wspaniale! Szacun dla Taty!
yesssssss! popłakałam się, piękne to! niech droga prowadzi, wszystkiego dobrego!
Super wiadomosc! :)
Spot on with this write-up, I honestly feel this site needs far more attention.
I’ll probably be returning to see more, thanks for the advice!
Brawo!!! Tak trzymać! Chcemy więcej takich historii w życiu codziennym!!
Warto w życiu mieć cel.
Piękna historia. To prawda, że jedną z tych mniej radosnych rzeczy w podróży jest śiwadomość, że gdzieś daleko toczy się zycie, którego kiedyś byliśmy częścią i są ludzie, z którymi tego czasu nie można dzielić, przynajmniej nie osobiście. Są skajpy, fejsy, i maile, ale wiadomo – to nie to samo. Bawcie się dobrze.
Pozdrowienia z Filipin
http://poluzujtamgdzieciecisnie.blogspot.com/
Serdecznie dziekujemy za dobre słowa! Tata już maszeruje sam w stronę Santiago!
Powodzenia, trzymam kciuki za Twojego tatę – jest prawdziwym wzorem dla tych, którzy zmagają się z rakiem czy innymi słabościami.
Najważniejsze to mieć motywację do życia! A Twój tata na pewno ją ma, więc da radę :)
Pozdrawiam,
Wiktor
http://plecakprzygod.wordpress.com/
Bardzo ważny wpis na tym blogu. Dzięki!
Już jestem i po powrocie zerknąłem do komputera aby zobaczyć co tam nowego wydarzyło się podczas mojej nieobecności. Powiem szczerze, że zostałem bardzo mile zaskoczony wpisami jakie zobaczyłem po ukazaniu się tekstu, który zamieścił syn Jędrek na swojej stronie. Jesteście wszyscy bardzo mili i bardzo Wam dziękuje za tak wspaniałe wpisy i lajki. Myślę, że jak trochę ochłonę to postaram się coś napisać na temat tak wspaniałej wyprawy. Camino ma swój urok, myślę, że camino potrafi uzależnić. Wędrówka do Santiago to nie tylko spełnienie marzeń, to czas który mamy dla siebie bez rygorów związanych z programem wycieczki, to chwile związane z poznawaniem nie tylko kraju ale bardzo wielu ludzi prawie z całego Świata. Ale o tym może szerzej w tekście o którym wspomniałem. Dziękuję i pozdrawiam. Stanisław.
Drogi Staszku!
Bardzo osobiście (wiesz dlaczego) odebrałem wspaniłą relację syna Jędrka o historii Twojej wędrówki do Santiago. Chciałbym Ci teraz wiele powiedzieć ale trudno zdobyć się na dłuższy komentarz, który mógłby choć w części pasować do tej na prawdę pięknej i na prawdę wzruszającej historii. Chyba dlatego wszystkie zapisane na tes stronie wypowiedzi są tak krótkie ale bardzo serdecznie wyrażają podziw i uznanie dla Ciebie. Bardzo na to zasłużyłeś.
Mój towarzysz tegorocznej wędrówki powiedział, że wybrał się do Santiago nie po to żeby czegoś szukać, ale po żeby coś znaleść. Jestem pewien, że to co Ty znalazłeś zachowasz na długo!